PRZYJDŹ NA PROCES "GP" Z PITERĄ

avatar użytkownika Ryszard Kapuściński
9 pażdziernika o godz. 9:00 w Sądzie Rejonowym dla miasta Warszawy przy al. Solidarności 127 w sali 622, odbędzie się kolejny proces jaki wytoczył „Gazecie Polskiej” mąż Julii Pitery, Paweł. Pozew opiewa na 500 tys. zadośćuczynienia! Jest to kolejny i najgroźniejszy zamach na „Gazetę Polską”. Przegranie procesu i wypłacenie tak ogromnego odszkodowania oznacza koniec „Gazety Polskiej”. Przypomnę, że w artykule Doroty Kani i Macieja Marosza pt. "Pitera współpracował z SB" „Gazeta Polska” napisała, że w IPN są dokumenty o współpracy Pitery z SB, miał być pozyskany do współpracy z kontrwywiadem jako TW "Piotr" w marcu 1980 r. Według dokumentów IPN: "wyraził on dobrowolną zgodę na współpracę", a SB uznała go za "cenny nabytek". W pozwie Pitera podkreśla, że akta IPN stanowią wyłącznie dowód tego, że funkcjonariusz SB sporządził dany dokument, a nie tego, że opisane fakty miały miejsce (sic!). Zasądzenie tak wysokiego odszkodowania będzie precedensem i spowoduje to, że żaden dziennikarz, żaden redaktor naczelny nie odważy się podjąć kontrowersyjnego tematu naruszającego układ „salonu”. Ograniczona w sposób bezceremonialny Wolność Słowa w Polsce przestanie de facto istnieć, te parę tytułów, niewielka grupa dziennikarzy, zostanie zastraszona, a ich praca zniweczona. Próby zniszczenia „Gazety Polskiej” trwają od momentu powołania Tomasza Sakiewicza na redaktora naczelnego i zmiany profilu tygodnika. Dziesiątki procesów, gróżb, a nawet próba przejęcia i zniszczenia Gazety przez prezesa spółki Janusza Miernickiego w maju tego roku ma swój punkt kulminacyjny, jest nim powództwo Pitery. W kraju w którym sądy są ponad jakąkolwiek kontrolą, w którym większość sędziów ma swoje korzenie w PRL i nie została zweryfikowana, a niezawisłość sądów można włożyć między bajki, sędzia Agnieszka Wachowicz-Mazur prowadząca sprawę przeciwko „Gazecie Polskiej” pozwoliła sobie na taki passus: „nie wierzę w akta IPN”. Jeżeli nie wierzy w akta IPN, to znaczy że wie jaki wydać wyrok przed przesłuchaniem świadków i zapoznaniem się z dokumentami z IPN. Zapraszam wszystkich na proces, stańmy po właściwej stronie, bądźmy świadkami PRAWDY. Po rozprawie spotykamy się wszyscy w „Hybrydach” na poczęstunku w gronie naszych przyjaciół pani Ani Walentynowicz i Krzysztofa Wyszkowskiego, prof. Jana Żaryna, Antoniego Macierewicza, Jana Pietrzaka, Bronisława Wildsteina oraz innych znanych osób.

1 komentarz

avatar użytkownika Ryszard Kapuściński

1. Tekst z 2008 roku: Gazeta

Tekst z 2008 roku: Gazeta Polska, Dorota Kania, Maciej Marosz Pitera współpracował z SB Reżyser Paweł Pitera był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie "Piotr" – wynika z akt Instytutu Pamięci Narodowej Pod sygnaturami IPN BU 00328/819 oraz IPN BU 001134/1667 znajduje się teczka personalna i teczka pracy zajmującego się papieską tematyką reżysera. Zrobił on kilka filmów o Watykanie, ostatnio nakręcił film o Janie Pawle II pt. "Świadectwo". Prawdopodobnie nigdy nie złożylibyśmy do IPN wniosku dotyczącego Pawła Pitery, gdyby nie publikacja "Newsweeka". W numerze 50/07 z 16 XII 2007 ukazał się tekst na temat minister Julii Pitery pod tytułem "Pani minister strzela" autorstwa Andrzeja Stankiewicza, Piotra Śmiłowicza, Macieja Dudy i Bertolda Kittela. Dziennikarze napisali w nim: "Na relacje Pitery i Kamińskiego cieniem położyło się częste w tym środowisku podejrzenie: ligowcy podchwycili teorię Antoniego Macierewicza, że mąż Pitery był agentem SB. Pawła Piterę to śmieszy: "Znamy się z Antkiem od lat. Pomagałem mu w kampanii wyborczej w 1991 r. A trzy lata później oświadczył mi, że byłem agentem. Gdybym współpracował z SB, to komuniści zrobiliby mnie szefem studia filmowego i mógłbym kręcić duże fabuły". Dziennikarze "Newsweeka" stwierdzają dalej: "W katalogach IPN zapisu na niego nie znaleźliśmy". Zdziwiło nas, że dziennikarze w katalogach nic nie znaleźli, skoro nazwisko Pawła Pitery figuruje na tzw. liście Wildsteina. Tuż po publikacji złożyliśmy wniosek i okazało się, że nazwisko Pawła Pitery bez trudu można znaleźć w katalogach elektronicznych. Dokumenty na jego temat dostaliśmy po kilkunastu tygodniach. Chętnie rozmawiał Z dokumentów zgromadzonych w IPN wynika, że zanim Paweł Pitera został tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, przeprowadzono z nim kilka rozmów operacyjnych tzw. pozyskaniowych. Jedną z pierwszych przeprowadził st. inspektor wydz. II ppor. T. Grotowski w wydziale paszportowym KSMO. Paweł Pitera opowiadał m.in. o podróży z kolegą z wydziału reżyserii PWSTiF w Łodzi, Robertem Glińskim, do Berlina Zachodniego. Mówił funkcjonariuszowi SB, że celem podróży było nakręcenie filmu o ugrupowaniach neofaszystowskich w tym mieście. "Bardzo inteligentny, elokwentny i błyskotliwy. Posiada znaczny zasób wiedzy politycznej. Do rozmowy przystąpił bez oporów przejawiając dużo inwencji w relacjonowaniu interesujących mnie fragmentów. Zachowywał się bardzo swobodnie chętnie przystając na propozycję kontynuowania rozmowy w kawiarni. Szeroko mówił o swojej pracy zawodowej, krytycznie wyrażając się o swoich kolegach, którzy usiłują poprzez tzw. »dojścia« i »układy« zapewnić sobie pozycję do samodzielnego startu zawodowego. Zdecydowanie krytycznie ustosunkował się do mocno infiltrujących środowisko łódzkiej PWSTiF aktywistów KOR-u i organizujących tam spotkania ze studentami. W swych wypowiedziach przejawia racjonalny stosunek do naszej rzeczywistości" – napisał ppor. Grotowski w notatce służbowej z rozmowy operacyjnej przeprowadzonej 23 stycznia 1980 r. w KSMO. Do kolejnego spotkania Pawła Pitery z ppor. Grotowskim doszło na drugi dzień, w kawiarni "Dom Chłopa". "Fakt iż podczas drugiej rozmowy przedstawiłem mu się jako pracownik kontrwywiadu w niczym nie wpłynęło na nastawienie Pitery. Był w dalszym ciągu otwarty i rozmowny. Ze zrozumieniem przyjął do wiadomości potrzebę zachowania tego faktu w tajemnicy, wyrażając również gotowość do dalszych kontaktów" – raportował swoim przełożonym funkcjonariusz SB. Miesiąc później, 11 lutego 1980 r., Grotowski sporządził notatkę służbową ze spotkania z kandydatem na TW Pawłem Piterą, który przekazał SB informacje m.in. na temat łódzkiej filmówki. "Sytuacja powstała w ostatnim czasie na łódzkiej PWSTiF grozić może w najbliższym czasie rozwiązaniem organizacji studenckiej SZSP. Powstała tam opozycyjna organizacja studencka określająca siebie mianem »Grupy Działania« i stawiająca sobie za cel faktyczną reprezentację interesów studenckich wobec władz uczelni. Choć grupa ta odcina się od programu ideowego SZSP, przewodniczący Rady Uczelnianej wystąpił do rektora Kuszewskiego o uznanie jej jako działającej z upoważnienia Rady. Ponieważ rektor odmówił jakichkolwiek kontaktów z »Grupą Działania«, przewodniczący wystąpił w imieniu Rady o rozwiązanie organizacji studenckiej w szkole. W skład grupy wchodzą nieznani bliżej »PP« [Pawłowi Piterze – przyp. red] studenci, którzy dotychczas nie przejawiali żadnej aktywności społecznej. Ponieważ zdarzenie to dziwnym trafem zbiegło się z wydarzeniami na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie również powstał problem rozwiązania organizacji SZSP, »PP« jest zdania, że obie akcje musiały być koordynowane i w nie długim czasie podobne problemy mogą powstać również w innych ośrodkach akademickich. Opierając się na informacjach pochodzących ze środowiska dziennikarskiego »PP« stwierdził, że VIII Zjazd Partii nie powinien pociągnąć za sobą żadnych poważniejszych zmian personalnych w aparacie partyjnym i administracyjnym. Duże zmiany w tym względzie planowane są po wyborach" – napisał ppor. Grotowski. TW "Piotr" Paweł Pitera został pozyskany do współpracy jako TW "Piotr" 24 marca 1980 r. "Cechuje go dobra orientacja polityczna i pozytywny stosunek do naszej rzeczywistości. Pozyskanie t.w. »Piotr« nastąpiło w dniu 24.03.1980 w pokoju hotelowym MDM w obecności kierownika Sekcji III wydział II por. W. Pilichowskiego. Motyw przyjęcia propozycji współpracy z organami kontrwywiadu stanowiła obywatelska współodpowiedzialność za ochronę żywotnych interesów Polski oraz wynikająca z tego potrzeba ujawniania wszelkich symptomów działalności wywiadowczej przeciwko PRL" – czytamy. Funkcjonariusz SB wyróżniał operacyjne możliwości TW: "Ma na swoim koncie kilka filmów szkolnych i paradokumentalnych m.in. o odradzaniu się idei faszystowskich na terenie Berlina Zach. oraz o działalności na tym terenie młodzieżowych ugrupowań politycznych. Był trzykrotnie na terenie Berlina Zachodniego. Planowany na okres lipca i sierpnia br. pobyt w Berlinie przeznaczony jest na nakręcenie filmu o organizacji grup antykomunistycznych młodzieży niemieckiej »Alternative« działających w RFN i Berlinie Zachodnim jako radykalne skrzydło partii tzw. »Zielonych«. Pobyt ten umożliwi realizację zadań ogólno-rozpoznawczych" – stwierdził w swoim raporcie z 28 marca 1980 r. funkcjonariusz bezpieki. SB precyzyjnie zaplanowała kierunki operacyjnego wykorzystania TW "Piotra": " – operacyjne rozpoznanie obywateli PRL przebywających na terenie Berlina Zach. pod kątem możliwości ich wykorzystania przez przeciwnika (uciekinierzy, emigranci z Polski, osoby przebywające czasowo) – rozpoznawanie aktywności wywiadowczej zachodnich służb specjalnych – ujawnianie na terenie Berlina Zach. instytucji, ośrodków i osób wykorzystywanych do prowadzenia działalności przeciwko Polsce i innym krajom socjalistycznym. – rozpoznanie na terenie Berlina Zach. lub innych krajów kapitalistycznych osób powiązanych ze służbami specjalnymi państw zachodnich". Funkcjonariusz SB zauważył, że TW wyraził dobrowolną zgodę na współpracę i przyjął pseudonim "Piotr". Pobrał też od Pitery pisemne zobowiązanie o zachowaniu w ścisłej tajemnicy kontaktów z kontrwywiadem PRL. "Piotr" dał mu też widokówkę ze zdjęciem Warszawy, na której napisał "Pozdrowienia ze stolicy od Pawła". Widokówka miała być znakiem rozpoznawczym w przypadku nawiązania przez SB niespodziewanego kontaktu z Piterą. Bezpieka uznała, że Pitera jest cennym nabytkiem. Zdaniem kontrwywiadu przestał on być przydatny jako TW w 1984 r. W marcu w Dzielnicowym Urzędzie Spraw Wewnętrznych Warszawa Mokotów na spotkanie z Piterą przyszedł nie prowadzący go funkcjonariusz SB T. Grotowski, ale inspektor wydz. II SUSW ppor. A. Stępiński. Mimo że pokazał znak kontaktowy – widokówkę, Pitera nie chciał rozmawiać. Stwierdził, że "praca daje mu zarobek, a więc nie chce bawić się w nic innego". "Piotr" nie wyraził chęci dalszej współpracy z kontrwywiadem PRL, wobec czego jego akta złożono do archiwum. Jednak w raporcie uzasadniającym rozwiązanie współpracy znalazł się dopisek przełożonego Stępińskiego, by zbierać informacje o zagranicznych wyjazdach Pitery i wykorzystać je w dogodnej chwili do ponownego nawiązania z nim kontaktu. Drugi dom Piterów W aktach IPN dotyczących Pawła Pitery znajduje się tajna notatka służbowa z 3 marca 1980 r., z której wynika, że ojciec Pawła, Zbigniew Pitera, w 1962 r. został zarejestrowany jako kontakt poufny służb specjalnych PRL o kryptonimie "Pelikan". "W początkowym okresie jako kontakt poufny »Pelikan« przekazał kilka ogólnych informacji dotyczących znajomych cudzoziemców i kontaktów na terenie RFN" – zapisano w notatce bezpieki. Zbigniew Pitera opowiadał SB m.in. o Egbercie Hoffmannie, dziennikarzu "Hamburger Abendblatt". "Jego to polecał swemu synowi jako osobę, która może mu na tamtejszym terenie ułatwić kontakty ze środowiskiem filmowym" – odnotowano w aktach SB. Zbigniew Pitera był znanym dziennikarzem czasopisma "Film". Według naszych rozmówców współpracował także z redakcją "Trybuny Ludu". – Redakcja tej gazety była również dla jego syna, Pawła, drugim domem – mówi znajomy reżysera. Właśnie w siedzibie "Trybuny Ludu" miał miejsce pokaz premierowy filmu dyplomowego młodego filmowca. – Po redakcji chodził w kapciach. Nikogo ze stałych bywalców nie dziwiło też, że brał posiłki w redakcyjnym barze, nie płacąc za nie. Ja byłem zszokowany – dodaje znajomy Pawła Pitery. Papieski reżyser W czerwcu br. pojawił się zwiastun kolejnego filmu męża posłanki Platformy o papieżu. Do premiery fabularyzowanego dokumentu pt. "Świadectwo", który wyreżyserował Paweł Pitera, ma dojść w październiku. Producentem filmu jest TBA Komunikacja Marketingowa, kooproducentami Agora i NewCast. Scenariusz napisał Pitera wspólnie z występującym na planie filmowym kardynałem Dziwiszem i watykanistą Gian Franco Svidercoschim. Paweł Pitera jest autorem wielu realizacji teatralnych i filmowych poświęconych papieżowi Polakowi. Wyreżyserował cykl "Watykan Jana Pawła II", film "Jan Paweł II i Jego przyjaciel". Był współtwórcą opowieści "Tajemnice Watykanu". Przed filmami o papieżu Pitera znany był bliżej jedynie w swoim środowisku. Szerszej publiczności dał się poznać jedynie jako reżyser serialu "Na kłopoty... Bednarski", przyjętego niepochlebnie przez krytykę. W 1991 r. Paweł Pitera zrobił reklamówkę dla ITI, za co został wyrzucony z zespołu filmowego. Szef uznał, że reżyser obniżył w ten sposób prestiż zawodu artystycznego. Od tego czasu Pitera jest wolnym strzelcem. Jest także twórcą spotów reklamowych bardzo różnych partii politycznych. – Dla niego tworzenie spotu kampanii wyborczej to jak robienie reklamy mydła – mówi jeden z filmowców. Wspomina, jak Pitera robił w latach 90. klip dla Porozumienia Centrum. W tym samym czasie świadczył usługi dla innej partii, nie uprzedzając o tym komitetu wyborczego PC. Sprawa wyszła na jaw dopiero później i wywołała duży niesmak. Reżyser zaprzecza – Czy pan oszalał, jaki kontrwywiad, do jakiej współpracy – irytował się Paweł Pitera, pytany przez "GP", czy był tajnym współpracownikiem służb PRL. – Nie składałem żadnych donosów ani żadnych zobowiązań do współpracy. Nie dałem się w żaden sposób zwerbować, dość brutalnie odmówiłem. Jak się domyślam, przez to spotkały mnie pewne nieprzyjemności – stwierdził. Uchylił się jednak od wyjaśnienia, jakiego rodzaju nieprzyjemności ma na myśli. Nie potwierdza, by rozmawiał z SB o organizacji KOR. – Nie bardzo rozumiem, jak mogłem mówić o członkach KOR, skoro nikogo z tego środowiska nie znałem. Żaden KOR nie infiltrował łódzkiej filmówki, natomiast niewątpliwie infiltrował ją ROPCiO. Nie widziałem w tych czasach na uczelni w Łodzi ani jednego KOR-owca – przekonywał reżyser w rozmowie z "GP". Nie potwierdził, że jego debiutancki film miał projekcję w siedzibie "Trybuny Ludu". – Oszalał pan! – oburzył się. – Tylko raz byłem w redakcji "Trybuny Ludu". Odwiedzałem Stanisława Zawiślińskiego, znanego krytyka, który tam pracował – wyjaśniał Pitera. Na pytanie, jak to możliwe, że w jednej kampanii wyborczej robił klipy dla dwóch konkurujących partii, najpierw kategorycznie temu zaprzeczył. – Robiłem kampanię Porozumienia Centrum, i wówczas Andrzej Anusz i inni politycy tej partii, niemający w ogóle zielonego pojęcia o tym, jak to się robi, wtrącali się na wszelkie możliwe sposoby. Łącznie z tym, że zabrano mi ekipę i skierowano na jakieś inne zdjęcia z kimś innym, co było już zupełnym skandalem. Poszedłem wtedy do Kaczyńskiego i powiedziałem mu, że są to ubeckie metody. Napisałem list w tej sprawie, wyjaśniając, jak powinna wyglądać współpraca przy takiej produkcji. Dosłownie dzień, dwa dni później zadzwonił do mnie Antek Macierewicz i zaproponował mi robienie kampanii wyborczej dla ZChN (komitet Wyborczej Akcji Katolickiej). W efekcie partia ta uzyskała wynik wysoki jak nigdy dotąd. Antoni Macierewicz twierdzi, że zgodził się na współpracę z Piterą, ale nie wiedział, że w tym czasie reżyser robi kampanię dla PC. – Gdyby pan Pitera poinformował mnie o tym, stałoby się inaczej – powiedział Macierewicz. Paweł Pitera w rozmowie z "GP" stwierdził także, że nie przeglądał swojej teczki w IPN. Zaprzeczył informacji SB o wybraniu dla siebie na czas współpracy pseudonimu "Piotr". – Niemożliwe. Jak mogłem wybrać pseudonim, skoro nie podpisałem żadnego zobowiązania do współpracy – dziwił się. – Powiedziałem swoim rozmówcom, że jestem praworządnym obywatelem PRL. "Jak będziecie panowie jakąś sprawę prowadzili, proszę zgłosić się do mnie i wtedy oczywiście udzielę wam informacji" – mówiłem im. – Jak każdy praworządny obywatel udzielałem informacji MO, bo wziąłem ich za milicjantów. Nakazali, abym zachował tę rozmowę w tajemnicy. No i podpisałem, że się do tego zobowiązuję, po czym opowiadałem o wszystkim naokoło, tak na wszelki wypadek – stwierdził reżyser. Przyznał, że później były jeszcze próby nawiązania z nim kontaktu. – Poprzez moją żonę, którą poinformowano, że byłem świadkiem wypadku samochodowego i mam się zgłosić na milicję. Poszedłem, bo mnie to zdziwiło. Zaprosili mnie do jakiegoś pokoju. Siadło ze mną dwóch facetów i zapytało, czy chcę współpracować z kontrwywiadem. Odpowiedziałem, że nie mam najmniejszego zamiaru. To był rok 1983 lub 1984. Po jakimś czasie znów dzwonili do mojej żony. Ponownie miałem być rzekomo świadkiem jakiegoś zajścia kryminalnego czy wypadku. Żona mi wtedy tego nie powtórzyła. Gdy po jakimś czasie powiedziała mi o tym, machnąłem ręką – wyjaśniał Pitera. Początkowo zdziwił się, że w notatce esbeckiej jest informacja, którą miał przekazać po powrocie z Berlina Zachodniego o działającej tam partii Alternative, ale później przyznał, że mógł coś takiego esbekowi opowiadać. – To było ciekawe zjawisko – dodał. – Macierewicz mówił mi na początku lat 90., że w mojej teczce jest mnóstwo donosów na mnie – powiedział Pitera. Antoni Macierewicz, zapytany o to przez "GP", zaprzecza. – Nie przekazywałem panu Piterze informacji o zasobach archiwalnych na jego temat. Nie był on w kręgu naszego zainteresowania, ponieważ nie obejmowała go ustawa lustracyjna, a nawet gdyby był, nie mógłbym tego zrobić, ponieważ obowiązywała mnie tajemnica państwowa. Nigdy nie zapoznawałem się z materiałami MSW na jego temat, o czym można się przekonać, sprawdzając, kto miał wgląd do tych dokumentów – wyjaśnił Macierewicz. "Gazeta Polska" skontaktowała się również z ojcem Pawła, Zbigniewem Piterą. – Nie. To jakaś bzdura – dziwił się Zbigniew Pitera, pytany o to, czy był kontaktem poufnym SB o pseudonimie "Pelikan". – Śmieszy mnie to – dodał. Zaprzeczył, by kiedykolwiek współpracował z redakcją "Trybuny Ludu". – Broń Boże. Nigdy nie pisywałem do tej gazety – przekonywał. – To jakieś bzdury – stwierdził zapytany o udzielanie przez niego informacji SB o niemieckich dziennikarzach. Zaprzeczył, by kiedykolwiek rozmawiał z funkcjonariuszami bezpieki.