Wigilia 1985 r.
Przerzucali mnie tak od celi do celi. A to jacys mordercy, a to ludzie, ktorzy zorganizowali drugi, czyli prywatny, kolportaz popularnego tygodnika "Panorama Slaska". Prawie zawsze donosiciel pod cela.Jak juz mialem dosc tych kapusi, to powiedzialem SB-kowi, ze marni sa ci jego kapusie. I wymienilem ich po kolei. Poruszony zapytal jak do tego doszedlem. -A, to tajemnica warsztatu - odpowiedzialem. Kolega Michal, gorszy kryminalista ode mnie, tez sie kiedys zdenerwowal i wygarnal "swojemu" SB-kowi: -Jaki tam z tego waszego kapusia agent z Zachodu!. Te pare paczek "Kameli", pare czekolad szwajcarskich i to ma byc agent? -Firma biedna! - odpowiedzial SB-ek. Tak wiec, na poczatku grudnia 1985 r. po powrocie z "Pentagonu" (areszt przy Komendzie Wojewodzkiej MO w Katowicach) wreszcie trafilem na Mikolowska (areszt blisko dworca kolejowego w Katowicach). Oni mnie tak przerzucali jak pilke, miedzy innymi dlatego, by pieniadze za mna spoznione wedrowaly i bym nie mial na wypiske (mozliwosc kupowania w sklepiku przy areszcie). Przyszlo palic "machore", czyli tyton z niedopalkow zbieranych przez "zlodziei" (tak sie nawzajem wszyscy wiezniowie kryminalni nazywali) na spacerniaku. Pewnie, ze "chabeta" (paczuszki spuszczane na sznurku od okna do okna - rodzaj wieziennej poczty))podeslali potrzebujacym. Nawet jak sie to zawinelo w niby czysta czesc gazety (to ta na zgieciu kartek), to i tak sporo druku musialo sie przy okazji zalapac. Zionelo ogniem i farba. Jak na koniec dotarly do mnie piniendze i zakupilem sobie na wypiske "Extra Mocne" - oczywizda, ze bez filtra, to myslalem, ze to jakis glupi dowcip, bo nic w pluckach nie czulem. Jakby dawne "Damskie" z papierowa lufka. Tak wiec, docieram ze strasznego Pentagonu (chyba dla ONZ-u przygotowali wszystko slniace, aluminiowe, ale bez odrobiny zycia)na "ludzka" Mikolowska (tam gineli polscy patrioci za Niemca, a potem za Komuny. Nawet Marchwickiego-zbrodniarza tam stracili, ale slychac bylo dzwon koscielny)i od razu trafiam na Zenka. Ostry facet. Szczuply, smagly, bardzo bojowy. Od razu opowiada mi legende. Slucham i sie ciesze. Wreszcie nasz czlowiek. No, ale ten nasz czlowiek zaczyna opowiadac jak to jechal samochodem z "bibula" (nielegalne czasopisma) i helikopter policyjny zaczal nad nim wisiec. No i zapalila sie pierwsza czerwona lampka, a zaraz potem nastepne. Kapus, "Kapucha"! Tenze Zenek, uwodzil kobitki na biale skarpety. Pral je ciagle. Szedl sobie na spacerniak i niby przypadkowo, zawiazywal buta. Tylko po to, by blysnac snieznobialymi skarpetami. W "rurach" (rury kanalizacyjne poprzez ktore wiezniowie z roznych cel rozmawiali ze soba) robil za Arka. Musial byc jakims kierowca w Bydgoskiem. Popisywal sie znajomoscia odleglosci pomiedzy miejscowosciami w polnocno-zachodniej Polsce.
Zenek, podobnie jak "zlodzieje" z nizszego pietra, zakochiwali sie na smierc. Po prostu wyli! Zenek jakby opanowal pare piosenek Presley'a, choc nie znal jezyka angielskiego. Wyl w rury namietnie. Innym razem siedze sobie z dwoma "grypsujacymi" (organizacja wiezniow poslugujaca sie hermetycznym jezykiem). Jeden, kierowal strajkiem w Czarnem, jakis handlarz zlotem i paser. Inteligentny. Drugi, duzy, silny i glupi, ukradl troche przewodow miedzianych z jakiejs stacji energetycznej. Gramy w karcioche. Ten pociety, podziargany zyletka cierpi, bola go niezagojone rany. W koncu wypala do kolezki" "Przeciez on nie grypsuje, co my sie z nim bawimy!". Na to drugi, ten bardziej doswiadczony odpowiada: "Nam zalezy na jakosci, a nie ilosci!". Tak wiec, pognebiajac mnie, ratowal jednoczesnie na swoj sposob.
Zrobilem blad. Ten podziargany jeczy. Ja wale w drzwi. Przychodzi gad (tak nazywano straznikow wieziennych) i ja mu mowie, ze poptrzebny jest lekarz. Cos marudzil, ale zabrali czlowieka. A ten 'grypsujacy" mi klaruje, czlowieku cos ty zrobil. Jak sie chce po nocy wieszac, to trzeba go zlapac za nogi by poszlo szybciej. Po co sie ma czlowiek meczyc? Pewnie jest w tym jakas racja.
Tenze sam czlowiek pomogl m i tez przy okazji. To byla pierwsza "grypsujaca" cela a ja nie znalem zasad. Mialem wymyc kibelek. A ten rzucil sie, wyrwal narzedzie z reki i sam ostroznie, by nie utracic "czlowieczenstwa" kibelek oporzadzil. Dla wyjasnienia, przestaje sie miec pewne prawa juz na wstepie, gdy sie jest na przyklad Cyganem (nazywa sie ich "asfaltem") lub gdy sie naruszy zasady sformulowane przez "grypsujacych" (kasta wiezienna). np przypadkiem dotknie reka sedesu. Opowidal mi jak na innym bloku trafil pod cele malolatow (nieletnich wiezniow)jakis skin (czyli ogolony na lyso), czy hippie (czyli z dlugimi wlosami) - tak czy inaczej, odmienny. To oni go zaraz jak asfalta zalatwili Jak on myl kibelek, to drugi mu zrobil siuuu na rece. Chlop utracil na zawsze czlowieczenstwo. Jak pozniej odkryli, ze chlopaczyna jest rowna i zwrocili sie do wladz "grypsujach", by przywrocic mu czlowieczenstwo, to ten moj spod celi, zgodnie z zasadmi, odpowiedzial, ze sie nie da. Wyjasniam, ze z nie-czlowiekiem mozna zrobic wszystko. Obawiam sie. ze Jacka Kuronia to spotkalo (opowiadali chlopcy o tym) i szkoda go.
Wracjac do szefostwa "grypsujacego", jako polityczny bardzo mu imponowalem. Jak sobie podspiewywalem "Marsylianke", to chcial sie popisac i mowi; "No to maszerujemy po polach Francji". Opowiedzial mi tez jak gady chcialy go w Czarnym zalatwic. W pewnym momencie, jeden gad, przy swiadkach rzucil mu do reki klucze. A klucze, jak powszechnie wiadomo, to przeciez meskie czlonki. Stracilby czlowieczenstwo poprzez taki ohydny kontakt. No to on wyrzucil te klucze za mur. Swiadkowie zarechotali, a gadom bylo glupio.
Opowiadal mi tez, ze jak zlapali uciekiniera z wieznia, to kuli go do kaloryferow i przez szmaty prali dowolnie po nerach i watrobie. On zbiegl, wiec to go czekalo.
A Wigilia to specjalna w wiezieniu okazja. Nawet zatwardzialcy zdradzaja, ze maja serce i dusze. A na te ich serca i dusze czeka bezwzgledna "Atanda" - takie wiezienne ZOMO. Czekaja na jeczace "zlodziejki" i stekajacych facetow. Wpadaja i wala rowno jak popadnie! Co sie rusza i co sie nie rusza! Drzazgi zostaja. A czesc i tak trafia do Pogotowia Ratunkowego z "polykami" (kotwiczki z cienkich metalowych przewodow polykane przez wiezniow), "dziargami" i "cieciami". Karetka za karetka. Byla taka jedna. Robila za kelnerke w "Slupskiej" - knajpa niedaleko dworca kolejowego w Katowicach. Nadawala frajerow kolezkom. Zajrzala w portfel zanietrzezwionego czlowieka i juz! Najpierw wolala nad ranem: "Dzieci, moje dzieci". A "kolezanki"ja praly, bo nad ranem kazdy chce sobie pospac. Tylko psy mialy prawo wyc i budzic ludzi. Jak wrocilem z "Pentagonu", to uslyszalem glos tej bylej kelnerki. Calkiem inny. Rzadzila, spiewala itd. To "itd" znaczy,ze sprzedawala "koperek" (owlosienie zewnetrznych narzadow plciowych). Za pare "przegubow "czaju" (paczek herbaty). Dla ciekawostki podam, ze niektorzy "zlodzieje" tak sie wycwanili, ze sami sobie cieli "koperek" i sprzedawali glupim malolatom jako kobiecy. A bywalo nawet gorzej i tego nawet w meskim towarzystwie nie opowiem. Ogolnie mowiac, jeden malolat kupil od jakiejs cos wiekszego, nalozyl na morde i sobie tak spal. A dla rozrywki byly glosniki, ktore raczej charczaly. Jednakowoz, dobrze byl slyszalny wstep muzyczny, ktory lecial jak nastepuje: "Tu jest twoj dom, moze maly, moze ciasny, ale wlasny kat!".
Raz tylko rozmawialem z jedna taka (by ostrzec ludzi)i zakonczylem stara gadka wiezienna: "Zamknac nie musieli, wypuscic musza!" Byla pesymistka. odpowiedz brzmiala: "Zamknac musieli, wypuscic nie musza!". A byly tam panie jak sie patrzy!. Jak wyszly i zaczely grypsowac z okolicznego parku, to widac bylo skorzane kurtki, bizuterie itd. Na biednych nie trafilo! I tenze Zenek powiedzial mi w chwili wigilijnej szczerosci, ze wyjde w lipcu 2006 r. Prawda jest, ze byla wtedy amnestia i bym wyszedl jak ze dwustu innych ludzi. Takze Wlodek Lesisz, doktor logiki, z mojej sprawy. No, ale moja zona jezdzila do rektora KUL-u, czyli mojego pracodawcy i biskup Hemperek interweniowal. Wyszedlem w styczniu, w ramach Inicjatywy Humanitarnej PRON-u. No, ale kapus dobrze chcial i w Wigilie, wzorem zwierzat zaczal mowic ludzkim glosem. A te "ludzkie" glosy zdarzalo mi sie slyszec, bo sciany na Komendzie Wojewodzkiej w Katowicach byly raczej cienkie. Wychodzi sobie taki przesluchujacy gdzies w swiat, a ja wiem gdzie, bo jak wraca, to ma caly nowy zestaw idei i tropow. To znaczy cwansi siedza na laczach i podsluchuja i kombinuja sobie. A ja mam przerwe. Akurat do sasiedniego pokoju trafia taki zenkopodobny. Jak on sie cieszyl, jak on to nie opowiadal. Bohater wszechswiata.Oszukal caly swiat a najpierw siebie.
I tu, moralny dylemat. Widzialem jak Zenek wykorzystuje swiete obrazki na swoje niecne cele czyli uwodzenie "zlodziejek". Wychodzac z aresztu dalem mu swiete obrazki przeslane przez corke. Prosil, wiec dalem. Pomyslalem, ze Zenek pusci w obieg w systemie raczej zamknietym i gdzies jakas Duszyczka rzeczywiscie skorzysta. A i tak dylemat pozostal.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Ed..te roze :)
2. Joanno
3. straszny " folklor"
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl