Niekatolicka wymowa deklaracji o wolności religijnej czyli Krzyże zdjąć!
Deklaracja Dignitatis Humanae jest szeroko znana, chociażby z tego, że wprost zaprzecza wcześniejszemu nauczaniu Kościoła; moderniści jednak w żywe oczy twierdzą, że jest to nadal ten sam wykład wiary "innymi słowami", że Kościół przekazuje to samo, a tylko język tego przekazu został dostosowany do potrzeb współczesnego świata i człowieka.
Jest to tak zwane „pójście w zaparte”, wszakże, gdyby odstąpili od tego poglądu musieliby przyznać, że doktryna Kościoła została naruszona, że depozyt wiary został zafałszowany i nadwątlony.
Prześledźmy, czego Kościół nauczał do Soboru, a czego naucza obecnie – tą drogą bez trudu stwierdzimy, czy naucza tego samego innymi słowami, czy jednak naucza czegoś innego.
Przede wszystkim Kościół głosił, że posiada jako jedyny pełną prawdę o Bogu, i zbawieniu człowieka objawioną mu i powierzoną przez samego Boga;
że tylko on – Kościół powszechny – jest jedynym prawomocnym pośrednikiem pomiędzy Bogiem i człowiekiem, niezbędnym w drodze do zbawienia i życia wiecznego;
a uzasadnieniem tych prawd, przez innych poczytywanych za nieskończoną pychę, zarozumialstwo i przemądrzałość, jest wiara katolików, że głową tego Kościoła jest sam Chrystus Pan, a wszyscy wierni są członkami tego Kościoła.
Z takiego punktu widzenia pogląd, że ludzie i ludzkie społeczności powinny mieć prawo decydowania, jaką religię będą wyznawały, jest po prostu niekatolicki.
I nie chodzi tu o zniewalanie kogokolwiek lub a narzucaniu wiary siłą (co i tak jest niemożliwe); wszyscy doskonale wiedzą, że wolna wola człowieka i tak jest w tym przypadku decydująca; nikt nie powstrzyma człowieka chcącego przystąpić do satanistycznej sekty, czy do jakiejkolwiek innej religii.
Podobnie jest np. z kradzieżą (czy jakimkolwiek innym przestępstwem – grzechem) – wiemy, że każdy może popełnić taki uczynek, ale nie po katolicku byłoby w dokumencie soborowym zezwalać na takie uczynki argumentując to godnością osoby ludzkiej, wypływającej z wolności woli – Bożego daru dla człowieka – i w związku z tym, z prawem do takich uczynków zagwarantowanych jakoby przez samego Stwórcę.
Grzech jest nadużyciem wolnej woli, jest nadużyciem wobec podobieństwa do Boga, którym mogą się chlubić i szczycić ludzie pełniący dobre uczynki, poprzez które usiłują naśladować Bożą miłość.
Dlatego Kościół zawsze zabraniał zła, potępiał złe uczynki i proponował dobro; zezwolenie na zło też jest złem, przymykanie oczu na zło, też jest złem – to forma permisywizmu, zawsze wstrętnego doktrynie katolickiej.
Rolą Kościoła jest głosić w porę i nie w porę Prawdę; podstawową prawdą w odniesieniu do wolności wyznania jest to, że każda decyzja odłączająca człowieka od Kościoła jest błędna – jest po prostu zła do szpiku kości; jest głęboko zła i zatruta, ponieważ prowadzi i ogromnie przybliża człowieka, do potępienia duszy i do piekła.
Tylko włączenie do Kościoła daje szansę – szansę, a nie pewność ! – na zbawienie; analogiczne zależności zachodzą w odniesieniu do całego społeczeństwa; każda decyzja oddalająca ludzi od Kościoła jest zła, a każda która pozwala i umożliwia ludziom przyjęcie i wytrwanie w katolicyzmie jest dobra; to proste i chyba zrozumiałe kryteria – zobaczmy, jak w ich świetle wypadać będą kolejne wytyczne soborowej deklaracji.
Słynna neutralność religijna państwa, czym w praktyce jest? czy w ogóle pojęcie to ma swój odpowiednik w rzeczywistości? co jest neutralnością, gdy jeden chce krzyża w szkole (urzędzie, biurze, zakładzie pracy), a drugi nie chce; żadna decyzja nie będzie neutralna; każda będzie stronnicza.
Nie ma czegoś takiego, jak neutralność religijna państwa; każda decyzja z pozoru neutralna, z natury rzeczy jest antykatolicka; a jak katolik może optować za antykatolickimi decyzjami państwa?
Cała nauka społeczna Kościoła sprowadza się do poddania panowaniu Chrystusa siebie, swojego życia, swojej rodziny, społeczności i państwa – rozwój od człowieka do całego społeczeństwa; jest to logiczne i jasne – innej, lepszej i szybszej drogi do zbawienia siebie i bliźnich, których powinniśmy kochać, jak siebie samego, nie ma.
Inspiracją do tego wpisu był dzisiejszy protest i oburzenie przedstawicieli Watykanu oraz licznych biskupów na wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który orzekł, że wieszanie krzyży w klasach szkolnych jest naruszeniem "prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami".
Wyrok ten jest w oczywisty sposób zgodny z posoborowym nauczaniem Kościoła zawartym w deklaracji o wolności religijnej; tak w praktyce działa duch owego dokumentu; czas zrozumieć, że Tradycja się nie myli, a każde państwo „neutralne religijnie” jest z definicji antykatolickie – jest anty krzyżom w szkołach, szpitalach itd., anty – symbolice świąt, anty krzyżykom na koszulach, anty procesjom na Boże Ciało itd.
Wszak Deklaracja nakazuje uszanować, czyli ustąpić, jeśli ktoś twierdzi, że widok krzyża jest dla niego zbyt natarczywym nakłanianiem ku Chrześcijaństwu; w praktyce wystarczy więc jeden cwany lewak, nawet nie aby pozrzucać krzyże ze ścian, co wymóc na podstawie Deklaracji usunięcie krzyża, jako niewolącego jego wolną antykatolicką wolę nie oglądania krzyży.
Prawdziwą tragedią jest jednak perspektywa uchwalania całkowicie niekatolickiego prawa państwowego (aborcja, eutanazja, eugenika, hodowla klonów na narządy itd. itd.) przy całkowitej pasywności katolików głoszących neutralność państwa, zamiast społecznego panowania prawa Chrystusowego – Bożego.
Więc będzie jeszcze gorzej; musi być – wystarczy tylko wczytać się w tekst niektórych soborowych dokumentów; czyżby więc protest hierarchów przeciwko wyrokowi ETPC należało odczytać, jako sprzeciw przeciwko modernizmowi szerzonemu w Kościele przy pomocy tychże dokumentów? czas pokaże.
- Jaacek2 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz