Donald Tusk stłukł jednak termometr
stagaz1, wt., 13/10/2009 - 18:36
Okazuje się, że gdyby szef CBA siedział cicho w swoim pokoju, to premier nadal cieszyłby się zaufaniem, a Platforma utrzymałaby wysokie standardy moralne. Dzisiaj, a właściwie parę minut temu, premier uczynił pierwszy krok na drodze odbudowy zaufania do swojej osoby – zdymisjonował Mariusza Kamińskiego właśnie.
Donald Tusk nie zważał nawet, że bezprawność takiego kroku może pociągnąć za sobą trudności z ewentualną prawomocnością działań swojego protegowanego w CBA.
Widocznie jest coś, czego boi się znacznie bardziej niż Trybunału Stanu. Jawność okazała się największym wrogiem partii podwyższonych standardów; nie korupcja, nie Kaczyńscy, nie opozycja, tylko zwykłe podanie do wiadomości publicznej treści rozmów toczonych przez najbliższych współpracowników premiera.
Nawet nie potrzebowali kraść ani łamać prawa póki co, wystarczyło, że sobie od serca pogadali przez telefon ze znajomymi i już trzeba było ich wywalać na zbity pysk. Co by się działo, gdyby prześwietlić ich kontakty, majątki, poddać rewizji, etc, czyli zastosować wszystkie środki śledczo-prokuratorskie ? Nie chce mi się nawet myśleć, kto nami rządzi.
Niezadługo sam premier będzie się bronił przed komisją sejmową z zarzutu ostrzeżenia swoich przyjaciół przed toczącą się w ich sprawie operacją CBA. Tego jeszcze nie było, żeby szef rządu musiał się wypierać kryminalnego zarzutu, rzecz jasna o ile dojdzie do powstania komisji.
Bez względu na to, czy będzie komisja, premier już dokonał wyboru, a mianowicie postanowił skończyć z jawnością i zamknąć dziób CBA. W kontekście tych wszystkich afer Platformy i tego strachu Tuska, myślę sobie z jaką miernotą mamy obecnie do czynienia w rządzie i jak można ludzi otumanić przez jakiś czas.
Ale myślę także o Kaczyńskich, którzy przez dziesiątki lat byli wrogami publicznymi władzy w naszym kraju i to zarówno tej komunistycznej, jak i postkomunistycznej i tej obecnej liberalno-aferalnej.
I przez cały ten czas byli inwigilowani, podsłuchiwani, śledzeni i sprawdzani na tysięczne sposoby. Donoszono na nich, preparowano przeciwko nim zarzuty, oczerniano, fałszowano dokumenty, które miały ich kompromitować. Kuszono ich na różne sposoby, podsuwano łatwe okazje, roztaczano miraże zamożności i splendoru, mamiono stanowiskami.
I co ? I nic. Po tylu latach nic, a przecież wykorzystano wszystkie możliwości. A na Tuska wystarczyło kilka podsłuchanych rozmów jego kumpli z rządu oraz notatki z paru miesięcy poczynań jego i jego rządu i już wiemy, z kim mamy do czynienia i to bez żadnych wątpliwości.
To jest tak fundamentalna różnica klasy, że kiedyś po latach wierzyć się nie będzie chciało, że ci dwaj ludzie, Jarosław Kaczyński i Donald Tusk, byli szefami rządu wybranymi przez ten sam naród tego samego państwa w jednym czasie.
Naprawdę, to jest tak niewiarygodne, że ktoś w przyszłości będzie się musiał porządnie nagłowić, żeby zrozumieć tę konwulsję polityczną.
No, bo sami pomyślcie, czy Rychu Sobiesiak mógłby sobie familiarnie i jak brat łata pogadać z najbliższym współpracownikiem któregoś z Kaczyńskich ? Czy taki Rychu mógłby liczyć nawet w najśmielszych marzeniach, że jego kumpel może się serdecznie zaprzyjaźnić z premierem Jarosławem Kaczyńskim ?
- stagaz1 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. Stagaz1
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
2. Przemo
3. Przecie to sami mafiosi
4. Star
5. hristos