Pamiętniki z Rosji

avatar użytkownika polskie-forum.pl
Swego czasu miałem przyjemność rozkręcać filię niemieckiej firmy w Rosji. Z tego czasu pochodzą te pamiętniki. Jeśli będzie zainteresowanie, wkleję kolejne części ;) wtorek Wstaliśmy ok. 8:00. Na śniadanie Kolia przygotował stary, mniej więcej tygodniowy chleb. Do tego postawił kawior i zrobił herbatę. Zjedliśmy. Po godzinie rozmów telefonicznych zdecydował się wyjechać do biura. Strasznie pali w samochodzie i muszę mu przypominać, żeby choć trochę otwierał okno. Czasem się cieszę, że mam mocno upośledzony węch przez moje problemy z nosem. Jego samochód przypomina chlew. Głównie ze względu na wszędzie walający się popiół i ciągle otwartą popielniczkę. Jednego peta odpala niemal od drugiego. W biurze już byli wszyscy. Nasze chłopaki, Jurek i Bartek czekali na Kolię już od godziny, aby zarządził kto co i jak. Kolia jednak się do tego nie palił. Krzątał się w sposób niezorganizowany to tu to tam. W końcu Jurek zaczepił go o plan i spytał, który to klient tak pilnie go wzywał w celu wdrożenia programu do produkcji okien. Tym się zajmuje. Kolia zaczął krzyczeć, że nie ma czasu i żeby dać mu spokój. Wtedy Jurek nie wytrzymał i również gromkim głosem oznajmił, że tak nie będzie pracował. Zaczęło się. Chłopaki pokrzyczeli na siebie. Ledwo słyszałem swoje myśli. Jurek wyszedł na dwór ochłonąć. Skończyło się kolejnymi dyskusjami na dworze i sporządzeniem na kolanie tzw. „listy” klientów wraz z numerami telefonów. Pojechali. Prawie wszyscy. Zrobiło się spokojnie. Czekaliśmy na klienta. Spóźniał się. W końcu zauważyłem, że Kolia wszedł do biura z jakimś gościem odzianym we flanelowe szmaty i pokazuje mu nasze wyroby. Facet ten nie sprawiał wrażenia właściciela firmy. Bardziej przypominał bezdomnego z dworca centralnego w Warszawie. Niemniej o ocenianiu ludzi po wyglądzie należy zapomnieć. Szczególnie w Rosji. Nie poprosił mnie, nikogo nikomu nie przedstawił. Podszedłem sam. Domyśliłem się, że to jest ten klient na którego czekaliśmy. Zacząłem więc oczywiście zachwalać produkt, pokazałem mu program. Nawet nie dałem mu wizytówki, niemniej jestem przekonany, że wcale tego nie oczekiwał. Po prostu przyjechał, popatrzał, wypalił dwa papierosy i stwierdził, że będzie u nas kupował. Cen, na których mu tak zależało nawet jeszcze nie poznał. Nic tu nie rozumiem. Wysłałem do rodziny i kolegów z firmy kilka zdjęć, które zrobiłem dziś rano. W domu, w biurze. Większość nie uwierzyła w ich autentyczność. Boże, co ludzie wiedzą o Rosji i życiu tutaj. Jurek przesłał mi smsa. Pisał, że robi prezentację programu na kolanie w samochodzie. Tak jeszcze nigdy nie miał. Na dworze było zimno. Siedzieliśmy w biurze do 19. Potem pojechaliśmy „na kolację”. Ja w samochodzie z Kolią. Musiał wstąpić do banku więc zeszło z pół godziny. Restauracji nie znał. Zaproponował ją jego nowy pracownik, Siergiej, na którego Kolia potrafi tylko wrzeszczeć. I to tak, że po wszystkim szumi w uszach. Wyjechaliśmy z miasta. Był las. Skręciliśmy na jakąś boczną drogę. Skończyły się lampy. Dziury były coraz większe. Czekałem aż weźmie komórkę i zacznie się drzeć na swojego Siergieja. Ruszył. Wykręcił numer, zaczął od „bliadzi”, czyli ruskiej „kurwy”. Wyzwał go od wszystkich możliwych „opóźnionych w rozwoju” po czym spytał gdzie jest ta restauracja i czy „w mieście kurwa mu restauracji nie starczyło”. Uśmiałem się. Darł mordę przez komórkę, zawracał, zatrzymywał się. W końcu wyłączył telefon i stanął. Spytałem, czy po nas podjadą. Nie otrzymałem odpowiedzi. Tylko pokazał mi nowy opis swojego pracownika w komórce: „debil”. Czekamy. Po 10 minutach pojawiła się nasza firmowa Almera. Pojechaliśmy razem. Sami byśmy chyba nie trafili. Miałem wrażenie, że jesteśmy na końcu świata. Wtedy ukazał się budynek restauracji. Odetchnąłem. Zamówiliśmy jedzenie i wódkę. 1,75 litra. Szedł kieliszek po kieliszku. Po trzecim stwierdziłem, że mi już starczy na dzisiaj. Byłem samotny w tym postanowieniu. Zjedliśmy, wypiliśmy, chłopaki wsiedli do samochodów i pojechali. Kolia wpierw dmuchnął w kieszonkowy alkomat. Miał 0,68. Nie przeszkadzało mu to. Po drodze stwierdził, że pojedziemy na godzinkę do sauny. Tak też zrobił. Poszliśmy w czwórkę. Jurek i Bartek już padli w swoich pokojach. Ja spałem u Kolii, więc nie miałem dużego wyboru. W saunie Kolia zaczął zamawiać prostytutki przez telefon. Podobno same zadzwoniły a on, wspaniały kolega pomyślał o mnie. Dziwił się, skąd miały jego numer. Było po 23. Rano mieliśmy jechać 120 km po ruskich drogach do klienta a o 16 mieliśmy umówione kolejne spotkanie w Tule. Trzy razy wciskał mi telefon do ręki, żebym „porozmawiał z dziewczynami”. Trzy razy odmówiłem i próbowałem wybić mu nocne szaleństwa z głowy. Powiedziałem mu, że chodzę do łóżka tylko z miłości. Za chwilę przyleciał więc ucieszony z komórką krzycząc, że jakaś dziewczyna chce właśnie „z miłości”. Namolny wciskacz. Albo to jakaś podpucha, albo faktycznie pracuje tam jakaś szkarada, której nigdy nikt nie wybiera i, jak każda kobieta, sama potrzebuje miłości. Mało mnie to jednak już obchodziło. Marzyłem tylko o tym, żeby się wreszcie położyć. Po 45 minutach skończył gadać. Sauna trwała więc półtorej godzinki i kosztowała mnie kolejne 750 rubli. I jak tu oszczędzać w takich warunkach. Wracaliśmy do domu. To były tylko 2 kilometry. Po drodze dwa śmiertelne wypadki. Zderzenie czołowe Łady z Wołgą. Łada leżała na dachu, Wołga do kasacji. 300 metrów dalej potrącony przechodzeń. Pewnie pijany. Przykryty czarną folią, widać było tylko nogi. Tutaj punkt dla Rosji. W Chinach nie zakrywają zwłok folią. Oprócz tego dwa patrole milicji i mój pijany kierowca. Podziwiam go za odwagę. Zapewne liczył, że sauna obniżyła mu parę promili. Tutaj milicja czepia się wszystkiego. W stosunku do „inostranców” uwielbiają się czepiać zameldowania. Wszędzie, gdzie przebywasz ponad 3 dni musisz się zameldować a potwierdzenie z milicji nosić przy sobie. Inaczej mogą cię zatrzymać i „wyjaśniać” – chodzi oczywiście o łapówkę. I nie byłoby to takie straszne, gdyby nie fakt, że legalną rejestrację można zrobić tylko w drogich hotelach. Jak wynajmujesz mieszkanie to nikt nie zgodzi się na to, aby cię w nim zameldować. Załatwiasz więc lipną rejestrację i liczysz na to, że nie będą wyjaśniać. Życie w ciągłym stresie. Tak mnie kontrolowali na ulicy już dwa razy – uwielbiają to.
Etykietowanie:

35 komentarzy

avatar użytkownika hrponimirski

1. my nie dansiory

pyta się facet u ruskich, gdzie dyskoteka - a no tu i tu - wchodzi do jakieś remizy, muzyka co prawda jest, ale diewoczki siedzą po jednej stronie a mężczyźni podpierają plecami ścianę po drugiej - to jak to? nie ma tu imprezy?, nie tańczycie? - pyta się przybysz jednego z mężczyzn - my nie dansiory, my jebaki - odpowiada mu tamten
avatar użytkownika triarius

2. cudne, żeby tak...

... u nas! Zresztą co ja tam wiem.


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika TW Petrus13

3. Jeśli będzie zainteresowanie, wkleję kolejne części ;)

jasne że jest :),super czyta sie jak komiks :* dzięki!


 

avatar użytkownika polskie-forum.pl

4. Pamiętniki z Rosji - cd.

środa W domu byliśmy o godzinie 0:30. Ległem na łóżku po to, aby Kolia obudził mnie o 7 rano. Najwyraźniej sam nie mógł spać i postanowił wcześniej pojechać do biura. Pojechaliśmy więc. Nowy technik, Siergiej przyjechał z godzinnym opóźnieniem. Został obrzucony przez Kolię wiązanką niewybrednych epitetów na 140 decybeli. To ulubiona rozrywka Kolii na początek pracy. Na koniec dnia z kolei dzwoni do Moskwy, do Tatiany, aby na nią wydzierać się za nieróbstwo wszystkich pracowników rosyjskiej centrali. Pojechaliśmy do Efremowa, mieściny odległej o 120 km od Tuły. Wyjechaliśmy po 11 zamiast, tak jak w planie o 9:00. O 16 mieliśmy umówione kolejne spotkanie w Tule a w Efremowie chcieliśmy jeszcze „zapolować” na nowych klientów. Krótko mówiąc z czasem było krucho. Po drodze słuchałem ruskiego mordodarcia, które ktoś przez pomyłkę nazwał muzyką. Na pełnej parze. Kolia inaczej nie umie słuchać muzyki. Chwilami ścisza – wtedy sam się drze. No i te jego papierosy. Dojechaliśmy do klienta i szybko zapomniałem o wczorajszych flanelach. Jego zakład, jak jakaś oaza na tej pustyni, sprawiał nawet całkiem przyzwoite wrażenie. Co ważne – w środku było ciepło. To jest w Rosji naprawdę ważne. Zrehabilitował się za wczorajszą aparycję. Za to Kolia zapomniał spakować połowy jego zamówienia (no, powiedzmy, że mniejszej połowy) bo jak twierdzi, była na drugiej stronie i zapomniał odwrócić kartkę. Za to wydarł się na swojego Siergieja, że „jutro debilu przywieziesz to tutaj i chuj mnie obchodzi, że masz popsuty samochód”. Kolia lubi demonstrować swoją władzę. U każdego klienta podkreśla, że jest „generalnym dyrektorem firmy …”. Nigdy nie powiedział, że jest dyrektorem – zawsze generalnym. Oprócz generalnego dyrektora w jego koncernie pracuje jeszcze technik księgowa i dwóch chłopaków z magazynu. Aż trudno zapamiętać imiona wszystkich pracowników. Ale on jest najważniejszy ze wszystkich dyrektorów w tej firmie. Po paru dyskusjach zostawiliśmySiergieja, Bartka i Maksima, żeby zmontowali z klientem pierwsze okna i zainstalowali mu program. Pojechaliśmy polować. Kolia jednak szybko stwierdził, że jest już za późno i musimy wracać od razu do Tuły. Niemal siłą zmusiłem go do wstąpienia do jednego dealera. Nie żałuję – dał nam kontakt do producenta. W przyszłym tygodniu spróbujemy do niego zajechać. W drodze do Tuły zadzwonił Janusz. Jak zwykle nic nie załatwił z naszymi wizami. Tym razem zabrakło paru papierków, których braku jeszcze dwa dni temu sympatyczna pani z okienka nie widziała. Jest też podobno jakiś problem z moją wizą jednorazową – ale Janusz nie umiał mi powtórzyć jaki. Termin jego wizy niedługo upływa – to przestaje być śmieszne. Był załamany, słychać było w głosie – rzadko widzę (słyszę) go w tym stanie. Poleciłem mu, żeby jechał już do domu i walnął sobie setkę. Myślę, że nie posłuchał. Przynajmniej z tym pierwszym. Załączam zdjęcie toalety z przydrożnej stacji paliw i kawiarni. Ten poziom być może już odpowiada zakładanym standardom po dokonaniu oszczędności u nas w firmie. Zdjęcie mówi za siebie i na próżno tam szukać sedesu. Widać też, że nie każdy ma dobrego cela... Po drodze samochód Kolii zaczął sygnalizować, że nie ma hamulców. Trochę się spękaliśmy ale okazało się, ze są. Może po prostu psikus elektroniki. W tych temperaturach wszystko wariuje. Pojechaliśmy dalej. Dojechaliśmy do Tuły. Zadzwonił facet, z którym się umówiliśmy na 16. Chcemy go zwerbować od konkurencji. Nie ma czasu, żeby dziś się spotkać. Super. Mogliśmy spokojnie zostać w Efremowie – ale i tak już mleko się rozlało. Kolia, który nie może się z niczym wyrobić postanowił więc wpaść do znajomego klienta na herbatę. Szczerze mówiąc nie wiem po co, zaczął mu wciskać nasz program, co mu zresztą subtelnie wyperswadowałem. Skończyliśmy na dyskusji o saunach i nauce chińskiego. Takie tam pogaduchy. Przyjechaliśmy do biura. Jest po 20:00, czekamy na chłopaków. Nie wiadomo kiedy wrócą i co nas jeszcze dzisiaj czeka. W domu, późnym wieczorem Kolia nie dał mi żyć. On musi z kimś rozmawiać – na żywo lub przez telefon, z kimś się kłócić, jeść, wrzeszczeć, palić papierosa lub siedzieć na internecie. Jeśli nie robi żadnej z tych rzeczy czuje pustkę. Chodził więc za mną jak ogon i pytał co robię, o czym myślę, kto dzwonił, co powiedział itp. Koszmar. Ani chwili intymności i spokoju.
Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika polskie-forum.pl

