Nie, to jednak nie pot. To jad.
Kropelki wypalały małe, idealnie okrągłe dziurki w papierze.
„Zdradziłeś, ty Żydzie” – usłyszałem jego ochrypły głos. Spojrzałem w
górę. Tak. Hartman. Ten Hartman.

„Zdradziłeś, ty parchu!” – zawył niczym wilk. Potężnym uderzeniem łapy wyrzucił mnie z fotela.

Potoczyłem się po podłodze autobusu. Spojrzałem na współpasażerów,
szukając ratunku. Dopiero wtedy zobaczyłem, że każdy z nich ma plakietkę
KOD. Z uśmiechem patrzyli na tę scenę terroru.

Chciałem uciec, ale ból nie pozwolił mi stanąć na nogi. Chyba pękły
mi kości. Zacząłem pełznąć po podłodze pojazdu, przez brud, błoto
zmieszane ze śniegiem. Dobiegały mnie niektóre słowa, intonowane niczym w
starożytnym rytuale: „pomścij Kijowskiego”, „w imię poliamorii”,
„pierdolę, nie rodzę”. Hartman dopadł mnie w kilka sekund. Odwrócił na
plecy. Ostatkiem sił wyszeptałem: „Ale jak zdradziłem?”. „Nigdy nie
pojąłeś, że pedofilia to ciekawy problem filozoficzny” – wysyczał –
„oraz nie kibicujesz Lechowi Poznań”. A potem mnie zabił. To byłoby
chyba tyle. Wiecie państwo, do czego się odnoszę? Do tekstu
naszego bohatera o Żydach, co to zdradzili, bo nie mają poglądów takich
jak on, oraz do fake newsa o pobiciu typa za czytanie „GW” (żadnego
pobicia nie było, a typ po prostu nie chciał ustąpić miejsca staruszce).
A poza tym chciałem raz poczuć się w skórze tych ściemniaczy.
To chyba odpowiednia reakcja na fake newsy o zorganizowanych grupach
staruszek moherowych, terroryzujących w komunikacji miejskiej
czytelników „GW”. Wyśmiać i… zaproponować psychologa?