Prawo bez moralności - prof. Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta
Podstawą każdego porządku prawnego są zasady moralne, oparte na odróżnianiu dobra od zła.
Republika nie rozumie dziś pojęcia dobra i zła. Broni jedynie reguł prawa, ale nie jest w stanie powiązać ich z porządkiem moralnym – tak ocenił stan praworządności we Francji prezydent Nicolas Sarkozy. Choć sam nie jest może najlepszym wzorem moralnym do naśladowania, warto zastanowić się nad tym, co powiedział. Dobrze, że słowa te padły z ust prezydenta kraju, w którym tak zadbano o rozdział Kościoła od państwa, że skutecznie rozdzielono prawo od moralności, a pojęcia dobra i zła, leżące rzekomo w gestii religijnej, zepchnięto w domową prywatność, gdzie każdy może je sobie interpretować wedle własnego uznania i bez konsekwencji dla życia społecznego.
Dla wielu „postępowych” inteligentów polskich, a dla większości obywateli krajów zachodnioeuropejskich moralność sprowadza się dziś do przestrzegania prawa. Nie rozumieją oni, że podstawą każdego porządku prawnego są zasady moralne, oparte na odróżnianiu dobra od zła. Wyznawana przez współczesnych Europejczyków „moralność proceduralna” napotyka jednak rafy rzeczywistości społecznej, w której tworzy się przepisy prawa stojące w sprzeczności z moralnością lub wymyśla się niedefiniowane prawnie zasady typu „niedyskryminacja” lub „zbrodnia nienawiści”, które udają normy moralne, ale są interpretowane w zależności od woli demokratycznej większości, uformowanej najczęściej pod wpływem medialnych kampanii. Zbrodnią nienawiści może być więc brzydkie określenie homoseksualisty, ale nie spalenie kościoła. Nie wolno dyskryminować gejów lub kobiet w Kościele katolickim, lecz wolno bezcześcić krzyż. Ostatecznym arbitrem są nie tyle sądy, ile media, które lansują zasadę „róbta, co chceta”, a potem żyją z relacjonowania wynikających z tej zasady wynaturzeń.
Chaos myślowy, jaki powstaje w wyniku tych wszystkich zabiegów, dobrze ilustruje niedawna historia pewnej polskiej lekarki, która wypisywała bezdomnym fałszywe recepty, pozwalające im leczyć się za bezcen. Lekarka niewątpliwie popełniła przestępstwo, polegające na fałszowaniu dokumentów, które miały na celu wyłudzenie tanich lekarstw. Mimo to sąd umorzył sprawę. Pytanie: dlaczego? Co wzięto pod uwagę? Przecież zgodnie z literą prawa należała się jej kara. Otóż wzięto pod uwagę dobro moralne, jakie wedle sądu przeważyło nad przewinieniem lekarki. A więc jest coś poza prawem czy ponad prawem stanowionym, co należy brać pod rozwagę, jeśli ocenia się czyn człowieka.
Przykładów rozbratu prawa z moralnością oraz bezradności wymiaru sprawiedliwości wobec zaniku stosowania norm moralnych przez przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości jest w dzisiejszym świecie zachodnim bez liku. Oto w Niemczech jacyś „etycy” pragną zlikwidować umieszczane w budynkach szpitali lub organizacji religijnych okna nadziei, do których matki w kryzysie mogą wkładać swe niechciane niemowlęta. Argument, jakiego użyli owi „etycy”, jest doprawdy porażający.
Stwierdzili oni bowiem, że praktyka okien nadziei jest sprzeczna z prawem człowieka do informacji o swoim pochodzeniu. Wikłając się w porównania różnych praw stanowionych, owi moralni analfabeci stwierdzili pośrednio, że prawo człowieka do takiej informacji może być ważniejsze niż jego prawo do życia. A może przyświecała im „zbrodnia nienawiści” do życia? Obawiam się, że gdyby poddać tę ostatnią sugestię głosowaniu, to przepadłaby ona we wszystkich chyba parlamentach europejskich.
Skrajny przykład rozziewu między prawem a moralnością zanotowano ostatnio w Rosji. Ponieważ rosyjska milicja – licząca ponad 800 tysięcy armia bezkarnych funkcjonariuszy terroryzujących obywateli – coraz częściej dopuszcza się morderstw, gwałtów i grabieży, minister spraw wewnętrznych Federacji Rosyjskiej wezwał rodaków, aby stawiali opór naruszającym prawo milicjantom. Trudno o dobitniejszy przykład oficjalnego stwierdzenia bezradności prawa wobec sił, które tego prawa winny bronić, oraz bezsilności prawa wobec używania jego narzędzi przeciw prawu i moralności. Skąd ten dramatyczny apel rosyjskiego ministra? Otóż z praktycznej obserwacji, że siły prawa gwałcą sprawiedliwość.
Czy mamy robić to, co dyktuje prawo państwowe, czy to, co dyktuje sumienie? Coraz częściej mamy do czynienia z konfliktem między nimi. Czy rzeczywiście wolno robić wszystko, co nie jest prawnie zakazane? Czy rzeczywiście prawo stanowione wystarczająco dobrze reguluje życie społeczne? Dobre pytania w kontekście walki z krzyżem podjętej przez antychrześcijańskich oszołomów.
http://goscniedzielny.wiara.pl/index.php?grupa=6&cr=1&kolej=0&art=1262869248&dzi=1104708891&katg=
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz