Szczescie w nieszczesciu

avatar użytkownika Tymczasowy
Marian Kulas,szef kompanii w batalionie samochodowym naszej gwardyjskiej dywizji pancernej, nie byl dobrym czlowiekiem. I jest to najdelikatniejsze z okreslen, jakie mozna w jego przypadku uzyc. On, po prostu, byl bardzo zlym czlowiekiem. Gdyby ktos odwazyl sie pogrzebac mu na zywca w genach, to z pewnoscia wydobylby na swiatlo dzienne cos obrzydliwego. Jakis zepsuty, moze zgnily, chromosom, czy cos takiego. Starszy sierzant Kulas byl bardzo malomownym czlowiekiem. Na jego miejscu zrobilbym to samo. Coz wlasciwie mogl on zaproponowac ludziom? Swoja obecnosc wyciskal na Matce Ziemi jedynie dzieki przeklenstwom, ktorych znal bardzo duzo i niezmiernie chetnie uzywal. Pomagaly mu one, jak przyslowiowa maczeta w dzungli, w brnieciu przez mniej i bardziej skomplikowane sprawy, ktore go w sposob oczywisty przerastaly - choc o tym nie mial pojecia. A, ze nie mial do czynienia ze sprawami bardziej skomplikowanymi, zakres jego slownictwa nie mial szans sie rozwinac. Biorac jednak pod uwage, ze zasoby leksykalne starszego sierzanta Mariana Kulasa ksztaltowaly sie w oparciu glownie o interferencje jezykowe z rosyjskiego, sila rzeczy pozostawal on w owym czasie postacia interesujaca, powiedzialbym nawet, bardzo interesujaca. Jasne jest, ze zachowanie sierzanta budzilo uzasadnione rekacje negatywne. Stad, jego zycie pelne bylo niespodzianek. Siedzi on sobie na przyklad na sluzbie, gdy dostaje telefon: "Oficer dyzurny batalionu, starszy sierzant sztabowy Marian Kulas!" - wola glosno i wyraznie. "Czy jestescie sami? -glos pyta sluzbowo. "Tak jest!" -energicznie odpowiada Kulas, starszy sierzant Ludowego Wojska. "To wycignij ch..., to bedzie was dwoch" - nieznany glos poradzil slusznie, choc trzeba przyznac, ze bezlitosnie. Nie chce byc goloslownym, wiec podam przyklad. O ile powszechnie uzywano formy: "K... twoja mac!" dla wyrazenia statusu spolecznego matki rozmowcy, to starszy sierzant Kulas uzywal rzadko spotykanej formy, mniej osobistej, a wiec niewatpliwie grzeczniejszej, "Jebiona mac!". Kazden jeden musi uznac, ze jakkolwiek przekaz informacyjny byl rowniez skierowany do rozmowcy, to jednak, pozostawial pewien margines swobody do interpretacji. Oczywiscie, nie nalezy przesadzac z ocena kompetencji jeykowych starszego sierzanta, gdyz jego przeklenstwa nosily cechy typowosci. Otoz, odnosily sie one glownie do meskich i zenskich zewnetrznych narzadow plciowych i ich nieuchronnej dynamicznej interakcji. Zawitala nowoczesnosc, wiec to samo dotyczylo meskich organow w interakcji z innymi meskami czesciami czesciami ciala. Na rzecz Kulasa, trzeba przyznac, ze siegal on rowniez do czesci ciala, ktore normalnie nie budza skojarzen seksualnych. Jednakowoz, przez pomyslowe ich zestawienie z organami plciowymi lub czynnosciami o charakterze seksualnym, takich wlasciwosci nieuchronnie nabieraly. Starszy sierzant Marian Kulas mial sklonnosci sadystyczne.Niemilosiernie znecal sie nad zolnierzami sluzby czynnej. A to robil im dlugotrwale zbiorki na mrozie po kapieli. To gonil na wyczerpujace marszobiegi o swicie ze wszystkim co Ojczyzna dala.na dala. Przez rzeke, a potem czolganie sie po swiezo zaoranym polu. Niektorzy nie wytrzmywali i popelniali samobojstwa. Cieli sie i wieszali. Ci, ktorym sie udalo, szli na Sad Ostateczny, czyli Niebieski, czyli do Czysca. Ci, ktorym sie nie udalo, ponosili surowe konsekwencje swojego czynu. Trafiali do Sadu Zielonego, czyli po wydaniu opinii przez komisje lekarska w Walczu, trafiali pod sad Pomorskiego Okregu Wojskowego w Bydgoszczy. A sad ten dawal im dwa lata za symulacje. Po odbyciu kary wracali do jednostki, by odbywac dalej sluzbe. Rozne tam przekomarzania sie z sierzantem na sluzbie dyzurnego oficera mozna byloby jakos zniesc. Kazdy przeciez lubi sie czasemposmiac, nawet starsi sierzanci sztabowi.Najwazniejszym, a w dodatku, nierozwiazywalnym problemem starszego sierzanta Kulasa bylo jego nazwisko. No, moze nie cale. Szkopul tkwil w literze "l" tkwiacej w samym sercu tego godnego nazwiska. Pod wzgledem estetycznym, czyli ksztaltu i brzmienia, nie ustepowalo ono zadnemu innemu Sobieskiemu, Koniecpolskiemu (tu -zastrzezenie) czy Potockiemu. Jednakowoz, zdradliwa literka "l" stwarzala oponentom starszego sierzanta olbrzymie mozliwosci. Jak zawsze, idzie o szczegoly! W tym przypadku, jezeli postawimy poprzeczna kreseczke na samej gorze literki "l", to wychodzi zupelnie niegrozna kombinacja. Niestety jednak, rozne skryte dlonie, ktore przez wiele nocy uzupelnialy nazwisko szefa kompanii z niebywala precyzja, zawsze ponizej wierzcholka litery "l", sprowadzaly nazwisko, o ktorym mowa, do parteru. "Kulas" przestawal byc "Kulasem". Nazwisko, ktore mogle budzic wspolczucie wrazliwych dusz zamienialo sie w precyzyjna ocene osoby. Gdyby nazwisko M.Kulasa umieszczano tylko w encyklopediach czy niesionych na pochodzie transoparentach, a jeszcze lepiej, w raportach tajnych sluzb, to Marian kulas moglby spac spokojnie, jak niemowle przy matczynej piersi. Tak jednak nie bylo! Nazwisko szefa kompanii musialo byc umieszczone w bardzo malo bezpiecznym miejscu, mianowicie, na sporych rozmiarow tablicy umieszczonej na drzwiach kancelarii. A to, mowiac wojskowym jezykiem, znajdowalo sie w polu razenia prawie kazdego, kto mial na to ochote. A chetnych bylo, na nieszczescie sierzanta Kulasa, nie dwoch, nie trzech, tylko znacznie, znacznie, wiecej... Starszy sierzant, zgodnie z pragmatyka sluzbowa, probowal przekonywac zwierzchnikow, by w tym szczegolnym przypadku, pozwolili mu umiescic na tabliczce pelny stopien wojskowy, pelne imie oraz inicjal nazwiska: STARSZY SIERZANT SZTABOWY MARIAN K.". Niestety, wyzsze szarze nie daly sie zalapac na prosty trick. "Co Wy, sierzancie, jestescie przestepca? Z wojska Naszego Ludowego chcecie robic zaklad karny? Jak to bedzie wygladalo?" - uzywali nadzwyczaj miazdzacej argumentacji. "To moze napisac tylko: "SZEF KOMPANII"?- kombinowal dalej Marian Kulas, nasz poczciwy bohater. "Co? A jak jakis niesubordynowany element zamieni litere "f" na litere "w", to jak my i nasze cale Wojsko Ludowe bedziemy wygladali? "Szef, jest przeciez na du... sierzancie!" - replikowali wprawdzie slusznie, ale przeciez bezlitosnie. Wydawac by sie moglo, ze Marian Kulas, oddany podoficer Wojska Ludowego skazany jest na posmiewisko do samego konca swojego zolnierskiego zycia, a przynajmniej zawodowej sluzby wojskowej. Tymczasem, wyroki losu sa nieodgadnione! I tak to wlasnie mozemy zobaczyc my, czyli czytelnicy tego glupiego tekstu. Nadzwyczaj szczesliwym trafem, starszy sierzant sztabowy mial wypadek. W czasie szkolenia rekrutow, w czasie czyszczenia broni, postrzelil sie sam z "Kalasznikowa". Trafilo w genitalia, czyli zupelnie dobrze.Powiedzialbym, idealnie! Kulas trafiajac na punkt, czyli odstrzeliwujac pokazny odcinek swojego narzadu tak blisko, wrecz intymnie, zwiazanego z jego nazwiskiem, jakby wygral los na loterii. Jak wiadomo, nazwiska pelnia bardzo wazna funkcje informacyjna. Pozwalaja ocenic z kim mamy do czynienia.Przykladowo, przegladajac liste nazwisk generalow radzieckich, zgodnie z oczekiwaniami, spotykamy takie ksywy jak: Miedwiedwiew, Lwow, a przynajmniej Wolkow. Czy ktos napotkal nazwisko Zajcewa w tym kontekscie? Moze i sa nazwiska takie jak Golub czy Myszkin, ale to gdzies tam wsrod nizszych szarzy, a i to pewnie wsrod kwatermistrzostwa. Idac, jak byk szczal, ta droga wyrafinowanego rozumowania, takze w stosunku do starszego sierzanta sztabowego Mariana Kulasa mozna bylo miec pewne, oczywiste oczekiwania. Zwykl on chodzic wyprostowany jak stryuna z nieodlaczna raportyowka, jak angielski (znany nam z filmow) oficer. "Kulas" nie pasowal do niego wcale. Brak adekwatnosci az oczy razil. Adekwatnosc przywracaly poprawki litery "l" na "t". Po szczesliwymj wypadku z bronia palna przywrocona zostala w pelni adekwatnosc nazwiska do wlasciwosci osoby. Wszak czlowieka z kikutem zwyklo sie okreslac "kulasem". Sprawy poszly jeszcze lepiej niz sam Sierzant mogl w najlepszych snach wymarzyc. No, popatrzmy, niech jakas niewidzialna reka przeprawi w rutynowy sposob, wiadoma literke. No, poniali? Oczywiscie, ze wychodzi na dudka! Trafione jak kula w plot!. Przeciez starszy sierzant sztabowy Marian Kulas w zaden sposob nie moze byc nazwany ku...! To tak, jakby nazwac Pana Posla Palikota "Razumcewem"! Sytuacja M.Kulasa ulegla calkowitej zmianie. Ludzie dotychczas mu niechetni, zaczeli dostrzegac dobre strony naszego bohatera. Na przyklad, sasiadki slusznie zauwazyly, ze moglby byc doskonalym kandydatem na meza. Marian Kulas nigdy nie bil swojej zony, co w srodowisku uwazano za nieslychana ekstrawagancje. Niby da sie te rzadko spotykana cnote uzasadnic faktem, ze starszy sierzant sztabowy nie bil zony, bo nigdy jej nie mial. Jednakze, w sposob uzasadniony, mozna argumentowac, ze istnieje pewna szansa, zeby jej nie bil. Inaczej niz w przypadku tych wszystkich, ktorzy normalnie, jak to jest w zwyczaju, bili swoje zony i jest to fakt empiryczny. Sasiedzi M.Kulasa przypomnieli sobie, ze lubil on wieczorami majstrowac. Wlasnie mial na ukonczeniu kolejny projekt "perpetuum mobile". Byla to duzych rozmiarow maszyna, ktora zajela caly ogrodek sierzanta i pol ogrodka sasiada urzeczonego doniosloscia calego przedsiewziecia. O ambitnym projekcie M.Kulasa wiesc niosla szeroko. Siegala nawet Bobolic! Wypowiadali sie przychylnie, w oparciu o bardzo precyzyjne wyliczenia, prawie wszyscy okoliczni eksperci. Jeden z Grzmiacej, dwoch z Czeresieki i jeden z Galowa. Wszyscy oni mieli podobne do sierzanckieich, ambicje, ale zadnego powodzenia. Czulo sie nastroj Wielkich Czasow, przelom w dziejach ludzkosci zdawal sie byc na wyciagniecie reki! Sierzant Kulas wyraznie sie rozluznil. Czasami nawet sie usmiechal. Tak zwykle bywa z wybrancami losu! Ktos podobno widzial starszego sierzanta sztabowego smiejacego sie glosno. Jednakze nie zanotowano innych, niezalenych od siebie potwierdzen. A teraz czas na moraly, pouczenia itp. Z przypadku sierzanta Kulasa nalezy wyciagnac wniosek o charakterze fundamentalnej prawdy zyciowej. Nigdy nie powinno sie ulegac przeciwnosciom losu. Zawsze nalezy miec nadzieje, ze los pomoze. Jedno szczesliwe zdarzenie moze calkowicie odmienic zycie czlowieka na lepsze.
Etykietowanie:

10 komentarzy

avatar użytkownika ŚpiEwka

1. okrutny Waćpan jest :)

i już! Pozdrawiam

ŚpiEwka

avatar użytkownika Maryla

2. troche prawdy ;)

Witam, LWP i służba zasadnicza. Ileż to opowieści, dykteryjek . Nazwisko to PRL było coś! Wskazywało miejsce , gdzie towarzysza należało ulokować. Minister rolnictwa Kłonnica, minister budownictwa Glazur itp A "nazwiska pelnia bardzo wazna funkcje informacyjna. Pozwalaja ocenic z kim mamy do czynienia" nie jest tylko zartem w socjalistycznej rzeczywistości. Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

3. Poznanianko

Ja dopiero sie rozkrecilem, bo prawda jest jeszcze gorsza. Przynajmniej jak na standardy PRL-u.
avatar użytkownika Tymczasowy

4. Taki "Soltys Edward"

czy nie powinien byc w kregach Stronnictwa, nawet Zjednoczonegfo, Ludowego? Dlatego sie zapisalem, dla jajch, do Zwiaonzku modziezy Wieskiej. A tam, jak w Partyi, jeden taki zapodal: "Popatrzmy na nasze rece". Syszalem: 'Rence!".
avatar użytkownika Maryla

5. z nazwiskiem Sołtys murowana kariera na szczeblu gminnym

na poczatek, oczywiście. Później byś musiał pomyslec nad zmianą, jak st.sierżant Kulas, i tak miałbyś łatwiej, bez takich poświeceń. Ale imie za to dawało "gratisy", z tym, ze zmiana partii byłaby konieczna.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Beta

6. A minister Socha,choć nie był

A minister Socha,choć nie był ministrem rolnictwa,ani nawet sołtysem też umiał orać. Podczas prywatyzacji Banku PKO BP dla inwestorów zagranicznych zaorał całe pole, a Skarbowi Państwa pozostała miedza.
avatar użytkownika Tymczasowy

7. Melduje

ze poprawilem i ulepszylem znacznie pijany tekst.
avatar użytkownika Maryla

8. Tymczasowy ;)

mnie się podobał i w tej poprzedniej, voltowej wersji ;) Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

9. dodałeś pouczający morał ;)

;))

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

10. Noblesse oblige

Tak sie to pisze? Chcialbym nadazac i nie wylatywac z poteznej masy SZPAGATOWEJ INTELIGENCJI. Tak sie to ladnie kiedys nazywalo. A terazki: "Wyksztalciuchy", "Lemingi". Nie kazdy pojmuje skad sie to wzielo, jaki to zrodloslow!Moze wrocic do zrodel? Proste, jasne,sztywne, jak sylwetka starszego sierzanta sztabowego naszy Ludowy Armii.