Czy w niebie będą sami katolicy?
Myśl taka bardzo oburza wielu katolików, którzy są tak „miłosierni”, że wepchnęliby do nieba samego diabła, chociaż on tego nie chce…
Myśl taka wielu katolikom wydaje się całkowicie absurdalna: jak to sami katolicy? przecież takie myślenie, to swoisty „faszyzm” w ultra-katolickim wydaniu, podział ludzi na lepszych i gorszych…
Nie taka była intencja Pana Boga, który ukochał jednakowo mocno i bezwarunkowo wszystkich bez wyjątku ludzi…
Co stanie się ze wszystkimi ludźmi dobrej woli, którzy są innowiercami, ale starają się, i może nawet w praktyce byli lepszymi ludźmi od niejednego katolika…
A co z tymi, którym nie dane było poznać prawdziwej wiary, których ominęła sposobność, aby powiedzieć „tak” Zbawicielowi?…
Katolicy
Ogólnie mówiąc, trudno jest stanowczo stwierdzić, kto konkretnie będzie w niebie; Bóg ma w tej kwestii możliwość zmiany decyzji do ostatnich chwili życia delikwenta; miłosierdzie Boże jest niezgłębione, nawet łajdak ma szansę do ostatniej chwili, aby wyżebrać przebaczenie; wiedza bardziej ogólna mówi nam tylko, że do nieba idą święci; innej zwartej grupy nie ma.
Łatwiej jest pewnie stwierdzić, kto do nieba nie się nie dostanie; to proste – grzesznicy umierający w stanie grzechu śmiertelnego; zacznijmy od swojego podwórka: wszyscy katolicy, którzy umierają bez sakramentów, mają raczej przechlapane; co prawda oni też mają jakąś szansę w godzinie konania, ale bądźmy szczerzy, co może wykrzesać z siebie serce gardzące notorycznie Bogiem? duża część takich ludzi nawet myśli o spowiedzi i tak dalej, ale śmierć nie raz spłata figla – nie zdążą; inna sprawa, że taka postawa ociera się, jeśli już nie wypełnia, o definicję grzechu zuchwałego, którego nie jest tak łatwo się pozbyć z ogólnego rozrachunku.
Tak się rzecz ma w grupie uprzywilejowanej, narodzie wybranym, jedynym Kościele, który posiada pełnię objawienia i klucze do Królestwa Niebieskiego; to sól tego świata, zakwas który miał z ludzkości uczynić boże ciasto, światło postawione na świeczniku… no jak się przyjrzeć trochę wnikliwiej, to szykuje się niezła kompromitacja; sól zwietrzała, zakwas nie jest kwaśny, a światło nie daje światła; a Bóg patrzy na nas, na nasze osiągnięcia również w tej dziedzinie, globalnej, można tak powiedzieć; ostatecznie mieliśmy (i mamy) kilka asów w rękawie, więc i jakichś wyników można by chyba oczekiwać.
A tu ledwie który wybraniec może się doskrobie do tego ukochanego, wymarzonego nieba… nie za wesoło; co dopiero mówić o innych; ale trzeba, służba nie drużba.
Protestanci i schizmatycy
Mimo pozorów, ci co niby są najbliżej nas, są w najgorszej sytuacji; któż lepiej od protestantów-heretyków wie, że Chrystus jest Zbawicielem, a mimo to, choć teoretycznie byłoby to najłatwiejsze, nie chcą powrócić na matczyne łono Kościoła; mają pełną świadomość swoich herezji i swojego odstępstwa, więc czemu nie powracają? Nie wiadomo czemu, ale robią to celowo – specjalnie i świadomie mówiąc krótko; czerwona kartka.
Co z prawosławnymi schizmatykami? Podobnie, chociaż im może nieco trudniej zrozumieć, że chociaż mają sakramenty i kapłaństwo, to brak im łączności z Piotrem; no można by chyba powiedzieć – brak im łączności z Kościołem – może to jest powodem, że są poza Kościołem? Doprawdy nie wiem, czy to jest takie trudne? i nie ma potrzeby wsłuchiwać się w argumenty o dwunastu, o pierwszym spośród równych itd. jak zawał tak zwał – łączność jest tylko korespondencyjna, a to za mało, aby być jednym Kościołem.
Czy wierzymy jeszcze w nieomylność naszej religii? czy też uważamy, że prawda nie jedno ma imię, że do nieba można i bez Kościoła, a może i bez Boga? może to jest odpowiedzią na te dylematy, może my chcemy iść do nieba, ale nie do jakiegoś nudziarskiego nieba, gdzie tylko w kółko człowiek się modli i uwielbia, ale do takiego nieba gdzie jest wesoło, gdzie wszyscy się lubią i tolerują, gdzie jest sprawiedliwie, bo każdy tam mógł się zapisać, bez żadnej protekcji i nepotyzmu…
Innowiercy i ateiści
Tych można wrzucić śmiało do jednego worka; wszak ateiści tylko wierzą że Boga nie ma, więc w gruncie rzeczy, są jakby innowiercami.
W tym przypadku teoretycznie, jak wyliczają optymistycznie posoborowi kalkulatorzy, jest bardzo duża szansa na zbawienie; trzeba tylko być dobrym człowiekiem; część znawców formułuje to, jako „bycie człowiekiem dobrej woli”, ale z tego wynikałoby, że każdy kto tylko chce, dostanie się do nieba; co prawda gdzieś tam dźwięczy powiedzenie o dobrych chęciach, i bruku w piekle, ale Bóg w swej dobroci chce przecież, aby wszyscy zostali zbawieni, więc na pewno dotyczy to tych którzy chcą; ale jak wszyscy to wszyscy – więc wchodzą w ten sposób do nieba i ci, którzy nawet nie chcą; w tym kontraście widać, że dobra wola – dobre chęci, to już jakieś znaczące osiągniecie, jakby taka dosyć już mocna świętość.
Jeśli jednak nie wszyscy ulegli wierze w zbawienie bezwarunkowe, wynikające z bezwarunkowej miłości Boga, zastanówmy się kto jest dobrym człowiekiem? odpowiedź, którą daje nudny i nieatrakcyjny Kościół przedpoborowy mówi, że dobry człowiek żyje tak jak dobry katolik, a ma tylko braki w wiedzy religijnej.
Czy zatem muzułmanin-poligamista może wejść do nieba? albo żyd codziennie pobożnie modlący się o zniszczenie Kościoła? a może ateista uznający rozwody i inne udogodnienia życia cywilizowanego inaczej? albo cyniczni hinduiści, czy oni mogą być dobrymi ludźmi, dzieląc jednocześnie innych na kasty, niczym na ludzi i podludzi?
Coś mi mówi, że w kalkulatorach trzeba przesunąć nieco przecinek; bliższe prawdy są raczej proporcje:
- katolicy – 1%
- protestanci i schizmatycy – 0%
- pobożni innowiercy – 0%
- pozostali – 0,1%
Z grupy „pozostałych” obejmującej mało pobożnych innowierców i ateistów, ten promil zbawionych, to też katolicy, którzy przyjęli chrzest pragnienia; na pytanie z tytułu odpowiadam więc twierdząco, dodając że nie dość, iż w niebie będą tylko katolicy, to będzie ich tam nie za wielu; olbrzymia większość ludzi wybiera bowiem piekło.
Patrząc na otaczający świat, jakoś nie jestem zdziwiony; obficie wybijające szambo nie pozostawia zbyt wielu złudzeń.
- Jaacek2 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać

napisz pierwszy komentarz