Premier Donald Tusk uznając, że „podsłuchowe” działania ministra Mąki są najzupełniej zgodne z prawem dał swoim działaczom jasny sygnał  –  koniec z ofiarami po stronie PO. Limit wyznań win oraz czas skruchy bezpowrotnie minął. Od tej pory „ludzie PO” możecie robić, co się wam żywnie podoba.

Nie ma tu najmniejszego znaczenia fakt, że ewidentne nadużycie, jakiego dokonał wiceszef ABW, wykorzystując tajne, operacyjne podsłuchy do swojego niezwiązanego z ze sprawą prywatnego procesu nie podlega w tym przypadku najmniejszej wątpliwości. Wyobraźmy sobie np. Zbigniewa Ziobro, który w procesie z TVN wyciąga np. jakieś poufne stenogramy z jednego ze śledztw zupełnie z jego pozwem niemającym nic wspólnego, ale dotyczącym stacji… Nawałnica, jaka by się wtedy (zresztą słusznie) rozpętała nawet dziś wydaje się niewyobrażalna.  Dymisja rządu to by pewnie było za mało.
Tymczasem Tusk może nam z cynicznym do szpiku kości uśmieszkiem na ustach powiedzieć, zresztą bez żadnego zażenowania, że sprawy nie ma, „bo Bondaryk nie postawił wniosków personalnych a procedury nie zostały naruszone”.
Takie są o to standardy wysokie „standardy PO”, uzasadnione zapewne przeprowadzanymi właśnie badaniami fokusowymi. Prawdopodobnie wyszło z nich, że Mąki nikt nie kojarzy, więc jego dymisja jest po prostu niepotrzebna. A czy winien, czy też nie, nie miało tu najmniejszego znaczenia. Ważne, że jest nasz, i włos mu z głowy spaść już nie może. Ważne, że Chlebku z Mirem tak się już nacierpieli.
Każda władza deprawuje, ale obecna jest już zdemoralizowana do granic możliwości mojej percepcji. Jak standardy demokratycznego kraju mogą pozwalać na obrót tajnymi dokumentami operacyjnymi niczym biurowymi spinaczami czy papierem do drukarek, i to w ramach towarzysko-partyjnej koterii? Nie jestem w stanie tego pojąć. A jeszcze bardziej trudno mi ogarnąć, jak premier dużego europejskiego kraju, może bezczelnie stanąć przed kamerą i powiedzieć, że nie widzi w tym żadnego problemu, że prawa nie złamano…
Moim zdaniem ta sprawa pokazuje znacznie głębiej i dosadniej to, co widać było w przypadku afery hazardowej. Tam pokazano naganne prywatne rozmowy polityków z biznesmenami o podejrzanej proweniencji, ale jednak tylko rozmowy. Nie ma notatek, projektów przepisów z odręcznymi adnotacjami np. Chlebowskiego. Tu mamy czarno na białym dowód na to, że PO traktuje państwo jak prywatny folwark, a służby zamiast robić to, co do nich należy, zajmują się spełnianiem zachcianek i umilaniem życia najwyższym urzędnikom.
Do tej pory myślałem, że jestem odporny na widok deprawacji, zgnilizny władzy. Jednak przyznaję, myliłem się.
I jeszcze jedna spraw dla wszystkich fanów nowego ministra sprawiedliwości. Od momentu jego powołania ciągle słyszę, że wspaniały urzędnik, bezstronny, że „dobrze mu z oczu patrzy” - jak dziś rano w radio TOK FM powiedział redaktor Magierowski z Rzeczpospolitej… Tymczasem ja w nim nic takiego nie widzę. Dla mnie to całkowicie dyspozycyjny wobec władzy figurant, bardzo przeciętny intelektualnie, ciągle powtarzający frazesy o tym, że nie „nie może zająć stanowiska”, bo musi być bezstronny, zaraz jednak w drugim (już przez dziennikarzy niezauważanym) zdaniu zawsze dodający jakąś wstawkę korzystną dla interpretacji PO, „elegancki” – jakby to było na jego stanowisku ważne… Dla mnie sprawia on raczej jest uosobieniem typowego przerostu formy nad treścią, w typie równie przystojnego Sławka Nowaka. A dziś rano, powiedział redaktorowi Janke coś niezwykle ważnego, a zdaje się nikt tego nie zauważył. Przyznał, bowiem, że (cytuję z pamięci) tego typu sprawy z wykorzystywaniem podsłuchów przez funkcjonariuszy państwowych już się zdarzały i raczej nie ma w tym nic nagannego… Teraz sobie o tym przypomniałem. Był to drobny fragment, szybko temat został zmieniony, ale coś w tym stylu zostało tam powiedziane. Decyzja Premiera jak widać zapadła już wcześniej, a „bezstronny” minister nie śmiał by jej kwestionować…