Endecja a zabójstwo Narutowicza (1)
godziemba, pon., 07/12/2009 - 07:56
Zamordowanie w grudniu 1922 roku pierwszego Prezydenta RP Gabriela Narutowicza wstrząsnęło polskim społeczeństwem i doprowadziło nieomal do wybuchu wojny domowej.
Gabriel Narutowicz urodził się 17 marca 1865 roku w Telszach na Żmudzi, w rodzinie drobnego szlachcica kresowego, uczestnika powstania styczniowego. Po ukończeniu gimnazjum w Lipawie, został studentem najpierw Uniwersytetu w Petersburgu, a następnie Politechniki w Zurychu, którą ukończył z wyróżnieniem w 1891 roku. Podejrzewany przez ochranę o związki z rewolucjonistami musiał pozostać w Szwajcarii, gdzie zasłynął jako projektant elektrowni wodnych. Jednocześnie od 1908 roku wykładał hydroenergetykę na Politechnice w Zurychu.
Wkrótce po wybuchu I wojny światowej stanął na czele Polskiego Komitetu Samopomocy w Zurychu, w 1915 roku został także przedstawicielem Komitetu Vaveyskiego (powołanego przez Sienkiewicza) w Zurychu. Związał się także ze stowarzyszeniem „Polska a Wojna”, które choć oficjalnie neutralne, jednak w rzeczywistości sprzyjało idei Legionów Polskich. Od czerwca 1919 roku był ekspertem rządu polskiego do spraw technicznych przy inwestycjach hydrologicznych (regulacja Wisły, zbiornik wodny na Sole w Porąbce). Po śmierci w lutym 1920 ukochanej żony, Ewy, powziął ostateczne postanowienie o powrocie do Polski. W lipcu 1920 został ministrem robót publicznych w gabinecie Władysława Grabskiego, a potem w kolejnych rządach. „Przerzucony z kraju o wzorowej cywilizacji – napisał Władysław Baranowski – i to zwłaszcza w tej dziedzinie, w której mu w Polsce przyszło pracować, przy całej swej świadomości, jak tu jest wiele do zrobienia, ani narzekał, ani krytykował, lecz bystro oceniał zakres i teren swej działalności, którą rozłożył na całe lata”. W kwietniu 1922 roku został wiceprzewodniczącym polskiej delegacji na międzynarodową konferencję w Genui. Dzięki jego sprawnej pracy Polska zawarła umowy gospodarcze ze Szwajcarią, Austrią, Belgią, Rumunią, Czechosłowacją i krajami bałtyckimi. Ten sukces zaowocował powierzeniem Narutowiczowi – na specjalne życzenie Piłsudskiego, któremu zaimponowały osiągnięcia ministra w Genui - teki ministra spraw zagranicznych w rządzie Juliana Nowaka. Najpilniejszą sprawą była zmiana prowizorycznego stanu posiadania przez Polskę Galicji Wschodniej, którą formalnie tylko administrowano z ramienia Ententy. Narutowicz był zwolennikiem szerokiej autonomii, jednak endecja nie zgadzała się na takie rozwiązanie. W prasie endeckiej zarzucano Narutowiczowi uległość w stosunkach z mocarstwami zachodnimi, bez zgody których Polacy nie mogą przeprowadzić wyborów na tym terytorium. We wrześniu1922 roku Sejm Ustawodawczy uchwalił ustawę samorządową, dającą trzem małopolskim województwom dużą autonomię w dziedzinie gospodarczej i kulturalnej. Jej uchwalenie było bezsprzeczną zasługą Narutowicza i doprowadziło do uznania przez Ententę status quo w Galicji Wschodniej.
W trakcie brutalnej kampanii wyborczej, praca związana z endecją szczególnie ostro występowała przeciwko Blokowi Mniejszości Narodowych, wszystkich zaś, którzy przejawiali choćby najmniejsze gesty aprobaty wobec tego bloku nazywano zdrajcami. Drugim celem przedwyborczych ataków endecji był Naczelnik Państwa, który jak przypuszczano zostanie kandydatem na urząd prezydenta. Wybory nie przyniosły jednego zwycięscy, choć obóz narodowy zdobył 29% głosów i 163 mandaty poselskie. Ani prawica, ani lewica, pomijając mocno uszczuplone centrum, nie były w stanie sprawować samodzielnie władzy. W tych warunkach musiało dość do porozumienia między różnymi partiami, a nie było to łatwe, gdyż agresywna kampania wyborcza spotęgowała wzajemne urazy.
Na inauguracyjnym posiedzeniu sejmu w dniu 28 listopada 1922 roku, Józef Piłsudski powiedział: „Dotychczasowe życie polityczne Rzeczypospolitej nie wykazało wybitnych zdolności naszych do współpracy. Sądzę zatem, że będę w tym wypadku rzecznikiem wszystkiego, co żyje i pracuje poza tą salą, gdy zwrócę się do panów z apelem, abyście przykładem swoim stwierdzili, że w naszej ojczyźnie istnieje możność lojalnej współpracy ludzi, stronnictw i instytucji państwowych”. Lewica i centrum przyjęła przemówienie Naczelnika Państwa owacyjnie, natomiast prawica okazała wyraźną niechęć. Prawica „zachowywała się nie tylko wrogo, a nawet wprost niekulturalnie, bo – jak wspominał gen. Jacyna - przy otwarciu przez niego Sejmu, przy jego odejściu, z prawicy nikt nie powstał”. Wyraźnie odczuwano napięcie przed wyznaczonym na sobotę 9 grudnia wyborem prezydenta.
