Kościół, czy „kościółek” posoborowy
Tradycja, jako niepisana część Objawienia, przekazywana ustnie i w miarę potrzeby utrwalana w formie dokumentów kościelnych, modlitw, wyznań wiary, jest nieomylnym nauczaniem Kościoła.
Pierwszym i najboleśniejszym zagadnieniem kojarzącym się z kwestią tradycyjności contra posoborowatości, jest kwestia Mszy św.
Nikt raczej nie neguje, że klasyczny Ryt Rzymski swoimi korzeniami sięga do samego początku chrześcijaństwa, a dokumenty pisane datują się na IV w.
Jest oczywiste, że zachodziły pewne zmiany w liturgii; była ona udoskonalana, na miarę ludzkich możliwości nadania właściwej oprawy Boskiemu misterium; św. Pius V utrwalił na wieki najdoskonalszą formę Mszy św., kanonizował ją jako Mszę Wszechczasów, nakazując sprawować ją kapłanom Kościoła bez utrudnień i warunków ze strony przełożonych.
Mamy okazję zastanowić się, jakie są dopuszczalne zmiany w wykładzie wiary, aby pozostał on nadal katolicki, a jakie zmiany są niedopuszczalne zamieniając naukę Kościoła w „kościółkowe” pobożne życzenia na temat wiary.
Kluczem jest tu zasada aposterioryczny/aprioryczny; Tradycja z natury i definicji jest aposterioryczna, więc każda zmiana, która nie wynika z nauki przekazywanej nam przez ojców, (którzy otrzymali ją od Chrystusa za pośrednictwem Apostołów), ma inne, niehistoryczne a więc i nie autentyczne źródło.
Źródłem tym jest swobodna tfurczość głów nowinkarzy, którzy wymyślają, jaki powinien być Kościół, aby był dobry i jeszcze lepszy; inaczej mówiąc pomysły nowinkarzy wynikają z jakiejś ideologii, czy nowej filozofii, a nie ze zwyczajów i nieomylnej nauki wieków; mówienie, że Kościół musi się zmieniać i zmienia się wraz ze światem jest dobrym poprzykładam aprioryzmu; otóż fakty mówią, że nie zmieniał się przez 2000 lat bez mała, więc skąd nagle pomysł, że musi się zacząć zmieniać?
Oczywiście zmiany występowały i muszą występować w warstwie praktycznej, cywilizacyjnej, ale rozmawiamy o doktrynie Kościoła, a nie o jego zewnętrznych sposobach i możliwościach technicznych i metodologicznych przekazywania i nauczania.
Także niezmiernie istotne jest zakreślenie granicy, jakie zmiany są dopuszczalne w nauczaniu Kościoła, a jakie nie; bo to że Papież i kardynałowie „nie mogą wszystkiego”, jest już chyba oczywiste; wiemy nawet więcej – zmiany doktryny już przedstawionej nieomylnym nauczaniem Kościoła są niedopuszczalne; zmiany pastoralne – udoskonalające katechezę – owszem.
Również rozwój wykładu prawd wiary zawartych w tradycji, ku większej chwale Bożej, jest nie tylko dopuszczalny, ale jak najbardziej pożądany i o oczekiwany.
I tutaj mamy chyba powód nieporozumień; wielu współczesnych teologów myli te dwa porządki, zamieniając całe dziedziny nauki Kościoła w modernistyczny groch z kapustą, mieszając tradycję z nowinkami i głośno krzycząc, że tak można; bo przecież zmiany są dopuszczalne, nieprawdaż?
Niedopuszczalne zmiany doktryny, a co za tym idzie tradycji, są jednak dość ściśle określone, i liczne nadużycia w tym względzie wynikać muszą, albo ze złej woli modernistów, albo z ich bezbrzeżnej ignorancji.
Św. Pius X dał dość dokładny wykład, czym jest modernizm; zobowiązał wszystkich księży do składania przysięgi antymodernistycznej, w której każdy przysięgał, że nie będzie szerzył doktryn modernizmu.
Pozostaje do rozważenia status dokumentów SV2 zawierających ewidentnie treści niezgodne z wcześniejszym nauczaniem Kościoła – z tradycją, a za to oddające idee modernizmu, podpisane – bez wyjątku – przez Ojców Soboru, którzy przysięgali nie szerzyć modernizmu – którzy złożyli w sposób uroczysty przysięgę antymodernistyczną; czy taki dokument, pomijając inne względy, nie jest bezprawny z samej mocy tej przysięgi?
Kolejną przysięgę – koronacyjną – składają Papieże w dniu wyboru; tam również główną treścią jest przysięga na wierność Tradycji oraz wyklęcie każdego, łącznie z samym sobą, kto ośmieliłby się pogwałcić tradycję; można powiedzieć, że w swojej treści przysięga antymodernistyczna jest jakby mniejszą przysięgą koronacyjną; zasada wydaje się być ta sama: kto głosi doktryny nietradycyjne, modernistyczne, niech będzie wyklęty.
Wracając do Mszy św. należy jeszcze obalić zarzuty, jakoby Msza Wszechczasów była również sfabrykowana, podobnie jak NOM; otóż nie – czym innym jest kodyfikacja i uporządkowanie rytu, a czym innym jego wymyślenie – sfabrykowanie, przy biurku; pierwsze jest żywym organicznym rozwojem tradycji, zgodnie z zasadą aposterioryzmu, a drugie, to czysty aprioryzm obcy Kościołowi i Tradycji – niezastąpionego filaru Kościoła.
I chociaż NOM jest Mszą Kościoła, to wiedza, że jest rytem wytworzonym apriorycznie, a nie historycznie, powinna nasz instynkt katolicki ukierunkować ku Trydentinie i unikaniu NOM.
Zacznijmy od tego, bez konieczności wdawania się w niuanse i spory doktrynalne, a tradycja powróci i przywróci Kościołowi należny mu blask, wyrzucając za burtę modernistycznych burzycieli starego – miłego Bogu – porządku.
- Jaacek2 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz