Czy Kościół zaleca konkubinat zamiast małżeństwa?

avatar użytkownika Jaacek2

Tak się ostatnio porobiło, że zdecydowana większość ludzi odpowiedzialnych za kreowanie polityki społecznej Kościoła twierdzi, że konkubinat jest najlepszą formą współżycia społecznego; nie jest to może stwierdzane wprost, ale wynika to ze wstrętu jaki napawa tych postępowych ludzi wizja "małżeństwa" Kościoła i państwa.

 

Co ciekawe, na trop tej analogii naprowadzili mnie sami autorzy tej bezbożnej (anty)koncepcji; otóż od jakiegoś czasu nasiliły się głosy, jakim to błogosławieństwem dla Kościoła jest „zakończenie” małżeństwa tronu i ołtarza, bo to przecież same problemy – żyrowanie polityki państwa, jakiś nieetyczny przymus (podobno) w odróżnieniu od nieograniczonej niczym wolności należnej ludziom na „wolnym rynku idei”, na którym to rynku Kościół podobnież też jest wystawiony (na sprzedaż?).

 

Oczywiście „wolny rynek idei” zorganizowany jest dla dobra ludu pracującego miast i wsi, który najlepiej przecież zna się na towarach i na targowaniu, także z pewnością zaopatrzy się w najlepszą i najkorzystniejszą ideę z proponowanego szerokiego i różnorodnego wachlarza, który zaspokoi najwybredniejsze nawet gusta.

 

Jakoś nie przejmują się tym, że posługują się nie dość, że argumentacją trącącą tanim frazesem, to identyczną z ideologią lewaków wszelkiej maści nie mówiąc o „braciach fartuszkowych”, którzy też czują wstręt nieprzemożny do bliższych związków z nauką Kościoła niczym diabeł do święconej wody.

 

Ale nie wynika z tego, że jest to wynikiem plagiatu, czy kolaboracji; wygląda to raczej na szczerą, choć wątpliwej jakości (tanie podróby) twórczość posoborowych teologów, którzy starają się być coraz lepszymi kosmopolitycznym humanistami myślącymi globalnie, ale w rezultacie osiągają wyniki identyczne z lewackimi umysłami całkowicie zlaicyzowanymi, materialistycznymi i antyklerykalnymi, choć oczywiście głęboko zatroskanymi o dobro ludzkości, prawa mniejszości i ogólnie filantropów.

 

Czas chyba przypomnieć sobie, jakie są główne zręby tradycyjnej nauki społecznej Kościoła; czy ktoś jeszcze pamięta św. Augustyna? co prawda porównywany jest on wielkością geniuszu i doniosłością swej nauki do „chrześcijańskiego” Platona, który jako twórca klasycznej filozofii nie może „się przeżyć”, ale czy trzeba się z tą opinią zgadzać?

 

Nikt wprost nie ma odwagi stwierdzić, że św. Augustyn pierdoły opowiadał w swoim słynnym „De civitate Dei”, i że jego maksymy „jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na swoim miejscu”, czy: „władza bez Boga to tyrania zbójców” to głupoty, ale wszyscy ci piewcy nowego lepszego porządku negują te zasady w swoich naukach i wywodach.

 

Tutaj przychodzi nam bardzo z pomocą porównanie do małżeństwa, które jest nadzwyczaj celne i adekwatne; bo czymże właściwie różni się małżeństwo od konkubinatu? ano niczym, oprócz jednego papieru podpisanego w urzędzie, więc z czystym sumieniem zalecać można konkubinaty, albo cywilno-prawne umowy małżeńskie zawarte na czas określony lub na czas nieokreślony z uzgodnionym terminem wypowiedzenia.

 

I tak na naszych oczach rodzi się nowa ni to świecka, ni to nie świecka tradycja; współczesna teologia zapomina o sakramentalnym wymiarze małżeństwa, o sakramentalnym wymiarze ludzkiego życia, po prostu; o sakramentalnym wymiarze naszego życia w każdym wymiarze – prywatnie, służbowo, rodzinnie, społecznie i państwowo.

 

Tak jak wszędzie jesteśmy małżonkami, tak wszędzie jesteśmy katolikami; taki ma wymiar „małżeństwo” państwa z Kościołem – wymiar uświęcający całą społeczność, tak tworzy się państwa poświęcone i civitas Christiana.

Jest bardzo wiele małżeństw nieudanych, gdzie mąż bije zonę, albo żona męża, albo oboje biją dzieci; czy z tego wynika, że małżeństwo sakramentalne jest złe? a czy w konkubinatach zawsze jest dobrze? czy w konkubinatach musi być dobrze? banalne pytanie, dowodzące płytkości poglądu obciążającego instytucję małżeństwa za nieudane pożycie.

 

Co więc daje nam właściwie sakramentalność małżeństwa, że warto o nie walczyć, co stanowi tę jakość, której brakuje konkubinatom?

 

Małżeństwo sakramentalne to gwarancja naszych praw, gdzie gwarantem jest sam Bóg i nasza przysięga małżeńska ważna na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, teraz i do końca życia. Jak można nie widzieć, że rezygnacja z prawa opartego o etykę katolicką zepchnęła nas do roli demonstrantów żebrzących o życie dla nienarodzonych? o życie dla ciężko chorych? o nie demoralizowanie naszych dzieci w szkołach?

 

Czym jest w swej istocie cały ruch Pro-life, jeśli nie próbą zaprowadzenia prawa zgodnego z etyką katolicką w państwie? a czym jest owo znienawidzone małżeństwo państwa i Kościoła, jeśli nie tym samym? moderniści usiłują nas przekonać, że wiarę należy mieć przede wszystkim w swoim sercu; ale my mamy wiarę w sercu, tak jak i miłość do ukochanej mamy w sercu, ale to za mało!

 

Zewnętrznym wyrazem miłości są właśnie sakramenty, a źródłem sakramentów jest Chrystus, dlatego społeczna nauka Kościoła sprowadza się do dążenia do społecznego panowania Chrystusa, do intronizacji Chrystusa w sercach poszczególnych ludzi i w całych państwach; jak można myśleć, że prawo państwowe, konstytucja, oparta na prymacie prawa Bożego i etyki katolickiej jest niedobra, nieodpowiednia i należy ją zastąpić innym prawem.

 

Przecież to podstawy logiki; każde inne prawo też wynika z jakichś etycznych podstaw; i nie ważne z jakich, ważne, że wiemy, ze nie z Chrystusowych; a już teoria, którą obecnie się lansuje, że najpierw trzeba zeświedczyć państwo, aby potem ludzie mogli je uświęcać „dobrowolnie” oddolnie to już majstersztyk głupoty i złej woli; przecież taki program prowadzi – jeśli się powiedzie – do stworzenie właśnie państwa o prawodawstwie opartyn na etyce katolickiej, więc o co chodzi? koncepcja ta jest wewnętrznie sprzeczne, więc nadaje się do kosza.

 

I na koniec podpowiedź do młodych dam, jak poznać, że kawaler naprawdę kocha?

- chce się żenić.

Jeśli mówi tylko o miłości, a się nie oświadcza, to świadomie czy nie, ogranicza swoje wyznania, chociażby co do czasu trwania; prawdziwa miłość jest na zawsze, a nie na czas określony; prawdziwa miłość jest na zabój, również miłość w wymiarze społecznym; kto nie chce realizować tej miłości poprzez pryzmat Chrystusa, jako Króla, ten pewnie też na swój spaczony sposób jakoś "kocha" (chociaż nie wiadomo co), ale z prawdziwą miłością nie ma to wiele wspólnego.

napisz pierwszy komentarz