Mroczny wymiar niepodległości: ludzie wychowywani do hańby (Krzysztof Ligęza)
Po co niepodległa Polska ludziom, którzy polskości nawet zdefiniować nie potrafią? Po co Polska tym, którzy Polakami być przestają – i nawet o tym nie wiedzą?
Im starszy jestem, tym ciemniejsze wydają mi się otchłanie naszych czasów. Przestaję rozumieć świat i ludzi, owładniętych duchową pustką wyjałowioną z wartości innych niż materialne. Pewnie dlatego, gdy ktoś pyta mnie o Polskę, odpowiadam gorzko dwoma powyższymi pytaniami. Po czym wyłuszczam diagnozę: splugawiony honor, porażająca korupcja, zatrważające kunktatorstwo oraz bezgraniczna hipokryzja i skrajny egotyzm – oto kilka z rzeczywistych powodów dławiącego Polskę moralnego i politycznego AIDS.
W istocie powodem każdej z tych bolączek jest kłamstwo. A precyzyjniej: zakłamana tożsamość Polaków (indywidualna oraz zbiorowa), a także wdrukowywana nam niechęć do przeszłości, manifestowana zaburzeniami pamięci narodowej. Co z kolei przynosi koszmarną atrofię myślenia o Polsce jako wspólnocie pokoleń na przestrzeni dziejów.
INTELEKTUALNA DEKAPITACJA
Jakich mamy Polaków, taką mamy Polskę: niewydolne instytucje państwowe, zapaść mentalną na wszystkich szczeblach władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, skorumpowanych policjantów i lekarzy, prokuratorów poddańczo uwikłanych w bieżące rozgrywki polityczne, sędziów orzekających we własnych sprawach i skazujących na pobyt za kratami ludzi, z którymi skonfliktował ich los, albo wręcz wydających wyroki pod dyktando przestępców.
Mamy powszechne intryganctwo oraz serwilizm. Mamy wszechobecny cynizm i amoralność, rozpanoszone wśród rozmaitej maści cwaniaków, zwykłych oszustów, politycznych kombinatorów oraz pospolitych kryminalistów. Mamy rozpleniony nagminnie nepotyzm oraz kolesiostwo. By obrazu dopełnić, dołączmy doń porażający uwiąd intelektualny wśród „elit” i „autorytetów”, niezdolnych do wykrzesania z siebie jakiejkolwiek porywającej idei, a skutkujący kompletnym brakiem poczynań bodaj śladowo skażonych patriotyzmem czy troską o narodową rację stanu – w ich tradycyjnym rozumieniu.
Śp. Maciej Rybiński: „Wierzyliśmy po 1989 roku, że klasa polityczna, elity zaprzątnięte są dbałością o dobro państwa i narodu, że łamią sobie głowę, jak najlepiej i najszybciej dojść do doskonałości, a jeśli się żrą, to w idealistycznym uniesieniu. Zdawało się nam też, że gremia decyzyjne w sprawach państwa pochodzą z wyboru, że przyszłość Polski rozstrzyga się między wybrańcami narodu w parlamencie. A tu się okazało, że idzie o wpływy i pieniądze, a realna władza jest zupełnie gdzie indziej.”
To także przekonująca diagnoza ogólnonarodowej naiwności. Naiwności możliwej, gdyż od 1944 roku z powodzeniem dokonuje się na Polakach intelektualnej dekapitacji. Bohaterów wymordowano bądź zaszczuto, zaś pozostałych od lat wpycha się w bagnisko politycznego oraz etycznego relatywizmu. Co poskutkowało obywatelską degrengoladą, tworząc – w miejsce narodu – zbiorowisko ludzi zamieszkujących to samo terytorium. Ludzi bez wspólnych marzeń, jednakich dążeń i podobnych celów.
WIELKIE OSZUSTWO ?
Od 1989 roku wmawia się Polakom, że żyją w wolnym, demokratycznym kraju. Ludzie, którzy to powtarzają, są głupcami – jeżeli w to, co mówią, wierzą. Lub oszustami – jeżeli nie wierzą. Świadomie czy nieświadomie, łżą. Albowiem system demokratyczny to taki, który zapewnia obywatelom równość szans i możliwości – a w tym znaczeniu Polska demokratyczna nie jest. Jest za to tworem gwarantującym bezkarność bandytom. Jest państwem owiniętym w namiastkę praworządności. To demokracja złudna, nieprawdziwa, zdalnie sterowana.
Nasz kraj nie jest też wolny, albowiem demokracja i wolność bez zdrowego rozsądku to fikcja, a zdrowy rozsądek między Odrą i Bugiem postkomuna wypleniła niemal ze szczętem. Wolność to dobro, które umożliwia posiadanie (czy choćby tylko korzystanie) z innych dóbr – w tym znaczeniu Polska wolna nie jest, w każdym razie nie dla wszystkich. Wśród Polaków dominuje poczucie, że państwo nie wywiązuje się ze swoich podstawowych obowiązków – czy to w zakresie dotyczącym zapewnienia bezpieczeństwa wewnętrznego, czy opieki zdrowotnej, czy edukacji – i można tak wymieniać niemal bez końca.
Ergo, po kilkunastu latach „transformacji ustrojowej” wyraźnie widać, jak bardzo społeczna mapa poparcia dla przebudowy Polski nie pokrywa się ze społeczną mapą wygranych i przegranych. Co by nie mówić i jakich danych by nie przytaczać, konkurencja i wolny rynek w polskim wydaniu stały się zagrożeniem i przekleństwem, zaś wizja sytego i szczęśliwego społeczeństwa wolnych ludzi zmieniła się w ostatnich dekadach w senny koszmar. Wielu Polakom ich Ojczyzna jawi się jak jakieś jedno wielkie oszustwo.
PAJAC Z GAŁGANÓW
Georges Bernanos utrzymywał, że wolność nie jest przywilejem, lecz zadaniem. W kręgu ludzi świadomych, zaglądających za kulisy zdarzeń rozgrywających się na polskiej scenie politycznej, opinia francuskiego pisarza rodzić musi rozgoryczenie, frustrację oraz poczucie zniechęcenia. Zwłaszcza gdy dodać do tego upiorną świadomość, że ryba zwykle psuje się od głowy.
“Ten król jak pajac z gałganów” – tak, cytując Szekspira, powiedzieć można o Donaldzie Tusku. A to, gdyż wyłącznie garnitury, które ów człowiek przyodziewa, wydają się w nim prawdziwe. Zresztą to samo rzec można o pozostałych reprezentantach polskiej klasy politycznej, pozostających aktualnie u steru Rzeczypospolitej. U ludzi tych – wyjąwszy Prezydenta RP oraz jego sformalizowane zaplecze (a propos: ktoś zwrócił uwagę, jak bardzo Lech Kaczyński w ciągu kilkunastu miesięcy posiwiał?) – świadomość swoistego społecznego uprzywilejowania w żaden sposób nie przekłada się na poczucie służby narodowi oraz odpowiedzialność za państwo.
Gdy Jarosław Kaczyński zawiązywał koalicję z Samoobroną i LPR-em, a wicepremierem i ministrem rolnictwa zostawał Andrzej Lepper, przychylne Platformie media nazwały to skandalem. Teraz, gdy agenci WSI odzyskują wpływy, gdy sekretarzem stanu a nastepnie ministrem zostaje były tajny współpracownik SB, gdy Donald Tusk dopuszcza do władzy ludzi uwikłanych w PRL, mainstreamowe szczekaczki nie protestują, przeciwnie, bez chwili przerwy do dziś akcentują „profesjonalizm” ekipy Tuska. W rzeczy samej, Platforma wykazuje się ponadprzeciętnym profesjonalizmem. Niektórzy zwą to „profesjonalnym rżnięciem głupa”. I nic nie wskazuje na to, by politycy tej opcji jakoś radykalnie zmienili swoje nastawienie czy poglądy.
MAFIA U STERU
Pytanie, czy zakulisowi aktorzy, korzystający z agenturalnych zasobów komunistycznego państwa policyjnego, nie wywierają nieformalnego i nielegalnego wpływu na działania instytucji decydujących o sprawach publicznych, stało się dzisiaj nie tylko pytaniem w pełni uzasadnionym, ale zarazem absolutnie retorycznym. Jak ktoś słusznie zauważył: „Po 1989 roku w Polsce nie tknięto zdegenerowanych środowisk prawniczych i dziennikarskich i dlatego mamy obecnie do czynienia z wykoślawionym pod każdym względem państwem”.
Stąd bez większego ryzyka popełnienia błędu można postawić tezę, iż u podstaw naszych dzisiejszych nieszczęść stoi prawdziwa mafia, kierująca zza kulis Polską. To nieformalna władza, funkcjonująca poza konstytucyjnymi organami państwa, kontrolująca przy pomocy agentury znaczny segment polityczno-gospodarczej egzystencji Polaków. A wszystko dzięki medialnym manipulacjom uwikłanych w swą niechlubną przeszłość dziennikarzy.
Zatem to, co obserwujemy na co dzień, to nie jest autentyczne życie publiczne. To życie przypominające sztukę teatralną, odtwarzaną przez medialne gwiazdy na użytek otumanionej publiczności. Dlatego warunkiem przywrócenia normalności w najszerzej pojętym polskim życiu publicznym – w jego wymiarze gospodarczym, politycznym i społecznym – nadal pozostają lustracja do spółki z dekomunizacją. Tylko takie, konsekwentnie prowadzone działania, umożliwią wypchnięcie reprezentantów środowisk postkomunistycznych z ich uprzywilejowanych pozycji, daleko poza akceptowalny przez Polaków nawias przyzwoitości.
Niestety, w 1989 roku postanowiono, że Polska obejdzie się bez dekomunizacji. Czyli – bez sprawiedliwości. A w państwie, w którym nie istnieje sprawiedliwość, prawo nic nie znaczy, zaś nadzieja na przyszłość brzmi bezpodstawnie. Dlatego to właśnie tam, przy „okrągłym stole”, szukać należy źródeł obecnych polskich bolączek. To dlatego proces tworzenia nowego państwa, tragicznie skażony u podstaw, wciąż beznadziejnie utyka w miejscu. To przez to gospodarką kierują dziś oligarchowie z postkomunistycznego nadania, rządząc przy pomocy służb specjalnych korumpujących klasę polityczną i aparat rządowy, uwikłany w walkę o wpływy, władzę i pieniądze.
ZNIKCZEMNIENIE
Zaiste: gdyby ktoś w 1980 roku powiedział nam, że tak będzie wyglądała niepodległa Polska, nikt by w to nie uwierzył. Dopiero teraz wierzyć zaczynamy, a nasza Ojczyzna jawić się nam poczyna jako kraj, w którym życie gospodarcze, społeczne i polityczne wznoszone jest z cegieł ulepionych z absurdu. Oraz z kłamstwa.
W obliczu owego kłamstwa, które powszednieje tak bardzo, że kłamstwem powoli być przestaje, powiem tak: jeśli przewidywalne konsekwencje naszych czynów przerastają nas, wolno nam odrzucić heroizm. Nie każdy zrodzony jest do bohaterstwa. Ważne, by nasza pospolitość nie oznaczała tego samego, co podłość. Tymczasem między Polakami gnid co niemiara. Nikczemników, wychowanych do hańby. Ludzie ci tak bardzo zamotani są we własną, niegodną przeszłość, że nie są w stanie jej odrzucić – w takim razie musieliby bowiem przekreślić samych siebie.
Tymczasem przeciętny Polak tego nie dostrzega. Przeciętnemu Polakowi spacyfikowano część mózgu odpowiedzialną za krytyczną analizę i wnioskowanie. Karmiony medialną papką rodak obserwuje, co dzieje się dookoła, lecz nie stać go na zastanowienie, co może oznaczać fakt, że dzieje się akurat to. Polaków najwyraźniej odmóżdżono niezwykle skutecznie, skoro postanowili ocalić postkomunistyczną oligarchię oraz jej fagasów, wykreowanych pod okrągłym stołem. To gorzka świadomość. Jak to ujmował przed laty Józef Mackiewicz: „Fatalna fikcja, rozpanoszona u nas, przeżera już nie tylko obyczaje, ale psychikę narodu. Wierzymy i widzimy to tylko, co widzieć chcemy, a nie to, co jest zgodne z rzeczywistością”.
Z drugiej strony, ludzie, którzy swoje pozycje zawdzięczają powszechnej patologii, czynią wszystko, by zablokować i cofnąć reformy zapoczątkowane przez Prawo i Sprawiedliwość. Pod rządami Platformy Obywatelskiej nasz kraj wraca więc do bezpiecznej – z ich perspektywy – przeszłości. Prosto do Rywinlandu. Beata Sawicka: "Tyle mam układów teraz wypracowanych i to wszystko w łeb weźmie, bo nie problem byłby, gdybyśmy my wzięli władzę. Tylko problem jest, jak oni jeszcze raz wezmą władzę i na swoich ludzi powymieniają na kolejne władze".
Nie wzięli. Przeto era okrągłego stołu trwa, a Platforma może kochać Polskę coraz bardziej. Tak mocno, że Polsce aż oddechu brakuje. A Donald Tusk może przekonywać Polaków, komu i za co powinni być wdzięczni – i dlaczego Unii Europejskiej.
SMRÓD POD NIEBIOSA
Reasumując: chorą mamy w Polsce władzę i chore, w części zmanipulowane, a w części zaszczute, społeczeństwo. Stąd brak nam też pomysłu na sensowne urządzenie Polski, nie wspominając o gotowości do budowania stabilnego trzonu ogólnie obowiązujących zasad, na jakich dałoby się oprzeć narodową tożsamość z prawdziwego zdarzenia. W takim kraju naród może jakiś czas trwać, ale samo państwo wcześniej czy później niechybnie naraża się na śmierć.
Przywoływałem wyżej Szekspira i przywołaniem z “Hamleta” swoje refleksje zakończę: “Zbrodnia cuchnie aż ku niebiosom”. Ten smród rozłazi się po mojej Ojczyźnie, choć jej dzisiejsi włodarze udają, że to tylko letni zefirek wieje. Ich poprzednicy zawłaszczyli naszą przeszłość, oni zakłamują teraźniejszość, ich następcy zamierzają ukraść nam przyszłość. Uczciwi jak Michał Boni, a przy tym szczerzy niczym konferencje prasowe Jerzego Urbana, budują swoje dobre samopoczucie na niegodziwości, gwałcąc nasze myśli i sumienia.
Jednak Polska nigdy nie stanie się normalnym krajem, jeśli Polacy nie nazwą minionej niesprawiedliwości po imieniu. Jeśli nie ukarzą katów i nie zadośćuczynią - bodaj symbolicznie - Ofiarom.
Wszystko, z czym mamy aktualnie w Polsce do czynienia, z czym w życiu politycznym i społecznym A.D. 2009 musimy się borykać, przypomina drugą połowę XVIII wieku, nieodparcie przywodząc na myśl ostatnie dekady niepodległej Rzeczypospolitej. Dziś wiemy, że wtedy zmarnowaliśmy jakieś 150 lat. Ile lat, ile pokoleń zmarnujemy tym razem, zanim większość Polaków odzyska podmiotowość?
***
Sprawiedliwość nie ma zapachu, za to niesprawiedliwość cuchnie niemiłosiernie. I to śmierdzące szambo od tylu już lat Polskę po prostu zatapia. Trzeba więc pamiętać i należy przypominać, iż nieświadomość poniżenia jest równie uwłaczająca, co samo poniżenie. I należy pytać: czy Polacy odzyskają w końcu pewność, po której stronie barykady warto i należy trwać?
Pytanie jak znalazł na jedenasty dzień listopada. Ten dzień.
http://widnokregi.salon24.pl/137487,mroczny-wymiar-niepodleglosci-ludzie-wychowywani-do-hanby- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. ciesze sie ze ktos mnie ubiegł
2. Mała uwaga: wolny rynek w
3. Autor
4. Kazdy narod da sie nabic w butelke
5. kokos26