5. Pamiętniki z Rosji - cd 2.

czwartek Kolia obudził mnie tym razem o 7:30 pytając czy czuję zapach krwi. Ja, nieco zdezorientowany spytałem o co mu chodzi, na co mi odpowiedział, że prawdziwy myśliwy musi czuć zapach krwi a my dziś jedziemy polować na klientów. No dobra, pomyślałem, jedziemy polować. Wczoraj zrobiłem zakupy, więc lodówka dziś nie była pusta. Przyjechaliśmy do biura niemal równo z Jurkiem, Bartem i Maksem. Dziś miał się odbyć kolejny montaż okuć u klienta w Michajłowie, 120 km od Tuły – jednak w kierunku Riazania. Chłopaki wyjechali o 10:00 – czyli wszystko w porządku. Kolia krzątał się bezładnie do ok. 12:00, po czym oznajmił mi, że jedziemy polować. Spytałem, czy jest sens zabierać komputer, na co otrzymałem odpowiedź odmowną. Wziąłem więc parę folderów, wizytówki, notes i wsiadłem do samochodu. Droga była koszmarna. Wąska, dziurawa, zalodzona, kiepsko oznakowana. Na szczęście mieliśmy opony z kolcami. Wszędzie leżał śnieg i wciąż padał nowy. Kolia znalazł pretekst, żeby się wydrzeć na naszych chłopaków, gdyż o 12:30 jeszcze nie byli na miejscu. Zrobił to dość niewybrednie wyzywając swoich kolegów od „jobnutych pizdobołów” czy czegoś takiego. Pytał gdzie się obżerali i czy wreszcie wezmą się do roboty. Brakowało im jeszcze 50 km do Michałowa. W Rosji trudno przewidzieć, ile trwa przejechanie zimą 50 km. Po drodze zadzwonił do kolegi, który miał nam przedstawić nowego klienta w Bogorodzicku (połowa drogi do Michajłowa). Nie miał teraz czasu, więc umówiliśmy się, że wpadniemy w drodze powrotnej. Spojrzałem na zegarek. Była 13:30 a my mieliśmy jeszcze spotkanie w Michajłowie. Nic nie jedliśmy od śniadania. Wtedy Kolia zauważył szyld „drzwi i okna” i jakiś zakład. Rzucił ruskie „O KURWA”, stanął na środku drogi, zawrócił i wjechaliśmy w jakieś zabudowania. Był tam jakiś sklep opisany jako „okna”. Zajrzeliśmy tam. Nie mieli okien, ale za to mieli prawie wszystko potrzebne do ich produkcji. Oprócz naszych wyrobów. Co za szczęście. Wcisnęliśmy im więc co nieco – mało tego, stał u niego w kolejce jakiś mały producent okien – z nim też przy okazji porozmawialiśmy i wymieniliśmy wizytówki. Prawdopodobnie oboje będą u nas kupować. Popracujemy jeszcze nad tym. I tak powinno być w każdym banku. Dojechaliśmy do Michajłowa, posiedzieliśmy u klienta. Chłopaki skończyli robić okna. Jedne drzwi stały do góry nogami, więc się śmiałem, że pomylili zawias górny z dolnym, szyba powinna być u góry a nie na dole i na dodatek otwierają się na lewo zamiast na prawo. To tak, żeby uprzedzić atak Kolii na swojego technika u klienta. W końcu nie widział go jakieś 4 godziny a ostatnio darł się na niego przez telefon. To nie to samo. Wracaliśmy. Chłopaki pojechali swoim samochodem, ja z Kolią. Zatrzymał się przy pierwszej restauracji. Zjedliśmy coś i pojechaliśmy dalej. W Nowomoskowsku, po drodze, przypomniał sobie, że mieliśmy wpaść do klienta z Bogorodzicka. Wymyślił więc, że pojedziemy z naszym Bartkiem, jako technikiem. Zadzwonił do chłopaków. Też byli w Nowomoskowsku, ale za nami. Również coś jedli. Mieścina miała może 15 km długości. Zatrzymał się więc przy wyjeździe z miasta i czekaliśmy. Czekaliśmy. Czekaliśmy. Minęło pół godziny. Zadzwonił mocno podirytowany do swojego technika. Ten zapewniał, że już podjeżdżają. Tak minęło kolejne pół godziny. Sam się zacząłem zastanawiać, jak długo można jechać 15 km. Dorwał komórkę. To było straszne. Darł się, pluł na kierownicę, machał łapami, wyzywał go od najgorszych niekompetentnych debili. Ten facet ma gardło nie do zdarcia. Za 5 minut podjechał ich samochód. Bartek zaczął niemal swoim ciałem zasłaniać technika Kolii i go tłumaczyć, że to nie jego wina i że zgubili się po drodze. Jak Kolia się wykrzyczał to zorientował się, że jest już za późno, aby jechać do klienta. Bartek nie był nam już potrzebny. Czekaliśmy więc na marne. Kolia stwierdził, że pojedziemy do hotelu, tam przenocujemy i rano uderzymy do klienta. Do Tuły było tylko 70 km więc usilnie go namawiałem, żeby przenocować w domu i rano przejechać. Bez skutku. Kolia jest generalnym dyrektorem i wszystko wie najlepiej. Jechaliśmy więc do hotelu. Nie miałem ze sobą nic. Ani ładowarki do telefonu, ani szczoteczki do zębów ani majtek na zmianę. Kasa w kieszeni już mi się kończyła a karta VISA w tych okolicach nie jest znana właścicielom hoteli. Umówiliśmy się więc, że weźmiemy dwuosobowy pokój i Kolia za niego zapłaci. Perspektywa kolejnej nocy z Kolią w jednym pokoju (oby nie łóżku, choć i tak już bywało) przepełniła mnie nieopisaną radością. W Bogorodzicku czekał na nas poznany przez internet kolega Kolii. To on naprowadził go na ślad klienta, którego jutro z rana mieliśmy odwiedzić. Podjechaliśmy do motelu. Twarz Kolii rozjaśniała, gdy zobaczył, że jest w nim działająca sauna. Plan na wieczór był więc prosty. Wpierw pijemy w restauracji, potem w saunie a potem się zobaczy. To jedno Kolia potrafi planować. Moja deklaracja abstynencji rozczarowała Kolię dość poważnie. Po kilku zapewnieniach, że nie mam zamiaru dzisiaj pić Kolia ze swoim kolegą zabrali się za dzieło. Dalej było coraz gorzej. Kolia, jako generalny dyrektor przyjął swojego kolegę do pracy. Przy obiecywanej pensji, jak na moją orientację, dwukrotnie przekroczył budżet, którym dysponował. W saunie omówili już plan wypowiedzenia poprzedniej pracy. Dobrze, że nie było kartek A4 bo by jeszcze podpisali umowę. Moje próby wytłumaczenia Kolii, żeby poczekał z robotą do jutra i załatwiał takie sprawy na trzeźwo spełzły na niczym. Po saunie poszliśmy do pokoju. Chciało mi się spać. Kolia natomiast w szampańskim humorze włączył swojego laptopa, przez komórkę połączył się z internetem i głośno komentując pokazywał coś swojemu koledze. Było już grubo po północy. Z samego rana musieliśmy wyjeżdżać. W końcu obaj opuścili pokój. Zasnąłem. Obudził mnie Kolia wracający ok. 4 do pokoju. Zapewne zarysowali już ze swoim kolegą biznesplan na najbliższe dwa lata. Tylko po co, i tak go zmienią…
Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika polskie-forum.pl

6. Pamiętniki z Rosji - cd 3.

piątek Rano pojechaliśmy do klienta. I to był jeden z tych dni dla których warto pracować. Klient zainteresowany, miły. Zaczęliśmy mu więc przedstawiać na Kolii laptopie nasz program do produkcji okien. Kolia jednak przedtem długo bawił się w nocy swoim laptopem i nie wziął ładowarki. Tak więc po narysowaniu ramy okiennej bateria odmówiła współpracy. My w trójkę, i co gorsza, zaintrygowany tematem klient, ujrzeliśmy czarny ekran. Wyratowałem sytuację opowiadając czego to jeszcze nasz program nie potrafi i umawiając się na prezentację w biurze Kolii wraz z właścicielem firmy. Potem poszliśmy zwiedzać halę produkcyjną. Miała ponad 2 000 m2. To było stanowczo za dużo jak na niego. Tłumaczył się, że planuje komuś podnająć część. Tak czy inaczej – klient ciekawy – umówiliśmy się na kolejne spotkanie. Powinno się coś urodzić. Wracaliśmy więc w szampańskich nastrojach do Tuły. Przed nami było trochę formalności, spotkanie z gościem od konkurencji i droga do Moskwy zaśnieżonymi drogami. Potem jeszcze 3 godziny stania w stołecznych korkach i o 21 byliśmy wolni jak ptaki. Weekend się zaczął. Kolejny tydzień zapowiada się jednak mniej wesoło. Mam go spędzić w stolicy. I tu jestem winien małe wyjaśnienie. Kolia mimo wyżej opisywanego zachowania zasługuje, mimo wszystko, na miano pracownika roku naszej rosyjskiej filii. W Moskwie jest tylko gorzej. Marazm, nieróbstwo, spychologia, defetyzm i to wszystko firmowane postawą dyrekcji firmy, która nie ma elementarnego pojęcia o prowadzeniu biznesu. Klienci kupują tu już tylko z przyzwyczajenia i lenistwa. Niektórzy odchodzą, nowi rzadko przybywają. Pytanie – jak długo to jeszcze wytrzyma. sobota, niedziela Weekend minął pod znakiem wiatrów śniegu i deszczu. Jakakolwiek wyprawa „na zwiedzanie” byłaby przyjemnością czysto masochistyczną. Biedny Bartek musiał się nieźle wynudzić w hotelu na tym wygwizdowie. Ja się ratuję chodząc na siłownię, basen i saunę. To tutaj jedyna rozrywka. W firmie liczy się, że miałem wolny weekend i nie pracowałem. Cóż, kto nie był, nie widział – nie ma pojęcia o czym mówi. Ale to już inny temat…
Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika TW Petrus13

7. Dziękuję

aż sie popłakałe ze smiechu,uważam że powinieneś pisać.Może książeczki małego formatu?.A przeciez to też instrukcja na przyszłość dla ewentualnych samobójców. To już koniec opowiadania ? :(,szkoda współczesy western :) jeszcze raz dziekuję i pozdrawiam ciepło


 

avatar użytkownika Lancelot

8. Ale ubaw

Dawno się tak nie uśmiałem, tym bardziej, że pamiętnik pisał facet który Rosję zna z opowiadań ( albo ma niesamowicie bujną wyobraźnię) a nie z autopsji. No ale każdy sposób jest dobry aby wrogowi dołożyć. Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika TW Petrus13

9. Ubaw zrobiłeś sam z siebie

nie mogłeś się powstrzymać żeby nie przyłozyć? :(,żyjesz tym prawda!.Coś tym zzyskał dla siebie?,nawet gdyby fantazjował nie wolno mu???.To jest ostania moja uwaga pod Twoim adresem!,obiecuję Ci że bedę Cię omijał z daleka! pa!


 

avatar użytkownika polskie-forum.pl

10. Tak, być może sobie to

Tak, być może sobie to wszystko zmyśliłem i Rosję znam z opowiadań :D Cóż, nie polemizuję o Rosji z tymi, co nie mają o niej bladego pojęcia a szarogęsią się, jakby cokolwiek o niej wiedzieli. Szkoda czasu. Wszystko co opisałem miało miejsce, zmieniłem tylko imiona oraz jest dalszy ciąg, ale to może już nie dziś, Jakby ktoś nie mógł wytrzymać, to całość pamiętników mam pod linkiem: http://polskie-forum.pl/viewtopic.php?f=7&t=153 Są tam też zdjęcia ;)
Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika TW Petrus13

11. Kolumb

ja jeszcze raz ci dziekuję za opowiadanie! :).Miałem kiedyś kontak z Rosjanami lata 75 -80,budowali u nas Kombinat Ogrodniczy.Mnie szczególnie interesowały istalacje orzewania szklarni,oraz automatyka tam stosowana.Historie które tam przeżyłem bywały czasem tak zabawne,jak te które Ty opisałeś. Nie mogę ich jednak opisać,bo do zrozumienia zaistniałych sytuacji jest potrzebna fachowa wiedza.Wtedy też może okuto o nich powiedzenie,ze most budowali,a rzekę póżniej :p.Nadal uważam ze autor ma prawo zmieniać fabułę opowiadania,toż to jest wspaniała satyra.Śwp.Bułat Okudżawa gdyby to czytał,też pewnie ryczałby ze śmiechu.Dzięki za link,idę po resztę :* pozdrawiam ciepło! hej! ps.obrazki się nie otwierają :(


 

avatar użytkownika polskie-forum.pl

12. obrazki poprawione

Poprawiłem, już się otwierają. Warto obejrzeć ;)
Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika TW Petrus13

13. Kolumb

dzięki :).Nie przejmuj się głupimi wpisami userów,z czasem załapią i będzie wszystko ok!.Chciałbym się jakoś zrewanżować,i pomyślałem o laptopie.Ale jesli się nie czujesz na siłach,lepiej korzystać z gotowych "kit-ów - gotowa płytka z elektroniką!".Aku w lapku ma ograniczoną pojemnośc,ba jest wrażliwy na spadki temperatury otoczenia - czyli traci pojemość.Dlatego lapek Wam padł!.Pooglądaj swój!.Popatrz na tabliczkę na zasilaczu (to małe pudełko ma przyklejoną nadrukowaną folię - spisz wasrtosci napiecia i mocy dostarczanej do "lapka",jeśli da się sprawdź aku (akumulator wbudowany do lapka,czasem bywa pod plastikową klapkę) spisz napięcie w Voltach i pojemnosc w amperogodzinach = łapiesz ;). Zasilacz ma wydajność mocy taką,że może zasilać "lapka" bez aku!.Różnica napięć między aku,a zasilaczem do kompa. jest potrzebna po to żeby (stosowana elektronika,regulator prądu,zasilania,i ładowania aku) mogła prawidłowo działać.I teraz do sprawy: jesli Twój aku ma napięcie 9 - 12 wolt,masz szansę zasilać lapka z aku który jest w Twim samochodzie,bo aku w samochodszie jest ładowane do napięcia max 15 wolt.Jesli aku w Twoim lapku ma wyższe napięcie niż 15 wolt,można stosować konwerter napięć (w naszej branzy zwana, przetwornicą napięć).Myslę że firmę w której jesteś zatrudniony,stać na takie urzadzenie do bezawaryjnej pracy laptopa!.Prawie każdy samochód posiada gniazdo zapalniczki,i jest uzywane nie tylko do zapalania paierosa!. Aku samochodowe ma o wiele wiekszą zgromadzodzną moc niż aku w lapku = łapiesz :) kłaniam się ps.nie obawiaj się manipulowania przy kompie,wszyskie dostępne łącza - gniazdo zasilania (uważaj na polaryzację,jest zaznaczona grafiką na zewnetrzym zasilaczu = to małe pudełko dołączane z zewnątrz),łącze USB - tu okreslona jest wydajność - w instrukcji na ogólnym rys. znajdziesz to które jest najmocniejsze!.Stosuj drivery firmowe dostosowane do zainstalowanych kart,unikniesz większości problemów z wirusami!.To narazie tyle hej!


 

avatar użytkownika Lancelot

14. Petrus

Obiecałeś już dawno, ale widocznie twoje obietnice....,), to obiecanki cacanki a głupiemu.... ;) Twojemu kumplowi zaś co napisał:"..Cóż, nie polemizuję o Rosji z tymi, co nie mają o niej bladego pojęcia..." :) Otóż drogi kolego od roku 1992 pracuję z firmami rosyjskimi w dziedzinie budownictwa (M/in. w dziedzinie stolarki budowlanej) i częściej niż w Polsce przebywam w Rosji (Aktualnie od 1/2 roku tam przebywam bez przerwy i mam bardzo trzeźwą ocenę stanu faktycznego), także faktycznie ze mną nie podyskutujesz.Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika TW Petrus13

15. Lance

współparacuj i pisz!,moze ktoś przeczyta :p,jednak uważam że brak ci polotu i odrobiny kultury osobistej! pa! czyli koniec bajki!


 

avatar użytkownika TW Petrus13

16. i jeszce jedno!

sroce spod ogona nie wypadłem,jesli admini tego forum zrobili cię mod,to dogadaj sie z nimi,ja polecam ci ramiona aspiryny! :p.Decyzja czy tu zostanę czy nie nie nalezy do ciebie a do,no do kogo?.Czas synku dorosnąć!


 

avatar użytkownika polskie-forum.pl

17. "Twojemu kumplowi zaś co

"Twojemu kumplowi zaś co napisał:"..Cóż, nie polemizuję o Rosji z tymi, co nie mają o niej bladego pojęcia..." :) Otóż drogi kolego od roku 1992 pracuję z firmami rosyjskimi w dziedzinie budownictwa (M/in. w dziedzinie stolarki budowlanej) i częściej niż w Polsce przebywam w Rosji (Aktualnie od 1/2 roku tam przebywam bez przerwy i mam bardzo trzeźwą ocenę stanu faktycznego), także faktycznie ze mną nie podyskutujesz." Ja nie kwestionuję podawanych przez Ciebie informacji, więc nie wiem czemy Ty kwestionujesz podawane przeze mnie. Zachowałeś się niedojrzale to dostałeś po nosie. Jeśli dalej uważasz, że fantazjowałem, to zapraszam do obejrzenia zdjęć: http://polskie-forum.pl/viewtopic.php?f=7&t=153 Nie uważam Rosji za swojego wroga, tak jak sugerujesz i co również odbieram, jako mało dojrzałą ocenę tego, co napisałem. To, że rzeczywistość rosyjska bardzo odstaje od naszych przyzwyczajeń i standardów jest faktem. Jeśli siedząc tam od 1992 roku jeszcze tego nie zauważyłeś, to Twoja sprawa.
Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika Lancelot

18. Petrus

No cóż Petrusie zasię ci do aspiryny bo ona ci nie pomoże. A czy sroce spod ogona wypadłeś? Nie wiem, mnie tam nie było, nie interesuje mnie kompletnie czy tu zostaniesz czy nie, to twój cyrk i twoje małpy, więc ty decydujesz. Odpowiedziałem ci bo sam zadeklarowałeś: "..To jest ostania moja uwaga pod Twoim adresem!,obiecuję Ci że bedę Cię omijał z daleka!!.." Więc nie masz się co "wypinać" po medal, dotrzymaj obietnicy i wporzo. bpzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika Lancelot

19. Kolumb

Stary nie masz się co obrażać i nadymać, to co napisałeś przeżyłem na własnej hm...;), ale z 14-15 lat temu, teraz jest to nieaktualne, jeżeli cię to interesuje to fotek mogę ci przysłać z 1000 z całej historii mojej współpracy z ruskimi. Ubaw setny chciałeś aby było śmiesznie i było. - serio, u nas nie zrobiono NIC!! Sorry POzwolono sprzedać i przesrać prawie cały majątek narodowy. Pokaż mi jakiś wybudowany nowy Polski zakład produkcyjny czy elektrownię, czy w końcu rafinerię możesz ?? NIE bo nic takiego nie zrobiono!! Rozszabrowano lub przewrócono w gruzy, sprzedano za bezcen to co nasi ojcowie i w dużej mierze my sami zbudowaliśmy 400 mld papiera POszło do złodziei i ty mi piszesz, że rzeczywistość rosyjska odstaje od naszych standartów??? Jakie to standarty?? Bezrobocie, nieróbstwo, qrestwo, bandytyzm itp. Rzeczywiście od tych standartów odstają na 100%. Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika joanna

20. ....jakie to standarty??

Bezrobocie, nieróbstwo, qrestwo, bandytyzm itp...... To jest diagnoza choroby , jakie lekarstwo nalezaloby zastosowac by przywrocic pacjentowi zdrowie? Mam nadzieje ze sytuacja nie nabrala rozmiaru epidemi.
joanna
avatar użytkownika Lancelot

21. Joanna

"..jakie lekarstwo nalezaloby zastosowac by przywrocic pacjentowi zdrowie?.." Napalm i cały arsenał od A do N, a potem zbudować nowy kraj.Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika joanna

22. Lancelot

He,he.. widze ze chcesz zostac tutaj sam...
joanna
avatar użytkownika polskie-forum.pl

23. do Lancelota

Jakbyś zadał sobie choć odrobinę trudu intelektualnego, to zauważyłbyś na zdjęciach (link podałem), że samochody są współczesne a nie sprzed piętnastu lat. Cała historia to 2008 rok. Tak więc zarówno opowieści, jak i zdjęcia są jak najbardziej aktualne. Tak w Rosji właśnie wygląda rzeczywistość. Po prostu ją pokazałem. Ocenę pozostawiam już innym. Najbardziej szokuje właśnie fakt, że opowieść jest jak najbardziej współczesna a nie sprzed 15 albo 45 lat. Także po raz kolejny (pierwszy raz to był zarzut, że sobie to wszystko zmyśliłem) nie trafiłeś, choć podobno jesteś tak wytrawnym znawcą Rosji. Zaczynam w to coraz bardziej wątpić.
Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika mariko

24. Kolumb...

Niestety, takie "wychodki" byly /nie wiem czy jeszcze/ w restauracji w Niechorzu w 1960 r. Takie same widzialam tez i korzystalam na dworcu w Tarvisio na granicy wlosko-austriackiej. Wynika z tego, ze to jednak zachod. Jakas analogia do polskiej obecnej gospodarki jednak jest, z pewna roznica- w 1945 r. Rosjanie demontowali co sie dalo i wywozili do Rosji dla wypelnienia zlomem /i nie tylko/ swoich rowow, natomiast obecnie co nie co z rozkladanego na lopatki polskiego przemyslu sie sprzedaje w celu dokonczenia rozlozenia na lopatki, co czesto kupujacy z radoscia czyni. Tak wiec Lancelot ma racje. Dzisiaj uslyszalam, ze "procedury" bankowe majace uratowac kredytem Zaklady Chemiczne w Policach trwaja juz 9 m-cy i tak ma byc.
avatar użytkownika polskie-forum.pl

25. do Mariko

Nie polemizuję z Lancelotem o polskiej gospodarce. Temat blogu dotyczył Rosji. Zarzucił mi: 1) Że Rosję znam z opowiadań i sobie wszystko zmyśliłem. 2) Że takie wydarzenia mogły mieć miejsce, ale nie teraz, tylko 15 lat temu. W tych dwóch punktach nie ma racji i stąd moje sprostowania.
Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika Lancelot

26. Kolumb

Łatwiej pyłek w oku "wroga" dostrzec, niż słup telegraficzny we własnym. Po jaką cholerę tam jechałeś jak ich tak nienawidzisz i obsrywasz??? Ach zapomniałem pracujesz dla niemieckiej firmy - to dużo wyjaśnia ,) Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika Egon

27. Sz.Lancelocie

Czemu od pewnego czasu tak jeździsz po bandzie ? Uważałem Ciebie za porządnego gościa. Kiedy pewna pani poszła sobie stąd,nie możesz jakoś dojść do siebie ? Czemu? Pozdrowienia.
avatar użytkownika Lancelot

28. Egon

Nie bardzo rozumiem, o jaką panią chodzi i co to za afera, czyżbym coś przeoczył troszkę mnie tu nie było i może mnie coś ominęło i stąd moja "jazda po bandzie".Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika Egon

29. Lancelocie

Takie skojarzenia,ale to historia i właściwie nie ma do czego wracać. Szukasz dalej swego miejsca,jak każdy z nas. Znajdziesz,wiara czyni cuda. Pozdrowienia.
avatar użytkownika TW Petrus13

30. polskie-forum.pl

Masz prawo prosić Admina o zablokowanie wątku! już u Ciebie na forum wyjaśniłem - jak to było w kuchni linuksowej która była tu,i musiałem ją usunąć.Niestety niektórzy wciąż są w okresie wzrastania,stad im się nudzi ;) Egon : pozdrawiam ciepło :) szkoda Twojego czasu


 

avatar użytkownika polskie-forum.pl

31. Petrus

Niektórzy są w okresie (emocjonalnego) wzrastania, to widać. Nie ma sensu blokowac wątku. Zresztą chciałbym wkleić dalszy ciąg pamiętników. Demokracja polega na tym, że każdy może wyrażać swoje zdanie. Choć wiadomo, że nie każda głowa waży tyle samo ;) Zarzucanie mi, że niewiadomo po co tam jechałem, skoro ich tak nienawidzę, albo, że pracuję dla niemieckiej firmy jest już desperacką próbą odwrócenia uwagi od swojej porażki na gruncie merytorycznym. Nigdy nie pisałem, że nienawidzę Rosjan. Nic takiego nie wynika również z moich wspomnień. Po prostu przerosła mnie ta rzeczywistość i zechciałem ją opisać, abym nie tylko ja mógł poczuć jej smak. Stwierdzenie, że sobie to wszystko zmyśliłem powaliło mnie. Nie mam aż tak bujnej wyobraźni. Jeśli ktoś uważa, że ma więcej niż ja do powiedzenia o Rosji to śmiało, z pewnością są tacy ludzie. Niech więc wkleją swoje wspomnienia, napiszą coś od siebie. Sam chętnie poczytam i napewno nie będę z nich szydził, choćbym nawet postrzegał Rosję z innej perspektywy. Bazowanie na "czepianiu się" wypowiedzi innych zamiast pisania od siebie jest tylko nowoczesną, internetową odmianą pasożyta. Musimy się po prostu nauczyć z nimi żyć. Cechą wspólną przedstawicieli tego gatunku, jest fakt, że niezależnie jak bardzo zostaną powaleni na gruncie merytoryki dyskusji, będą podnosić głowę, sypać piaskiem w oczy i krzyczeć coraz głośniej. Nie potrafią się wycofać w obliczu swej kompromitacji. Narazie tyle...
Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika TW Petrus13

32. Kolumb

pisałem o zablokowaniu wątku,tylko dlatego żeby uciąć dyskusje,nawet dla samego zainteresowanego.Nic nie dzieje się przypadkiem,człek strzela Pan Bóg kule nosi.Ja Twoje notki odebrałem jako satyrę,sam mógłbym pisać o IQ,automatyków i ciepło-techników radzieckich z którymi miałem kontakt.Ale wykłady na temat wiedzy fachowej (tej ich dotyczącej)są nudne.Mi bardzo się spodobała Twoja notka (i nie tylko mi!),dlatego prosiłem o jeszcze.Jeśli ktoś nie rozumie satyry - niech spróbuje poczytać,posłuchać co Niemcy i Rosjanie sami o sobie z kpiną mówią i piszą. I to wszystko!.I kończąc jeśli to nie jest koniec Twojego opowiadania,proszę o jeszcze :).Dostałem z forum elektronicznego (już nie istnieje) prezentację radzieckich dróg sikałem ze śmiechu. Więc jeśli masz jeszcze coś,czekam z niecierpliwością.Ba jestem pewien że sami Rosjanie jeśli tu czytają wyją z uciechy! pozdrawiam ciepło!


 

avatar użytkownika polskie-forum.pl

33. ciąg dalszy

Oczywiście, że Rosjanie wyją ze śmiechu. To generalnie, bardzo wesoły naród. Bohater opowiadania Kolia też jest swego rodzaju maskotką budzącą uśmiech na wielu twarzach w Moskwie. W rzeczywistości ma inaczej na imię, ale to wolę zachować dla siebie. Reszta się zgadza. Mam gdzieś fotki ich dróg. Temat rzeka. Popiszę jeszcze o tym. Środa: No i doczekałem się, znowu w Tule. Miesiąc bez Kolii dłużył się strasznie. Kto wymyślił te święta? Na szczęście już po wszystkim. Tak więc zadaniem tygodnia było podejście dwóch dużych klientów w okolicy. Zaczęło się niewinnie. Pojechaliśmy w poniedziałek wieczorem z Moskwy do Tuły i już o 21 byliśmy na miejscu. Sauna, pogadaliśmy trochę - nic specjalnego - nudy można by rzec. Wtorek, minął pod kątem składania deklaracji VAT-owskiej oraz walki z wirusami komputerowymi. Ciekawie miało być od środy. Wstaliśmy ok 8 rano i spakowaliśmy rzeczy, gdyż po południu mieliśmy udać się do hotelu do Lipecka, 270 km na południe od Tuły. Chcieliśmy tam podjechać do dużego klienta. Zaczęło się już rano. Janek zadzwonił do mnie zrozpaczony, że nasz szanowny dział eksportu fakturuje nowego i poważnego klienta z Moskwy jakimiś dziwnymi cenami. Faktycznie, niektóre elementy były sprzedawane z marżą 400% a inne po jednej trzeciej ceny zakupu. Logiki jak zwykle żadnej, ale do tego zdążyłem się już przyzwyczaić. Prowadząc biuro w Chinach sam przygotowywałem oferty - nikomu w tym zakresie nie ufając. Jak widać, robiłem dobrze. Janek pisał maile, otrzymując automatyczne odpowiedzi od kolegów, że być może zapoznają się z treścią jego pretensji za tydzień. Musiał się mocno zdenerwować brakiem reakcji na jego uwagi, bo kolejny telefon wiązał się z poważnymi pretensjami do mojej osoby. Czymże sobie na to zasłużyłem? A to już dłuższa historia. Otóż po tym jak wyłączono mi możliwość rozmów międzynarodowych na rosyjskiej komórce ze względu na fakt, że ... za dużo dzwoniłem do Polski, Niemiec i do Chin (były to oczywiście rozmowy służbowe, z niewielkim udziałem prywatnych) pozostały mi międzynarodowe smsy. Na szczęście są one tanie, jeden kosztuje ok. 5 groszy. Nie zważając więc na koszta, smsowałem sobie do woli. Wysyłając 10 smsów dziennie po miesiącu ich liczba osiąga imponujące trzy setki - to prosta matematyka - zdawałoby się. Wracając więc do pretensji Janka: okazało się, że wysłałem w miesiącu aż 400 smsów. Wykrzyczał mi więc, jak bardzo jest tym faktem zbulwersowany. Zadałem więc proste pytanie: ile to wszystko kosztowało, na co otrzymałem odpowiedź, że 300 rubli, czyli z grubsza licząc 30 złotych, albo jak kto woli, 7 euro. Kolosalna kwota. Zaproponowałem więc, że skoro firmy nie stać również na pokrywanie kosztów moich smsów to sam je zapłacę. Pomysł spotkał się z aprobatą. Ostatecznie miałem więc poczucie, że nie naciągam firmy robiącej setki milionów euro obrotu na siedmioeurowe kwoty. Mogłem iść spać z czystym sumieniem. Tak, tym się zajmują nasi „managerowie międzynarodowej klasy”. Ale to był dopiero początek dnia. Miało mi być jeszcze dane dowiedzieć się, czym się ci sami managerowie nie zdążyli zająć. Liczenie moich smsów najwyraźniej zbytnio zaprzątnęło im uwagę. W drugiej połowie dnia dowiedziałem się, że do Lipecka pojedziemy po wizycie naszego nowego dealera z Tweru. Był już w drodze. Hmm, plan napięty. Ale o tym, że Kolia nie potrafi planować czasu zdążyłem się już przekonać. I tym razem nie było inaczej. Tak więc po obiedzie wziął się za przygotowanie oferty dla naszego klienta z Lipecka. Czego by nie powiedzieć - czas najwyższy. Podczas nieszczęsnych prób przygotowania tejże oferty okazało się raptem, że nasz program do ofertowania w ogóle nie ma przygotowanej takiej kombinacji produktów, jaka była potrzebna dla tego klienta. Przy kolejnych odsłonach przekonaliśmy się jeszcze, że nawet ceny zakupu tych produktów nie są jeszcze ustalone na nowy rok a i ceny sprzedaży nie zostały zmienione, choć moim zdaniem obowiązkowo powinny. Odpowiadałoby to też naszym „założeniom strategicznym”. Ubaw miałem po pachy, szczególnie w obliczu faktu, iż nasi managerowie zamiast wykonywać swoją pracę zajmują się liczeniem moich smsów, po to aby dojść do kolosalnych kwot rzędu ... siedmiu euro. Kolia sklecił dla największego producenta okien w okolicy jakąś prowizorkę z nadzieją, że rzetelna oferta miała nadejść następnego dnia z centrali. Akurat... Dealer z Tweru zapukał do drzwi naszego biura ok. godz. 20-tej. Po serdecznym przywitaniu z Kolią i długiej dyskusji na temat nieruchomości w Egipcie wybraliśmy się na kolację. Tym razem bez wódki, gdyż obaj panowie mieli dziś przed sobą jeszcze długie drogi. Jakże cieszył mnie ten prosty fakt. Skończyliśmy o 23, po czym ruszyliśmy w drogę. Kolia 10 minut stukał w swojego „Garmina”, który znalazł najkrótszą drogę do celu. Pojechaliśmy zgodnie z jego zaleceniami. Otrzeźwieliśmy w lesie, gdy droga się skończyła i zginęła pod zwałami śniegu. Dalej nic nie było. Zawróciliśmy, by o 23:50 powrócić do Tuły i aby udać się do właściwej drogi, którą Kolia znał. Oj ta technika. Krótko przed pierwszą w nocy ujechaliśmy już ok. 60 km od Tuły i zatrzymaliśmy się na noc w znanym już hotelu w Bogarodzicku. Tam, po próbie rozłożenia prześcieradła, które okazało się być znacznie mniejsze od mojej wersalki udało mi się usnąć. W jednym pokoju z Kolią, ma się rozumieć.
Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika polskie-forum.pl

34. ciąg dalszy

Czwartek

 

Wstaliśmy normalnie, Kolia siedział ok. pół godziny pod prysznicem - rzadko to robił. Ale dziś wielki dzień, jechaliśmy przecież do dużego klienta. Na tą okazję zabrał nawet garnitur. W końcu ciepła woda przestała ciec z kranu, została tylko lodowata. Wtedy Kolia zdecydował się udostępnić mi łazienkę. Mycie było więc dosyć szybkie. Strumienie lodowatej wody spływające po moim ciele sprawiają mi frajdę tylko po wyjściu z sauny. Zjedliśmy śniadanko, dwa papieroski i w drogę.

 

Kolia lubi jeździć zdecydowanie. Rosyjska milicja też lubi takich kierowców - z czegoś muszą przecież żyć. Pierwszy raz zostaliśmy więc zatrzymani ok. 40 minut po wyjeździe. Prędkość. Po 10 minutach wrócił zadowolony, że obyło się na 200 rublach. Jechaliśmy dalej, wyprzedzaliśmy TIRy, których na tej trasie było zatrzęsienie. Przy kolejnym ukazała nam się znowu milicyjna pałka. Podobno kiedyś była tu linia ciągła - tak twierdzili. Kolia z kolei uwielbia się z nimi kłócić. Tak było i tym razem. Było słychać tylko jego, machał rękoma. Wzięli go do samochodu i wyszedł po ok. 45 minutach prosząc mnie o paszport i anonsując, że będę świadkiem. Super, jeszcze to mi było potrzebne. Po kolejnych 20 minutach spędzonych w „mentowozie”, jak to się tu lokalnie określa wyszedł przygaszony. Zabrali mu prawo jazdy i dali jakieś terminowe. Cieszył się, że ma jeszcze amerykańskie. Coż, i tak bywa.

 

Oferty z centrali nie było. W ogóle, podobno, rosyjski dyrektor nie pofatygował się dziś na czas do pracy. Ze względu na kontrole drogowe mamy już niezłe opóźnienie. Czy w ogóle zdążymy dojechać do klienta? Krótko przed Lipeckiem otrzymaliśmy z centrali odpowiedź, że porządnej oferty w ogóle nie będzie. Mamy jechać z naszą prowizorką i próbować coś zdziałać. