Anarchizacja, a suwerenna obrona II R.P.

avatar użytkownika nissan
I. WOLNE PAŃSTWO vs KOMUNO-LODZIARSTWO. BRZEŚĆ. /w oglądzie masonów polskich./ http://wolnomularstwo.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=209&Itemid=1 Proces zwany brzeskim to polityczny proces przywódców Centrolewu, przeprowadzony w dniach 26 października 1931 - 13 stycznia 1932 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Akcja ta była zainicjowana z polecenia Marszałka Józefa Piłsudskiego i była wyrazem eskalacji konfrontacji między ugrupowaniem władzy - sanacją, a opozycją. Proces ten był jedną z najczarniejszych kart II RP. Warto o nim pamiętać... 1. Rządy autorytarne Józefa Piłsudskiego W sytuacji w jakiej znalazł się obóz zwolenników Marszałka Józefa Piłsudskiego przed rozwiązaniem sejmu w listopadzie 1927 roku zmusił piłsudczyków, nie posiadających wyraźnego zaplecza politycznego do radykalnych działań. Z inicjatywy Walerego Sławka powstał Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (zwany dalej BBWR-em) pod hasłem „praca dla państwa według wskazań Marszałka”. Nowy blok polityczny nie posiadał żadnej struktury organizacyjnej, wyraźnego politycznego programu. W szeregi nowej partii przyjmowano bezpartyjnych oraz członków z różnych grup politycznych. Minister skarbu Gabriel Czechowicz wraz z rządem, na żądanie Piłsudskiego (który zajmował stanowisko premiera), na walkę wyborczą i agitację wyasygnowali z budżetu państwowego 8 milionów złotych. Na początku marca 1928 roku odbyły się demokratyczne wybory (4 marca do sejmu, 11 marca do senatu), podczas których doszło do szeregu nieprawidłowości. Przytoczyć należy kilka z nich jak np. unieważnianie list kandydatów opozycji, dopisywanie kandydatów do list BBWR. Opozycja we wszystkich swoich odmianach starała się doprowadzić do tego, aby blok prosanacyjny nie odniósł zwycięstwa w wyborach lub zmniejszyć jego znaczenie w przyszłym rządzie i chciał już wtedy odsunąć Piłsudskiego od władzy. W wyborach uczestniczyło ok. 78% uprawnionych do głosowania co w dzisiejszych czasach można określić jako bardzo wysoką frekwencję. BBWR wraz z kilkoma grupkami o zbliżonych poglądach politycznych osiągnął wynik 25,1%. Prawica i centrum poniosły znaczące straty jeśli chodzi o ilość miejsc w parlamencie. Wspólnie uzyskały wynik niespełna 19%. Lewica odniosła wyborczy sukces, łącznie z komunistami uzyskali30% mandatów , a mniejszości narodowe zdobyły ogółem prawie 24% poparcia społecznego. W wyniku pewnych manewrów politycznych, liczba mandatów w sejmie jaka przypadła nowemu klubowi BBWR wyniosła 122 miejsc, czyli prawie 30% ówczesnego sejmu. Bardzo zbliżony był podział procentowy w senacie. BBWR stał się najliczniejszym klubem parlamentarnym, jednak zbyt dalekim od posiadania zdecydowanej większości by móc wprowadzić tzw. rządy parlamentarne. Ta sytuacja doprowadziła do zaostrzenia walki politycznej z ugrupowaniami opozycyjnymi a dążenie do pomniejszenia roli sejmu stało się jeszcze silniejsze. Mimo sprzeciwu Piłsudskiego, marszałkiem sejmu został prezes PPS, świetny orator – Ignacy Daszyński, na którego w pierwszym głosowaniu oddało głos 167 posłów a w drugim już 206. Rząd opuścił salę razem z BBWR demonstrując niezadowolenie z wyboru. W maju 1928 roku doszło do zaostrzenia sytuacji politycznej, który nie wywołał bezpośredniej komplikacji w stosunkach politycznych z rządem. Konflikty między rządem a opozycją miały związek głównie z rządowymi projektami ustawodawczymi dotyczącymi problematyki socjalnej, majątkowej, budżetowej oraz metodami dławienia głosu opozycji. 27czerwca 1928 r. nastąpiła zmiana rządu. Piłsudskiego, który pozostał ministrem spraw wojskowych, do struktur rządowych wszedł mjr Kazimierz Świtalski wielki przeciwnik opozycji. Ostre wypowiedzi Piłsudskiego na łamach „Głosu Prawdy” pod adresem posłów określały ich jako „sejm ladacznic” czerpiących środki z budżetu państwa na „sute libacje z dziewczynami z publicznych domów” doprowadziły do zaostrzenia sytuacji politycznej między sanacją a opozycją. Tego typu wypowiedzi Józefa Piłsudskiego zostały odebrane jako kolejna zapowiedź nowego zamachu stanu i spotkała się ze zdecydowanym protestem stronnictw lewicowych i oraz endeckich. Stronnictwa lewicowe w marcu 1929 roku złożyły wniosek o pociągnięcie do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu ministra skarbu Gabriela Czechowicza za bezprawne wydatkowanie funduszy na rzecz wyborów z kasy państwowej. Za wnioskiem głosowało 240 posłów przeciwko 126. Doprowadziło to do zaostrzenia konfliktu z opozycjonistami. Marszałek Piłsudski oświadczył, że bierze odpowiedzialność za przekroczenia budżetowe, zdawał sobie również sprawę, broniąc Czechowicza, że nie istnieje w Polsce siła, która jest mu wstanie zagrozić lub pociągnąć do odpowiedzialności. Decyzje miał podjąć sejm czy ma wyciągnąć konsekwencje stawiając przed Trybunałem Stanu właściwego ministra czy samego premiera. Reakcja Piłsudskiego na ten atak skłoniła go do udzielenia w kwietniu 1929 wywiadu pt.: „Dno oka, czyli wrażenie człowieka chorego z sesji budżetowej w sejmie”. Wtedy to Józef Piłsudski zdecydował się ostatecznie na porzucenie pozorów liczenia się z sejmem. W wywiadzie - dla jednej z gazet prorządowych - nie rozwodził się na temat przekroczeń budżetowych (8 milionów zł.) co było mu trudno uzasadnić, lecz nie przebierając w słowach zaatakował cały sejm nazywając posłów fajdanami. W formie groźby dał do zrozumienia, że jest gotów stanąć na czele rządu. Celem wywiadu było odwrócenie uwagi od zasadniczej, lecz wstydliwej sprawy - od przekroczeń budżetowych, owych 8 milionów zł. wydanych na agitację wyborczą BBWR oraz stał się kolejną okazją do sponiewierania sejmu. W tym czasie nastąpiła zmiana rządu. Na czele nowego gabinetu stanął mjr Kazimierz Świtalski. W skład jego wchodzili między innymi: · Józef Piłsudski (sprawy wojskowe) · gen. Felicjan Sławoj-Składkowski (sprawy wewnętrzne) · August Zaleski (sprawy zagraniczne) · Stanisław Car (sprawiedliwość) · Eugeniusz Kwiatkowski (przemysł i handel) · Jędrzej Moraczewski (roboty publiczne) · płk. Aleksander Prystor (praca) · płk. Ignacy Boerner (poczta) · płk. Ignacy Matuszewski (skarb) Na czternaście tek ministerialnych sześć znalazło się w rękach wysokich urzędników wojskowych. Miał być to zdyscyplinowany rząd twardej ręki. Szybko zaczęto określać go mianem „rządu pułkowników”. Proces Czechowicza przed Trybunałem Stanu odbył się w czerwcu 1929 roku, oskarżycielem został poseł PPS Herman Lieberman, w charakterze świadka wystąpił Józef Piłsudski, którego przybycie zostało poprzedzone posunięciem mającym na celu zmiękczenie Leona Supińskiego - prezesa Trybunału Stanu jak również była to kolejna okazja do zaatakowania posłów, a także konstytucji. W rozmowie ze Supińskim, Świtalski poinformował prezesa Trybunału że „jeżeli nie pójdziemy na rękę Komendantowi to możemy się liczyć z perspektywą zrobienia przez Komendanta zupełnego skandalu z najściem sali Trybunału Stanu przez oficerów”. Podczas osobistej rozmowy z Supińskim, marszałek Piłsudski uprzedził go, że przed Trybunałem będzie „używał słów drastycznych”. Trybunał w sprawie Czechowicza nie zajął jednoznacznego stanowiska, pomimo ostrych oskarżycielskich wypowiedzi Libermana pod adresem Piłsudskiego i rządu sanacyjnego. Sanacja została zdemaskowana w związku ze sprawą funduszy przekazanych z budżetu państwa na agitację wyborczą. Gabriel Czechowicz nie został ani ułaskawiony ani skazany a sprawa została odroczona. Proces ujawnił ponad wszelką wątpliwość mocną pozycję marszałka Piłsudskiego i pokazał, że on i jego ekipa stoją ponad sejmem, konstytucją i prawem jak stwierdził Lieberman. W 1929 roku, w październiku sytuacja się zaostrzyła jeszcze bardziej z momentem wtargnięcia grupy uzbrojonych oficerów do budynku sejmu w czasie rozpoczynającej się sesji budżetowej. Marszałek Piłsudski w towarzystwie gen. Składkowskiego i ppłk Becka skierował się do gabinetu marszałka Daszyńskiego. Rozmowę rozpoczął Piłsudski mówiąc rozdrażnionym głosem - „Chcę pana spytać , po co pan robi te hece? Czemu czy ja mam długo czekać na otwarcie sejmu? Czemu pan nie otwiera Sejmu? Co znaczą te hece? Marszałek Daszyński kategorycznie sprzeciwił się i odmówił otwarcia posiedzenia jak to określił w czasie sprzeczki z Piłsudskim - „pod bagnetami, karabinami i szablami Izby nie otworzę”. Sesja została odroczona na kilka tygodni przez prezydenta. 2. Centrolew Pod koniec 1928 roku w wyniku szykan i łamania zasad demokratycznych jakich dopuszczali się zwolennicy Piłsudskiego i jego bezpośredniej krytyki i obraźliwych wypowiedzi na temat posłów dochodziło do konsolidowania się opozycji a w szczególności lewicy i partii centralnych. Taka sytuacja wykreowała w opozycjonistach potrzebę współdziałania. Tuż po rozłamie PPS i po wyeliminowaniu z niej zwolenników Józefa Piłsudskiego wraz z PSL „Wyzwolenie” i Stronnictwem Chłopskim utworzyła w sejmie tzw. Komisję Porozumiewawczą Stronnictw Lewicowych dla Obrony Republiki. Był to odzew opozycji przeciwko zamachom sanacji na uprawnienia sejmu w zakresie sprawowania kontroli i przestrzegania budżetu państwa przez rząd, w obronie wartości demokratycznych, na powołanie „rządu pułkowników, sprawy ministra Gabriela Czechowicza i założeń dotyczących nowej sanacyjnej konstytucji a przede wszystkim przeciwko dyktaturze Piłsudskiego. Sytuacja polityczna i ekonomiczna w Polsce zaostrzała się i prowadziła do konsolidacji środowisk opozycyjnych. W pierwszej fazie rozmów na temat konsolidacji ruchu ludowego i centrowego nie osiągnięto konsensusu. No drodze do porozumienia stawały różnice programowe. Bez zjednoczenia trzech największych partii ludowych nie było możliwe uzyskanie zdecydowanej większości parlamentarnej, która mogłaby przeciwstawić się dyktatorskim praktykom reżimu Józefa Piłsudskiego. 14 września 1929 roku powstał zalążek Centrolewu jeszcze nie do końca ukształtowany. Rząd wydał oświadczenie , że uchwała sześciu stronnictw opozycyjnych traktuje jako odmowę współpracy z rządem obarczając sejm odpowiedzialnością za ten stan rzeczy. W tej sytuacji przedstawiciele Centrolewu na poufnych konferencjach ustalili taktykę wobec rządu sanacyjnego i w ramach popularyzacji swoich idei, organizowali wiece w Katowicach w październiku 1929 r. oraz akcje prasowe na łamach katowickiej „Polonii” i „Robotnika”. W wyniku częstych konfiskat i prześladowań zaczęły się pojawiać ulotki i druki konspiracyjne demaskujące antydemokratyczne poczynania sanacji. Rada Naczelna PPS na obradach odbywających się 13 i 14 października stwierdziła, że „rząd pułkowników popiera politykę obszarników i obsadza wyższe stanowiska żywiołem faszystowskim”, czego konsekwencją było wydanie polecenia CKW na opracowanie taktyki na zbliżające się posiedzenie sejmu krytykujące całą dotychczasową politykę pomajowych rządów sanacyjnych. W uchwale PPS uznało likwidację pomajowych rządów za swój bezpośredni cel polityczny, a walka parlamentarna miała odtąd być prowadzona przy pomocy masowej pracy oraz wspólnej walki robotników i chłopów dla osiągnięcia celu. W wyniku nieporozumień pomiędzy partiami opozycyjnym i wchodzącymi w skład Centrolewu i próby dominowania w organizacji, a także utarczki wokół osoby Witosa oraz nowych pomysłów co do utworzenia „Centroprawicowego skrzydła sejmu” doszło 30 października 1929 roku do spotkania przywódców Centrolewu w mieszkaniu prywatnym Józefa Chacińskiego. Zapadła tam uchwała zobowiązująca prezesów sześciu stronnictw do opracowania wniosku o wotum nieufności dla rządu, pod którym podpiszą się wszyscy posłowie z wchodzących w skład ugrupowania klubów parlamentarnych. 26 listopada 1929 obradująca Rada Naczelna Stronnictwa Chłopskiego Uchwaliła następującą rezolucję: „Uważając natychmiastowe połączenie trzech stronnictw ludowych: Stronnictwa Chłopskiego, „Wyzwolenia” i „Piasta” w jedno Stronnictwo Chłopskie i jeden klub parlamentarny za fakt w obecnym momencie historycznej doniosłości, nie tylko dla przyszłości ruchu ludowego ale także dla przyszłości republikańskiej Polski, Rada Naczelna aprobuje wszystkie w tym kierunku kroki, uczynione przez klub poselski, apeluje raz jeszcze do dwóch innych Stronnictw ludowych, a zwłaszcza do „Wyzwolenia” aby nie zwlekało z tym zjednoczeniem i nie ułatwiało mimo woli klice zamachowców jej przewrotnych zamierzeń. Stronnictwo Chłopskie gotowe jest dokonać natychmiast zjednoczenia ruchu chłopskiego bez żadnych udogodnień czy to programowych, czy personalnych, bo rzeczą najważniejsza jest dziś jednolity front chłopski”. Centrolew zdecydował się na kolejną próbę sił w grudniu 1929 roku w całym kraju w takich miastach jak: Rzeszów, Sandomierz, Jarosław, Przemyśl, Białystok, Radom, Tomaszów Lubelski, Gostynin, partie wchodzące w skład Centolewu zorganizowały liczne manifestacje i wiece chłopów i robotników pod hasłem obrony konstytucji i walki z dyktaturą Piłsudskiego i przeciwko rządowi sanacyjnemu premiera Świtalskiego. Wybory uzupełniające w okręgu sandomierskim miały przyczynić się do zjednoczenia partii chłopskich poprzez wystąpienie z jednej listy, lecz niestety efekt był odwrotny od zamierzonego. W rezultacie PSL „Piast” i „Wyzwolenie” oraz Stronnictwo Chłopskie stworzyły własne listy wyborcze. Na posiedzeniu sejmu, które odbyło się 5 grudnia 1929 roku, Centrolew pomimo wewnętrznych różnic politycznych, przedłożył wniosek o wotum nieufności dla rządu i zdołał je skutecznie przeforsować pomimo zaciętego oporu BBWR. Prezydent przyjął dymisję rządu i na miejsce nowego premiera powołał ponownie Kazimierza Bartla, który uchodził za człowieka potrafiącego łagodzić spory, lecz w oczach opozycji nadal był narzędziem ograniczającym rolę parlamentu, a także człowiekiem Piłsudskiego. Nowy rząd niewiele się różnił od poprzedniego i jego kadencja była wyjątkowo krótka, ale uchodził za bardziej liberalny i bardziej skłonny do współpracy z sejmem. 12 marca 1930 roku premier Bartel wystąpił na posiedzeniu senatu z ostrym przemówieniem skierowanym pod adresem nie tylko posłów lecz całego parlamentu. Opozycja zinterpretowała to jako zbędne popisy krasomówcze premiera i atak na parlament w dobie trudnej sytuacji gospodarczej oraz politycznej. W dwa dni po oświadczeniu premiera wszystkie stronnictwa wchodzące w skład Centrolewu zgłosiły wotum nieufności dla rządu. Józef Piłsudski 28 marca zdefiniował warunki na jakich rząd może współpracować ze znienawidzonym przez niego parlamentem, o którym w „Gazecie Polskiej” wyraził się: „najnikczemniejsze zjawisko w Polsce niepodległej”. 1. Posłowie i partie nie wtrącają się do spraw związanych z rządzeniem i personaliami rządu; 2. Posłowie i partie nie wtrącają się do spraw związanych z uchwalonym budżetem; 3. Przy uchwalaniu budżetu zostaje wycofany punkt 6 ustawy skarbowej ; 4. Sejm w ciągu co najmniej pół roku nie będzie zwołany Mieczysław Niedziałowski określił to jako próbę zniszczenia resztek demokracji. W wyniku zaostrzonej sytuacji politycznej i realnego zagrożenia wynikającego z coraz większej konsolidacji Centolewu oraz nasilających się nacisków opozycji na rząd, zgoda Józefa Piłsudskiego na powołanie nowego gabinetu okazała się typowym zagraniem taktycznym, gdyż uważał że jeszcze nie czas na decydujące starcie z opozycją. W końcu marca 1930 roku, po uchwaleniu nowego budżetu, rząd Bartla ustąpił a na jego miejsce przyszedł nowy rząd tzw. „silnej ręki” pod przewodnictwem płk Walerego Sławka. W skład nowego gabinetu premiera Sławka weszli następujący działacze: Józewski (sprawy wewnętrzne) zastąpiony później gen. Składkowskiego Zaleski (sprawy zagraniczne) Piłsudski (sprawy wojskowe) Czerwiński (oświata) Staniewicz (reformy rolne) Boerner (poczta) Prystor (praca) Kuhn (komunikacja) Matakiewicz (roboty publiczne) Matuszewski (skarb) Kwiatkowski (przemysł i handel) Stanisław Car (sprawiedliwość) Leon Janta – Połczyński (rolnictwo) Był to początek drugiego „rządu pułkowników”. Po objęciu nowego urzędu Sławek oświadczył na posiedzeniu klubu rzędowego – „Znajdujemy się u kresu współżycia z obecnym Sejmem”. Sejm „nie będzie miał już głosu”. Po zamknięciu sesji parlamentarnej kluby parlamentarne wchodzące w skład Centrolewu wystąpiły z odezwą oświadczając, że obecny rozkład sił w sejmie nie jest do utrzymania w obecnej postaci i istnieją dwa rozwiązania: czyli powołanie rządu zgodnego z wolą większości, albo należy rozwiązać sejm. W kraju dochodziło do napadów z bronią w ręku na działaczy PPS, szerzyły się groźby dokonania generalnych porachunków co tworzyło ogólną atmosferę niepewności politycznej co do dnia jutrzejszego. Ze strony obozu rządowego zaczęły pojawiać się ulotki i czasopisma wzywające ten obóz do bardziej zdecydowanych i radykalnych działań, nawet z użyciem siły. „Nowa Kadrowa” wydawana przez organy prorządowe, a mająca siedzibę w Głównej Komendzie Policji specjalizowała się w tego rodzaju literaturze, wytwarzając przy tym atmosferę rewolucyjną. Opozycja nie lekceważyła brutalnych wypowiedzi Piłsudskiego, jak również Sławka i nie wiedziała tym samym czy czekają ją nowe wybory parlamentarne czy zamach stanu, co według niektórych działaczy było najbardziej prawdopodobne. Nie było wiadomo, jaki ruch wykona Piłsudski. Opozycjoniści zdecydowali się na krok jedyny i ostateczny - na odwołanie się do społeczeństwa, na nawoływanie go do bezpośredniej walki o demokrację, skoro środki parlamentarne zawiodły i nie uaktywniły opinii publicznej. Stronnictwa lewicowe postanowiły zwołać kongres pod hasłem „obrony prawa i wolności ludu” który odbył się 29 czerwca 1930 r. w Krakowie. 3. Krakowski kongres Centrolewu W wyniku zamknięcia nadzwyczajnej sesji przez prezydenta konferencja została przeniesiona do Krakowa z inicjatywy PSL „Piast”, a termin wyznaczono na 29 czerwca. Przed konferencją, która była według źródeł legalna a prace organizacyjne zakrojone na szeroką skalę, powołano tymczasowy Komitet Wykonawczy Centrolewu w składzie: Mieczysław Niedziałkowski (PPS), Stanisław Wrona (Stronnictwo Chłopskie), Michał Róg (PSL „Wyzwolenia”), Władysław Kiernik (PSL „Piast”), Wacław Bittner (Chrześcijańska Demokracja) oraz Adam Chądzyński (Narodowa Partia Robotnicza). Rozesłano ulotki oraz odezwy nawołujące do uczestnictwa w kongresie, w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy - by wzbudzić jak największe zainteresowanie. Masy manifestujące i przybywający na kongres działacze miały uwidocznić sytuację, w jakiej znajduje się państwo - a miało to charakter propagandowy, potwierdzający siłę polityczna Centrolewu. We wstępnym okresie przygotowań do manifestacji fakt ten został zbagatelizowany przez sanację. Lecz skala przedsięwzięcia była tak wielka, że BBWR powołał specjalną komórkę administracyjną w celu udaremnienia lub optymalnego ograniczenia wiecu i konferencji. Władze państwowe w różnorodny sposób próbowały zniweczyć wysiłki Centrolewu. Wysyłano do poszczególnych stronnictw sfingowane komunikaty informujące o odwołaniu kongresu, zawracano uczestników z drogi, w kasach nie sprzedawano biletów do Krakowa, zawracano autobusy, idących pieszo zatrzymywano na rogatkach miejskich. Na frekwencję miał również wpływ niejasny stosunek organizacji terenowych chadecji, która powątpiewała w słuszność udziału ich stronnictwa. Podobna była sytuacja ze Stronnictwem Chłopskim, tam uaktywnili się zwolennicy Piłsudskiego udowadniając bezcelowość konferencji. Próbując przeszkodzić Centrolewowi w ekspansji jego idei i rozprzestrzenianiu się opozycji, BBWR na terenie małopolski zorganizowało kilka własnych wieców. Pomimo szykan ze strony rządu i bloku prorządowego, na kongres przybyło około pięćdziesiąt tysięcy uczestników z całego kraju. W sali Teatru Starego w Krakowie 29 czerwca 1930 roku zgromadzili się delegaci na kongres Centrolewu. Obrady otworzył wicemarszałek Michał Róg z „Wyzwolenia”. Podczas kongresu przemawiali: Norbert Barlicki, Maksymilian Malinowski, Andrzej Waleron, Wincenty Witos, Bronisław Kuśnierz , Karol Popiel, Stanisław Thugutt (przemówienie ostre w treści), Leon Marchlewski i Józef Chaciński, który odczytał deklarację kongresu - następnie uzyskała ona status programu politycznego Centrolewu. Głównymi wytycznymi programu była walka z reżimem Piłsydskiego i przejęcie władzy na drodze parlamentarnej. Kongres został zamknięty przez Waldemara Niedziałkowskiego stwierdzeniem zapowiadającym możliwość utworzenia Bloku Wyborczego Centrolewu. Ta informacja spotkała się z dużym uznaniem i została poparta gromkimi brawami przez zebranych manifestantów. Po zamknięciu Kongresu Obrony Prawa i Wolności Ludu – pod takim hasłem odbył się kongres – i po uchwaleniu deklaracji w godzinach popołudniowych, jego uczestnicy udali się na Rynek Kleparski w Krakowie, gdzie zgromadził się ponad dwudziesto tysięczny tłum manifestujących . Tam przeczytano deklarację uchwaloną przez Centrolew, składano też ślubowanie nie ustawania w walce, aż do usunięcia dyktatury Piłsudskiego, przywrócenia poszanowania prawa i objęcia władzy w Polsce. Zakończenie ślubowania brzmiało „Niech żyje niepodległa Polska Republika Ludowa. Precz z dyktaturą! Niech żyje rząd zaufania robotników i chłopów”. Wielotysięczny tłum manifestujących przeszedł pod pomnik Adama Mickiewicza, wykrzykując „Na szubienicę z Piłsudskim”, „Precz z lokajem Mościckim”. Przyjęta na kongresie Centrolewu rezolucja została natychmiast wydrukowana w kilku tysięcznym nakładzie, lecz w wyniku konfiskaty materiału po kraju kursowały jedynie pojedyncze egzemplarze. Decyzję o rewizji w krakowskim lokalu PPS wydał premier Walery Sławek, pomimo że konferencja i manifestacja zostały uznane za legalne. Centrolew zorganizował w sierpniu wiece w 21 miastach Polski między innymi w Warszawie, Łodzi, Częstochowie, Radomiu, Poznaniu, Lublinie, Katowicach, Lwowie, Toruniu, Białymstoku, Nowym Sączu itd. w celu natychmiastowego zwołania sejmu i usunięciu dyktatury oraz natychmiastowego podjęcia walki z kryzysem gospodarczym. Marszałek Piłsudski widząc realne zagrożenie ze strony wielopartyjnego Stronnictwa Centrowego podjął niezwykle brutalną inicjatywę celem ograniczenia serii wystąpień antyrządowych i zdławienia ruchu opozycyjnego. 4. Aresztowania działaczy Centrolewu, reakcja Piłsudskiego i Wybory Brzeskie W odpowiedzi na manifestacje oraz uchwałę zgłoszoną przez PPS dotyczącą strajków w całym kraju , do której miało by dojść gdyby prezydent Mościcki rozwiązał sejm i nie rozpisał wyborów, Piłsudski zdecydował się zadać ostateczny cios opozycji. Na wniosek marszałka, 23 sierpnia Walerey Sławek podał się do dymisji wraz z całym gabinetem. Dwa dni później funkcję szefa rządu objął Piłsudski. Przez całą opozycję zostało to odebrane jako początek ostatecznej rozprawy, lecz nie wiadomo było kiedy to nastąpi. Centrolew zapowiadał swoją gotowość do walki politycznej oraz organizowanie wieców na wrzesień. Opozycja spodziewała się że nastąpi przedterminowe rozwiązanie izb i sytuacja między Centrolewem a blokiem prorządowym się zaostrzy. Piłsudski w „Gazecie Polskiej” dawał temu wyraz w wywiadach prasowych przeprowadzanych przez redaktora Bogusława Miedzińskiego. Nowy gabinet został powołany w składzie: Eugeniusz Kwiatkowski Witold Staniewicz Adam Prystor Leon Janta Połczyński Leon Kozłowski Józef Beck Stanisław Car Czesław Michałowski Piłsudski za główne zadania uznał zmianę konstytucji i reformę pracy parlamentu. Wypowiadał się z lekceważeniem na temat Centrolewu wypowiadając się: „Centrolew to system anarchii, wprowadzony przez różne centry i lwy (..) jest największą chorobą nowoczesną. Dlatego też największą moją troską jest odparcie ataku na pieniądze skarbowe, na wydawanie ich na wychodki partyjne. Partiów kawałek nie istnieje dla rządu”. Piłsudski chciał uderzyć w ośrodek decyzyjny Partii, by ta nie była w stanie realizować programu i nie była w stanie aktywnie funkcjonować. Marszałek był pewien, że nie odbędzie się to bez pogwałcenia prawa. Przeglądając prasę opozycyjną należy zauważyć, że konfiskata części lub całych materiałów prasowych nasilała się w tym okresie w zależności od głównych tematów politycznych. Od tego Józef Piłsudski zaczął swoją rozprawę z Centrolewem. Pierwszą ofiarą narastającego terroru stał się wicemarszałek Jan Dąbski, który został pobity przed domem tuż po ciężkiej operacji żołądka przez nieznanych sprawców 29 sierpnia 1930 roku. Rok później zmarł. Tego samego dnia został rozwiązany sejm i senat, co zaniepokoiło opozycję. Powodem oficjalnym rozwiązania parlamentu była „naprawa zasadniczych praw rządzących Rzeczypospolitą, a dotychczasowy sejm nie był zdolny tego dokonać”. W podtekście Piłsudskiemu chodziło o całkowite opanowanie sejmu i zmianę jak to on ujął „tak niechlujnej konstytucji, która śmierdzi chlewem poselskim” Przed zbliżającymi się wyborami Centrolew po licznych naradach postanowił utworzyć wspólny blok wyborczy o bardzo zbliżonej nazwie jak brzmiało hasło konferencji krakowskiej – Związek Obrony Prawa i Wolności Ludu. Spośród sześciu stronnictw wchodzących w skład Centrowych wyłamała się Chrześcijańska Demokracja. Dzień po tych ustaleniach 10 września 1930 roku zostali aresztowani na osobisty rozkaz marszałka Piłsudskiego czołowi przywódcy bloku opozycyjnego. Wybrał tych, z którymi miał zadawnione porachunki oraz tych którzy walczyli zaciekle z reżimem podczas posiedzeń sejmu [1]. Wśród aresztowanych przywódców znaleźli się: Wincenty Witos i Władysław Kiernik z PSL „Piast”, Kazimierz Bagiński, Józef Putek z PSL „Wyzwolenie”, Władysław Karwan, Adolf Sawicki ze Stronnictwa Chłopskiego, Herman Lieberman [2], Norbert Barlicki, Adam Pragier, Adam Ciołkosz, Stanisław Dubois, Mieczysław Mastek z PPS, Karol Popiel z Narodowej Partii Robotniczej, Aleksander Dębski, Jan Kwiatkowski, Stronnictwo Narodowe, oraz pięciu posłów mniejszości ukraińskiej Dimitr Palijew, Władysław Calewicz, Aleksander Wisłocki, Osip Kohut i Jan Leszczyński oraz Wojciech Korfanty z Chrześcijańskiej Demokracji [3]. Ponadto aresztowano wielu działaczy terenowych Centrolewu oraz byłego działacza BBWR Józefa Baćmagę niby podejrzanego o nadużycia finansowe w celu nadania sprawie zabarwienia kryminalnego. W tym też celu rozesłano listy gończe wystawione przez Prokuraturę Sądu Okręgowego w Warszawie podpisaną przez J. Sztumpfa. Aresztowań dokonywano między godziną 3 a 4 w nocy, w ukryciu przed opinią publiczną i dziennikarzami przy pomocy policji i żandarmerii wojskowej i wywożono ich do twierdzy Brzeskiej nad Bugiem pod komendę pułkownika Wacława Kostka - Biernackiego [4]. Słynął on z okrucieństwa, skłonności sadystycznych i prymitywizmu. Z relacji Witosa: „pułkownika Kostka - Biernackiego – znałem tylko z opowiadań i okrutnej działalności w legionach, osobiście nie widziałem go nigdy. Sam Daszyński przedstawiał go jako sadystę, lubującego się w okrucieństwie i krwi”. Decyzje o aresztowaniach były podpisywane przez ministra spraw wewnętrznych, a nie przez sąd czy prokuratora. W różnym okresie za działalność polityczną na szkodę państwa zatrzymano ok. 5000 działaczy opozycyjnych i mniejszości narodowych - głównie Ukraińców oraz niewielu działaczy prawicy i tzw. chadecji oraz 80 senatorów i posłów. Nie udało się utrzymać w tajemnicy aresztowań i miejsca przetrzymywania więźniów. 14 września odbyło się wiele wieców Centrolewu, na które przybywały tysiące poruszonych obywateli i działaczy partyjnych manifestujących solidarnie dezaprobatę do panującej sytuacji i żądających uwolnienia więźniów. W Warszawie Piłsudski rozprawiał się z manifestantami przy pomocy silnych oddziałów policji pieszej i konnej. Zginęli dwaj robotnicy a 80 osób zostało rannych od wybuchu granatu. Aresztowano ok. 300 osób. Marszałek działał według z góry określonego planu - bez skrupułów i zdecydowanie. Wiedział że nie obejdzie się bez rozlewu krwi. Dokonując aresztowań kierował się myślą o zbliżających wyborach do parlamentu, które miało wygrać BBWR. Pozbawiając Centrolew czołowych i decyzyjnych działaczy chciał doprowadzić do rozłamu stronnictwa na mniejsze frakcje nie liczące się w najbliższych wyborach i ograniczyć możliwość dostania się na listy wyborcze. Społeczeństwo było zdezorientowane zaistniałą sytuacją . Nasiliły się również rewizje i konfiskaty materiałów propagandowych i prasowych. 14 października 1930 roku w „Gazecie Polskiej” i na pierwszej stronie pojawił się artykuł pt.” Udaremnione plany zamachu na Marszałka Piłsudskiego” o rzekomo przygotowywanym zamachu na osobę premiera przez działaczy PPS (CKW). Za zamachem miał stać Piotr Jagodziński wraz z siedmioma członkami milicji PPS. Podobny artykuł pojawił się w „Kurierze Porannym”. Prasa opozycyjna jednoznacznie zaprzeczyła twierdząc że jest to prowokacja. W numerze 317 „Robotnika” sytuacja została opisana w artykule pt. „Dzieje zamachu, którego nie było” powołując się na doniesienia z Polskiej Agencji Telegraficznej. Plotka o domniemanym zamachu na premiera i marszałka Józefa Piłsudskiego miała odwrócić uwagę opinii publicznej od tematu Brześcia i dać argumenty do dalszego działania oraz usprawiedliwić jego poczynania. 1. Działacze opozycji byli sparaliżowani terrorem jaki miał miejsce w Polsce. Sankcje wyciągane w celu zdławienia opozycjonistów, odpowiedzialnością za niesubordynację i brak lojalności przenoszone były na jednostki lub na całe rodziny [5]. Grożące sankcje i widmo aresztu oraz inne represje ograniczały działalność opozycjonistów i zmniejszało ryzyko przegrania BBWR w wyborach do sejmu i do senatu. Sytuacja polityczna wykreowana przez Piłsudskiego i kompletna dezorientacja społeczeństwa i strach przed aresztowaniem dawały niebywałą przewagę w agitacji wyborczej Blokowi prorządowemu. Nasilał się terror - konfiskowano prasę opozycyjną, druki wyborcze i rozprawiano się z manifestującymi bezpardonowo, narastała fala aresztowań, czynnych aktywistów straszono zesłaniem do Brześcia. W 11 okręgach wyborczych gdzie Centrolew miał największe poparcie unieważniono 6 list wyborczych Stronnictwu Narodowemu. Mężowie zaufania byli usuwani z Komisji Wyborczych lub zastraszani. Marszałek Daszyński pisał do prezydenta Mościckiego listy w których wskazywał na nadużycia Piłsudskiego. Pisał o aresztowaniach posłów, o agresywnych wypowiedziach, o „prowokacjach i bandyckich samosądach, a wreszcie o przelewie krwi”. 16 listopada 1930 odbyły się wybory do sejmu, w których frekwencja osiągnęła 75% uprawnionych do głosowania. Około pół miliona głosów zostało unieważnionych. Według oficjalnych danych zanotowano następujące wyniki wyborcze: BBWR – 46,8 % Centrolew – 23,8 % Stronnictwa Narodowe – 12,7 % Mniejszości narodowe – 14,3 % Inne listy – 2,4 Tydzień później przeprowadzono wybory do senatu, gdzie frekwencja była zdecydowanie niższa. Do urn wyborczych poszło blisko 7 milionów ludzi czyli około 63% uprawnionych. Atmosfera 23 listopada była mniej napięta, a to za sprawą wyników jakie miały miejsce przy wyborach do sejmu. BBWR – 54,7 % Centrolew – 15,4 % Stronnictwa Narodowe – 12,9 % Mniejszości narodowe – 10 % Inne listy – 7 % Piłsudskiemu udało się osiągnąć cel. Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem wygrał wybory do sejmu i do senatu. Partie opozycyjne wchodzące w skład Centrolewu poniosły znaczącą klęskę w wyniku fałszowania oraz unieważniania list lokalnych i dzięki panującemu terrorowi. Posłowie BBWR w parlamencie stanowili znaczną większość, co umożliwiało im przegłosowanie podczas obrad każdej decyzji Piłsudskiego - nie tylko w sprawie konstytucji. 4 grudnia 1930 roku o godzinie 17:00, marszałek Józef Piłsudski ustąpił z funkcji prezesa Rady Ministrów i na to miejsce ponownie został mianowany pułkownik Walery Sławek. 5. Reakcja opinii publicznej i środowisk naukowych w sprawie traktowania osadzonych więźniów Piłsudski chciał zachować w ścisłej tajemnicy przed opinią publiczną i dziennikarzami aresztowania opozycjonistów wywożonych do Twierdzy Brzeskiej. Cenzura wycinała materiały prasowe na ten temat. Opinia publiczna dowiedziała się jednak następnego dnia [6] i zareagowała licznymi protestami i manifestacjami w wielu miastach Polski, domagając się uwolnienia więźniów. Na ulice i place Nowego Sącza, Przemyśla, Katowic, Poznania, Lwowa, Bydgoszczy Torunia, Radomia, Łodzi, Kutna, Ostrowca, Krakowa, Drochobycza Warszawy wyległy kilkutysięczne rzesze ludzi niezadowolonych z poczynań marszałka Piłsudskiego. Były również mniejsze manifestacje - nie mniej znaczące, choćby w Lublinie, gdzie za ostrą krytykę rządów Piłsudskiego została aresztowana Irena Kosmowska. Na skutek interpelacji jaka wpłynęła do sejmu 16 grudnia 1930 ze strony ugrupowań centrowo–lewicowych zareagowały środowiska naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego skierowawszy list otwarty do posła na sejm prof. Adama Krzyżanowskiego. List został podpisany przez czterdziestu pięciu wykładowców Uniwersytetu. Dwa listy otwarte „Panów profesorów Władysława Szafera, Emila Godlewskiego, Henryka Hoyera” oraz list „Profesorów Uniwersytetu Poznańskiego” opublikował również „Robotnik” w nr 403 z 27 grudnia 1930. Ukazały się w pismach poznańskich. Wyrażały one oburzenie opinii publicznej na doniesienia informujące o faktycznym traktowaniu więźniów brzeskich. Z odezwą wystąpiła również grupa Profesorów Politechnika Warszawska w sprawie ”ohydy brzeskiej” [7]. Interpelacje, odezwy i listy otwarte, były opublikowane w prasie opozycyjnej, nadały rozgłos sprawie nie tylko w kraju lecz również za granicą. Na doniesienia nie tylko prasy, z listami otwartymi wystąpiła także profesura z Politechniki Lwowskiej zwracając się do sejmu, senatu i do prezydenta Mościckiego o ukaranie winnych za te haniebne poczynania. Protestowała także młodzież akademicka oraz organizacja kobieca „Grono Polek”. Występowali publicznie, oraz pisali w prasie opozycyjnej wybitni polscy literaci oraz publicyści: Andrzej Strug, Maria Dąbrowska, Antoni Słonimski, Julian Tuwim, Tadeusz Boy – Żeleński. Poruszenie chłopów i robotników w czasie procesu dało się zaobserwować po ilości kartek jakie wpłynęły na ręce Witosa w pierwszym tygodniu po rozpoczęciu procesu. 6. Sytuacja więźniów osadzonych w Twierdzy Brzeskiej Podstawową cechą więzień w twierdzy Brzeskiej była całkowita izolacja uwięzionych od świata zewnętrznego. Nie wolno było się im kontaktować ani z obrońcami, ani z rodzinami. Strażnicy do byłych parlamentarzystów w rangach ministrów i posłów zwracali się bez szacunku per „ty” i obrzucano ich obelżywymi wyzwiskami. Zmuszani byli do mycia podłóg i korytarzy, do czyszczenia ustępów gołymi rękami, odmawiano im kąpieli. We wspomnieniach Witosa czytamy „... zostaliśmy zbudzeni straszliwym hukiem i nieludzkimi krzykami. Od oficera – żandarma i klucznika dowiedzieliśmy się, jak wielkie popełniliśmy przestępstwo idąc spać bez rozkazu. Kazano nam się natychmiast ubierać, łóżko posłać, gdyśmy to zrobili wśród niesłychanych wrzasków i wymyślań, obecny wciąż oficer kazał mi wynieść kubeł z odchodami, który stał tam nie wiadomo jak dawno. Zdębiałem. Sądząc, że to jakiś żart, albo pomyłka, odsunąłem się dalej na bok. Chciał go zabrać Wisłocki, ale mu nie pozwolono, obrzucając mnie rozmaitymi obelgami i sypiąc różne groźby”. Racje żywnościowe były głodowe, a więźniowie w ramach kary otrzymywali chleb i wodę. Odmawiano rodzinom przysyłania żywności z zewnątrz. Tak relacjonował Wincenty Witos: „Na drugi dzień dano nam na śniadanie nieco brudnej cieczy bez woni ani smaku, którą nazywali „Kawą lub herbatą”. Podano nam również po kawałku żołnierskiego chleba”. Więźniowie otrzymywali czasem zupę z buraków pastewnych, gotowaną marchew, ziemniaki i mięso w niedzielę. Jakość posiłków pozostawiała wiele do życzenia” we wszystkich był piasek i ziemia np. w pęczaku znajdowały się drobne kamyczki, na których sobie nawet ząb wyłamałem”. Stosowano wobec aresztowanych byłych wysokich urzędników państwowych kary dyscyplinarne i cielesne oraz psychologiczne. Więźniowie spacerowali pod słupem, który do złudzenia przypominał szubienicę. Więźniowie mdleli z wyczerpania i niedożywienia. Zdarzały się również ataki serca. Podczas brutalnego aresztowania posła Hermana Liebermana widać już było, że żandarmi będą bezwzględni. Podobna była sytuacja z Karolem Popielem, gdy wprowadzono go do ciemnego pokoju; jeden z żandarmów chwycił go za głowę, drugi za nogi, po czym powalono go na stołek, rzucono na krzyż mokrą płachtę i wymierzono około 30 uderzeń żelaznym narzędziem, przy czym powtarzano: ”to za Sikorskiego, to za Żymierskiego”. Podobnie potraktowano Bagińskiego i Wojciecha Korfantego. Pozostałych szturchano i bito po twarzy. Żandarmi w stopniach oficerskich grozili pięściami Witosowi, a Wisłockiego kopano po nogach. Więźniom grożono śmiercią. Sam pułkownik Kostek-Biernacki zwracał się w ten sposób do jednego z aresztantów: „Pan obraziłeś mego przełożonego, tak jakbyś obraził mnie samego, mógłbym pana kazać tu pod ścianą rozstrzelać i nikt by mi słowa nie powiedział”, innym zaś razem: „Los aresztowanych zależy wyłącznie od decyzji marszałka Piłsudskiego; gdy on każe ich zabić, to oni ich zabiją, gdy każe ich okaleczyć, to ich okaleczą”. Dokonywano czasem fikcyjnych egzekucji. Prowadzono więźniów dwójkami do osobnej celi i zamykano ich tam na jakiś czas. Z za drzwi dochodziły rozkazy, jak: „odwrócić się do ściany” - i padały strzały. Następnie wyprowadzano więźniów z celi i kazano i stanąć twarzą do ściany. A następnie ograniczano się do rewizji. Niehumanitarny sposób traktowania byłych parlamentarzystów głęboko utkwił w psychice niektórych posłów. Część wyjechała na stałe za granicę, jak poseł Korfanty, który wyemigrował do Czechosłowacji. Lieberman oraz Witos odsunęli się od polityki. Nie brali już tak czynnego udziału w życiu publicznym jak przed sprawą brzeską. 7. Odpowiedź Rządu na zarzuty dotyczące traktowania osadzonych więźniów w twierdzy Premier Walery Sławek na zarzuty niehumanitarnego traktowania więźniów i osadzenia cywili w twierdzy Brzeskiej komentowały następująco: „Czynicie teraz wielki harmider o Brześć. Dlaczego aresztowani wasi ludzie zostali osadzeni z pominięciem jakoby niektórych przepisów proceduralnych w Brześciu? Dlatego, abyście nie mieli pokusy wysyłania waszej bojówki na odbijanie więźniów. Po co ofiary z ludzi... (..) Pragnę pod jednym względem opinie uspokoić. Zbadałem sprawę i stwierdzam, że sadyzmu i znęcania się nie było”. Była to odpowiedź na wniosek Klubu Narodowego i również na interpelację brzeską Centrolewu z 26 stycznia 1931 roku. Rząd chciał ukrócić kwestię haniebnej sprawy brzeskiej, lecz przy każdej sposobności była ona wykorzystywana. W styczniu podczas dyskusji nad budżetem Ministerstwa Sprawiedliwości jeden z posłów rządowych zaczął wykrzykiwać na cały glos: „Mało bili Bagińskiego! Trzeba było bić cztery razy tyle po mordzie!”. Sejm odmówił zajęcia się sprawą brzeską w czasie glosowania w końcu stycznia 1931 roku. Pozostała tylko droga sądowa, która również była przez władze rządowe piętnowana. Odraczano rozprawy, przenoszono owe sprawy do innych sądów pod różnymi pozorami. 8. Początek Procesu Brzeskiego - 26 października 1931 r. 26 października 1931 roku jako oskarżeni przed Sądem Okręgowym w Warszawie stanęli: Lieberman, Barlicki, Dubois, Mastek, Pragier, Ciołkosz, Witos, Kiernik, Popiel, Bagiński, Putek, Sawicki. Oskarżonych bronili czołowi polscy adwokaci: Jan Nowodworski, Leon Berenson, Kazimierz Szterling, Wacław Śmiarowski, Wacław Barcikowski, Zygmunt Nagórski i Ludwik Honigwill oraz Rudziński, Landau, Szurlej, Goldfarb, Urbanowicz, Szumański, Graliński, Potok, Ujazdowski, Czernicki i Benkiel. Akt oskarżenia zawierał się w ramach czasowych wzmożonej walki politycznej opozycji z rządem sanacyjnym od 1928 roku do 9 września 1930 roku i brzmiał on następująco – „... po wzajemnym porozumieniu się i działając świadomie , wspólnie przygotowali zamach, którego celem było usunięcie przemocą członków sprawującego w Polsce władzę rządu i zastąpienie ich przez inne osoby, wszakże bez zmiany zasadniczego ustroju państwowego, przy czym działalność polegała: 1. na wywołaniu podniecenia w masach nastrojów rewolucyjnych przez: a) podburzanie do nienawiści przeciwko rządowi, do obalenia go przemocą, do nieposłuszeństwa władz, do niepłacenia podatków, oraz b) przez dyskredytowanie, ośmieszanie i wyszydzanie władz państwowych, przy czym akcja ta prowadzona była w prasie, na kongresach, zgromadzeniach, wiecach i zebraniach oraz w odezwach i ulotkach 2. na organizowaniu, szkoleniu i uzbrajaniu kadr rewolucyjnych i na utworzeniu kierowniczej organizacji rewolucyjnej, występującej na zewnątrz pod nazwą Centrolewu, która ułożyła plan objęcia przemocą władzy, zwołała tzw. kongres krakowski, opracowała rewolucyjne uchwały, przyjęte na tym kongresie, wydała nakaz zmobilizowania mas i urządzenia zbrojnego „marszu na Warszawę”, czego następstwem były w dniu 14 września 1930r. Krwawe wystąpienia w 22 miastach Polski, lecz zamierzonego zamachu nie dokonali z przyczyn niezależnych od ich woli, wobec udaremniania ich akcji przez władzę. Głównym oskarżycielem w procesie był młody prokurator i podówczas minister sprawiedliwości Witold Grabowski oraz prokurator Rauze. Pierwsze trzy dni wypełniły wyjaśnienia oskarżonych, którzy na wystosowane wobec nim zarzuty, kolejno oświadczyli że nie poczuwają się do winy. Jako pierwszy wyjaśnienia składał b. poseł Lieberman – „Nie jest prawdą, że przygotowywałem zamach, że przygotowywałem rewolucję. Prawdą jest natomiast, że chciałem rząd marszałka Piłsudskiego usunąć i że chcę usunąć go teraz, tylko chciałbym to uczynić drogą parlamentarną ponieważ w walce parlamentarnej ostatnie słowo zawsze ma prezydent Rzeczpospolitej, chciałbym obalić ten rząd przez rozpisanie nowych wyborów, które by przekonały marszałka Piłsudskiego, że większość społeczeństwa stoi za opozycją”. Istotną dla obrońcy Dąbskiego była wypowiedź posła Mieczysława Niedziałkowskiego , którego w drodze wyjątku przesłuchano bez zaprzysiężenia. Pierwsze pytanie padło ze strony adwokata Benkiela – Jaka była geneza powstania i charakter działalności Centrolewu? Świadek Niedziałkowski – odpowiedział na to pytanie dosyć wyczerpująco. Opierając się na faktach. W wypowiedzi potwierdził niesłuszność aresztowania i więzienia w Brześciu Aleksandra Dębskiego ze Stronnictwa Narodowego. W dalszych wypowiedziach świadkowie obrony podkreślali działalność Centrolewu jako organizacji, co podkreślił w swojej wypowiedzi świadek Stanisław Kot profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, określając kongres jako spokojny i zgodny z prawem i interesem państwa. Twierdził, że Witos przemawiał bez cienia demagogii, przypominając chłopom o obowiązkach wobec państwa, zapamiętawszy jeden ustęp zacytował:” My z drogi praworządności nigdy nie zejdziemy i zepchnąć się nie damy”. W obronie Witosa, jako świadek wypowiadał się Jan Brodacki [8]. Twierdził, że „był na licznych wiecach gdzie przemawiał Witos i nie słyszał aby ten kiedykolwiek namawiał do gwałtów i niepłacenia podatków, przeciwnie, zawsze przypominał obowiązki wobec państwa, co mu nawet chłopi mieli za złe”. 9. Wyrok i zakończenie procesu 13 stycznia 1932 roku w oczekiwaniu na ogłoszenie wyroku zaczął na sali i przed budynkiem sądu zbierać się tłum złożony z przedstawicieli wszystkich sfer społecznych. Na ulicach przed sądem policja starała się rozproszyć drobne grupki gapiów. Sąd w składzie: Hermanowski, Leszczyński, Rykaczewski i Łaszkiewicz o godzinie 12:10 przystąpili do odczytania wyroku. H. Liebermana na 2 i ½ roku, N. Barlickiego na 2 i ½ roku, M. Mastka na 3 lata, St. Duboisa na 3 lata, A. Ciołkosza na 3 lata, A. Pragiera na 3 lata, W. Witosa na 1 i ½ roku, W. Kiernika na 2 i ½ roku K. Bagińskiego na 2 lata, J. Putka na 3 lata Sędzia Leszczyński jako jedyny glosował za uniewinnieniem wszystkich, składając „votum separatum” przeciw wyrokowi. Ta wiadomość obiegła szybko Warszawę. Przyczyniła się ona do powstawania różnych komentarzy i pobudziła opinię publiczną. Apelację złożyła prokuratura oraz obrońcy. Skarga prokuratury została rozpatrzona 6 grudnia 1932 roku a odwołanie obrony rozpatrzono w okresie 7 – 11 luty 1933 roku. Wyrok dla obrońców oskarżonych był niekorzystny. Sąd zamienił karę domu poprawczego na więzienie z utratą praw obywatelskich, honorowych i publicznych. Witos z Bagińskim i Liebermanem, Barlickim i Kiernikiem – na 3 lata, Mastek, Dubois, Pragier, Ciołkosz, Putek – na 5 lat. Adwokaci skierowali sprawę do Sądu Najwyższego, który skasował wyrokz Sądu Apelacyjnego 9 maja 1933 roku zalecając ponowne rozpatrzenie sprawy w nowym składzie. 20 sierpnia Sąd Apelacyjny, a 5 października 1930 Sąd Najwyższy zatwierdziły wcześniejsze wyroki. Do tego czasu oskarżeni przebywali na wolności za kaucją, lecz nie zamierzali przyjąć wyroku. Część z nich postanowiła uciec za granicę. * Źródła: Henryk Zieliński – „Historia Polski 1914 – 1939 AAN, Materiały K. Świtalskiego, tom II k. 70 Adam Próchnik - „Pierwsze piętnastolecie Polski Niepodległej” Józef Piłsudski – „Pisma zbiorowe” tom IX Wincenty Witos - „Moje wspomnienia” Herman Lieberman - „Pamiętniki” Stanisław Lato - „Ruch ludowy wobec sanacji” Władysław Pobóg–Malinowski- „Najnowsza historia polityczna Polski”, tom II Andrzej Ajnenkiel - „Polska po przewrocie majowym” Karol Popiel – „Od Brześcia do Polonii” Marian Leczyk - „Sprawa Brzeska” Gazety: Gazeta Chłopska, Gazeta Polska, Piast, Robotnik * Deska przedstawiona w loży "Wolność Przywrócona" w dn. 11 stycznia 6006 r.p.ś. * Przypisy: [1] Według „Strzępy meldunków” str. 223 Felicjana Sławoj-Składkowskiego - Piłsudski już pierwszego września zanotował: " Na przedstawionej przeze mnie liście posłów z kondemnatki* pan marszałek własnoręcznie zielonym ołówkiem zaznacz kto ma być aresztowany i zamknięty w Brześciu. Według Andrzeja Ajnenkiela w książce Polska po przewrocie majowym wykonanie listy zostało zlecone już w połowie sierpnia przez Składkowskiego. * neologizm od słowa ślubować. Posłowie obejmując urząd składali ślubowanie. [2] Którego wywieziono w czasie aresztowania do lasu i zbito wyciorami od karabinów do nieprzytomności wśród okrzyków „ty śmiesz oskarżać Czechowicza, ty śmiesz podnosić głos przeciwko panu marszałkowi”. [3] Aresztowania Korfantego dokonano 26 września po rozwiązaniu II Sejmu Śląskiego. [4] Pułkownik Kostek – Biernacki został oddelegowany specjalnie z Przemyśla i za swe okrucieństwa zyskał sobie miano Kostek–Wieszatiel. [5] Choćby pacyfikacja ukraińskich chłopów w Galicji przez gen. Sławoja–Składkowskiego. [6] W bezpłatnym dodatku do gazety „Wyzwolenie” i „Chłopskiego Sztandaru” po dacie możemy zaobserwować jak szybko i jak dokładne informacje dotarły do wiadomości publicznej cyt. „Aresztowanych b. Posłów wywieziono i osadzono, jak krążą pogłoski w twierdzy w Brześciu nad Bugiem”. [7] W Robotniku nr 403 / 1930 ukazały się na pierwszej stronie oświadczenie gdzie publicznie panowie asystenci Politechniki solidaryzowali się z odezwą profesorów Politechniki Warszawskiej”. [8] Redaktor gazety „Piast”. Komentarze proces brzeski Dodane przez wola w dniu - 2006-02-17 12:29:52 Bardzo dobry , zwięzły opis (z podaniem źródeł) jednego z najczarniejszych wydarzeń dwudziestolecia. Warto również pamiętać iż proces brzeski definitywnie zakończył rządy demokracji a niedługo po procesie rozpoczęła się nagonka na loże wolnomularskie. Jaki cel ma ten artykól poza lekcją hist Dodane przez Otto w dniu - 2006-03-08 22:43:27 Artykuł nie ma bezpośredniego powiązania z historią masonerji.Bez wykazania takiego powiązania ten artykul nadaje się do portalu stricto historycznego.Dla mnie to zwykłe politykowanie.Dyskusje o dyktaturze marszałka Piłsudskiego zostawmy historykom.Który kraj europejski nie rządzony dyktatem(z tych odrodzonych)przetrwał???Był taki?Wolność jest piękna ale nie zawsze możliwa.Należy do niej dązyć.Metody natomiast były haniebne.!!!! Polityka? Dodane przez tkubon w dniu - 2007-01-01 23:29:57 Podczas posiedzeń lóż masoni przecież nie dyskutują o sprawach politycznych. Tutaj jednak jest artykuł, który w żaden sposób laikowi nie wskazuje jakichkolwiek powiązań wolnomularskich? Jest to rozprawka polityczna dosc obiektywna tylko co ma "piernik do wiatraka"? I ja uważam jak moi przedmówcy Dodane przez PiT w dniu - 2007-11-06 20:55:12 Co ma piernik do wiatraka? 'piernik ma' Dodane przez olwi w dniu - 2007-11-13 14:06:13 'Artykul nie ma bezposredniego powiazania z historia masonerii...' 'Co ma piernik do wiatraka?' A miec ma - chocby MTK :-D Prosze zajrzec do pozycji Daniel Bargielowski "Po trzykroc pierwszy", poczytac, 'poszukac' zwiazku itd. Wskazowka moga byc rowniez nazwiska zamieszczone w desce :-) Przypuszczalnie zamieszczony tutaj artykul jest wstepem do jakiejs wiekszej dyskusji nt historii masonerii lub wplywu owczesnych i pozniejszych wydarzen na dzisiejsza pozycje masonerii w Polsce w odniesieniu do pozycji Wlm w Europie. Jesli tak jest, to warto zaznaczyc to na poczatku lub koncu deski, aby uniknac zarzutow. Pozdrawiam AW Zmieniony ( 14.02.2006. ) +++++++++++++++++++++++ ****************************** II. BEREZA KARTUSKA. Bereza Kartuska – jak było naprawdę? 2008,Zdzisław J. Winnicki ** biblioteka kresowa Bereza była rzeczywiście miejscem i symbolem nie przynoszącym sławy władzom sanacyjnym. Na pewno nie była jednak tym, co pisze o niej wielu autorów na Białorusi, którzy pozyskują „wiadomości” z dawnych propagandowych źródeł komunistycznych. Jak zatem było z tą Berezą? Poniższy tekst opublikowałem po raz pierwszy niemal w przeddzień zawirowań politycznych zakończonych delegalizacją Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi, w jeszcze przeddelegalizacyjnym „Głosie znad Niemna”. Uczyniłem to na prośbę Redakcji, gdyż w białoruskim piśmiennictwie Bereza powszechnie urasta do diabolicznego wręcz symbolu gwałtu polskiego nad Białorusinami. Wtedy dyskusji nad tekstem nie było, gdyż Polacy na Białorusi mieli poważniejsze sprawy przed sobą. Może warto zatem powtórzyć dyskusję o Berezie w Internecie? Na krótko przed wybuchem II wojny światowej, jak podaje autor jedynej jak dotąd naukowej monografii o obozie odosobnienia w Berezie Kartuskiej Ireneusz Polit („Miejsce odosobnienia w Berezie Kartuskiej”, Toruń 2003), Berezę wyznaczono na miejsce internowania dla osób zaangażowanych w antypolską dywersję, czyli dla tzw. V kolumny. Byli to mieszkający w Polsce Niemcy i współpracujący z wywiadem niemieckim obywatele polscy, Ukraińcy – banderowcy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) współpracujący z III Rzeszą, a także nie ustalona bliżej liczba obywateli polskich różnych narodowości - komunistów aktywnie zaangażowanych w antypolskie akcje dywersyjne. Taką formę internowania prewencyjnego stosowały w czasie II wojny światowej wszystkie państwa koalicji antyhitlerowskiej. Obóz, który nabrał w związku z powyższym zupełnie innego niż dotąd znaczenia, rozrósł się do niespotykanych wcześniej rozmiarów. Liczba internowanych wynosić miała aż 7 tysięcy, z czego 4,5 tysiąca stanowili Ukraińcy z OUN. Do tego czasu w przystosowanych do nowej roli dawnych koszarach przebywało jednorazowo średnio 300 osadzonych. Mimo, że w myśl ustaleń Paktu Ribbentrop-Mołotow usytuowana na Polesiu Bereza znajdowała się w sowieckiej strefie okupacyjnej, na mocy specjalnej umowy agresorów pierwsi do Berezy wkroczyli Niemcy. Wkroczyli po to by zająć się internowanymi tam swoimi rodakami. Obóz był opustoszały. Pozostali w nim jedynie ci spośród internowanych Niemców, którzy ze względów zdrowotnych lub z obawy przed nieznanym otoczeniem nie uciekli, gdy polskie służby policyjne po 17 września ewakuowały się z obozu. Nie wiadomo jak wyglądały ostatnie dni obozu w Berezie. Pojmanych później funkcjonariuszy zamordowano w Ostaszkowie w ramach „operacji katyńskiej”. Pozostali, zapewne w obawie o swe życie, nie pozostawili wspomnień. Nie byłyby to zresztą wspomnienia, którymi należałoby się chwalić. Nawet przed najbliższą rodziną. Po Niemcach do Berezy wkroczyli Sowieci. Specjalne grupy NKWD, szczególnie zainteresowane polskimi instytucjami państwowymi, prowadziły także dochodzenia w sprawie Miejsca Odosobnienia (MO) w Berezie Kartuskiej. W ich ręce dostał się między innymi Leon Kozłowski, premier rządu polskiego z okresu gdy zapadła decyzja o utworzeniu obozu w Berezie. To właśnie on był głównym pomysłodawcą powołania tej szczególnej placówki penitencjarnej. W pozostawionych i opublikowanych w Polsce w 2001 roku wspomnieniach tak relacjonuje on owo “zainteresowanie” podczas przesłuchania: „(...) Wyciągnięto także sprawę utworzenia za mego rządu obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej, ale sprawy tej szerzej nie rozwijano. Było to przecież dziecinnie łagodne zarządzenie w stosunku do obozów istniejących w Sowietach i milionów ludzi odosobnionych w nich na długie lata z wyroków administracyjnych. W Berezie Kartuskiej za mego urzędowania znajdowało się około dwustu ‘odosobnionych’, a każda sprawa po trzech miesiącach musiała być na nowo rozpatrywana. Nie dawało to podstawy do wewnętrznej propagandy w ustroju sowieckim. Mego śledczego interesowało tylko, ilu w Berezie siedziało komunistów, a gdy się dowiedział, że było ich 38, to liczba ta wcale mu nie zaimponowała i uznał, że sprawa nie nadaje się do szerszego traktowania” (...). Jak ustalił Ireneusz Polit, którego dane tutaj przywołujemy, mimo złych warunków sanitarnych i bytowych jakie panowały w MO oraz ostrego reżimu, spośród wszystkich osadzonych tam w okresie 6 lat istnienia obozu w Berezie zmarło łącznie tylko 14 osób. Dziesięciu z nich - w szpitalach dokąd ich skierowano na leczenie zewnętrzne, a cztery w samym MO, przy czym trzy z powodu chorób, a jedna wskutek samobójstwa. * * * Po uporządkowaniu posiadanych materiałów archiwalnych z AAN - Warszawa i korzystając z faktu ukazania się monografii Ireneusza Polita podejmujemy się popularnego przedstawienia problematyki. Niniejszy tekst to również rozszerzona recenzja jego cennej i pionierskiej pracy. Kwestia przypomnienia faktów jest ważna tym bardziej, że problem Berezy w powszechnej opinii współczesnego piśmiennictwa na Białorusi, obok wielu innych, urasta do najbardziej kontrowersyjnego problemu w najnowszych dziejach stosunków polsko - białoruskich. Jak widzi to i pokrewne mu zagadnienia współczesna historiografia i politologia białoruska (nie sowiecka!) przedstawiłem w mojej książce „Współczesna doktryna i historiografia białoruska (po roku 1989) wobec Polski i polskości” (Wrocław, 2003). Dla wprowadzenia czytelników, zanim przejdę do omówienia tematu zasadniczego, przytoczę wyjątki z tej książki. Ilustrują one bowiem ogólne nastawienie i ugruntowane, upowszechniane w podręcznikach szkolnych opinie o roli jaką odegrało polskie władztwo państwowe na Kresach (tutaj: na Zachodniej Białorusi): “(...) Opis stosunku współczesnego piśmiennictwa białoruskiego do II RP rozpoczniemy od bardzo niedawnego głosu w dyskusji towarzyszącej hucznie obchodzonemu na Białorusi 60-leciu wspomnianego „zjednoczenia” (ziem białoruskich). Głos ów przytaczamy tutaj z powodu jego szczególnej reprezentatywności, gdyż został wyrażony przez osobę utytułowaną naukowo oraz pełniącą państwowe funkcje w tzw. Pionie Prezydenckim administracji prezydenta RB (tzw. Wiertikal). Stanowisko owo w czasopiśmie „Biełaruskaja Dumka” (nr 4 z 1999 r.) w rubryce „Historyczna Pamięć” z podtytułem „archiwa nie kłamią”, jego autor dr hab. Rościsław Płatonow rozpoczął od cytatu z rosyjskiej gazety „Prawda”. Poddając krytycznej ocenie tezy historyków i polityków polskich omawiających stosunki polsko-rosyjskie Płatonow postawił kwestię następująco: „Dlaczego przedstawiane są wyłącznie jednostronne pretensje? Katyń, deportacje Polaków na Syberię, Kazachstan - to wszystko rozumiem - stalinizm. Ale była przecież i piłsudczyzna! Ten, do którego (Polacy - Z.J.W.) modlą się dzisiaj, bezwzględnie wprowadzał nacjonalizm oraz bezwzględny reżim kolonialny (...)”. Zaznaczając, że dla Polaków Piłsudski jest narodowym bohaterem, odrodzicielem polskiej państwowości, autor stwierdza, że dla Białorusinów przeciwnie - był synonimem „wtargnięcia jego legionów, które na początku wieku XX przyniosły na bagnetach krwawą okupację narodowi białoruskiemu”. W listopadzie 1918 roku - pisze dalej Płatonow - Piłsudski „postawiwszy siebie jako naczelnika polskiego państwa z dyktatorskimi pełnomocnictwami, według własnego mniemania uzyskał prawo do prowadzenia swojej hegemonistycznej ‘polityki wschodniej’”. Ta ocena ze strony białoruskiego autora wynika niejako z samych tytułów części wspomnianego artykułu: “Tajne cele strategiczne”, “Państwo utrwalane pałką i bagnetem”, “Głębokie rozgrabienie ekonomiczne Białorusi i gwałt na jej mieszkańcach”. W rozdziałach tych autor mówi wprost: dotychczasowe radzieckie pojmowanie historiografii słusznie ujmowało “wtargnięcie legionów Piłsudskiego na ziemie Białorusi i Ukrainy według schematu pochodów Ententy”. Dalej autor stwierdza, że „faktycznie państwa Ententy wiele uczyniły dla przygotowania polskiej agresji”. Tak właśnie przedstawiana jest przezeń kwestia utworzenia Armii Polskiej we Francji pod dowództwem gen. Hallera. Dalej autor stwierdza, że tylko „pomocy zagranicznej Zachodu Polska mogła zawdzięczać, iż wiosną roku 1920 jej armia liczyła 738 tys. ludzi”. Jej operacyjnym przygotowaniem do “agresji na Białoruś”, według Płatonowa „zajmowali się oficerowie francuscy”. Niemniej „Piłsudski i szowinistyczne koła rządowe”, pomimo prozachodniej orientacji (sic), miały „swój odrębny plan”. Na ów plan składała się „koncepcja Wielkiej Polski od morza do morza”, czyli - jak pisze cytowany autor - odtworzenie jej w granicach z 1772 roku. Argumentem i zarazem uzasadnieniem wspomnianej „agresji i wtargnięcia” miał być „rzekomy ucisk polskiej części mieszkańców Ukrainy, Litwy i Białorusi przez bolszewików”. Pod „pozorem” obrony tej mniejszości, pisze zatem, szykowane było polskie wystąpienie. Owa „nie wypowiedziana wojna”, odmiennie niż „twierdzą podręczniki (sowieckie?) rozpoczęła się już w roku 1919, w kwietniu – październiku, gdy Polacy zagarnęli Białoruś do linii rzek Zachodnia Dźwina i Berezyna”. Autor polską „agresję” przesuwa jeszcze bardziej w czasie, uznając za nią „stworzenie stanu wojny” z Rosją radziecką przez I Korpus Polski w Rosji, który był „częścią armii starej Rosji”. Zatem „bunt” (sic) polski miał cel polityczny - „likwidację władzy radzieckiej w guberniach mińskiej i homelskiej, a następnie przyłączenie ich do Polski”. Ta „rozszerzająca się okupacja” sprawiła, według autora, zajęcie Mińska jeszcze przed przybyciem tam „kajzerowskich wojsk, wraz z którymi Polacy „rozpoczęli grabienie ludności”, która poddana została „grabieży, gwałtom, pogromom wszędzie tam, gdzie pojawiły się jednostki Korpusu Polskiego”. Płatonow stwierdza dalej, przywołując broszurę Antona Łuckiewicza, że „nie wiadomo do czego doprowadziłoby panowanie band (sic) Dowbora-Muśnickiego, gdyby niemieccy okupanci, bojący się jak ognia powstania ludowego, nie wyprowadzili dowborczyków z białoruskiego kraju”. Nic dziwnego, że w takim ujęciu każda władza, nawet okupacyjna niemiecka, była lepsza aniżeli jakakolwiek polska, nawet w wydaniu lokalnych autochtonicznych mieszkańców - Polaków. Na tym tle bardziej zrozumiałymi stają się wywody białoruskiej historiografii niezależnej odnoszone do ocen wojny sowiecko - polskiej. Tylko bolszewicy, wobec braku sił zbrojnych BNF, byli w stanie zahamować polskie władztwo państwowe na Ziemiach Białoruskich w momencie zakończenia okupacji niemieckiej. Tak oceniana jest generalnie tutejsza uwertura do niepodległej II Rzeczypospolitej. Dalsze tezy wynikają niejako wprost z tak zarysowanego obrazu początków odradzającej się państwowości polskiej. Znana odezwa - deklaracja skierowana do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego jaką Naczelnik Państwa Polskiego Józef Piłsudski ogłosił po zajęciu Mińska, Płatonow uznaje za mistyfikację. Wykonawcy tej polityki, lokalni urzędnicy i wojskowi realizowali ją - jak pisze autor -„całkiem jawnie”. Ową „politykę wschodnią Polski” - według tytułu rozdziału - „tajną”, autor ilustruje powołując się na cele jakie zakładała społeczna organizacja polska „Straż Kresowa” współpracująca ściśle - jak podkreśla - z POW. Owa “tajna polityka” wspomnianej „Straży”, w wersji Płatonowa przypisywana państwu, miała opierać się na stwierdzeniu, że Białorusini są zbyt słabi do utworzenia własnego państwa i będą zmuszeni do oparcia się o Polskę lub Rosję; niemożność stworzenia samodzielnej państwowości powoduje konieczność nadania Białorusi autonomii, w związku z Polską; zjednoczenie Białorusi Zachodniej ze Wschodnią stworzy możliwość dla powołania Księstwa Białoruskiego (sic), które winno połączyć się z Polską na zasadzie unii. By do tego doprowadzić „Straż”, czyli według autora polskie władze, rekomendowała wprowadzenie alfabetu łacińskiego w miejsce „rosyjskiego”, ustanowienie prawosławnej metropolii niezależnej od patriarchatu moskiewskiego, nawiązanie współpracy z aktywistami białoruskimi, starania o ekonomiczne związanie mieszkańców Białorusi z Polską. Dalej, w drugim rozdziale swego artykułu Płatonow prezentuje, jak pisze - „źródłowo archiwalny” obraz utrwalenia władzy polskiej na 'kresach'. Tezy owej prezentacji w jego wersji - traktowane tutaj jako wytyczne polskiej polityki państwowej - miały być następujące: - „źródła zaświadczają”, że ‘kresy’ opanowano od pierwszych dni przemocą, gwałtem, rozstrzeliwaniem i masowymi represjami wobec miejscowej ludności (przykładów autor nie podaje); - na „zaanektowanych” obszarach ustanowiono “ciężką okupację”, niemal tożsamą z niemiecką; - aparat zarządzania kompletowano z burżuazji, właścicieli ziemskich, drobnej szlachty oraz „nastawionej propolsko inteligencji” (narodowości autor nie określa); - władze radzieckie, które wznowiły swą działalność po odejściu wojsk niemieckich, ponownie zostały zmuszone do jej zaprzestania, a ich „dekrety” unieważniono; - zgodnie z zaleceniami polskiej polityki, „nie tylko bolszewików ale wszystkich związanych z organami radzieckimi, a zatem komisarzy i ich rodziny, znaczniejszych aktywistów, fornali, chłopów niepokornych woli księdza, właściciela ziemskiego czy naczelnika żandarmerii - aresztowano, osadzano w więzieniach lub obozach koncentracyjnych albo karano śmiercią” (i tu autor nie podaje przykładów). Tak pisał i oceniał całkiem niedawno współczesny autor białoruski... Kolejny cytat z mojej książki dotyczy poglądów i opinii współczesnych (nie sowieckich) naukowców białoruskich: (...) Na wstępie poniższej prezentacji, uprzedzając dalszą narrację stwierdzamy, że powszechny sposób prezentacji Polski i polskości („polskie panowanie na anektowanych ziemiach Zachodniej Białorusi”) we współczesnym piśmiennictwie białoruskim to obraz „bezprawia i ucisku”, momentami o charakterze zorganizowanego, państwowego terroru. Wszystko zaś przeciwko „białoruskim masom ludowym i pracującym”. O tym, że zwłaszcza pod koniec lat dwudziestych i w pierwszej połowie lat trzydziestych sytuacja na Kresach przypominała stan zanarchizowanej wojny wiemy z przekazów i źródeł polskich. Archiwa i polska literatura przedmiotu są w tej mierze reprezentatywnym świadectwem. Dla wprowadzenia, przytoczymy fragment z rozdziału podręcznika szkolnego, w którym Sidarcou, Famin i Panou w odniesieniu do lat 30., jakby nawiązując do stalinowskiej tezy z tamtego właśnie okresu piszą o „zaostrzeniu sytuacji w rejonach mniejszości narodowych”, tj. w województwach północno-wschodniej Polski, co miało się przejawiać tym, że „na jakiekolwiek wystąpienia, władze polskie reagowały osadzaniem w więzieniach i obozach koncentracyjnych (sic - liczba mnoga - Z.J.W.). Na samej tylko Zachodniej Białorusi było ich 20, w tym w obozie koncentracyjnym w Berezie Kartuskiej jednorazowo znajdowało się od 200 do 300 więźniów rozmaitych orientacji politycznych”. To powodowało - piszą autorzy, że „niektóre organizacje poszukiwały pomocy za granicą - w ZSSR”. Tak skonstruowany pogląd (powtarzany praktycznie we wszystkich prezentowanych tu opracowaniach) służy uzasadnianiu dalszej eskalacji a więc komunistycznej dywersji inspirowanej z zewnątrz, a następnie akcji – jak określają to podręczniki - naturalnego „wyzwolenia” i „zjednoczenia” po 17 września. To ostatnie jest opatrywane oczywistą dodatkową argumentacją o konieczności „ochrony życia” mieszkańców (wszystkich) Zachodniej Białorusi. Kowkiel i Jarmusik z kolei piszą o strajkach, które z ekonomicznych szybko przekształcały się w polityczne oraz o „narastaniu walki chłopów”, którzy protestowali przeciwko „terrorowi władzy” - np. chłopi „spalili osadę osadnika i majątek obszarniczy w powiecie nowogródzkim”. Kontynuując przykłady “walki klasowej” oraz “walki z polską władzą” autorzy zaznaczają, że około „tysiąca chłopów uzbrojonych w broń palną, widły, siekiery rozgromiło posterunek policyjny we wsi Niegniewicze. Policja zdławiła rewolucyjne wystąpienie chłopskie. Czterech uczestników powieszono, a 49 skazano na więzienie”. Takich przykładów w rozdziale znajdujemy więcej. Autorzy podkreślają przy tym, że „w miarę narastania walki o socjalne i narodowe wyzwolenie rosła świadomość polityczna chłopów, w tym zrozumienie wspólnych interesów z klasą robotniczą”. Tego typu radziecka frazeologia klasowa dominuje w omawianej pracy i jest metodą opisu zjawisk mających miejsce „na Zachodniej Białorusi”. Zaraz potem autorzy opisują rolę i zadania kierownicze KPZB, „organizatorki walki mas pracujących o narodowe i socjalne wyzwolenie oraz zjednoczenie z BSSR”. Po takich założeniach następują wyliczenia liczby i zasięgu strajków, aktów „sprzeciwu”, wreszcie opis bezpośredniej akcji zbrojnej przeciwko „zbrodniczemu reżimowi władz polskich”. Kowkiel i Jarmusik tę “narodowo-wyzwoleńczą walkę” wręcz gloryfikują. Nazywają ją walką partyzancką miejscowego ludu podkreślając w tym kontekście, pozytywną rolę nasyłanych z BSSR specjalnie przeszkolonych i wyposażonych dywersantów -„najbardziej znanymi przywódcami wojny partyzanckiej byli komuniści K.P.Arłouski, S.Waupszasow, W.Z.Korż...” . Autorzy dodają, że „ruch partyzancki w powiatach grodzieńskim, wołkowyskim, sokulskim, bielskim i białostockim nosił początkowo antypolski charakter i był inspirowany przez białoruskich eserów, którzy z czasem zawiesili broń. Ruch partyzancki jednak trwał”. Po tym następuje wymienienie „fali represji”: we wsiach rozpętano policyjny terror, w wielu powiatach wprowadzono stan wyjątkowy, pod koniec 1923 roku w więzieniach znalazło się 1300 więźniów politycznych. „Prawdziwe” działania, jak zaznaczają autorzy, nastąpiły gdy do akcji w sposób zorganizowany przystąpiły organizacje komunistyczne „najpierw KPP i KPL” „i wreszcie KPZB”. Po tym stwierdzeniu następuje opis organizacji, struktur i personaliów działaczy tego ugrupowania. KPZB „stanęła na czele ruchu partyzanckiego i nadała mu zorganizowany charakter”. Podkreślamy w tym miejscu stwarzanie w podręczniku (tym i pozostałych) jednoznacznego wrażenia o samoistności, lokalności i autonomiczności wspomnianego ruchu i samej białoruskiej kompartii jako „wyrazicielki dążeń ludu pracującego Zachodniej Białorusi”. Sterowaniu i pełnej zależności od służb specjalnych i dywersyjnych ZSSR autorzy nie podkreślają. Jednak dwa zdania poniżej przytaczają całostronnicowy opis dwuletniej działalności terrorystycznej wspominanego NKWD-zisty K.Arłouskiego („Mucha – Michalski”, pseudonim jednego z polskich komunistów prowadzącego wojnę terrorystyczną z terenu BSSR) i jego oddziałów. Kowkiel i Jarmusik uwierzytelniają swe wywody cytowanymi (przywoływanymi) „informacjami rządu St. Grabskiego o 878 napadach partyzanckich w roku 1922 i 500 w roku 1923”. Wyliczają przy tym „osiągnięcia”: „tylko w 1925 r.” - spalenie nie mniej niż 500 domów (dworów) polskich obszarników oraz osad kolonistów, 125 spalonych stodół ze zbiorami zboża, 300 stogów, 3 stajni, 14 obór, 21 magazynów, 127 przedsiębiorstw - „bojowe operacje partyzantów nie ustawały ani jednego dnia. Obszarnicy i osadnicy uciekali z ziem białoruskich do centralnych rejonów Polski, a połowa z 38 tysięcy (sic!) osadników osiedlonych w roku 1924 pozostawiła swoje domostwa na Zachodniej Białorusi. KPZB rozpoczęła przygotowania do powszechnego powstania zbrojnego”. Autorzy powołują się w tym przypadku na raport Orłowskiego, nie podając jednak informacji końcowej, w której dywersant (dla opracowań białoruskich - “partyzant”, “wyzwoliciel”) chwali się własnoręcznym zabiciem „co najmniej 100 ziemian i żandarmów”. „Nowy etap walki” w latach 1926-29, jak zaznaczają autorzy, rozpoczęto z chwilą przyjęcia „rewolucyjno - demokratycznych form walki”, co wiązało się z powstaniem Białoruskiej Włościańsko - Robotniczej Hramady utworzonej przez białoruskich posłów na polski Sejm. Postępy walki wiązały się ściśle, co podkreślają autorzy, „z postępem kulturalnym i gospodarczym budownictwem w ZSSR i BSSR”, prowadzenie tam „rozumnej polityki narodowościowej polegającej na białorusizacji”. “Dla Białorusinów jacy znaleźli się w państwie polskim stało się jasne, że prawdziwa państwowość białoruska jest budowana na wschodzie a BSSR stanowi opokę walki wyzwoleńczej mas pracujących Zachodniej Białorusi przeciwko uciskowi polskiej burżuazji i obszarników”. Następne wersy rozdziału to opis ustaleń, uchwał i działań KPZB i Hramady, a następnie działań jakie organa polskie przedsięwzięły dla ich zwalczania i delegalizacji. Na zakończenie, po wyliczeniu wszelkich osiągnięć KPZB, autorzy jednym zdaniem stwierdzają, że w marcu 1938 roku „z powodu niesprawiedliwych oskarżeń KPZB rozwiązano, lecz komuniści nie zaprzestali swej rewolucyjnej działalności”. Po tym następuje rozdział o „Zjednoczeniu Zachodniej Białorusi z BSSR”. O masowych mordach, fizycznej likwidacji polskości i świadomego choć sowieckiego elementu białoruskiego w latach 1937-38 Kowkiel i Jarmusik nie piszą. „Masy pracujące Zachodniej Białorusi nie uznawały okupacji, nie godziły się ze swoją ciężką sytuacją i wiodły walkę przeciwko uciskowi” - głosi inny białoruski podręcznik. Po takim wstępie przytoczone są dane mające demonstrować “nieugiętość” i „postępowość” - o strajkach i „zbrojnej walce partyzanckiej prowadzonej przez chłopów”, którzy likwidowali posterunki i oddziały policyjne, palili dwory i gospodarstwa osadników. „Wiosną 1922 roku - piszą z wyraźną aprobatą autorzy podręcznika - kilka tysięcy (sic) partyzantów z powiatów wołkowyskiego, brzeskiego i prużańskiego oraz innych skierowało ultimatum do rządu polskiego domagając się ustania przemocy nad Białorusinami, wypuszczenia więźniów, zakazu wyrębu lasów oraz przyznania Zachodniej Białorusi prawa do samostanowienia”. Skutkiem, miało być, jak podkreślają autorzy, „zmuszenie władz” do ograniczenia akcji osadniczej oraz sprowadzenia na teren Zachodniej Białorusi w latach 1924-1925 „znacznych karnych oddziałów wojskowych i policyjnych na czele z generałem Rydzem-Śmigłym (sic!)” - “płonęły wioski, trwał masowy terror, przez miasta przewaliła się fala obław (sic), pracowały sądy wojskowe. W niektórych miejscowościach partyzanci prowadzili regularne boje z wojskiem”. Akapit ten pozostawiamy bez komentarza. Jako kolejna forma walki opisywana jest działalność białoruskich ugrupowań w polskim Sejmie, głównie wspominanej wyżej Hramady Bronisława Taraszkiewicza, której „rozgromienie przez władze polskie” spowodowało - jak pisze autor - znaczne osłabienie ruchu chłopskiego. Także po 1934 roku, wskutek „rzucenia za kraty i do obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej setek komunistów, komsomolców i rewolucyjnie nastawionych robotników i chłopów”. Osłabienie „ruchu” nastąpiło wszakże - „też” - jak zaznacza autor, wskutek „nieuzasadnionej likwidacji KPZB i fali stalinowskich represji wobec ich członków”. Teza końcowa sprowadza się do podkreślenia opisanej „heroicznej walki mas pracujących” jako ważnego etapu do „zjednoczenia narodu białoruskiego w jednolitym państwie”. Z kolei Czigrinow pisze zupełnie serio o „obozie koncentracyjnym w Berezie” oraz o działaniach komunistów (nie podaje, których - „polskich” czy „białoruskich”) zmierzających do „budowy jednolitego frontu domagającego się od władz (polskich) zerwania sojuszu z hitlerowskimi Niemcami”. Przytoczone fragmenty podręczników, a więc mediów kształtujących poglądy dzieci i młodzieży, rysują kraj apokalipsy, kraj rządzony nieomal przez krwawych despotów, którzy za jedyny cel postawili sobie „zniszczenie białoruskich chłopów i rewolucjonistów”. Trudno się zatem dziwić, że Bereza ma na Białorusi wyłącznie czarną legendę. O tym, że każde państwo ma nie tylko prawo ale i obowiązek zwalczać anarchię, dywersję wreszcie pospolity bandytyzm w interesie spokoju i bezpieczeństwa obywateli oraz chronić porządek konstytucyjny - w przytaczanym piśmiennictwie nie ma ani słowa. Jest to zatem obraz i interpretacja jednostronna, ideologiczna, uproszczona i tendencyjnie nieprawdziwa gdy idzie o ocenę realnych zjawisk. Dodajmy, że przytoczona wyżej interpretacja stosunków panujących w Polsce praktycznie niczym nie różni się od interpretacji sowieckiej, ze stalinowską włącznie. Jak traktowała Polskę propaganda komunistyczno - stalinowska nikomu przypominać nie trzeba. Można w związku z tym zaryzykować twierdzenie, że „na Wschodzie bez zmian”. Dowodzi tego oświadczenie rosyjskiego MSZ, że „konferencja jałtańska oznaczała nową dobrą sytuację Polski” oraz związana z powyższym wypowiedź Putina w Bratysławie (luty 2005 r.), że „Związek Radziecki zawierając pakt Ribbentrop - Mołotow uczynił słusznie wobec zmowy monachijskiej państw zachodnich i dla ochrony swojej granicy wschodniej”. Bez komentarza. Trafne jest spostrzeżenie Bartłomieja Sienkiewicza („Rzeczpospolita” z 24.02.2005), że Rosjanie przetwarzają historię, wpisując się przy tym doskonale w zauważalny w Europie trend zmiany jej oceny. Jest on widoczny doskonale na przykładzie Niemiec, gdzie inicjatywy zmierzające do uznania cierpień Niemców za równorzędne z cierpieniami podbitych przez nie narodów zmierzają do ideologicznej a zatem dalekiej od Prawdy zmiany mentalności współczesnych społeczeństw. Sienkiewicz słusznie zaznaczył, że najwyższy czas byśmy podjęli to wyzwanie, inaczej fałszerstwa, np. „o polskich obozach koncentracyjnych” zamiast nazistowsko - hitlerowskich - ja powiem wprost: niemieckich! - zostaną uznane za prawdziwe, skoro sami zainteresowani, Polacy, nie protestują. To samo dotyczy rewizji historii dokonywanej przez naszych sąsiadów, tym bardziej, że jak sygnalizowaliśmy, ciąży na ich spojrzeniu na Polskę i Polaków nie tylko syndrom sowiecki, ale nawet carsko - rosyjski, jak choćby stereotyp o “Polaku - wiecznym miatieżniku”. Historia jest nauką, a nauka to poszukiwanie Prawdy. W przeciwnym razie historia staje się ideologią i traci prawo do uznawania jej za naukę. W międzywojennej Polsce, wbrew temu co piszą autorzy białoruscy, nie było obozów koncentracyjnych. Obozy koncentracyjne, w myśl powszechnie uznanej definicji powojennej - były to hitlerowskie obozy zagłady (śmierci). Inne niemieckie obozy: pracy przymusowej, izolacji, jenieckie, internowanych itp. nie są określane jako „koncentracyjne. Obóz w Berezie Kartuskiej, a według dekretu prezydenta RP z 1934 roku – Miejsce Odosobnienia (MO) - był jeden, a nie jak piszą na ogół autorzy białoruscy – kilkadziesiąt. Osadzano w nim na postawie decyzji sędziego śledczego w Brześciu (na wniosek organu administracyjnego w szczególnym trybie, który wskażemy dalej) na trzy miesiące z możliwością przedłużenia o dalsze trzy miesiące w zależności od zachowania izolowanego i zawsze po rozpatrzeniu sprawy przez sędziego śledczego. MO istniało od roku 1934-go, a pierwszymi izolowanymi byli polscy nacjonaliści ze zdelegalizowanej polskiej partii Obóz Narodowo-Radykalny podejrzani o zorganizowanie zamachu i zamordowanie polskiego ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Komuniści oraz aktywiści ukraińskiego OUN (banderowcy) byli kierowani do odosobnienia nieco później. W roku założenia Miejsca Odosobnienia w Berezie - 1934 - zdecydowana większość komunistów jacy się tam znaleźli pochodziła z Kresów. Ogółem w tym roku było to 41 członków Komunistycznej Partii Polski - KPP (w tym KPZU i KPZB, które były częściami składowymi KPP), a w tym: 3 Polaków, 4 Ukraińców, 4 Białorusinów i 30 Żydów. Większość, do momentu przekształcenia Berezy w obóz internowania, komuniści stanowili w latach 1936 - początek 1939. Nie była to jednak większość przytłaczająca, gdyż niemal tyle samo (łącznie) stanowili polscy (narodowcy) i ukraińscy nacjonaliści oraz spekulanci i kryminaliści. W końcowej fazie istnienia MO, także „uciążliwi bezpaństwowcy” przybywający nielegalnie na teren RP. Nietypowy dla Berezy był rok 1938 kiedy większość izolowanych tam aktywistów komunistycznych po podpisaniu deklaracji lojalności wobec państwa, została zwolniona. Etapem ostatnim był wspominany na samym początku okres przekształcenia MO w obóz dla internowanych sprzymierzeńców III Rzeszy hitlerowskiej. * * * Lata 30. charakteryzowały się w ówczesnej Polsce stanem wielkiego napięcia społecznego i politycznego zarazem. Znacznie silniej niż w pozostałych krajach odczuwano skutki straszliwego kryzysu ekonomicznego. Kraj wyniszczony wojną światową, wojną bolszewicką, trzema powstaniami na Śląsku, Powstaniem Wielkopolskim, celną wojną z Niemcami, krwawymi walkami ukraińsko - polskimi, kryzysem w stosunkach z Litwą i Czechosłowacją, dopiero organizujący państwowość i scalający trzy wielkie obszary pozaborowe w warunkach wspomnianego kryzysu, stał się widownią gwałtownych protestów ludzi pozbawionych pracy w mieście i ciężkiej egzystencji na wyjątkowo zacofanej wsi w Polsce centralnej i wschodniej. Bezrobocie i osłabienie państwa wywoływały wzrost przestępstw spekulacyjnych oraz zwykłego kryminalnego bandytyzmu. Przeciwko władzy obwinianej o tę sytuację protestowali wszyscy: od polskich nacjonalistów, poprzez ludowców - po partie mniejszości narodowych (w Polsce głównymi mniejszościami byli Ukraińcy, Żydzi, Niemcy i Białorusini - łącznie ok. 31 % mieszkańców). Szczególnie ostry protest i jednocześnie walkę nie tylko przeciw państwu polskiemu ale i Polakom na Kresach prowadzili nacjonaliści ukraińscy oraz komuniści. Tych pierwszych wspierały Niemcy i Litwa, drugich - ZSSR. Stąd płynęły środki finansowe i broń. Tam udzielano schronienia zagrożonym aresztowaniem. Lata 30. zaczęły się łunami pożarów i krwią nie tylko urzędników ale i gospodarzy Polaków, którym okrutną wojnę wydały bojówki OUN z jednej strony a komunistyczna dywersja - z drugiej. Rebelię ukraińską spacyfikowało wojsko poddając zagrożone tereny tak zwanemu kwaterunkowi wojskowemu (stacjonowaniu wojska w długim okresie). Z jaczejkami komunistycznymi i masowo nasyłanymi, głównie z BSSR, dywersantami walczył Korpus Ochrony Pogranicza - KOP. W sporze ukraińsko - polskim wypowiedziała się nawet Liga Narodów uznając racje rządu polskiego, chroniącego porządek i bezpieczeństwo. Około roku 1933-34 sytuację opanowano. Nasiliły się wówczas ataki na rząd ze strony opozycji polskiej: narodowców i ludowców odsuniętych od władzy przez sanację uosabianą przez marszałka Józefa Piłsudskiego. Władza marszałka słabła. Był już ciężko chory i po roku - 12 maja 1935 zmarł. W tych okolicznościach w warunkach zaostrzającego się sporu politycznego i nasilonych w pierwszej połowie roku 1934 ataków na rząd ze strony polskich nacjonalistów (ONR) zamordowanie ministra Pierackiego przez bojówkarza OUN było bezpośrednią przyczyną podjęcia w nadzwyczajnej decyzji o utworzeniu Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej dla czasowego izolowania tam osób zaangażowanych w działalność zagrażającą spokojowi publicznemu i bezpieczeństwu państwa. Kryzys ekonomiczny zaczął ustępować już w następnym roku, gdy państwo podjęło wielkie inwestycje, w tym obronne (powstał potężny Centralny Okręg Przemysłowy). Kryzys polityczny trwał. W wyniku wspomnianych działań przede wszystkim zdelegalizowano i osadzono w Berezie grupy polskich nacjonalistów z ONR, a następnie rozbito i aresztowano kierownictwo nacjonalistów ukraińskich z OUN. Do więzienia trafił m.in. Stepan Bandera. Inicjator utworzenia MO premier Leon Kozłowski bezpośrednio po śmierci ministra Pierackiego uzyskał zgodę marszałka Piłsudskiego na zastosowanie środka nadzwyczajnego. Bereza miała funkcjonować jeden rok do czasu spacyfikowania nastrojów i sytuacji politycznej w Polsce. Podstawą prawną utworzenia MO był dekret z mocą ustawy jaki w dniu 17.06.1934 r. podpisał prezydent Ignacy Mościcki. Artykuł 1 Dekretu stanowił: „Osoby, których działalność lub postępowanie daje podstawy do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego, mogą ulec przetrzymaniu i przymusowemu umieszczeniu w miejscu odosobnienia nie przeznaczonym dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw. Artykuł 2, Ust. 1: Zarządzenie co do przetrzymania i skierowania osoby przetrzymanej do miejsca odosobnienia wydają władze administracji ogólnej. Ust. 2: Postanowienie o przymusowym odosobnieniu wydaje sędzia śledczy. Ust. 3: Odpis postanowienia będzie doręczony osobie przetrzymanej w ciągu 48 godzin od chwili jej przytrzymania. Artykuł 4, Ust. 1: Odosobnienie może być orzeczone na 3 miesiące; może być przedłużone w związku z zachowaniem się odosobnionego na dalsze 3 miesiące w trybie określonym w Artykule 2 Ust. 2”. Powyższy tryb doprecyzowano specjalnym regulaminem postępowania: z wnioskiem o odosobnienie mógł wystąpić starosta powiatowy do miejscowego wojewody, który albo wniosek aprobował albo nie. W przypadku aprobaty wniosek był kierowany dalej do odpowiedniego referatu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, gdzie po rozpatrzeniu przedkładano go do decyzji ministra. Zatwierdzony przez ministra wniosek wracał do wojewody, który wysyłał kopię decyzji do sędziego śledczego Sądu Wojewódzkiego w Brześciu. Ostateczną decyzję podejmował sędzia, po czym następowała eskorta zatrzymanego do MO w Berezie. Nie wszystkie wnioski były załatwiane „automatycznie”. Świadczą o tym dane jakie przytacza w swej książce I.Polit. Wynika z nich np., że w roku 1936 na 494 wnioski skierowane do Sądu - ten nie zaakceptował blisko 1/3 z nich. W MO panował surowy regulamin odbywania odosobnienia. Osadzonych pozbawiano ubrań cywilnych, musieli wykonywać wszystkie polecenia wynikające z regulaminu. Pobudka latem zaczynała się o godzinie 3.30 a zimą o 4.00. Po apelu przydzielano osoby do grup roboczych według określonych zawodów. Prace dotyczyły przede wszystkim urządzania MO i obsługi obiektu (kuchnia, pralnia, szwalnia, stolarstwo). Osoby, dla których danego dnia nie starczało zajęcia, poddawano gimnastyce. Przerwa obiadowa trwała dwie godziny. Praca trwała łącznie pięć godzin z wyjątkiem niedziel i świąt. Wyżywienie obejmowało poranną zupę lub czarną kawę i 75 dkg chleba na resztę dnia. Typowy obiad to kapuśniak i gulasz z kaszą na drugie danie. Odosobnieni nie naruszający regulaminu mogli korzystać z biblioteki oraz wysyłać i otrzymywać listy (podlegały wewnętrznej cenzurze). Na ogół także paczki żywnościowe od rodzin. W pierwszym okresie osadzeni uczestniczyli w mszach św. Później msze zniesiono a modlitwa była kwestią osobistą. Naruszający regulamin podlegali następującym karom: 1. nagana, 2. pozbawienie prawa czytania książek przez 2 tygodnie, 3. pozbawienie prawa do korespondencji, 4. pozbawienie prawa otrzymywania paczek, 5. tygodniowe zmniejszenie racji żywnościowej, 6. kara postu, tj. otrzymywanie tylko chleba i wody nie dłużej niż 7 dni 7. kara tzw. twardego łoża, tj. pozbawienie pościeli do 7 dni 8. karcer, tj. izolatka – jednorazowo do 7 dni zamknięcia. Inną kwestią były szykany i złośliwości ze strony niektórych policjantów pełniących służbę w MO. Maksymalnie 300 osób jednorazowo izolowanych było nadzorowanych przez około 90 policjantów. Tych ostatnich rekrutowano w szczególnie dokładny sposób. Do tej niewdzięcznej służby, od której wielu się uchylało różnymi sposobami, kierowano policjantów młodszych, z ukończoną szkołą policyjną, bez kar regulaminowych lub dyscyplinarnych na poprzednim posterunku. Uchylanie się od służby w Berezie polegało m. in. na tym, że przeznaczeni do przeniesienia starali się „podpaść”, co automatycznie wykluczało skierowanie do służby w MO. Policjanci podlegali także znacznemu rygorowi, zwłaszcza w pierwszym okresie, gdy komendantem był podinspektor policji z Poznania Bolesław Greffner (usunięty już w grudniu 1934 roku, zastąpił go aż do likwidacji MO podinspektor Józef Kamala-Kurhański ze Lwowa, zamordowany potem w Oświęcimiu). Za czasów komendantury Greffnera, jak ustalił Ireneusz Polit, “około 60% policjantów było karanych”, głównie za obniżanie dyscypliny regulaminowej wobec więźniów. Osadzonych traktowano rozmaicie w zależności od grupy jaką reprezentowali. Jak potwierdzają wspomnienia odosobnionych a udokumentował to cytowany I.Polit, najlepiej - z szacunkiem i bez szykan - traktowano polskich narodowców oraz ukraińskich nacjonalistów. Znacznie gorzej komunistów, do których jednocześnie z wrogością odnosili się jedni i drudzy. Administracja MO szorstko traktowała „przestępców skarbowych”, w większości pochodzenia żydowskiego, to jest spekulantów, dla których - jak pisze I.Polit - „praca, do której nie byli przyzwyczajeni, a także gimnastyka były nie do zniesienia”. Jak stwierdzają we wspomnieniach odosobnieni, zwłaszcza inteligenci, jedną ze szczególnie negatywnych stron sytuacji w Berezie było swoiste preferowanie kryminalistów, którymi wysługiwała się służba policyjna pozyskując od nich donosy lub inspirując ich sadystyczne wybryki wobec politycznych. Nie ma dokładnych danych ilu izolowanych przebywało w Berezie do momentu przekwalifikowania MO w obóz dla internowanych w drugiej połowie 1939 roku. Według ustaleń Polita, w 1934 roku do MO skierowano 252 mężczyzn, z tego 44 polskich nacjonalistów, 41 komunistów i 167 nacjonalistów ukraińskich - łącznie 252 na około 800 wniosków o zatrzymanie. W roku 1936 na 493 wnioski o zatrzymanie osadzono 369 osób, zwolniono 123. W roku 1937 skierowano do odosobnienia 832 osoby, w tym 73 polskich narodowców, 6 członków polskich partii chłopskich, 227 nacjonalistów ukraińskich, 2 socjalistów (polski PPS i żydowski Bund), 506 komunistów, 15 kryminalistów, 3 „lichwiarzy”, z tym, że na skutek „ruchu” osadzeń i zwolnień z MO według stanu na 14.01.1937 w Berezie odbywało izolację 275 osób. Polit ocenia, że przez cały okres istnienia Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej, tj. około 6 lat, przez obóz przeszło łącznie około 3 tysięcy zatrzymanych. Komuniści, obywatele polscy osadzani w Berezie, byli różnej narodowości: Polacy, Ukraińcy, Białorusini i Żydzi. Na podstawie danych archiwalnych Polit ustalił narodowość izolowanych komunistów w okresie dwóch lat - 1937 i 1938. Wyglądało to następująco: w 1937 roku – 52 Polaków, 33 Ukraińców, 34 Białorusinów, 245 Żydów. Na początku roku 1938 - według stanu na 1 stycznia: 80 Polaków, 37 Ukraińców, 39 Białorusinów, 154 Żydów. Dane te, choć niepełne, ukazują prawidłowość jakże sprzeczną z opiniami współczesnego piśmiennictwa białoruskiego na ten temat. Po pierwsze - Białorusini trafiali do izolacji w Berezie tylko jako komuniści i pośród nich, na tle zwłaszcza Żydów i Polaków, stanowili znikomą część. Nie może więc być mowy o „dziesiątkach tysięcy Białorusinów więzionych w Berezie”. Tego po prostu - nie było. Opinie jakie trafiają się na ten temat w piśmiennictwie białoruskim to przykład „czarnej legendy Berezy” i efekt bezrefleksyjnego powtarzania tez dawnej propagandy sowieckiej. Poza tym nie mogło ich być w Berezie „dziesiątków tysięcy” skoro przez całe 6 lat izolowano łącznie około 3 tysiące zatrzymanych, różnych narodowości. Przypominamy, że jednorazowo w MO przebywało około 300 zatrzymanych czyli tylu ilu w średniej wielkości więzieniu obwodowym. * * * Jak oceniały skutki funkcjonowania MO w Berezie Kartuskiej władze i jak odnosiła się do nich opinia publiczna, w tym ta jej część, która sympatyzowała z partiami opozycyjnymi (ONR - Stronnictwo Narodowe, OUN, Stronnictwo Ludowe i KPP, w tym KPZU i KPZB)? Jak wreszcie do faktu istnienia obozu odniosły się polskie władze na emigracji, składające się właśnie z przedstawicieli izolowanej w Berezie opozycji? Zaczniemy od przywołania okoliczności aresztowań i ocen ze strony dwóch głównych zainteresowanych grup, niemal stale „reprezentowanych” w MO: nacjonalistów polskich (ONR) i ukraińskich (OUN). Bezpośrednio po zamordowaniu ministra Pierackiego władze aresztowały całe kierownictwo ONR oraz 600 członków organizacji. Po kilku tygodniach większość - z braku dowodów – zwolniono, zaś 9-osobową grupę kierowniczą skierowano do Berezy. Jeden z czołowych działaczy ONR przeznaczony do izolacji - W.Sznarbachowski tak opisywał dojazd do Berezy: „W trzech czy dwóch karetkach (więziennych), między każdym z nas i po bokach podłużnych ławek siedzieli policjanci w pełnym uzbrojeniu i mający - jak nas uprzedzono - rozkaz strzelania gdybyśmy próbowali uciekać. Przywieziono nas na Dworzec Wileński lub Wschodni na pociąg Brześć – Baranowicze. (...) W przedziałach rozsadzili nas policjantami. Dyscyplina rozluźniła się szybko, atmosfera stała się sympatyczna, (...) posterunkowi (...) bez oporu przyjęli pieniądze i poszli do baru dworcowego zakupić sporo wódki, zakąsek i mięsiwa. Jak tylko pociąg ruszył zaczęła się zbiorowa pijatyka (...) przyjechaliśmy rankiem (...) policjanci rozchełstani, my także (...), na nasz transport oczekiwał już ze swoimi chłopcami z Golędzinowa nadkomisarz PP Kamala (...), ostrymi słowami przywrócili porządek. Zaaresztowali naszą eskortę, odebrali jej broń i pasy (...)”. Późniejsze zatrzymania polskich narodowców były związane głównie z ekscesami zakłócającymi spokój i bezpieczeństwo publiczne, w tym w szczególności z zamieszkami antyżydowskimi na tle zatargów o monopol w handlu. Szczególnym tego przykładem były liczne zajścia w 1936 roku w Czyżewie na Podlasiu (w całym Białostockiem w tym roku zanotowano aż 348 takich wystąpień, z czego 21 miało charakter zorganizowany i masowy). Po zajściach w Czyżewie na terenie całego obszaru skoncentrowano silne formacje policji, którą także zaatakował podburzony tłum. Aresztowano około 50 osób, z czego następnie 9 skierowano do Berezy. Jak pisze I.Polit - „dopiero wtedy nastąpił spokój w powiecie”. Po „uspokojeniu” izolowanych zwolniono z MO po miesiącu. Nacjonaliści ukraińscy z OUN przebywali w Berezie głównie w latach 1934-36 oraz już jako internowani - w drugiej połowie 1939 roku. Po wyjaśnieniu rzeczywistych sprawców mordu na ministrze Pierackim aresztowano około 300 członków i sympatyków OUN, z czego 100 skierowano do Berezy. Byli to głównie inteligenci zaangażowani w irredentystyczny ruch ukraiński w Małopolsce Wschodniej (woj. lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie). W okresie od 1934 roku do wiosny roku 1936 izolowano w Berezie 227 Ukraińców. W przeciwieństwie do „uspokojenia” po odizolowaniu polskich narodowców, odosobnienia członków OUN nie dawały zamierzonych przez władze efektów. Wśród czasowo izolowanych w MO w Berezie był między innymi późniejszy dowódca UPA Roman Szuchewycz. Jak pisze cytowany Ireneusz Polit, Ukraińcy wykorzystywali wolny czas do ponoszenia swojej wiedzy - organizowali kursy samokształceniowe, języków obcych oraz przedmiotów ścisłych. Wybitni inteligenci osadzeni w Berezie wykładali dla swych kolegów nawet filozofię i historię. Uczyli m.in. historii UWO (Ukraińska Organizacja Wojskowa), jak się zachowywać w śledztwie, a nawet organizowali wieczory poetyckie. Jeden z osadzonych - znany ukraiński działacz nacjonalistyczny E.Wreciona - w pozostawionych wspomnieniach tak opisywał pobyt Ukraińców w MO: „(...) Główny kontyngent więźniów Berezy stanowili Ukraińcy, prawie wyłącznie członkowie OUN. Bezwarunkowo Berezy nie można zestawić z Sołówkami czy też Oświęcimiem ale osiedlem wypoczynkowym nie była. Uważam, że głównym błędem chrzestnych ojców Berezy było ograniczenie deportowanych do elity organizacyjnej OUN. Tych niespełna dwustu nacjonalistów stworzyło tak zwarty moralnie blok, że wszystkie próby ‘reedukacji’ ze strony administracji obozowej musiały się załamać (...)”. Ciekawe są spostrzeżenia innego znanego działacza ukraińskiego odosobnionego w Berezie Kartuskiej - W.Makara, który tak pisał o korzystaniu przez OUN-owców z biblioteki obozowej: „(...) Mnie i większości kolegów najbardziej podobały się dzieła Piłsudskiego. (...) Z przyjemnością czytaliśmy jego wskazówki o sposobach fabrykowania i kolportowania bibuły i uwagi w sprawie uzbrojenia. W rozmowach jakie następnie przeprowadzaliśmy, porównywaliśmy metody polskiej rewolucyjnej organizacji z naszymi. Dla wielu z nas lektura ta stanowiła naukę i tej nie odrzucaliśmy (...)”. Wreciona pisał też: „(...) Administracja obozu była zachwycona naszą pilnością studiowania książek, wśród których nie brakło pełnego wydania dzieł Piłsudskiego. To zupełnie tak jakby złodziejom na czas ich pobytu w więzieniu dano do dyspozycji fachową literaturę (...)”. Kolejną grupą „zagrażających”, począwszy od połowy 1936 roku, byli spekulanci, czyli - jak to określały okólniki MSW: “element gospodarczo szkodliwy”. Pierwszą reakcją połączoną z odizolowaniem trzech “spekulantów” oskarżanych o zawyżanie cen cegieł była kontrola zarządzona w tej sprawie przez samego premiera F.Sławoja-Składkowskiego. Do Berezy wysłano dwóch handlarzy narodowości żydowskiej i jednego Polaka. Tak zaczęła się walka przy pomocy MO ze spekulantami i „elementem kryminalnym”. Szło o to by nie prowadzić w jak to określano - oczywistych sprawach - długotrwałych procesów sądowych, lecz poprzez odosobnienie prowodyrów rozmaitych szkodliwych dla ludności działań – wpłynąć prewencyjnie na szerszy „element”. Premier Składkowski dokonywał w tym celu niezapowiedzianych objazdów po kraju, a nawet osobiście sprawdzał ruch cen na targowiskach w Warszawie. Zalecał podobne działania wojewodom, a ci - starostom. Podobnie postępowano wobec pracodawców szykanujących robotników bądź korzystających z bezrobocia w celu zaniżania wypłat wynagrodzeń. Te same działania dotyczyły osób zajmujących się przemytem i paserstwem. Dotyczyło to zwłaszcza recydywistów, w tym unikających płacenia podatków. Akcja prewencji wobec spekulantów trwała do samego końca istnienia MO. Jako przykład przeciwdziałania kończącego się osadzeniem w Berezie można podać reakcję władz na spekulację kapitałami i akcjami PKO w związku paniką finansową wywołaną zajęciem Austrii przez hitlerowców oraz ultimatum Polski wobec Litwy. Organizatorów zamieszek przed bankami i winnych spekulacji skierowano do MO. Byli to warszawiacy: Chaim Holpern, Abram Frondzinst, Mojżesz Kirszblum, Moszek Wajcman, Izaak Eksztajn, Abram Glikson, Henryk Tanenbaum, Stanisław Długołęcki, Stefan Segorski, Wacław Woiszewski, Herman Majorek i Izrael Bronders. Informacje o tym natychmiast podawała prasa lokalna. Ireneusz Polit, z którego danych tu korzystamy, podaje przykłady instrukcji antyspekulacyjnych, jakie Urzędy Wojewódzkie przekazywały Starostwom Powiatowym. Na przykład dla przeciwdziałania zakupowi ziemi rolnej przez Niemców w województwie łódzkim Naczelnik Wydziału Społeczno-Politycznego zalecał starostom: „ (...) powinien pan starosta zapakować do Berezy tego spekulanta parcelacyjnego, który się koło tego kręci. Spekulanci parcelacyjni odgrywają rolę tych naganiaczy za pewien procent i oczywiście znajdują nabywców najbardziej obciążonymi pieniędzmi, a do takich należą u nas (Łódzkie) Niemcy. Jak się doniesie, że za taką działalność, ktoś dostał się do Berezy - sprawa się zmieni (...)”. W tym samym czasie do Berezy zaczęli trafiać przestępcy pospolici, zwłaszcza recydywiści, co do których chciano uniknąć długotrwałej procedury sądowej i uzyskać efekt przestrogi wobec im podobnych - kieszonkowców, koniokradów, sutenerów, w tym takich jak notowany przez policję „168 razy włamywacz Ignacy Tkacz”, itp.). Ta grupa osadzonych przebywała w Berezie na ogół po “klasyczne” 3 miesiące. Premier Składkowski w Senacie tak podsumowywał tę akcję, przywołując opinie izolowanych kryminalistów: „No widzicie, że w Polsce jest coraz lepiej, jest jakaś sprawiedliwość. To nie to, co więzienie, gdzie człowiek się wyspał i wypoczął. Tu (w Berezie) jest porządek”. Nie wiemy od kogo premier zaczerpnął tę opinię, ale wyrażał ją publicznie. Również meldunki policyjne oparte na statystykach i działaniach operacyjnych, dowodziły skuteczności odstraszającej roli pobytów w Berezie wśród złodziei. O ile wśród osadzonych w Berezie spekulantów większość była pochodzenia żydowskiego, o tyle izolowani kryminaliści to w większości Polacy. Odosobniani w MO „uciążliwi obcokrajowcy” to przede wszystkim nielegalni przybysze, głównie Żydzi, uciekinierzy z Austrii i Niemiec. Motywacją dla takiej polityki władz była chęć nakłaniania Żydów do emigracji do Palestyny (władze polskie, w tym wojskowe, współdziałały w tym zakresie z żydowskimi organizacjami syjonistycznymi głoszącymi idee utworzenia państwa Izrael - szkolono przy tym żydowskich bojowców do walk z Arabami w celu ochrony przybywających do Ziemi Świętej osadników żydowskich z Polski. W przedwojennej Polsce mieszkało ponad 2,8 mln Żydów). O izolowanych komunistach już wspominaliśmy. Dodajmy, że obok komunistów do MO w Berezie trafiali także aktywiści radykalnego ruchu chłopskiego, zwłaszcza po masowych zamieszkach i manifestacjach rolników połączonych z naruszaniem mienia prywatnego i bójkach z policją. Aktywistów komunistycznych izolowano natomiast prewencyjnie, na ogół przed spodziewanymi manifestacjami, np. przed 1 Maja. Wśród ogółu przetrzymywanych w Berezie komunistów większość, choć różnej narodowości, stanowili mieszkańcy Kresów Wschodnich. Wiązać to można ze szczególną ich aktywizacją na tych terenach gdzie sowieccy inspiratorzy byli takim działaniem najbardziej zainteresowani i gdzie zwłaszcza wśród części ludności białoruskiej i żydowskiej hasła komunistyczne znajdowały największy posłuch. Poza Kresami środowiska komunistyczne szczególnie aktywne były w Warszawie, Zagłębiu Dąbrowskim i przemysłowej Łodzi. Znalazło to odzwierciedlenie w strukturze osadzonych w MO. Apogeum liczby zatrzymań działaczy komunistycznych w Berezie stanowił początek roku 1938. Później, po delegalizacji oskarżanych o agenturalność partii KPP - KPZB i KPZU przez podporządkowany Stalinowi Komintern, większość izolowanych w Berezie komunistów - zagubionych w polityce swych sowieckich mocodawców - podpisała deklaracje o zaprzestaniu działalności w partii komunistycznej, po czym zostali wypuszczeni na wolność. Zjawili się w MO, jak już wspominaliśmy, w połowie roku 1939, gdy polski wywiad zaobserwował przygotowania do zbrojnej dywersji na Kresach. Była to zapowiedź tego co stało się po 17 września tego roku. Liczbę komunistów izolowanych w Berezie do tego czasu prezentowaliśmy wyżej. Innych kategorii niż wspomniane w Berezie nie było dopóki pełniła ona funkcję Miejsca Odosobnienia. Wobec każdej z wymienionych grup zatrzymania miały na celu zastraszenie środowiska, w którym dane osoby działały lub indywidualną prewencję przeciw „szkodliwym działaniom” zatrzymanych. To ostatnie spotykało pojedyncze osoby szczególnie krytyczne (a zdaniem władz - podburzające do społecznych niepokojów) - na przykład dziennikarzy nie zawsze związanych z konkretnymi partiami opozycyjnymi. Szczególnym tego przykładem było osadzenie w Berezie konserwatywnego dziennikarza wileńskiego Stanisława Cata-Mackiewicza. * * * Fakt uruchomienia Miejsca Odosobnienia, izolowania w nim aktywistów wspomnianych ugrupowań i kategorii wywołał falę protestów opozycji. Parlamentarzyści narodowcy (Stronnictwo Narodowe) składali interpelacje w Sejmie - rząd odpowiadał. Obie strony, co zrozumiałe, składały całkowicie sprzeczne oświadczenia. Protestowali także posłowie socjaliści z PPS i Klubu Ukraińskiego. Ostro protestowali także posłowie z Komunistycznej Frakcji Poselskiej. Opinia publiczna była w sprawie istnienia MO podzielona. Jak podkreśla Ireneusz Polit, izolowanie spekulantów i kryminalistów spotykało się z dużym poparciem. Co do członków ugrupowań politycznych – zależało od poglądów danej części społeczeństwa. Popierający rząd uważali odosobnienia za słuszne, popierający poszczególne ugrupowania opozycyjne – nie. Po upadku Państwa Polskiego w wyniku agresji hitlerowsko - stalinowskiej w 1939 r. władzę na emigracji objęła opozycja (z poparciem rządu francuskiego, który odmówił dalszego uznawania rządu sanacyjnego i uniemożliwiał wszelkimi sposobami imigrację piłsudczyków do Francji). Rząd emigracyjny, najpierw we Francji a po jej upadku w Wielkiej Brytanii, formował zacięty przeciwnik obozu sanacyjnego, generał Władysław Sikorski. Jego politycznym zapleczem stali się polscy nacjonaliści (Stronnictwo Narodowe), socjaliści (Polska Partia Socjalistyczna), ludowcy (Stronnictwo Ludowe) oraz chrześcijańscy demokraci z partii Sikorskiego - Stronnictwo Pracy. Podkreślić jednak trzeba, że również część środowisk sanacyjnych uważała, iż Berezę należało dawno zlikwidować, gdyż stanowiła instytucję nadzwyczajną i funkcjonującą poza przepisami kodeksu karnego, a przez to - niekonstytucyjną. „Sprawa Berezy” na emigracji dołączyła do całego szeregu oskarżeń z jakimi dawna opozycja - teraz emigracyjne kręgi rządowe - wystąpiła przeciwko osobom z rządów przedwrześniowych. Wskutek tych opinii premier Sikorski w czerwcu 1940 roku powołał specjalną „komisję do zbadania przyczyn klęski wojennej”. Jedną ze spraw badanych przez tę komisję była także „sprawa Berezy”. I tu rzecz charakterystyczna: nowy rząd badający „sprawę Berezy” zorganizował we Francji... obóz - „ośrodek odosobnienia” (!), w którym przymusowo „odizolował” kilkuset dawnych urzędników i wyższych oficerów polskich uznanych za szkodliwych wobec nowej władzy! W kwestii oceny „Berezy” Komisja opracowała 66-stronicowy materiał. „Wiele w nim nieścisłości, przejaskrawień oraz błędów” - kwituje badacz problematyki, przywoływany przez nas Ireneusz Polit. Na podstawie tego materiału polski rząd emigracyjny w dniu 26.09.1941, na wniosek ministra sprawiedliwości, socjalisty Hermana Liebermana, po stwierdzeniu, że “obóz był bezprawiem”, jednomyślnie przyjął rozporządzenie formalnie likwidujące Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Poza likwidacją przepisów o MO, w nowym rozporządzeniu zapowiedziano ponowne zbadanie sprawy po wojnie oraz ewentualne odszkodowania dla osób, które doznały szkód „na zdrowiu, czci lub majątku” w wyniku odbycia odosobnienia. Chciano też zbadać odpowiedzialność osób, „które nadużywając swej władzy urzędowej przyczyniły się do spowodowania (powyższych) skutków”. Tak w sposób formalny i prawny zakończył się kontrowersyjny eksperyment zwalczania w międzywojennej Polsce „zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa i obywateli oraz porządku publicznego”. Więcej do tej kwestii nie wracano. Wracała natomiast publicystyka. W ramach sporów politycznych na emigracji „Bereza” stała się jednym z argumentów służących do zwalczania przeciwników politycznych. Ostatni przedwojenny premier rządu RP, generał dr Felicjan Sławoj-Składkowski przed wspomnianą komisją nie stawał, ani nie mógł dawać wyjaśnień, gdyż generał Sikorski odmówił jego prośbie o zgodę na imigrację do Francji. Tak zareagowali opozycjoniści, gdy opozycją być przestali, a stali się rządem. Zdzisław J. Winnicki http://kresy24.pl/showArticles/article_id/39/ ++++++++++++++++++++ komentarze (8) skomentuj ten artykuł (nowe komentarze pojawiają się po zatwierdzeniu przez moderatora) wypełnij formularz (wszystkie pola są wymagane)Twoje imię Zabezpieczenie przed spamem: podaj wynik (używając cyfr): "pięć + pięć"? leslaw, 1.08.2009, 09:10:09 Mam pytanie do autora: -Jeżeli ten MO był tak łagodny, to z jakim zamiarem on powstał? -Dlaczego więźniowie przebywali tam bez wyroków sądowych? Warto byłoby przytaczać większą część cytatów, gdzie obraz przedstawiony przez osadzonych daje lepsze wyobrażenie o MO w Berezie. Wybieranie dogodnych sobie fragmentów wypacza tą niechlubną historię, nie dającą się porównać z niczym podobnym w tym okresie. Pathe39, 23.05.2009, 13:20:57 Może sobie koledzy Wielkopolanie poczytają książki historyczne? Kiedy wybucha powstatnie w Poznaniu, Wojsko Polskie to dopiero zbieranina ludzi i sprzętu, zajmująca się walką we Lwowie i eskortowaniem kilku milionów Niemców, którzy znajdują się wciąż na froncie na wschód od Polski i w czasie powrotów lubią sobie spalić wieś. Z chęcią się dowiem kto miał pomóc Powstaniu Wielkopolskiemu??? Czym?? Z chęcią się dowiem. Warszawa udzielała takiej pomocy jakiej była w stanie udzielić. Zapominacie o oficerach, których wysłano od razu do Poznania. Brawo dla Poznania, że się wyzwolił, ale Polska nie była wtedy w stanie nic zrobić, mając armię niemiecką na wschodzie i zachodzie. Jakby oficjalnie się ruszyła, to by tą 2-miesięczną niepodległość zmiotło z powierzchni ziemi i dopiero byście szczekali po niemiecku. Zastanówcie się co piszecie, bo rzucając oskarżeniami całkowicie wyjętymi z kontekstu historycznego sprowadzacie się do roli krzyczącego motłochu, który nie ma pojęcia o co chodziło, ale krzyczy, bo fajnie. anto, 10.04.2009, 16:23:24 autor pisze: "... Lata 30. charakteryzowały się w ówczesnej Polsce stanem wielkiego napięcia społecznego i politycznego zarazem. Znacznie silniej niż w pozostałych krajach odczuwano skutki straszliwego kryzysu ekonomicznego. Kraj wyniszczony wojną światową, wojną bolszewicką, trzema powstaniami na Śląsku, Powstaniem Wielkopolskim, ..." nie bardzo rozumiem, w jaki to sposób te trzy, tzw. powstania śląskie, miały się przyczynić do wyniszczenia kraju. Licyba ofiar była minimalna a straty materialne praktycznie żadne. Polska otrzymała w wyniku decyzji mocarstw i wbrew wynikom plebiscytu, tereny obejmujące ponad dwie trzecie górnośląskiego przemysłu ciężkiego w nienaruszonym stanie. Czyżby już wtedy Warszawa musiała dopłacać do górnictwa i hutnictwa ? Andrzej, 27.12.2008, 11:48:06 Tak, ma pan rację panie kosynierze. Gdybyśmy my Wielkopolanie nie wywalczyli sobie wolności sami, to dziś mówilibyśmy po niemiecku a w domach wisiałyby portrety Hitlera. Tego chciał Piłsudski i na to się zgodził długo przed powstaniem. Sprzedał nas Niemcom i nigdy Wielkopolanie nie będą oddawać mu honorów. A to że od czasu do czasu jakiś prominentny działacz Kongresówki chwali tego niby wodza, to nie znaczy że cała Wielkopolska jest za. Co do Francji to bym polemizował. W 1989r. ponad połowa Polaków była za komuną a wybory pokazały rządzącym gdzie raki zimują. Słowa, które przytoczyłem w poprzednim wątku są słowami prostego powstańca, który wypowiedział je ze łzami w oczach po powrocie z wycieczki minn. do Oświęcimia. Zmarł ok. 1985r. zw_kosynier, 8.12.2008, 21:39:36 "Wg wielu powstańców, nie było by Piłsudskiego, nie było by Hitlera, II wojny światowej" i nie było by mojej ukochanej POLSKI nie zgadzam się z panem panie Andrzeju. co do Francji to u nich ponad połowa to zwolennicy Hitlera(Wischi) wojna u dzielnych Francuzów trwała tylko 2 tygodnie.nie było by 90 obchodów niepodległości ,a w domach wisiały by portrety Adolfa i Иосифa Виссарионовичa Джугашвили a miedzynarodówki słuchalibyśmy z popularnego //kołchożnika. Andrzej, 26.11.2008, 20:41:52 Piłsudski jest narodowym bohaterem dla Polaków. Dla których, tych od Strzałkowa na wschód? Wielkopolanie nie zapomną temu zdrajcy Powstania Wielkopolskiego. Wg wielu powstańców, nie było by Piłsudskiego, nie było by Hitlera, II wojny światowej, Oświęcimia. Polacy byli by w Berlinie a z drugiej strony Francuzi pilnowali by aby naziści nigdy nie podnieśli głowy. Można się z tego śmiać, ale opinię tę zasłyszałem od starych powstańców i uważam że w tym jest dużo prawdy. Grzegorz, 26.11.2008, 15:21:24 Nie wiem jak z samą nazwą, jednak frakcja powstała znacznie wcześniej: http://pl.wikipedia.org/wiki/Organizacja_Ukrai%C5%84skich_Nacjonalist%C3%B3w Jan, 26.11.2008, 14:34:29 Mam dwie uwagi: 1. Banderowcy nie mogli przebywać w Berezie, ponieważ ta frakcja powstała w 1940 roku. 2. Nie mógł to być obóz dla "V kolumny" ponieważ znaczną grupę więźniów stanowili polscy narodowcy, i to oni byli pierwszymi więźniami tego obozu.
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz