Agenci wpływu i pożyteczni idioci

avatar użytkownika Maryla

Jeżeli jakieś obce państwo chce wpływać na politykę sąsiada tak, by czerpać jak największe korzyści - decydować o polityce wewnętrznej i zagranicznej oraz gospodarczej drugiej strony - wykorzystuje do tego agenturę wpływu, czyli renegatów.

Jeżeli ktoś przyjrzy się historii naszego państwa i narodu, łatwo dostrzeże, że jedną z przyczyn upadku tamtej Rzeczpospolitej była działalność skorumpowanych warstw magnackich i pijanej szlachty.

Góry złota

Obce i wrogie nam nacje nie szczędziły pieniędzy, by kupić tych, którzy mieli decydujący wpływ na politykę i obronność kraju. Sama Katarzyna II, caryca imperium rosyjskiego, słała wory złota dla przekupnych magnatów i szlacheckich posłów na Sejm reprezentujących większość, której wmówiono, że jest ona gwarantką ich praw kardynalnych. Finał wiadomy. Rzeczpospolita zniknęła z map politycznych świata, a zainwestowane przez wrogów pieniądze zwróciły się im z nawiązką, przynosząc ogromne zyski w dalszej perspektywie.

Część zdrajców skończyła na szubienicy podczas insurekcji kościuszkowskiej, jednak znakomita większość odeszła z tego świata w dostatku, bez cienia wyrzutów sumienia i zupełnie bezkarnie.

Mordując polską inteligencję w 1940 roku Hitler i Stalin doskonale wiedzieli, że naród polski bez swojej elity dbającej o jego podstawowe interesy jest w gruncie rzeczy ciemną masą, którą będzie można manipulować przy pomocy garstki renegatów udających Polaków.

I tak stało się w 1944 roku, gdy w pustkę po zamordowanych oficerach, naukowcach, artystach i pisarzach przedwojennej Polski wdarła się z pomocą sowieckich bagnetów grupa obywateli sowieckich udających Polaków.

Rusofile

Rozpętana przez polityka PO Stefana Niesiołowskiego afera związana z nazwaniem zbrodni katyńskiej ludobójstwem uaktywniła współczesnych agentów wpływu imperium rosyjskiego.

 Pomijając skandaliczny program "Tomasz Lis na żywo," w którym manipulacja wyłazi z każdego kąta, warto przyjrzeć się głównym postaciom współczesnej sceny polityczno-medialnej, które tak bardzo dbają w Polsce o interesy Rosji, zwłaszcza o dobre samopoczucie sowieckich władyków na Kremlu.

 Na ten przykład reżyser Krzysztof Zanussi - rusofil - okazało się, że był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB pod pseudonimem "Aktor". Zanussi złego słowa o Rosji nie pozwoli powiedzieć i gdzie tylko może, tam rozpowiada, że z historycznego punktu widzenia to Rosja była ofiarą Polskiej ekspansji, przywołując za przykład okres smuty.

W jednym tylko Zanussi ma problem, nie umie się wytłumaczyć: czy posadowienie na rosyjskim tronie Dymitra Samozwańca było odebraniem przez Polskę i Litwę wolności Rosji i zagrabieniem jej ziem (terenów Wielkiego Księstwa Moskiewskiego), czy tylko wsparciem dla kogoś, kto byłby sojusznikiem, a nie agresorem, jak miało to miejsce wcześniej, za władania Iwana Groźnego.

Ale ten drobiazg głowy "polskiego" reżysera nie zaprząta, mało tego, brnie on dalej. Wspierając rosyjskie kłamstwa zaproponował rosyjskiemu reżyserowi, by role złego i podłego Polaka w filmie antypolskim "1612" zagrał inny miłośnik sowietocarstwa -Michał Żebrowski.

Sam Żebrowski jest zachwycony uhonorowaniem go przez Putina medalem za antypolską rolę i poklepanie po plecach i w tym zachwycie mówi: "Nie rozumiem, dlaczego Polska jest ślepo zakochana w Stanach Zjednoczonych. Trzymamy się USA, bo nie umiemy robić interesów z Rosją, chociaż Rosja jest fenomenalnym partnerem gospodarczym i jest bardzo sprawnie zarządzana przez Władimira Putina" - fragment z programu Lisa.

Historyczni analfabeci

Jak widać, tradycja Potockich, Ponińskiego i całej gromady targowiczan zmieszana z zaślepieniem lewaków rodzaju Bernarda Show czy sztandarowy miłośnik ZSRR Sartre kontynuowana jest przez młode pokolenie polskich analfabetów historycznych.

Kolejna grupa to postacie, które zeszły ze sceny politycznej, a w latach ubiegłych miały ogromny wpływ na współczesną politykę zagraniczną, czy też dziś wypowiadające się w sprawie zbrodni katyńskiej z pozycji rodzin ofiar.

 Z całej plejady wybrałem tylko kilka, ale wiele mówiących przykładów:

Jan Barcz ,były ambasador Polski w Austrii (1995-1999), szef gabinetu politycznego szefa MSZ Władysława Bartoszewskiego, pracownik Państwowego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Był zarejestrowany przez wywiad PRL jako kontakt operacyjny "Jaksa". Odręcznie napisał i podpisał zobowiązanie "Deklaruję swoją pomoc Polskiej Tajnej Służbie Wywiadowczej i zobowiązuję się do zachowania tego faktu w tajemnicy, również w stosunku do najbliższej rodziny".

"Jaksa" donosił SB na swoich kolegów z Towarzystwa PRL-RFN, wyrażał się negatywnie o prof. Markiewiczu, przekazywał informacje o "Solidarności" w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i Uniwersytecie Warszawskim, o rozmowach dyplomatów RFN na temat obywateli NRD, którzy schronili się w Ambasadzie RFN. Nie robił tego pod przymusem, ale za sowite wynagrodzenie. W archiwach SB zachowało się pismo z 19 marca 1985r., w którym widnieje "Kwituję odbiór kwoty 7000 (siedem tysięcy złotych) w związku z realizacją zadań na rzecz Wywiadu MSW PRL. Jan Barcz (podpis własnoręczny).

Następna "gwiazda socjometryczna" to Adam Daniel Rotfeld - Minister Spraw Zagranicznych od stycznia do października 2005 roku, przewodniczący polsko-rosyjskiej grupy ds. trudnych, członek "rady mędrców" NATO. W dokumentach SB znajdujących się w IPN Adam Rotfeld, podobnie jak Jan Barcz, figuruje jako kontakt operacyjny pod różnymi pseudonimami: "Rauf", "Rad", "Ralf", "Serb".

Bardzo interesująca jest relacja agenta Henryka Bosaka ps. "Polan" działającego z ramienia I Departamentu MSW: "W załączeniu notatka informacyjna wraz z relacją "Rada" z jego rozmów z G.Henze, delegatem NRF na KBWE, pracownikiem BND. Pod względem informacyjnym notatka "Rada" jest interesująca i nadaje się do wykorzystania", a kilka wersów dalej "Przekazałem "Radowi" zadania dotyczące wizyty Nixona w ZSRR. W szczególności idzie o oceny po zakończeniu wizyty w Moskwie przez główne partie polityczne i ośrodki rządzenia w krajach EWG szczególnie RFN... przekazałem "Radowi" 200 tys. frs. do rozliczenia".

I jeszcze jedna postać: Andrzej Skąpski, obecny prezes Federacji Rodzin Katyńskich w czasach PRL był dyrektorem paksowskiego zakładu "Inco", przewodniczącym PRON w Białym Dunajcu i tajnym współpracownikiem SB zarejestrowanym pod pseudonimem "Igor".

Dzięki spotkaniom z TW "Igor" SB miała na bieżąco informacje o nastrojach pracowników zakładu który agent prowadził, o tym, co dzieje się w kołach PAX w Nowym Sączu i Białym Dunajcu w zakopiańskim Klubie Inteligencji Katolickiej. SB była tak zadowolona z pracy "Igora", że nagrodziła go butelką francuskiej brendy. Romans TW z SB trwał do września 1989 roku.

Może budzić zdziwienie, że tylko butelka napitu francuskiego dla kapusia, ale z materiałów SB wynika, że główną nagrodą za kablowanie były ułatwienia w zdobywaniu paszportu na wyjazd Skąpskiego do Wielkiej Brytanii.

Skąpski wsparł Niesiołowskiego wypowiadając się publicznie, że zbrodnia katyńska (nie tylko w lasku katyńskim, ale wymordowanie ponad 22 tyś Polaków w tym samym czasie oraz deportacje innych z Kresów Wschodnich) nie są zbrodnią ludobójstwa. Wywołało to zbiorowy protest rodzin ofiar katyńskich ogłoszony w specjalnym apelu, który jakoś nie może przebić się do mediów publicznych, które ochoczo udostępniają swoje łamy takim jak wyżej przykładom, o programie Lisa już nie wspominając.

Nie znamy prawdy

Współczesna młodzież w znakomitej większości nie ma zielonego pojęcia o tamtych czasach. Jej gust i wyrobienie historyczne kształtują dawni TW lub byli pracownicy SB oraz tzw. naukowcy, którzy karierę zawdzięczają wiernopoddańczemu uwielbieniu względem sowieckiego okupanta.

Prawda jest naga, prawda nie zawsze bywa piękna, często jest brzydka, cała poraniona, ale przedstawię zgodność twierdzeń z rzeczywistością, jaka wówczas była i jaka dziś jest. Prawda rodzi nienawiść w sercach tych, którzy mają zababrane konto i życiorysy, tych, którzy panicznie się jej boją. W przeciwieństwie do niej kłamstwo przyodziewa strojne szaty, lico jego jest łagodne i dostojne, wypowiada okrągłe wpadające w ucho słowa, robi za autorytet, zwłaszcza gdy jest utytułowane.

Często gdy z ust tzw. oświeconych, których zaprasza do swych programów Tomasz Lis (by dokopać tym którzy myślą kategoriami interesu narodowego), pada słowo "My Europejczycy" "albo "Musimy w końcu wejść do Europy", mam nieodparte wrażenie, że oto są przede mną Azjaci, którzy teraz chcą się ucywilizować. Tyle tylko, że co rusz wychodzi im sowiecka słoma z eleganckich butów, podobnie jak samem prowadzącemu. No ale taka już jest uroda gatunku homosowietikus.

Mało kto wie, ale wódz bolszewików Włodzimierz Ilicz ksywa Lenin miał o tzw. intelektualistach zachodnich wyrobioną opinię "To użyteczni głupcy". Ciekawe, co dziś by powiedział o współczesnych następcach Wandy Wasilewskiej.

 

http://interia360.pl/artykul/agenci-wplywu-i-pozyteczni-idioci,26048

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Lancelot

1. Czy ktoś widział pożytecznego idiotę ?????

Idiota może być użyteczny (do jakiegoś celu), ale żeby był pożyteczny? Nie w każdym przypadku będzie szkodliwy. ,) Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/