Prosta recepta na to jak ocalić milion nienarodzonych czyli powstrzymać aborcyjną sforę

avatar użytkownika Jaacek2

Chyba wszyscy solidaryzujemy się i wspieramy walkę o życie nienarodzonych, jednak metody, które są obecnie propagowane, czyli demonstracje, listy protestacyjne czy „lobbing” parlamentarny, są całkowicie nieefektywne.

 

Od kilkunastu lat trwa przepychanka o kształt ustawy antyaborcyjnej, ale zakresy tych zmian wahają się pomiędzy „zła” i „trochę mniej zła”; doświadczenie historyczne uczy, że tak będzie zawsze; jeśli nie za cztery lata, to za osiem, do władzy dojdzie znów lewactwo, i znowuż popsuje nawet nie najgorszą (ale i tak nie dobrą) ustawę; i liczba zabijanych dzieci przez kolejne cztery, albo osiem lat, do czasu aż znów odzyskamy władzę, będzie rosła; a potem znów trochę zmaleje, i tak w koło Macieju…

 

Widać wyraźnie, że taktyka polegającą na poprawianiu jakości ustaw sejmowych prowadzi donikąd zapętlając nasz wysiłek w bieganiu dookoła, a tymczasem czas biegnie i tysiące dzieci giną w tym czasie pozbawione prawnej ochrony państwa i społeczeństwa, skoro wyrzekli się ich właśni rodzice.

 

Błąd ten wynika z przyjęcia pewnych nowych „dogmatów” dotyczących życia społecznego, a mianowicie, że państwo musi być „neutralne światopoglądowo i religijnie” oraz, że demokracja to najlepszy z wymyślonych ustrojów państwowych; demokrację zostawmy na razie na boku, a weźmy się za to co możemy zmienić od ręki, czyli za skorygowanie swoich poglądów na temat neutralności państwa.

 

Otóż państwo, jako aparat i wytwór cywilizacji, powinien być przyjazny ludziom tworzących społeczeństwo danego państwa; oczywiście, wiadomo, że jest tak niezwykle rzadko, ale to nie z tego powodu, że jest to nie możliwe, tylko dlatego, że aparat ten łatwo podlega degeneracji, z powodu tzw. czynnika ludzkiego; i tutaj już faktycznie nic się nie da zrobić, ludzie są ułomni i tak już musi być.

 

Nie mniej staramy się, aby rozdźwięk pomiędzy „państwem” a społeczeństwem był jak najmniejszy, chociaż z góry wiemy, że ideału nie jesteśmy w stanie osiągnąć. Trzeba więc postawić sprawę jasno: dla katolików (których w Polsce jest ok. 94%) lekarstwem na zlikwidowanie tego rażącego rozziewu pomiędzy państwowym prawem dopuszczającym mordowanie niewinnych i bezbronnych, a społecznym sprzeciwem i zgorszeniem przeciwko temu legalnemu ludobójstwu jest afirmowanie państwa katolickiego, które w swej konstytucji zawarowałoby konieczność zgodności ustaw z etyką katolicką.

 

Oczywiście podniesie się chór oburzonego lewacko – demoliberalnego sprzeciwu, który datuje się już od dawna, a wyrażał się m.in. w rewolucji francuskiej, bolszewickiej i dziesiątku innych, które uczyły tylko jednego: mordowania niewinnych ludzi; dzisiaj nie mogą już wieszać księży na dzwonnicy przez pół dnia, ale chociaż sobie poabortuja „płody” i pousypiają, starców, kaleki i ciężko chorych.

 

Już sama ta analogia w skutkach tych ideologii powinna dawać do myślenia; katolicki punkt widzenia jest inny; i chociaż wytyczony cel wydaje się niedosiężny i bardzo odległy, to jednak jest możliwy do wzięcia, podobnie jak ustawy sejmowe; wymaga tylko czasu i determinacji, a w końcu szala musi przeważyć się na naszą  korzyść; ale na początek trzeba zacząć o tym głośno mówić – nie wstydzić się swojej wiary i swojej religii – tak! żądam katolickiej konstytucji, jestem katolikiem i należy mi się poszanowanie mojej wiary i mojej etyki – etyki miłości, która nakazuje miłosierdzie i litość nawet wrogom, więc nikt nie może czuć się przez nią zagrożony, ani tym bardziej skazany na śmierć jeszcze przed narodzeniem…

 

Nawiązując teraz, ale tylko w bardzo przelotny sposób do zasad demokracji, pozwolę sobie na chwile pomarzyć – gdyby udało się wprowadzić do konstytucji prawną ochrone życia nienarodzonych, obwarowałbym ten zapis wzbudzoną zasadą liberum veto, tak, żeby nawet jeden głos sprzeciwu, nawet gdyby w tej Sodomie pozostał kiedyś już tylko jeden jedyny – ostatni sprawiedliwy człowiek, żeby mógł on obronić to święte Boże prawo.

 

Proszę zwrócić uwagę, że katolickie prawo jest jak najbardziej naturalne i logiczne w kraju, gdzie żyją praktycznie sami katolicy; nienaturalnym jest optowanie za „neutralnością” w takiej sytuacji; bowiem ta utopijna neutralność w praktyce państwowej, którą obecnie cierpimy, jest anty-katolicka, jest elementem cywilizacji śmierci.

 

Wielu ludzi obawia się też zależności państwa od Kościoła i odwrotnie; ale to już naprawdę płonne obawy; wyobraźmy sobie, że zmieniamy prawo w opisanym zakresie, co więc się zmienia we wzajemnych relacjach państwa i Kościoła? nic, kompletnie niczego to nie zmieni; zmienia się relacja członka społeczeństwa do państwa – przestaje być bezbronną ofiarą, a państwo przestaje być bezbożnym katem-ludobójcą; przepaść znika, wszystko wraca na swoje miejsce, zapanowuje ogólna zgoda i miłość, a wszystko dzięki postawieniu Boga – jego prawa, na właściwym miejscu – na pierwszym miejscu.

 

napisz pierwszy komentarz