Trwa rozgrywanie Polaków przeciwko sobie. Naomi Klein sugeruje, że rządy wykorzystują kryzysy do przeforsowania wygodnych dla siebie rozwiązań kosztem obywateli. Klein nie do końca ma rację, rządy bowiem mogą również kryzysy celowo wywoływać. Jednym z elementów zarządzania wywołaną sztucznie nienawiścią, jest ukierunkowanie jej przeciw, najczęściej Bogu winnej ducha, grupie. Mogą to być górnicy, aptekarze, taksówkarze, a nawet - uwaga - urzędnicy administracji państwowej. Ilu z nas przeklinało konkretnego urzędasa nie pogłębiając myśli głębszą refleksją na temat kogoś, kto go tam posadził i dał władzę?

Ostatnio na widelec wzięto ubezpieczonych w KRUS. Ulgi, z których korzystają, są jakoby przyczyną coraz większej zapaści finansów publicznych. Owszem, obłożenie ich ZUSowskim domiarem z pewnością może chwilowo poprawić sytuację systemu emerytalno-rentowego. Niestety, krótkoterminowy charakter takiej zmiany jest określony poprzez brak reform liberalizujących rynek ubezpieczeń.

Jeśli dziś szukamy pieniędzy w KRUS, pamiętajmy, żę jutro Rząd poszuka nowych funduszy w naszych kieszeniach, obojętnie kim byśmy nie byli. Mechanizm będzie taki sam. Wystarczy zresztą poczytać komentarze pod informacjami nt. wprowadzenia (bezsensownego) kas fiskalnych w gabinetach lekarskich. Chamskie pogróżki adresowane do "konowałów" pokazują, że wieloletnia taktyka przynosi efekty. Nie powtarzajmy dziś takiego błędu z krusowcami! Wręcz przeciwnie, wobec kompletnej ruiny organizacyjnej i koncepcyjnej systemu ubezpieczeń, popierajmy każde działanie pozwalające uciec obywatelom przed pospolitym, zalegalizowanym rozbojem.

To dzieje się dziś, na naszych oczach. W tym czasie Sikorski gada a Janke pisze, o wyburzeniu PKiN.

Dziś NFZ odkrył kolejną kartę. Wobec braku pozwolenia PR-owców na oficjalność takiego działania, Fundusz likwiduje opiekę położniczą rękami dyrektorów przychodni. Wprowadzany jest bowiem absurdalny nakaz zatrudnienia położnej na pełny etat ( dostępność przez 10 godz.) dziennie, co wobec niewielkiego zainteresowania, głównie ze strony najuboższych ( już średniozarabiający korzystają z prywatnej opieki) , czyni całą sprawę skrajnie nieopłacalną dla średnich i małych (wsie) przychodni. 

Oszczędności płynące z takiego posunięcia nie są wielkie, sprawa dotyczy głównie elektoratu wiejskiego i biednego, zatem Ministerstwo Zdrowia może taki ruch zaakceptować. 

Jest to zresztą kolejny odcinek  z serialu "sprawdzamy, jak wiele chorzy wytrzymają". Okazuje się, że wytrzymują nadspodziewanie dużo, więc na pewno na tym poszukiwanie oszczędności się nie zakończy. Zresztą wiemy już, że w przyszłym roku NFZ zakontraktuje usługi na kwotę niższą o 10%. Co to oznacza dla szpitali - wiadomo.  

Nie dajmy się rozgrywać między sobą. Możemy się spierać, przedstawiać argumenty, ale nie dajmy się nabrać, że postawienie policjanta przy każdym krusowcu, rzemieślniku, sąsiedzie, stoczniowcu, górniku, prawniku, lekarzu czy kimkolwiek uzdrowi polskie finanse publiczne. Przypomnę, że znany mi jest jeden kraj, w którym zlikwidowano szarą strefę i w którym wszyscy płacą równo. Ten kraj to Korea Płn.