O kropli krwi
FreeYourMind, śr., 11/11/2009 - 10:18
W czasach, w których różni mądrzy ludzie mówią nam, że państwo narodowe to anachronizm, że patriotyzm to właściwie ksenofobia, zaś niepodległość to pojęcie z prastarego słownika historii, obchodzenie święta 11 Listopada mija się chyba z celem. Patrząc zresztą po mojej okolicy, to nie tylko ja wpadłem na pomysł, by żadnej flagi nie wieszać, choć pewnie nie każdemu przyszło do głowy, by odwiedzić cmentarz i pomyśleć o tych, co oddali życie za Polskę.
Kiedyś Z. Herbert powiedział, że wolność bez przelanej kropli krwi niewiele jest warta. Oczywiście zwolennicy „pokojowych rewolucji”, za którymi to rewolucjami zwykle stoi jakiś sztab specjalistów w wojskowych mundurach, każą nam wierzyć, że krew przelewali ci, co polegli w czasach komunistycznych z rąk ubeków, esbeków, od kul „ludowego wojska polskiego” etc. - że tak naprawdę dość już było przelewania polskiej krwi, a już nie daj Boże, gdyby tak BRAT BRATA w wojnie domowej zaczął zabijać – wobec tego należało zasiąść z czerwonymi do „negocjacji” i ustalić warunki „pokojowego przejęcia władzy”.
Leśni, którzy nie uważali czerwonych za braci Polaków ani tym bardziej za dzieci Polski, ale po prostu za zdrajców wysługujących się sowieckiemu agresorowi - uważali, że czerwonym należy się od Polaków tylko śmierć. Ewentualnie więzienie, tak jak to słusznie czyniono przed wojną z komuchami z KPP. Przez długie lata koncłagru, jakim był peerel, niepisana zasada, że z czerwonym się nie paktuje, była stałym elementem antykomunistycznego dekalogu. Zasadę, iż z czerwonymi powinno się paktować lansowały zaś środowiska „lewicy laickiej”, a więc rozmaici oświeceni, którzy w swoich życiorysach mieli jakiś dłuższy lub krótszy flirt z zabójczą dla Polski (i dla ludzkiego umysłu także) ideologią marksistowską.
Warto zwrócić uwagę, że to właśnie czerwoni bali się jak ognia wojny domowej, mając w pamięci czasy, gdy strzelano do nich w latach powojennych. Zresztą antysowieckie zrywy w państwach okupowanych przez ZSSR, jak choćby na Węgrzech, gdy zwyczajnie doszło do linczów na czerwonych – przypominały sowieciarzom nieustannie, iż w chwili, gdy obywatele odzyskają podmiotowość pomsta może być szybka i straszliwa. W sytuacji zatem, kiedy koncłagier zaczął się ekonomicznie chwiać w posadach, jedynym sposobem na uniknięcie totalnego linczu było wypracowanie formuły „pokojowej rewolucji” i przeprowadzenie jej z udziałem ludzi, którzy będą „tonować nastroje” i powstrzymywać „gniew ludu”, a więc tak się akurat złożyło, że związanych z „lewicą laicką”. „Pokojowi rewolucjoniści” mieli przy okazji wziąć na siebie ciężar reform i skanalizować niezadowolenie społeczne związane z kosztem tychże reform. Owi rewolucjoniści poszli jednak jeszcze dalej niż się spodziewali czerwoni, ponieważ nie tylko utworzyli kordon ochronny wokół komunistycznych zdrajców i zbrodniarzy, lecz i zapewnili im bardzo dostatnie życie w „nowej rzeczywistości”. Przy okazji tych „reform”, sami rewolucjoniści obrośli w tłuszcz i wielki majątek, stając się nową nomenklaturą, rządzącą naszym krajem z małymi przerwami po dziś dzień.
Polska flaga nie jest biała, lecz biało-czerwona. Po krwi przelanej przez najpierw przez Jana Pawła II w nieudanym na niego zamachu (pamiętajmy też, że i na R. Reagana był zamach), potem zaś przez ofiary stanu wojennego czy przez ks. Popiełuszkę, nie należało podejmować z czerwonymi żadnych prób negocjacji. Absolutnie żadnych. Tymczasem właśnie po śmierci ks. Jerzego, a więc po kolejnym spektakularnym upokorzeniu narodu polskiego, czerwoni przystąpili do „rozmiękczania swego” stanowiska, wiedząc, że tylko w ten sposób mogą sobie zapewnić bezpieczne lądowanie. W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o zbyt pojednawczej postawie niektórych polskich hierarchów kościelnych, którzy z czasem zaczęli właśnie w tychże poufałych negocjacjach pośredniczyć.
Był to kardynalny błąd, było to coś jak wywieszenie czerwonym przez polski naród białej flagi, przy czym tego aktu kapitulacji w stosunku do komunistów dokonywali bez żadnego upoważnienia ze strony narodu właśnie, rozmaici „negocjatorzy”. Ten akt jednocześnie „legitymizował” czerwonych jako „stronę”, z którą polski naród może i powinien negocjować. Od tychże ludzi, którzy powinni byli do końca mówić czerwonym „nie” - nagle ci czerwoni uzyskali placet na dalszą egzystencję polityczną i ekonomiczną.
Nie muszę przypominać, co było dalej i na jak długo ta patologiczna sytuacja, w której zrzuceni swego czasu przez Rosjan sowieciarze, bezprawnie rządzący Polską przez kilkadziesiąt lat, pozostali nietknięci w „wolnej i niepodległej Polsce”, została utrwalona. Absolutnie nikt nie odpowiedział za doprowadzenie za czasów komunistycznych do ruiny cywilizacyjnej tego kraju. Jakby tego było mało, obowiązkiem spłaty zadłużenia Polski, w które wpędzili ją właśnie czerwoni, zostali objęci właśnie obywatele tego kraju, a nie sowieccy bandyci, którzy dzięki temu zadłużaniu podtrzymywali swój bezprawny byt polityczny „na szczytach władzy” sowieckiej. Ci, którzy nie doprowadzili do rozliczenia komunistów odpowiedzą za to zaniedbanie, gdyż w jakiś sposób ponoszą współodpowiedzialność za przestępstwa sowieciarzy – ponieważ ochronili winnych i zapewnili im całkowite bezpieczeństwo, jeśli nie wyjęcie spod prawa. Możemy „lewicę laicką” uznać współwinnymi zbrodni i mam nadzieję, że cały establishmment III RP, który nie tylko na pakcie z czerwonymi, na pakcie z diabłem, ale i na chronieniu z nich, dorobił się lukratywnej pozycji – ma tego świadomość.
Gdy dokonamy rozliczenia tych wszystkich ludzi, wtedy będzie warto wywiesić polską flagę.
Kiedyś Z. Herbert powiedział, że wolność bez przelanej kropli krwi niewiele jest warta. Oczywiście zwolennicy „pokojowych rewolucji”, za którymi to rewolucjami zwykle stoi jakiś sztab specjalistów w wojskowych mundurach, każą nam wierzyć, że krew przelewali ci, co polegli w czasach komunistycznych z rąk ubeków, esbeków, od kul „ludowego wojska polskiego” etc. - że tak naprawdę dość już było przelewania polskiej krwi, a już nie daj Boże, gdyby tak BRAT BRATA w wojnie domowej zaczął zabijać – wobec tego należało zasiąść z czerwonymi do „negocjacji” i ustalić warunki „pokojowego przejęcia władzy”.
Leśni, którzy nie uważali czerwonych za braci Polaków ani tym bardziej za dzieci Polski, ale po prostu za zdrajców wysługujących się sowieckiemu agresorowi - uważali, że czerwonym należy się od Polaków tylko śmierć. Ewentualnie więzienie, tak jak to słusznie czyniono przed wojną z komuchami z KPP. Przez długie lata koncłagru, jakim był peerel, niepisana zasada, że z czerwonym się nie paktuje, była stałym elementem antykomunistycznego dekalogu. Zasadę, iż z czerwonymi powinno się paktować lansowały zaś środowiska „lewicy laickiej”, a więc rozmaici oświeceni, którzy w swoich życiorysach mieli jakiś dłuższy lub krótszy flirt z zabójczą dla Polski (i dla ludzkiego umysłu także) ideologią marksistowską.
Warto zwrócić uwagę, że to właśnie czerwoni bali się jak ognia wojny domowej, mając w pamięci czasy, gdy strzelano do nich w latach powojennych. Zresztą antysowieckie zrywy w państwach okupowanych przez ZSSR, jak choćby na Węgrzech, gdy zwyczajnie doszło do linczów na czerwonych – przypominały sowieciarzom nieustannie, iż w chwili, gdy obywatele odzyskają podmiotowość pomsta może być szybka i straszliwa. W sytuacji zatem, kiedy koncłagier zaczął się ekonomicznie chwiać w posadach, jedynym sposobem na uniknięcie totalnego linczu było wypracowanie formuły „pokojowej rewolucji” i przeprowadzenie jej z udziałem ludzi, którzy będą „tonować nastroje” i powstrzymywać „gniew ludu”, a więc tak się akurat złożyło, że związanych z „lewicą laicką”. „Pokojowi rewolucjoniści” mieli przy okazji wziąć na siebie ciężar reform i skanalizować niezadowolenie społeczne związane z kosztem tychże reform. Owi rewolucjoniści poszli jednak jeszcze dalej niż się spodziewali czerwoni, ponieważ nie tylko utworzyli kordon ochronny wokół komunistycznych zdrajców i zbrodniarzy, lecz i zapewnili im bardzo dostatnie życie w „nowej rzeczywistości”. Przy okazji tych „reform”, sami rewolucjoniści obrośli w tłuszcz i wielki majątek, stając się nową nomenklaturą, rządzącą naszym krajem z małymi przerwami po dziś dzień.
Polska flaga nie jest biała, lecz biało-czerwona. Po krwi przelanej przez najpierw przez Jana Pawła II w nieudanym na niego zamachu (pamiętajmy też, że i na R. Reagana był zamach), potem zaś przez ofiary stanu wojennego czy przez ks. Popiełuszkę, nie należało podejmować z czerwonymi żadnych prób negocjacji. Absolutnie żadnych. Tymczasem właśnie po śmierci ks. Jerzego, a więc po kolejnym spektakularnym upokorzeniu narodu polskiego, czerwoni przystąpili do „rozmiękczania swego” stanowiska, wiedząc, że tylko w ten sposób mogą sobie zapewnić bezpieczne lądowanie. W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o zbyt pojednawczej postawie niektórych polskich hierarchów kościelnych, którzy z czasem zaczęli właśnie w tychże poufałych negocjacjach pośredniczyć.
Był to kardynalny błąd, było to coś jak wywieszenie czerwonym przez polski naród białej flagi, przy czym tego aktu kapitulacji w stosunku do komunistów dokonywali bez żadnego upoważnienia ze strony narodu właśnie, rozmaici „negocjatorzy”. Ten akt jednocześnie „legitymizował” czerwonych jako „stronę”, z którą polski naród może i powinien negocjować. Od tychże ludzi, którzy powinni byli do końca mówić czerwonym „nie” - nagle ci czerwoni uzyskali placet na dalszą egzystencję polityczną i ekonomiczną.
Nie muszę przypominać, co było dalej i na jak długo ta patologiczna sytuacja, w której zrzuceni swego czasu przez Rosjan sowieciarze, bezprawnie rządzący Polską przez kilkadziesiąt lat, pozostali nietknięci w „wolnej i niepodległej Polsce”, została utrwalona. Absolutnie nikt nie odpowiedział za doprowadzenie za czasów komunistycznych do ruiny cywilizacyjnej tego kraju. Jakby tego było mało, obowiązkiem spłaty zadłużenia Polski, w które wpędzili ją właśnie czerwoni, zostali objęci właśnie obywatele tego kraju, a nie sowieccy bandyci, którzy dzięki temu zadłużaniu podtrzymywali swój bezprawny byt polityczny „na szczytach władzy” sowieckiej. Ci, którzy nie doprowadzili do rozliczenia komunistów odpowiedzą za to zaniedbanie, gdyż w jakiś sposób ponoszą współodpowiedzialność za przestępstwa sowieciarzy – ponieważ ochronili winnych i zapewnili im całkowite bezpieczeństwo, jeśli nie wyjęcie spod prawa. Możemy „lewicę laicką” uznać współwinnymi zbrodni i mam nadzieję, że cały establishmment III RP, który nie tylko na pakcie z czerwonymi, na pakcie z diabłem, ale i na chronieniu z nich, dorobił się lukratywnej pozycji – ma tego świadomość.
Gdy dokonamy rozliczenia tych wszystkich ludzi, wtedy będzie warto wywiesić polską flagę.
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Gdy dokonamy rozliczenia tych wszystkich ludzi, wtedy będzie war
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
A .K "Andruch"
http://andruch.blogspot.com
2. Herbert napisał tak:,,wolność
3. Gdy dokonamy rozliczenia - nie wcześniej ! ! !
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
A .K "Andruch"
http://andruch.blogspot.com