O transformacji
FreeYourMind, czw., 12/11/2009 - 08:25
B. Musiał w swoim tekście o kooperacji RFN-u z sowietami w okresie zimnej wojny, kooperacji otwarcie idącej pod prąd amerykańskiej koncepcji izolowania i osłabiania ZSSR, stawia tezę następującą: „gdyby projekt gazociągu Jamał – Europa został zrealizowany parę lat wcześniej i według pierwotnych planów (dwie nitki), a koniunktura na surowce byłaby nadal stosunkowo dobra, jak to było w latach wcześniejszych, to Związek Sowiecki zapewne by się nie rozpadł. A fakt ten „zawdzięczalibyśmy” „rozsądnej”, „realistycznej” i „nieromantycznej” polityce rządów Helmuta Schmidta i jego następcy oraz pozostałych krajów zachodnioeuropejskich.”
Sam jednak chwilę wcześniej dodaje: „Zawirowania drugiej połowy lat 80., upadek reżimów komunistycznych w Polsce i pozostałych krajach bloku wschodniego, a na koniec rozpad Związku Sowieckiego opóźniły ostatecznie budowę gazociągu o całe lata. Pierwszy gaz z Jamału popłynął do Niemiec dopiero w 2001 r., gdy Związek Sowiecki należał już do historii” - jednocześnie przypomina o spadku cen ropy, embargu, „wyścigu zbrojeń” oraz katastrofie w Czarnobylu. Wobec tego należałoby raczej przyznać, iż o wiele więcej czynników przesądzało o trwaniu ZSSR i bloku sowieckiego, nie zaś wyłącznie dobra koniunktura na rynku energetycznym i perspektywicznie pomyślany projekt rurociągu. Skoro tak, to powinniśmy przyjąć, iż inne względy zadecydowały czy też „stymulowały” sowieciarzy do „demontażu” systemu, a nie tylko powody stricte surowcowo-gospodarcze.
Oczywiście czerwoni zdawali sobie sprawę, że egzystowanie w międzynarodowym sowieckim koncłagrze wiąże się z cywilizacyjną zapaścią i nędzną stopą życiową zniewolonych obywateli, ale to przecież nigdy nie było ich, tychże czerwonych, zmartwieniem. Ludzie, którzy dla zdobycia i utrzymania władzy, potrafili bezlitośnie eksterminować setki tysięcy, jeśli nie miliony osób, przetrzymywać innych w więzieniach, torturować, skazywać bez sądu, poniewierać na wszelkie nieludzkie sposoby – nie łamali sobie głów, „jak się żyje” poddanym w koncłagrze zwanym „obozem socjalistycznym” czy „krajami demokracji ludowej”. Jedyne, czym się sowieciarze rzeczywiście martwili, to był ich własny los, a więc los „klasy rządzącej”, która w sposób feudalny przekazywała „insygnia” z jednego pokolenia zbrodniarzy na następne.
Społeczeństwami zsowietyzowanymi czerwoni interesowali się wyłącznie pod kątem potencjalnego wybuchu skierowanego przeciwko „organom władzy”. Totalna inwigilacja prowadzona we wszystkich obszarach działalności społecznej (od wczesnego nauczania po „zakłady pracy” oraz najprzeróżniejsze „organizacje i stowarzyszenia”) zmierzała do wczesnego rozpoznawania antysowieckich zagrożeń, kanalizowania „kontrrewolucyjnych” nastrojów, rozpowszechniania propagandy szeptanej („protestowanie nie ma sensu”) i jednocześnie dostarczania sowieciarzom informacji o „bieżącym stanie ducha oporu” u zniewolonych obywateli.
Nie zmienia to naturalnie faktu, iż system oparty na „gospodarce planowej” był niewydolny, bo i nie mógł być ekonomicznie efektywny, skoro w istocie rzeczy korzystał z pracy niewolniczej. Myślę, że skala tępoty rozmaitych „zarządców” zwanych „dyrektorami” czy „prezesami” i skala marnotrawstwa środków produkcji to było nic w porównaniu ze skalą niewolnictwa „osób zatrudnianych”. Młodzi pewnie nie wiedzą, że (oczywiście dla dobra ludu) istniał tzw. przymus pracy, a więc nie można było po szkole podstawowej, średniej (jeśli ktoś na tym etapie kończył edukację) czy studiach „nie pracować”, gdyż wtedy władza sowiecka ścigała „niebieskiego ptaka” z „mocy prawa” ludowego. Raj na ziemi wymagał zatrudnienia wszystkich możliwych niewolniczych rąk do pracy, a nie bumelowania czy sypiania piachu w tryby niezwyciężonej machiny rewolucji. To zaś, jakie były głodowe płace w sowieckim raju, to sądzę, że każdy wie.
Ta cała maszyneria mogła działać dalej na tej samej zasadzie. W ostateczności schodziło się do poziomu komunizmu wojennego, czyli systemu kartkowego i pustych półek sklepowych, a więc do wyzerowania konsumpcji na rzecz militarnego zabezpieczenia władzy sowieckiej (jak to było choćby w Polsce w latach 80.) - wtedy też niewolnikom przypominało się za pomocą czołgów na ulicach i spacerujących pod oknami uzbrojonych patroli, że od niedostatku, głody czy poniewierki zawsze gorsze jest ciężkie kalectwo od postrzału lub po prostu śmierć. Ktoś mógłby powiedzieć, że w warunkach komunizmu wojennego, a więc militaryzacji społeczeństwa, nie da się długo pożyć, stąd też sowieciarze musieliby z czasem odpuścić – choćby pod wpływem oporu społecznego. Nie musieliby, co widać na przykładzie Korei Północnej (komunizm wojenny w wersji radykalnej) czy Chin Ludowych, gdzie po długich dekadach trzymania niewolników na poziomie wegetacji, władza komunistyczna zaczęła wprowadzać stopniową „kapitalizację” różnych sfer gospodarczych, zachowując cały czas nie tylko silnie represyjny system penitencjarny, niewolniczą pracę, ale i pełnię kontroli nad sytuacją społeczno-polityczną. To zresztą Chiny najwcześniej zaczęły dokonywać swoistej „pieriestrojki”, przy czym zrobiły to o wiele sprytniej aniżeli kraje bloku sowieckiego, ponieważ bez bawienia się w „demokratyzację” (poza tym tam opozycjoniści zwykle dokonywali żywota w obozach i nie stanowili żadnej „siły społecznej” mogącej być „partnerem” dla „ludowej władzy”). Krajom Zachodu zresztą w stosunkach handlowych z Chinami nic to nie przeszkadza, ponieważ represje represjami, ale pieniądz jest najważniejszy.
W bloku sowieckim w politbiurach wiedziano nie tylko o „chińskiej drodze”, ale i zdawano sobie sprawę, że stopień rozwoju cywilizacyjnego na Zachodzie jest nieosiągalny dla „gospodarki sowieckiej”. Rzecz jasna, wyszydzano „zbytek”, „przepych” i marnotrawstwo imperializmu. W latach 80., gdy w Polsce nie było w sklepach nic prócz octu – swoją drogą niezła symbolika, bo przywołująca ocet podany Chrystusowi konającemu na krzyżu – w propagandzie telewizyjnej pojawiały się wymowne obrazki (z państw wolnego świata) spychaczy niszczących jedzenie, wjeżdżających w stosy świeżych pomarańczy itd. Przekaz ten był jednoznaczny: wy tu nie macie co do ust włożyć, a patrzcie, co wasi sojusznicy z żarciem wyrabiają, zamiast wam dać. Nie przeszkadzało to samym komuchom w korzystaniu z luksusów zachodniego życia.
Jak wspominałem już w kilku innych miejscach – sowieciarze bali się tylko jednego: kontrrewolucji, która drogą powszechnego linczu zmiecie ich z powierzchni ziemi. W związku z tym, musieli dążyć do takiego przekształcenia systemu sowieckiego, by możliwość pojawienia się sytuacji „rewolucyjnej” oddalić najlepiej raz na zawsze, a jednocześnie zapewnić sobie „święty spokój”, no i wysoką stopę życiową, no bo nie mogło tak być, by sowieciarz żył na poziomie niewolnika, którego trzymał pod swym butem. Takim rozwiązaniem była pozorowana westernizacja sowietyzmu, a więc droga do kapitalizmu politycznego, która zaczęła się w drugiej połowie lat 80., przy czym, na co słusznie zwróciła uwagę J. Staniszkis w „Postkomunizmie”, polegała ona na tym, że specsłużby (Staniszkis mówi o „rewolucji wojskowej”) nadzorują proces demontowania komunizmu i uruchamiają stopniowo „mechanizmy kapitalizacji”, ale dba się usilnie o to, by pominąć fazę wolnorynkową pozwalającą na wykształcenie się „klasy średniej”. Innymi słowy, sowieciarze pozostają tam, gdzie byli, dokonują transformacji ustrojowej, przerzucając jej koszty społeczne ponownie na obywateli, ale nie pozwalają za żadne skarby na „wilczy kapitalizm”, w którym każdy dzięki swojemu sprytowi, talentowi i przedsiębiorczości może działać gospodarczo i się stać „kapitalistą”. Kapitalizm polityczny zmierza bowiem do zachowania pewnej hierarchizacji społecznej wykształconej już za czasów komunizmu, a więc jest nienaruszalna nomenklatura (chroniona przez siły bezpieczeństwa i wojsko) i jest masa obywateli przeznaczonych do służby nomenklaturze.
Sukces takiej operacji mógł być zapewniony tylko w jeden sposób, tj. poprzez stworzenie spektaklu, w którym to „sami obywatele” za pomocą „swoich reprezentantów” dokonują transformacji – nie zaś, że dokonują jej sowieciarze. Pod koniec lat 80. czerwoni mogli liczyć jedynie na zerowe zaufanie społeczne, wobec tego gdyby rzucili hasło (ponownego po latach nędzy komunistycznej) zaciskania pasa, to ten pas zacisnąłby się na szyi niejednego genseka. Musieli zatem wyreżyserować spektakl pt. „pokojowe przekazywanie władzy”, gdyż tylko „schodząc z politycznej sceny”, mogli sobie zapewnić „nowy start”. Jak wiemy, aktorzy ze styropianu, którym sowieciarze powierzyli przeprowadzanie „reform”, sami stali się nową nomenklaturą i grę zaproponowaną przez czerwonych podjęli, jak dziś widzimy, dla własnych wymiernych korzyści. W istocie rzeczy więc, żadna transformacja się nie dokonała, lecz jedynie kapitalizacja socjalizmu. Nadzieję może jednak budzić fakt, że ustrój hybrydalny, a z takim mamy do czynienia jest na długą metę bezproduktywny i kosztochłonny (co zresztą już widzimy po stanie funduszy publicznych czy rosnącym deficycie budżetowym). Jak każda bowiem złodziejska machina, tak i system pseudokapitalistyczny, może funkcjonować wyłącznie dzięki machlojom i – znów – niewolniczej pracy. Owszem, w tym systemie można zarobić nieco więcej aniżeli w koncłagrze, ale też o wiele większy (niż w peerelu) haracz się z tego powodu państwu płaci, które znowu, jak za komunizmu marnotrawi pieniądze obywateli w niewyobrażalny sposób, co wielu politykom kompletnie (dokładnie jak za poprzedniego reżimu) nie przeszkadza, bo oni i tak sobie żyją ponad stan – pomijam już kwestię pogłębiającej się niewoli kredytowej podatników. Im bardziej jednak patologizuje się system, tym mniej można z niego po złodziejsku wycisnąć, co w ostateczności kończy się załamaniem finansowo-gospodarczym, czyli wariantem argentyńskim - czego ciemniakom i tym, co wciąż ciemniaków popierają, szczerze życzę. Być może bowiem dopiero taki zimny prysznic będzie stanowił dla wielu Polaków sygnał do pobudki po 20-letniej egzystencjalnej drzemce.
http://www.rp.pl/artykul/61991,388875_Niemieckie_subwencje__dla___imperium_zla_.html
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. zbliżający się "wariant argentyński"
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
A .K "Andruch"
http://andruch.blogspot.com