"Delegalizacja hazardu", "Tusk wydaje wojnę hazardowi" i " wyciąga wnioski z afery hazardowej",to tylko niektóre entuzjastyczne nagłówki prasowe związane z zapowiedzią wprowadzenia nowej ustawy hazardowej. Aby jednak ocenić, czy Tusk rzeczywiście "wyciąga wnioski z afery hazardowej", jak to określił rządowy portal Onet.pl, i jakiego rodzaju są to wnioski, należy przypomnieć, o co w tej aferze chodziło. TVN ani portale internetowe, zajęte przekuwaniem afery w sukces Donalda Tuska i pognębianiem Kamińskiego, na ten temat się w ogóle nie zająknęły. Spróbujmy je zatem wyręczyć, oddając głos "Zbychowi" i "Rychowi".
Istotą afery hazardowej był interes, który krył się za słowami Chlebowskiego: "Ja ci powiem szczerze Rysiu. (...) biegam z tym sam... blokuję tę sprawę dopłat od roku... to wyłącznie moja zasługa".Chodziło mianowicie o to, by Ryszard Sobiesiak, współwłaściciel sieci kasyn, przy pomocy swojego chłopca na posyłki, będącego przewodniczącym rządzącej partii, zablokował niekorzystną dla siebie ustawę. Następnie będący w powijakach projekt ustawy hazardowej (tej, którą tak usilnie "blokował"Chlebowski) zostaje wyrzucony na wyraźne polecenie Tuska do kosza, co jest zgodne w 101% z interesami "Rycha". Rodzi się więc pytanie: skoro Tusk "wypowiada wojnę hazardowi", to czemu - zamiast skorzystać z ustawy, która uderza w hazard - wyrząca ją do kosza i proponuje nową ustawę?
Odpowiedź na to pytanie zawierają główne założenia tej ustawy podane wczoraj przez pana premiera, a to: likwidacja wideoloterii, zakaz hazardu w internecie, delegalizacja automatów rozmieszczonych w punktach innych niż kasyna w ciagu 6 lat połączona z zablokowaniem możliwości powstawania nowych takich punktów i podwyższenie podatków od automatów do gier hazardowych.
Teraz zastanówmy się, jak w.w. postulaty wpływają na interesy "Rycha". Wideoloterie były pomysłem Totalizatora Sportowego, a więc państwowego podmiotu zajmującego się hazardem i miały one w sensie dosłownym zalać rynek hazardowy w Polsce: "Udało nam się dotrzeć do opracowanego w TS wideoloteryjnego biznes planu na lata 2008-2012. Przez pięć lat na sam sprzęt państwowy gigant chce wyłożyć aż 1,93 mld zł! Z tego 1,8 mld zł pójdzie na kupno automatów (...) Co roku Totalizator chce kupować po 10 tys. maszyn, by na koniec 2012 r. mieć ich aż 50 tys. Tymczasem kilkadziesiąt prywatnych operatorów automatów o niskich wygranych (AoNW), rozwijających się bardzo dynamicznie od kilku lat (wideoloterie będą dla nich bezpośrednią konkurencją), ma łącznie niewiele ponad 20 tys. maszyn. (...) Szykuje się więc prawdziwa hazardowa wojna. Dzięki wydaniu przez pięć lat 3,5 mld zł, w 2012 r. Totalizator z wideoloterii ma mieć 5,5 mld zł przychodów!" (cytat za biznes.interia.pl)
A zatem delegalizacja wideoloterii, na których rynku państwowa spółka zaczęła tworzyć swój monopol, uderzy w państwo, a zlikwiduje piekielnie groźną konkurencję "Rychom" i ich branży. Podobnie rzecz się ma z hazardem w internecie, gdzie istnieją praktycznie wyłącznie podmioty zagraniczne, przy czym hazard w internecie istnieje w tak śladowych ilościach (w porównaniu z kasynami), że jego delegalizacja w żaden sposób nie zaważy na rynku hazardowym, za wyjątkiem - rzecz jasna - "przerzucenia" internetowych hazardzistów do kasyn "Rycha".
Donald Tusk zapowiedział również zablokowanie od 1 stycznia 2010 roku koncesji na automaty o niskich wygranych w lokalach nie będących kasynami oraz 6-letnią karencję dla obecnie istniejących lokali tego typu, co oznacza, że przez najbliższe sześć lat na ów rynek nie nastąpi dopływ konkurencji, zaś obłowią się wyłącznie Ci, którzy już na nim, w dniu 1 stycznia 2010 roku, będą się znajdować. Drugą konsekwencją śmiertelnej wojny wypowiedzianej przez premiera jednorękim bandytom, jest... kolejne wzmocnienie dużych sieci kasyn, poprzez likwidację - w ciągu wspomnianych 6 lat - ich detalicznej konkurencji. Czyl znów "Rycho" wychodzi na swoje.
Ostatnim już "wnioskiem" premiera Donka, jaki wyciągnął on z afery hazardowej jest podwyższenie od 1 stycznia 2010 podatków od hazardu. Abstrahując od faktu, że kierunek zapowiedzianych zmian uczyni z "Rychów" monopolistów, co oznacza, że podniesienie podatków mogą oni traktować jako niezbędny koszt osiągnięcia swojej pozycji, to wprowadzenie nowych podatków w przyszłym roku jest technicznie i prawnie niemożliwe. Budżet państwa (rozumiany jako ustawa) musi być bowiem przyjęty najpóźniej ostatniego dnia listopada, zaś walczący ze złowrogimi hazardnikami premier Tusk przyznał, że ustawa nie wyszła jeszcze nawet z Rady Ministrów, co oznacza, że przed nią cała droga legislacyjna (komisje sejmowe, obie izby parlamentu, prezydent). Reasumując, nawet w kwestii podatkowej, "Rychu" może uznać, że zapewnienia "Zbycha" o tym, iż "na 90 procent załatwią" są w pełni realizowane. I to w ramach "wojny z hazardem".
napisz pierwszy komentarz