O normalizacji w Kościele
FreeYourMind, śr., 30/09/2009 - 07:12
Najwyraźniej redakcja „Rz” chce się ścigać z „GW” w żarliwości, jeśli chodzi o troskę o katolicyzm, wyrażaną przez przedstawicieli środowisk związanych z judaizmem, troskę, która zwykle wyraża się kwestionowaniem nauczania Kościoła i dogmatyki związanej z religią Chrystusową oraz podważaniem katolickiego przesłania moralnego. Szkoda tylko, że redakcja głos prof. J. Hartmana publikuje jako głos „zatwardziałego agnostyka i liberała”, a nie członka założyciela antykatolickiej loży B'nai B'rith. Hartman, uczeń prof. J. Woleńskiego (także z lożą związanego), rysuje obraz „nowoczesnego Kościoła”, który jest „wolny od pychy, od uprzedzeń w stosunku do genetyki, demokracji, innowierców czy homoseksualistów, od języka pomówień oraz prymitywnej, pełnej jadu i obłudy retoryki” i nawet wskazuje wzorcowych jego przedstawicieli (swoją drogą, ciekawe, czy w tekstach etycznych ks. prof. J. Tischnera, bo m.in. o niego chodzi, jest coś na temat moralnej dopuszczalności homoseksualizmu – z katolickiego punktu widzenia). Jakby tego było mało, to Hartman prorokuje też, jak będzie wyglądała nowoczesna Polska:
„Taka Polska, normalna, podobna do Niemiec czy Anglii, czeka nas za kilkanaście lat. Jeśli w tej nowej Polsce Kościół będzie silny i szanowany, to właśnie dzięki tym światłym i odważnym księżom, którzy pomimo ciasnego gorsetu doktryny i rzymskich instrukcji, jakoś obsesyjnie krążących wokół seksu, mają odwagę i umieją rozmawiać życzliwie i mądrze, bez wywyższania się i z szacunkiem dla niekatolickiego rozmówcy, a za to z jakąś dozą krytycyzmu w stosunku do Kościoła polskiego oraz do samego Watykanu.”
Rozumiem, że o tym, jak dozować krytycyzm wobec „Kościoła polskiego oraz samego Watykanu” najlepiej wiedzą przedstawiciele judaizmu. Ciekawe w takim razie, co by wynikło, gdyby katolicy zabrali się za krytykę ortodoksji żydowskiej. No ale mniejsza z tym, bo przecież Hartman jest agnostykiem i liberałem, więc pewnie przyklasnąłby takim wypowiedziom. Ze swej strony zaś dziwuje się obyczajom panującym w polskim społeczeństwie:
„W niektórych państwach, w tym w Polsce, daje się prawodawczym żądaniom Kościoła posłuch nieporównanie większy niż jakiejkolwiek innej sile społecznej, która głosi, iż wie, co jest dobre, i że należy proponowane przez nią oczywiste i absolutne prawdy czym prędzej wcielać w życie. Dzieje się tak na pewno nie dlatego, że większość Polaków tak właśnie sobie życzy, bo jest katolikami.
Gdyby bycie katolikiem oznaczało, że zna się i uznaje katolickie doktryny i że daje się Kościołowi prawo do przemawiania we własnym imieniu, to Kościół nie musiałby się kłopotać o przepisy polskiego prawa medycznego i innego. Ludzie słuchaliby i bez tego. Rzecz właśnie w tym, że nie słuchają. Ci zaś, którzy katolikami nie są, dodają jeszcze od siebie: dlaczego Kościół katolicki ma nam dyktować, jakie mamy prowadzić życie i w jakie dni mamy chodzić do sklepu? Przecież prawa szanujące wolność jednostki i pozostawiające indywidualnym wyborom kwestie sumienia, w których zgody powszechnej nie ma, nie przeszkadzają katolikom żyć po katolicku! Niechaj więc żyją i dają żyć innym!”
Innymi słowy wyróżniona rola Kościoła w Polsce wynika stąd, że katolicy „nie chcą słuchać”. A to feler. Zagadką pozostaje, co gna tych katolików na pielgrzymki, do spowiedzi i na msze, no ale to może kwestia przyzwyczajenia. Chociaż, może chodzi po prostu o strach? Hartman wszak pisze:
„życiem publicznym rządzą zasady polityki, a nie imperatyw wolności ani świadomość, że budujemy wolny kraj, w którym rząd do minimum stara się ograniczyć ingerencje w wybory obywateli. Do zasad tych należy zaś strach. Politycy i media boją się, że ograniczając wpływy i przywileje Kościoła, a także oddając mu proporcjonalne miejsce w debatach publicznych, ściągną na siebie jeśli nie gniew Boży, to przynajmniej gniew biskupi lub prałacki. To zaś rzekomo mogłoby się źle skończyć.”
No i jesteśmy w domu. „Gniew biskupi lub prałacki” - fraza, której Gadzinowski lub Urban by się nie powstydził, z tego też powodu ją odnotowuję. Pomijając jednak błyskotliwość semantyczną, warto spojrzeć na to, co tak naprawdę głosi Hartman. Twierdzi on ni mniej ni więcej tylko „czarni rządzą”, trzymając (już stanowczo za długo) w szachu społeczeństwo, polityków i media – i obsesyjnie krążąc wokół spraw seksu. Jak jednak wiemy z fragmentów przywołanych wyżej, bywają też „czarni” normalni – domyślamy się więc, że gdyby doprowadzić do pewnych przetasowań wśród kościelnych hierarchów (dla Hartmana, jak i dla wielu innych antykatolików, Kościół to wyłącznie duchowieństwo, nie laikat), to sprawy nie miałyby się tak beznadziejnie? Mam więc propozycję, by wybory Episkopatu odbywały się w lokalach B'nai B'rith. To będzie jakiś pierwszy poważny krok ku normalizacji.
http://www.bnaibritheurope.org/bbe/content/view/899/121/lang,en/
http://www.jewish.org.pl/index.php?Itemid=59&id=625&option=com_content&task=view
http://www.rp.pl/artykul/9133,370609_Niech_Zydzi_zawladna__Kosciolem__.html
http://www.dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=652&Itemid=53
http://www.opcja.pop.pl/?id_artykul=906
„Taka Polska, normalna, podobna do Niemiec czy Anglii, czeka nas za kilkanaście lat. Jeśli w tej nowej Polsce Kościół będzie silny i szanowany, to właśnie dzięki tym światłym i odważnym księżom, którzy pomimo ciasnego gorsetu doktryny i rzymskich instrukcji, jakoś obsesyjnie krążących wokół seksu, mają odwagę i umieją rozmawiać życzliwie i mądrze, bez wywyższania się i z szacunkiem dla niekatolickiego rozmówcy, a za to z jakąś dozą krytycyzmu w stosunku do Kościoła polskiego oraz do samego Watykanu.”
Rozumiem, że o tym, jak dozować krytycyzm wobec „Kościoła polskiego oraz samego Watykanu” najlepiej wiedzą przedstawiciele judaizmu. Ciekawe w takim razie, co by wynikło, gdyby katolicy zabrali się za krytykę ortodoksji żydowskiej. No ale mniejsza z tym, bo przecież Hartman jest agnostykiem i liberałem, więc pewnie przyklasnąłby takim wypowiedziom. Ze swej strony zaś dziwuje się obyczajom panującym w polskim społeczeństwie:
„W niektórych państwach, w tym w Polsce, daje się prawodawczym żądaniom Kościoła posłuch nieporównanie większy niż jakiejkolwiek innej sile społecznej, która głosi, iż wie, co jest dobre, i że należy proponowane przez nią oczywiste i absolutne prawdy czym prędzej wcielać w życie. Dzieje się tak na pewno nie dlatego, że większość Polaków tak właśnie sobie życzy, bo jest katolikami.
Gdyby bycie katolikiem oznaczało, że zna się i uznaje katolickie doktryny i że daje się Kościołowi prawo do przemawiania we własnym imieniu, to Kościół nie musiałby się kłopotać o przepisy polskiego prawa medycznego i innego. Ludzie słuchaliby i bez tego. Rzecz właśnie w tym, że nie słuchają. Ci zaś, którzy katolikami nie są, dodają jeszcze od siebie: dlaczego Kościół katolicki ma nam dyktować, jakie mamy prowadzić życie i w jakie dni mamy chodzić do sklepu? Przecież prawa szanujące wolność jednostki i pozostawiające indywidualnym wyborom kwestie sumienia, w których zgody powszechnej nie ma, nie przeszkadzają katolikom żyć po katolicku! Niechaj więc żyją i dają żyć innym!”
Innymi słowy wyróżniona rola Kościoła w Polsce wynika stąd, że katolicy „nie chcą słuchać”. A to feler. Zagadką pozostaje, co gna tych katolików na pielgrzymki, do spowiedzi i na msze, no ale to może kwestia przyzwyczajenia. Chociaż, może chodzi po prostu o strach? Hartman wszak pisze:
„życiem publicznym rządzą zasady polityki, a nie imperatyw wolności ani świadomość, że budujemy wolny kraj, w którym rząd do minimum stara się ograniczyć ingerencje w wybory obywateli. Do zasad tych należy zaś strach. Politycy i media boją się, że ograniczając wpływy i przywileje Kościoła, a także oddając mu proporcjonalne miejsce w debatach publicznych, ściągną na siebie jeśli nie gniew Boży, to przynajmniej gniew biskupi lub prałacki. To zaś rzekomo mogłoby się źle skończyć.”
No i jesteśmy w domu. „Gniew biskupi lub prałacki” - fraza, której Gadzinowski lub Urban by się nie powstydził, z tego też powodu ją odnotowuję. Pomijając jednak błyskotliwość semantyczną, warto spojrzeć na to, co tak naprawdę głosi Hartman. Twierdzi on ni mniej ni więcej tylko „czarni rządzą”, trzymając (już stanowczo za długo) w szachu społeczeństwo, polityków i media – i obsesyjnie krążąc wokół spraw seksu. Jak jednak wiemy z fragmentów przywołanych wyżej, bywają też „czarni” normalni – domyślamy się więc, że gdyby doprowadzić do pewnych przetasowań wśród kościelnych hierarchów (dla Hartmana, jak i dla wielu innych antykatolików, Kościół to wyłącznie duchowieństwo, nie laikat), to sprawy nie miałyby się tak beznadziejnie? Mam więc propozycję, by wybory Episkopatu odbywały się w lokalach B'nai B'rith. To będzie jakiś pierwszy poważny krok ku normalizacji.
http://www.bnaibritheurope.org/bbe/content/view/899/121/lang,en/
http://www.jewish.org.pl/index.php?Itemid=59&id=625&option=com_content&task=view
http://www.rp.pl/artykul/9133,370609_Niech_Zydzi_zawladna__Kosciolem__.html
http://www.dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=652&Itemid=53
http://www.opcja.pop.pl/?id_artykul=906
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
7 komentarzy
1. katolicy „nie chcą słuchać”
czasami wiadomo jak jest
nie wadomo skad
nie wiadomo jak
ale sie wie na pewno
ze tak jest
bez skretow wykretow
bez ladowania taczek gruzem
2. tenże J.Hartman w TVN24 wystepował jako etyk w sprawie
Polańskiego u Pohanke! To, co wygadywał, zmusiło mnie do przejscia do pomieszczenia z tv i popatrzenia na gębę tego "etyka".
Hartman, Jan
Filozof, bioetyk. Życiorys, lista publikacji autora oraz bogaty zbiór artykułów
z dziedziny bioetyki w różnych językach.
http://www.iphils.uj.edu.pl/~j.hartman/ - 4k
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Goje, Sziksy, Szkucim
Goje, Sziksy, Szkucim
Najczęściej używanym słowem na określenie kogoś kto nie jest Żydem jest termin "goj". Słowo "goj" w języku hebrajskim oznacza "naród", i wiąże się z tym, ze goim są obywatelami innych narodów, czyli nie narodu Dzieci Izraela.
Słowo "goj" nie jest określeniem obraźliwym. Prawdę mówiąc w samej Torze od czasu do czasu w odniesieniu do Żydów używa się tego określenia. Najbardziej znany fragment to Exodus 19:6, gdy Bóg mówi, że Dzieci Izraela będą "królestwem kapłanów i świętym narodem," czyli inaczej goj kadosz. W związku z tym, że przez wieki Żydzi mieli nienajlepsze doświadczenia z antysemitami, określenie "goj" nabrało w pewnym stopniu negatywnego znaczenia, ale ogólnie rzecz biorąc nie ma w nim niczego obraźliwego.
Bardziej obraźliwym terminem określającym kogoś kto nie jest Żydem jest słowo sziksa (rodz. żeński) oraz szkuc (rodz. męski). Słowa te pochodzą od hebrajskiego rdzenia znaczeniowego Szin-kaf-cade, oznaczającego coś wstrętnego lub obrzydliwego. Słowo sziksa jest najczęściej używane w stosunku do kobiety nie będącej Żydówką, która spotyka się z Żydem, lub jest jego żoną. Wynika z tego jak bardzo Żydzi byli przeciwni koncepcji małżeństw mieszanych. Określenie szkuc odnosi się do kogoś, kto jest antysemitą. Obydwa słowa mogą być również użyte w żartobliwym znaczeniu, ale zalecana jest przy tym ostrożność.
http://religie.wiara.pl/wydruk.php?grupa=6&art=1039096460&dzi=1038650947&katg=
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. FOTO wystarczy dalszy komentarz zbędny
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
A .K "Andruch"
http://andruch.blogspot.com
5. Hartman
6. >> Maryla (o niejakim Hartmanie)
hrabia Pim de Pim
7. Polska normalna