4 grudnia Piłsudski oświadczył, że kandydować nie będzie, gdyż nie byłby właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, gdyż jego „ciężka ręka” nie pozwala mu chodzić drogami kompromisu, na które to będzie skazany prezydent. Następnego dnia „Gazeta Warszawska” z nie ukrywanym zadowoleniem informowała czytelników, że „teraz wszystko ma szansę się zmienić na lepsze”, gdyż w wyniku ostatniej decyzji Piłsudskiego „przełom został dokonany” – usunięta została zapora uniemożliwiająca „wprowadzenie życia państwowego na tory spokojne, zrównoważone, normalne, na tory praworządności”. Podobną opinię wyraził Stanisław Stroński w „Rzeczypospolitej” w artykule pod wielce mówiącym tytułem „Zmierzch i świt”, w którym wyraził nadzieję, iż „przed nami świt prawa i spokojnej pracy, ku któremu żywiołowo zmierza społeczeństwo”. „Gazeta Poranna 2 Grosze” podawała, iż „ze strony lewicy najgorliwiej są wysuwane dwa nazwiska: ministra Gabriela Narutowicza i byłego ministra Stanisława Wojciechowskiego. Obaj kandydaci zbyt blisko związani z Naczelnikiem Państwa, by można było te osobistości tratować jako samodzielne”. Dodatkowo – jak podkreślała gazeta „są oni życzliwie traktowani przez mniejszości narodowe”. Z tego ostatniego powodu nie były to kandydatury, które mogłyby być godnymi, gdyż – jak pisma „Gazeta” „wątpimy, czy możliwy byłby w Polsce prezydent czy rząd, zawdzięczający swą władzę Żydom, Niemcom i Ukraińcom”.
Narutowicz początkowo nie zgadzał się kandydować, gdyż przekonany był, iż Marszałek popierał Stanisława Wojciechowskiego, jednak 9 grudnia na nalegania przywódcy PSL „Wyzwolenia” Stanisława Thugutta powiedział: „Ja kandydatury swojej nie stawiam, jeżeli ją postawi, nie mam na to rady”.
Pewność zwycięstwa endecji zamieniała się we wściekłość po przegranej. Zgromadzenie Narodowe w piątym głosowaniu, niespodziewanie wybrało na urząd prezydenta Gabriela Narutowicza 289 głosami przeciw 228 głosów, które padły na Maurycego Zamoyskiego – kandydata endecji. Najbardziej zaskoczony obrotem sprawy był sam Narutowicz, zajęty w dniu wyborów redagowaniem noty do Ligii Narodów w sprawie aktów bezprawia, jakich dopuszczali się Niemcy w stosunku do ludności polskiej, zamieszkałej w Niemczech. Narutowicz, do którego przybyli obaj marszałkowie z zawiadomieniem o wyborze, oświadczył, iż nie uchyli się przed decyzją Zgromadzenia Narodowego. Zaprzysiężenie pierwszego prezydenta RP wyznaczono na poniedziałek 11 grudnia o godz. 12.00
Jeszcze w ten sobotni wieczór wiadomość o dokonanym wyborze obiegła Warszawę. Zaczęły się pierwsze awantury uliczne – gdy Narutowicz wracał z MSZ do domu, na Nowym Świecie podekscytowany tłum „rzucił się na powóz, zamigotały czapki studenckie i posypał się gard uderzeń kijami w szyby” – wspominała siostrzenica Narutowicza, Zofia Kodisówna. Na głównych ulicach stolicy odbywały się pochody niezadowolonego tłumu, który z okrzykami „Precz z Narutowiczem!”, „Hańba mu!”, ruszył ku Alejom Ujazdowskim pod mieszkanie gen. Józefa Hallera. Generał ukazał się w oknie i wygłosił przemówienie , w którym podkreślił: „W dniu dzisiejszym Polskę, o którą walczyliście sponiewierano. Odruch wasz jest wskaźnikiem, iż oburzenie narodu, którego jesteście rzecznikiem, rośnie i przybiera jak fala”. Następne dnia gazety związane z endecją jeszcze bardziej podsycały te namiętności warszawskiej ulicy. Atakowano Narutowicza, podkreślając, że całe życie spędził poza krajem i jako człowiek bogaty jest reprezentantem światowej finansjery. Kwestionowano też sposób, w jaki został wybrany. „Idące pod komendą żydowską – pisała „Gazeta Poranna 2 Grosze” – mniejszości narodowe, które weszły do Sejmu Polskiego pod hasłem rozbijania Państwa Polskiego i odsunięcia większości polskiej od włodarstwa we własnym Państwie, działały z żelazną konsekwencją i logiką”. „Walka o Polskę, – wzywała na koniec „Gazeta” – o prawa Narodu Polskiego trwa dalej, i w walce tej Naród Polski Musi być zwycięzcą”. Bezsprzecznie największy wkład w kształtowanie opinii publicznej wniosła „Rzeczypospolita”, na czele ze swoim publicystą Stanisławem Strońskim, który 10 grudnia w tekście pod znamiennym tytułem „Ich prezydent” pisał: „Wybór ten, zdumiewająco bezmyślny, wyzywający, jątrzący, wytwarza stan rzeczy, z który większość polska musi walczyć i na podstawie którego żadną miarą nie stanie do pracy państwowej, bo to byłoby tylko utrwaleniem rozstroju i zagładą podstawowych pojęć, którymi stoją narody”.
Tego samego dnia przedstawiciele klubu narodowego oficjalnie zawiadomili marszałka Rataja, iż nie wezmą udziału w zaprzysiężeniu Narutowicza. Prawica obawiała się, że ta sama większość, która dokonała wyboru prezydenta, teraz utworzy rząd, dlatego też klub narodowy wydał oświadczenie, w którym zadeklarował, że „odmówi wszelkiego poparcia rządom, powołanym przez Prezydenta” i zapowiedział walkę „o narodowy charakter Państwa Polskiego zagrożony tym wyborem”. Niektóre osobistości związane z obozem narodowym, jak Ignacy Paderewski, ks. Zdzisław Lubomirski, hr. Maurycy Zamoyski, ks. Adam Sapieha, Władysław Grabski, odcięli się od tych poczynań swoich kolegów. Niedawny konkurent Narutowicza, hr. Zamoyski w depeszy gratulacyjnej stwierdził, że „Uznaje z całym szacunkiem wolę nardu i ubolewam nad zacietrzewieniem, które sprawia, iż pełni Pan swe nowe obowiązki w trudzie, goryczy i niebezpieczeństwie. Zwróciłem się do mego stronnictwa, aby nie łączono mego nazwiska i mojego dobrego imienia z motłochem, obrzucającym Szanownego Pana kamieniami”.
10 grudnia popołudniu zorganizowano manifestację i ponownie udano się pod dom Hallera, który w przemówieniu znów nawoływał do walki z wrogami państwa i narodu polskiego, życząc manifestantom zwycięstwa. Poseł Ilski wezwał manifestantów do uczestnictwa w mających się odbyć następnego dnia demonstracjach. Chodziło o niedopuszczenie do gmachu Sejmu posłów i samego Narutowicza, aby uniemożliwić jego zaprzysiężenie w trybie przewidzianym przez konstytucję. Gazety endeckie w dniu 11 grudnia zamieściły szereg artykułów wzywających do protestów – „wzywamy całą powszechność narodową, aby i ona swój obowiązek spełniła”. Te nawoływania odniosły efekt, na długo przez godziną 12.00, na placu Trzech Krzyży, w Alejach Ujazdowskich i w okolicach ulicy Wiejskiej zgromadził się kilkutysięczny tłum, który zatarasował barykadami z ławek dojścia do Sejmu, legitymował wszystkich zdążających w jego stronę, a rozpoznanych posłów zawracał z drogi.
Gdy orszak prezydenta-elekta, który jechał w otwartym powozie dotarł do Alei Ujazdowskich, gruchnęły wyzwiska i wrogie okrzyki: „Precz z żydowskim elektem!” . Trzeba było przystawać, aby policja z pomocą szwoleżerów mogła usunąć barykady. W tym czasie z tłumu posypały się w stronę powozu grudki śniegu zmieszanego z ziemią, a nawet kamienie. Kilka z brył śniegu trafiło Narutowicza w twarz i zerwało mu z twarzy cylinder. W tak upokarzających okolicznościach Narutowicz dotarł po 12. do gmachu Sejmu, który był zapełniony jedynie w połowie. Endecja została pokonana, Narutowicz został zaprzysiężony. Wieczorem Piłsudski wezwał ministrów do Belwederu i zbulwersowany zwrócił się do marszałka Rataja z pytaniem: „Czy jestem jeszcze naczelnikiem, czy nie? Nie mogę oddać władzy w tej chwili, kiedy banda g…zakłóca spokój, znieważa prezydenta, a rząd nic na to; dajcie mi władzę, a ja uspokoję ulicę”. Piłsudski miał pełnić swoją funkcję do chwili złożenia przez niego władzy na ręce prezydenta, co miało nastąpić 14 grudnia. Jeszcze tego samego dnia odwołano nieudolnego ministra spraw wewnętrznych, Kamieńskiego, którego zastąpił Ludwik Darowski. „Uprzedzam – pisał w odezwie nowy szef MSW – iż wszelkie próby zakłócenia porządku publicznego, czy to ze strony poszczególnych grup, czy też jednostek, tłumić będę wszelkimi środkami będącymi w moim rozporządzeniu, aż do najostrzejszych włącznie. W razie nieposłuchania wezwania władz do rozejścia się, policja i wojsko będą zmuszone do użycia broni”.
Cdn.
- godziemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
1 komentarz
1. nie w temacie