Dajcie mi "kwity" na Kamińskiego

avatar użytkownika Maryla
 
Były szef komisji naciskowej Sebastian Karpiniuk (PO) monitował prokuraturę prywatnymi listami w sprawie ewentualnych zarzutów dla Mariusza Kamińskiego
Dajcie mi "kwity" na Kamińskiego
fot. R. Sobkowicz

Poseł Sebastian Karpiniuk (PO) - jako przewodniczący sejmowej komisji ds. domniemanych nacisków na organa wymiaru sprawiedliwości, służby specjalne i policję za rządów PiS - jeszcze w czerwcu br. chciał poznać "projekt zarzutów", które rzeszowska prokuratura postawi Mariuszowi Kamińskiemu, ówczesnemu szefowi Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Jego wystąpienie nie miało jednak cech pisma służbowego i nastąpiło w czasie, kiedy prokuratura była na etapie śledztwa w sprawie afery gruntowej. Czy zatem Platforma po nieudanym przetargu na stocznie czuła się zagrożona i w sensie politycznym sprawa zarzutów dla Kamińskiego już wtedy "wisiała w powietrzu"? Karpiniuk jako prawnik musiał wiedzieć, że nie ma "projektu zarzutów", a jeśli takowe nawet są stawiane, to w pierwszej kolejności dowiaduje się o tym sam zainteresowany.

Jeszcze 24 czerwca br., kiedy sejmowa komisja śledcza ds. domniemanych nacisków na służby specjalne za rządów PiS wystąpiła z wnioskiem do prokuratora generalnego o sporządzenie informacji o aktualnym stanie śledztw będących w polu jej zainteresowania, poseł Sebastian Karpiniuk, wówczas przewodniczący tej komisji, wystosował swoje pismo do rzeszowskiej prokuratury apelacyjnej. Wynika tak ze stenogramów z posiedzeń komisji, które zostały już opublikowane na stronach sejmowych. Poseł Platformy Obywatelskiej chciał wiedzieć, czy wpłynął tam wniosek o postawienie zarzutów Mariuszowi Kamińskiemu, i poprosił o przesłanie jego kopii do sejmowej komisji. Karpiniuk nic nie wskórał w prokuraturze, która wskazała na fakt, że jego pismo było nieopieczętowane, nie posiadało sygnatury, a poseł występował w nim jako "Przewodniczący SSKS". Poseł na tym jednak nie spoczął. W kolejnym piśmie, tym razem do rzeszowskiej prokuratury okręgowej (z 16 lipca br.), jeszcze raz zwrócił się z prośbą o przekazanie "projektu postanowienia o przedstawieniu zarzutów szefowi CBA", które miały powstać w ramach prowadzonego w Rzeszowie śledztwa w sprawie afery gruntowej. Tym razem Karpiniuk także odesłany został z niczym. Prokuratura poinformowała posła, że śledztwo prowadzone jest "w sprawie" i nikomu zarzutów nie przedstawiono. Prokuratura podkreśliła też, że przygotowany "projekt zarzutów" jest tylko próbą opisania w formie postanowienia o przedstawieniu zarzutów jednej z przyjmowanych przez śledczych wersji. Prokuratura uznała wówczas, że ów projekt nie może być uznawany za dokument i może być zmieniony w każdej chwili. Ponadto prokuratura zaznaczyła, że w myśl kodeksu postępowania karnego zarzuty - nawet jeśli się pojawiają - zawsze jako pierwszy usłyszy podejrzany. Termin śledztwa upływał 23 sierpnia bieżącego roku. Czy przypadkiem było, że kiedy wybuchła najpierw afera hazardowa, a następnie stoczniowa, tak poszukiwane zarzuty dla Kamińskiego znalazły zastosowanie? Postanowienie o ich przedstawieniu wydane zostało 9 września, a zarzuty postawiono 6 października bieżącego roku.
Cała ta historia rodzi pytania o cel tak żywego zainteresowania posła Sebastiana Karpiniuka sprawą zarzutów dla ówczesnego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Na ile zaangażowanie posła było powiązane z nieudanym przetargiem na stocznie oraz świadomością rządu, że przetarg prześwietla CBA? Taką informację rząd uzyskał w maju br., kiedy Jacek Cichocki, minister w kancelarii premiera, został poinformowany o działaniach CBA wokół Agencji Rozwoju Przemysłu. Czy już wtedy Platforma wiedziała, że CBA może znaleźć "haka" na rząd? Czy tak wyczekiwane zarzuty dla Kamińskiego miały być jedną z przygotowywanych zasłon na wypadek ujawnienia afer (hazardowej i stoczniowej) przez Biuro?
Kolorów sprawie dodaje wychwycona przez blogerów (m.in. Katarynę) wypowiedź ministra skarbu Aleksandra Grada, który właśnie w maju br. tłumaczył posłom, dlaczego nie zezwolił Bumarowi na sfinalizowanie umowy - ugoda ta zbiegała się z terminem sprzedaży stoczni. Grad jej nie zatwierdził, bo - jak mówił - sprawdziłaby się "cała urojona teza" opozycji. Można się tylko domyślać, czy minister Grad miał wówczas świadomość, jak potoczą się rozmowy z "katarskim inwestorem" w sprawie stoczni.
O sprawę pytaliśmy w rzeszowskiej prokuraturze okręgowej. Chcieliśmy m.in. ustalić, czy w tamtym czasie poseł mógł wiedzieć o "projekcie zarzutów" dla Kamińskiego i kto mógł mu taką informację przekazać. Wczoraj nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Arkadiusz Mularczyk, poseł PiS, członek sejmowej komisji śledczej ds. nacisków, potwierdził sposób korespondowania Karpiniuka. W jego ocenie, działania byłego szefa sejmowej komisji naciskowej mogą świadczyć o tym, że Karpiniuk już w czerwcu br. "coś wiedział" i chciał w tę sprawę wniknąć poza komisją. Czy zatem posłem mogła kierować wyłącznie ciekawość? - Prawdopodobnie w pewnych kręgach Platformy nie powiedziano o tym, że Kamiński ma mieć zarzuty, i Karpiniuk próbował uzyskać tę wiedzę poza oficjalnym obiegiem pism komisji, tak by ewentualnie nie musiał nas o sprawie informować. Nie uzyskał informacji, bo nie ma czegoś takiego jak "projekt zarzutów", takiej formuły nie przewiduje kodeks postępowania karnego - ocenił Mularczyk.
Pytana o sprawę poseł Marzena Wróbel (PiS) z sejmowej komisji ds. nacisków odesłała nas do swojego ostatniego wystąpienia podczas komisji. Posłanka pytała wówczas, skąd Karpiniuk wiedział, że zarzuty przedstawione Kamińskiemu są "dużo poważniejsze", niż się spodziewał. Poseł chwalił się swoim wystąpieniem do śledczych w mediach, co wzbudziło ciekawość poseł Wróbel. - Chciałabym się dowiedzieć, skąd pan poseł Karpiniuk miał takie informacje, że te zarzuty zostały sformułowane, projekt zarzutów został sformułowany już w maju br., bo ja takiej wiedzy jako członek komisji śledczej nie mam, a zakładam, że dysponujemy tymi samymi materiałami ja i pan poseł Karpiniuk - mówiła Marzena Wróbel. Domagała się też wyjaśnienia, w jakim trybie Karpiniuk w czerwcu br. występował do prokuratury rzeszowskiej, bo jego pisma nie było wśród tych wychodzących z komisji śledczej.
Sam Karpiniuk tłumaczył mediom, że jego korespondencja z prokuraturą była normalną procedurą i że to ona zaowocowała "przedwczesnym zdetonowaniem afery hazardowej" przez Kamińskiego, który działając w pośpiechu, nie doprowadził do wskazania winnych i wyjaśnienia wszystkich wątków sprawy. Wyjaśniać to będzie powołana sejmowa komisja, która w ustalonym obecnie składzie może jednak "grać" - czego obawia się opozycja - pod dyktando liderów PO. Wczoraj o sprawie nie udało nam się porozmawiać z posłem Sebastianem Karpiniukiem. Wprawdzie umówił się z nami na telefon, jednak o wskazanej godzinie był nieosiągalny.
Marcin Austyn

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091110&typ=po&id=po01.txt

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz