A najdzielniej bija krole...
A najgesciej gina chlopy. W ostatnich godzinach Wielkiej Wojny zginelo bezsensownie 11 000 zolnierzy alianckich. W dniu 11 XI 1918...
A najgesciej gina chlopy. W ostatnich godzinach Wielkiej Wojny zginelo bezsensownie 11 000 zolnierzy alianckich. W dniu 11 XI 1918 r.przynajmniej od stopnia porucznika w gore, wszyscy wiedzieli, ze rozejm konczacy I wojne swiatowa zaczyna sie od godziny 11:00, a mimo to wielmozni slali na smierc biedakow do ostatniej minuty.
Formalnie, wszystko w porzadku. Ja pierwszy naleze do tych, co wysmiewaja roznych sprawozdawcow sportowych piejacych, ze druzyna przegrala pechowo, bo bramke strzelono jej w 89 minucie. Dla mnie, kazda, 17 czy 34 czy 65 czy 77, a nawet 94 (czas doliczony) jest rownie uprawniona jak i 12 czy 22 czy 44! Ale tu idzie nie falszywa bramke Chyzego Roja! Tu idzie o bezcenne zycie zolnierzy, istot ludzkich, takich jak my! Moralnie, dla mnie to kwalifikuje sie jako zbrodnia.
Zaczynajac od poczatku, zawieszenie broni na froncie zachodnim podpisano formalnie o 5:15 (a w rzeczywistosci, miedzy 5:12 i 5:20 z rana) wg czasu paryskiego. Mialo obowiazywac od godziny jedenastej, jedenastego dnia, jedenastego miesiaca 1918 r. Podpisy zlozyli: marszalek F. Foch, jako dowodca sil sprzymierzonych oraz niejaki Matthias Erzberger, polityk niemiecki. W ten sposob armia niemiecka mogla stac na stanowisku, ze nie ona przegrala wojne, tylko zdradzieccy politycy (pozniej, nazwiemy ich - epoki weimarskiej). Faktem jest, ze noga obcego zolnierza nie stanela na ziemi niemieckiej.
O godzinie 5:45 radiowcy z dywizji i pulkow uslyszeli informacje transmitowana z Wiezy Eiffela w Paryzu, ze marszalek Foch potwierdzil podpisanie rozejmu. Co w takiej sytuacji robia normalni ludzie, jak Ty czy ja? Rzucaja zelastwo na ziemie i ida pic, sciskac uniesione radoscia kobiety (jak na zdjeciu z nowojorskiego Times Square obrazujacym zakonczenie II wojny swiatowej) czy tanczyc przy harmoszce, jak to robili Sowieci po zakonczeniu II wojny, zwanej swiatowa.
W tym stylu zachowal sie na przyklad kapitan Jacque Leps, dowodca francuskiej 18 eskadry, ktory wlasnie zasiadl za sterami swojego "Spada", by poleciec w oslonie bombowcow na Metz. Nawet zdazyl podniesc reke, co oznaczalo start dla eskadry. Nagle, z budynku lotniska wypada sylwetka czlowieka i biegnie, a wrzeszczy, a macha rekoma! Wzbudzilo to zainteresowanie francuskiego kapitana. Nadstawia swoje nie byle jakie, bo kapitanskie ucho i co slyszy?
"La guerre! C'est finie, la guerre". Tak to uslyszal francuski kapitan lotnictwa wojskowego. Ty czy ja zrobilismy to samo co rzeczony. A co on zrobil? Wylaczyl silnik samolotu, odpial pasy i wysiadl z kabiny.
A co zrobili inni? No wlasnie, tu jest pewien problem! Jako plaski empiryk z upodobania (nie lubiacy przesadnych generalizacji) rzucam w tym momencie snop swiatla na amerykanska 26 dywizje. Ludzi prawie dziewiczo niewinnych. Ich, Duch Swiata wtracil w wir wojny dopiero 167 dni wczesniej. Jak ich uslyszaly "krauty" (po naszemu, to "krzyzaki"), to wylazly z okopow z kielbasa i flachami w reku Jakby szwagrow (w tym poprawnym sensie tego slowa, a nie naszym, czyli rozbojniczym) zobaczyli. Ci z woda i zagrycha, a tamci z bialym chlebem a nie "komisniakiem" i pachnacymi papieroskami amerykanskimi. No i muzyczka! Tylko kobitek brakowalo! Nie chce krakac, ale i tak ponure zakonczenie musi zaraz nieuchronnie, wedlug historycznego scenariusza, nastapic.
A dodac nalezy, ze Amerykancy wcale nie byli jakimis Zbawicielami. Dla francuskich i brytyjskich zolnierzy gnijacych w okopach przez piec lat, Amerykanie byli tylko "Wilsonami". To od nazwiska ich prezydenta, ktory opieszale decydowal sie na interwencje w Europie. Postawa usprawiedliwiona powiedzeniem: "Johnny comes latelies", co oznacza szydercze: "Jasio przychodzi ostatni", gdy w drace idzie by szybko przystapic do dziela, a nie sznurowac buty.
Przeniesmy sie do amerykanskiej 26 dywizji, ktora znajdowala sie w rejonie Verdun i dostala Rozkaz Polowy nr 105, by zaatakowac "Hunow" czy "Krautow", jak kto woli, o godzinie 9:30. Na sam poczatek, Zdrowy Rozsadek odwolal atak. Jednakowoz, o godzinie 10:45 ("Do you believe in it?") przyszedl rozkaz, by jednakowoz, atak nastapil. Zawezajac obszar naszej penetracji empirycznej do szczebla pulku, dowodca 103 pulku nalezacego do 26 dywizji, plk. Cassius M. Dowell dostaje telefon od szefa sztabu swojej dywizji z rozkazem ataku. Dla porzadku, osobnik ten nazywal sie D.K. Major i mial stopien pulkownika. Na to Dowell pyta: "D L A C Z E G O?". (I ma racje). Odpowiedz brzmi, ze francuskie dowodztwo zmusza ich do tego. Faktem jest, ze amerykanska dywizja podlegala dowodztwu II Francuskiego Korpusu Kolonialnego. dowell, ze swoja francuszczyzna, interweniuje telefonicznie. Na to Szefostwo przysyla amerykanskiego oficera lacznikowego potwierdzajacego rozkaz.
A szarzy frontowi ludzie, czyli zolnierze, ktorzy od paru dni sluchali sluchow i czekali na upragnione "dzwony, ktra za chwile zadzwonia", musieli isc do ataku. Wzdluz okopow szedl kapelan wojskowy o nazwisku de Valles i pocieszal ludzi jak mogl. Choc twarz jego byla niezwykle blada. Ludzie rzucali sie by calowac krzyz, ktory niosl. Nawet nie-katolicy spontanicznie garneli sie do krzyza. Jak powiedzial mi pewien emerytowany oficer armii kanadyjskiej: "W okopach nie ma ateistow! Wszyscy modla sie do Boga!".
Amerykanski atak poszedl na kilka minut przed koncem wojny. Ludzie wyszli z okopow i skierowali sie przeciwko Trenche de Bosphore. Naprzeciwko staly nadzwyczaj sprawne obslugi niemieckich karabinow maszynowych. "Krauts" zdumieni patrzeli na to, co sie dzieje. A potem otworzyli ogien...
Jak nie wiadomo o co chodzi, to jest jasne, ze idzie o pieniadze. W tym przypadku szlo zaslugi i awanse.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. bogowie życia i śmierci żołnierzy - dowódcy
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl