Zmarnowana szansa
godziemba, pon., 30/11/2009 - 07:56
Niezależnie od sensu powstania listopadowego – należy także rozważyć jego ewentualne szanse. W nocy z 29 na 30 listopada 1830 r., wybuchło powstanie listopadowe, jedyne spośród XIX-wiecznych polskich zrywów niepodległościowych, które miało realną szansę na zwycięstwo. Niestety z powodu głupoty, ignorancji oraz zdrady wielu jego przywódców, zakończyło się ono całkowitą klęską.
Powstałe w 1815 r. na kongresie wiedeńskim, kończącym okres wojen napoleońskich, Królestwo Polskie było połączone unią personalną z Rosją. Nadana mu przez cara konstytucja miała charakter liberalny i umożliwiała zbudowanie nowoczesnego, silnego gospodarczo państwa polskiego.
Szybko jednak w Petersburgu zwyciężyła orientacja skłaniająca się ku pełnemu podporządkowaniu Polski przez stopniowe wycofywanie się z praw nadanych jej w 1815 r.
Ustawiczne łamanie przepisów konstytucji przez carów - Aleksandra I , a potem Mikołaja I, spowodowało powstawanie różnych organizacji spiskowych, opowiadających się za całkowitą suwerennością Rzeczpospolitej. Jedną z nich założył w 1828 r. w Szkole Podchorążych Piechoty Piotr Wysocki.
Na przełomie roku 1928/29 Rosja toczyła wyczerpującą wojnę z Turcją oraz popadła w ostry zatarg z Austrią, sprzeciwiającą się rozszerzaniu wpływów rosyjskich na Bałkanach. Był więc to najodpowiedniejszy moment do rozpoczęcia akcji zbrojnej przeciw Rosji. Niestety został on całkowicie przeoczony.
Dwa lata później sytuacja była już zupełnie inna - Rosja zakończyła zwycięsko wojnę z Turcją, a rewolucja lipcowa we Francji i Belgii, oznaczająca naruszenie ustaleń kongresu wiedeńskiego, doprowadziła do ujednolicenia stanowisk trzech państw zaborczych.
Bezpośrednim powodem wybuchu powstania była groźba użycia wojsk polskich w kampanii, mającej stłumić wolnościowe zrywy we Francji i Belgii. Plan spiskowców przewidywał pojmanie lub zabicie wielkiego ks. Konstantego, opanowanie Warszawy i wezwanie całego kraju do powstania. Sygnałem do wystąpienia miało być podpalenie browaru na Solcu oraz domu na ul. Dzikiej. Niestety zaalarmowana staż pożarna ugasiła pożar browaru, co spowodowało, że zdezorientowana część spiskowców rozeszła się do koszar. Pod Belwederem zebrała się jedynie kilkunastoosobowa ich grupa. Mimo to atak udał się, gdyż wlk. ks. nie posiadał prawie żadnej ochrony. Samemu Konstantemu udało się jednak uciec. Nieliczni, osamotnieni spiskowcy kontynuowali desperacką walkę.
Decydującym momentem był rozkaz por. Zaliwskiego o skierowaniu się pod Arsenał, gdzie obiecywano sobie zdobyć duże zapasy broni i amunicji. Podchorążym udało się pozyskać poparcie 4. pułku piechoty liniowej, ponadto - w przeciwieństwie do innych dzielnic Warszawy, mieszkańcy Starego Miasta posłuchali wezwania i tłumnie stawili się pod Arsenałem. Wszystko to umożliwiło opanowanie Arsenału , i rankiem 30 listopada spiskowcy kontrolowali całą niemal Warszawę. Sukces ten ułatwiła postawa Konstantego, który po udanej ucieczce zabronił 6 tyś. garnizonowi rosyjskiemu udziału w walkach, pozostawiając decyzję Polakom. „Polacy ją zaczęli - mówił książę, znakomicie orientujący się o antypowstańczym nastawieniu większości polskich wyższych oficerów - niech się sami między sobą rozprawią”.
Rozpoczynając w noc listopadową powstanie podchorążowie oczekiwali zaangażowania nie tylko większości polskiego społeczeństwa, ale przede wszystkim sfer rządowych Królestwa - generalicji, rządu, sejmu i senatu. Z fatalną lekkomyślnością , wierząc w patriotyzm generałów i senatorów, nie opracowali jakiegokolwiek programu, deklaracji celów powstania, ani nie utworzyli własnego rządu. Wykorzystując to przeciwnicy insurekcji skupieni w Radzie Administracyjnej - rządzie Królestwa, przejęli kontrolę nad ruchem. Rada Administracyjna już 30 listopada ogłosiła odezwę do mieszkańców Warszawy, w której wzywała: „Chcieliżbyście dać światu widok największego dla kraju nieszczęścia, domowej niezgody? Własnym umiarkowaniem jedynie ocalić się możecie od pogrążenia się w przepaści, nad którą stoicie! Wróćcie zatem do porządku i spokojności, a wszelkie uniesienia niech przeminą z nocą, która je
pokrywała”.
U władzy znaleźli się więc wyłącznie przeciwnicy powstania , wśród których można wyodrębnić dwa odłamy. Do pierwszego należeli zwolennicy natychmiastowej, bezwarunkowej kapitulacji i zdania się na łaskę Mikołaja I. Przywódcą tej orientacji był, wysunięty na stanowisko dyktatora, gen. Józef Chłopicki. Drugi nurt, skupiony wokół księcia Adama Czartoryskiego, postulował wykorzystanie powstania dla uzyskania od cara ustępstw: poszanowania konstytucji oraz włączenia do Królestwa ziem litewsko-ruskich, obiecywanych jeszcze przez Aleksandra I. Zdumiewająca jest przy tym całkowita dezorientacja opinii publicznej, która z niezmierną radością powitała przejęcie władzy dyktatorskiej przez Chłopickiego, który nie taił, że „Marzyć o walce z Rosją, która trzemakroć sto tysiącami wojska zalać nas może, gdy my ledwie pięćdziesiąt tysięcy mieć możemy, jest pomysłem głów, którym piątej klapki brakuje”. Od początku Chłopicki rozpoczął zwalczanie wszelkiej oddolnej inicjatywy zmierzającej do powiększenia liczebności wojsk polskich. Zmarnowano więc bezcenne, pierwsze tygodnie, które mogły przesądzić o szybkim i zdecydowanym powodzeniu sprawy polskiej. Armie rosyjskie bowiem dopiero powoli koncentrowały się na wschodzie.
Stosunek sił obu stron nie był całkowicie niekorzystny dla Polski. Armia polska była oczywiście mniej liczna od rosyjskiej, jednak była lepiej wyszkolona, wyposażona i uzbrojona. Ponadto przewaga rosyjskiego potencjału wojennego opierała się na możliwości wykorzystania przede wszystkim zasobów dawnych kresów wschodnich Rzeczpospolitej. Gdyby więc powstanie zdołało opanować te tereny, proporcja sił i możliwości wojenne obu stron znacznie wyrównałyby się. Mikołaj I znakomicie orientował się w sytuacji, dlatego też starał się w końcu 1830 r. przedłużać rozmowy z wysłannikami Chłopickiego. Równocześnie Rosja energicznie przygotowywała się do wojny. Car przeliczył się o tyle, że nie wziął pod uwagę siły patriotycznej opinii publicznej w Polsce, która uniemożliwiła zdławienie powstania przez Chłopickiego.
Wobec ultimatum cara, domagającego się bezwarunkowej kapitulacji, które wywołało wzrost nastrojów antyrosyjskich Chłopicki musiał podać się do dymisji, a polski sejm 25 stycznia 1831 r. chwalił akt pozbawiający Mikołaja wszelkich praw do tronu polskiego. Detronizacja cara precyzowała wreszcie cel i sens nocy listopadowej. Mikołaj I zaś zaangażował w walkę z powstaniem cały swój prestiż, tak więc ewentualne rozmowy pokojowe mogły nastąpić jedynie po zwycięstwie sił polskich. Także w tym wypadku państwa europejskie, z Francją i Anglią na czele, mogły interweniować na rzecz Polski.
Pierwsze większe starcie nastąpiło pod Stoczkiem i przyniosło sukces siłom polskim. W czasie walk pod Wawrem i Grochowem, w lutym 1831 r. Chłopicki, sprawujący nadal naczelne dowództwo, miał możliwość rozbicia sił rosyjskich. „Niemal powiedziałbym - pisał Prądzyński - że Chłopicki może nie chciał stanowczego zwycięstwa /.../, które by jak najdobitniej było potępiło jego zdanie i całe poprzednie postępowanie”. Najtragiczniejszym skutkiem bitwy grochowskiej było powierzenie stanowiska naczelnego wodza - po rannym Chłopickim, gen. J. Skrzyneckiemu, któremu brakowało elementarnego wykształcenia wojskowego i przede wszystkim odwagi podejmowania decyzji. Roznosiła go natomiast ambicja i chęć poniżania na każdym kroku swych podwładnych. O ile Chłopicki był urodzony dowódcą, Skrzynecki był wiecznym kunktatorem, biernie wyczekującym na kroki przeciwnika. Potworne niedołęstwo Skrzyneckiego uniemożliwiło realizację błyskotliwego planu szefa jego sztabu gen. I. Prądzyńskiego, który zakładał zaatakowanie i rozbicie dwóch mniejszych korpusów rosyjskich, a następnie zwrócenie się przeciw głównym siłom feldmarszałka Dybicza. O szansach, jakie stwarzał plan Prądzyńskiego, najlepiej świadczą polskie zwycięstwa pod Wawrem, Dembem Wielkim i Iganiami, w trakcie których Rosjanie stracili prawie 20 tyś. żołnierzy, w tym ponad 10 tyś jeńców. Podczas gdy należało kontynuować ofensywę, Skrzynecki powstrzymał dalszy marsz, ocalając wojska rosyjskie, znajdujące się już w rozpaczliwym położeniu.
Mimo zmarnowanej szansy, w kwietniu i maju powstanie osiągnęło swą kulminację - na Litwie i Wołyniu rozgorzały walki partyzanckie. Opinia europejska coraz częściej przewidywała polskie zwycięstwo. Wizja niepodległości Polski zdawała się już ucieleśniać. Skrzynecki pozwolił jednak połączyć się armii rosyjskiej, która zadała Polakom druzgocącą klęskę pod Ostrołęką 26 maja 1831 r. Wbrew wielu utartym poglądom sprawa polska nie była jeszcze przegrana. Siły broniące Warszawy były równe siłom Paskiewicza, które pozbawione pomocy pruskiej, odczuwały olbrzymie braki w zaopatrzeniu wojennym. Niestety Rząd Narodowy ks. A. Czartoryskiego zamiast bezzwłocznie postawić Skrzyneckiego przed sądem wojennym , pozwolił mu jeszcze trzy miesiące sprawować naczelne dowództwo. Dopiero po wypadkach warszawskich /15-16 VIII 1831 r./, gdy ludność stolicy wystąpiła przeciw antynarodowej polityce rządu, dyktatorem powstania został gen. J. Krukowiecki. Jednak także jemu udzielił się powszechny
defetyzm i zamiast bronić Warszawy, pozwolił na osłabienie jej załogi. Skutkiem tego była kapitulacja Warszawy przed wycieńczonymi wojskami Paskiewicza, którym brakowało już nie tylko amunicji, ale także żywności.
Mimo to wojska polskie po upadku stolicy nie przedsięwzięły żadnej operacji wojennej, większość bowiem oficerów była za zakończeniem walk, czego dowodem było przekroczenie granicy Galicji przez znakomicie wyposażony korpus gen. Ramorino. Zdemoralizowany sejm toczył w Płocku beznadziejne spory o znalezienie nowego wodza. Gen. J .Bem bezskutecznie przekonywał, że „Pierwszym środkiem zapewnienia przyszłego pomyślnego skutku jest odebranie bezzwłocznie komendy tym wszystkim jenerałom i dowództwom, którzy /.../ za poddaniem się carowi głosowali”.
Demoralizacja władzy politycznej i wojska była jednak zbyt daleko posunięta i powstanie zakończyło się klęską, która była skutkiem wewnętrznego rozkładu oraz politycznego i militarnego samobójstwa. Insurekcja została zdławiona nie przez przewagę liczebną nieprzyjaciela, ale dzięki determinacji działań rosyjskiego naczelnego dowództwa oraz "pomocy" polskiego dowództwa. Wydaje się, iż tak naprawdę ludzie kierujący powstaniem nie chcieli jego sukcesu. Byli przecież w dużej mierze zadowoleni z warunków życia w Królestwie, cenili sobie swoją pozycję, pozycję która mogła zostać gwałtownie zachwiana w wypadku zwycięstwa powstania, oznaczającego załamanie starego porządku społeczno-politycznego w państwie.
Równocześnie należy rozprawić się z mitem historiografii marksistowskiej, jakoby najważniejszą przyczyną klęski powstania listopadowego był brak programu chłopskiego. Trzeba zgodzić się z tezą J. Łojka, że nawet powszechne uwłaszczenie chłopów w 1831 r. nie zniszczyłoby powszechnego na wsi stereotypu, że wrogiem jest "pan", przyjacielem zaś car. Tylko odzyskanie niepodległości umożliwiłoby wprowadzenie chłopstwa na drogę prawidłowego rozwoju społecznego.
Wbrew głupim nadziejom kapitulantów i ugodowców, liczących na łaskawość cara, los narodu polskiego został przez Mikołaja I zdecydowany. Dla Polaków nie mogło być ani przebaczenia, ani współczucia. Upadek powstania oznaczał likwidację konstytucji i polskich instytucji oraz stopniowe ujednolicenie Królestwa z resztą imperium. Wszystkich polskich oficerów zdegradowano, a żołnierzy wcielono do pułków kaukaskich. Majątki uczestników insurekcji uległy konfiskacie, a oni sami zostali skazani na katorgę. Około 10 tyś. Polaków opuściło kraj udając się na przymusową emigrację.
Wysiłek kilkuset tysięcy Polaków został zmarnowany, a społeczeństwo spotkała ponad osiemdziesięcioletnia epoka kulturalnej i narodowej eksterminacji.
Wybrana literatura:
Powstanie listopadowe 1830-1831
Jerzy Łojek – Szanse powstania listopadowego
Stefan Kieniewicz, Andrzej Zahorski, Władysław Zajewski - Trzy powstania narodowe
Wacław Tokarz - Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831
Marek Tarczyński - Generalicja powstania listopadowego
Tomasz Łubieński – Bić się czy nie bić?
Ignacy Prądzyński - Pamiętnik historyczny i wojskowy o wojnie polsko-rosyjskiej w roku 1831
- godziemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
4 komentarze
1. Znakomity artykuł,
2. Czyta się
hrabia Pim de Pim
3. @Beta
4. @Hrabio,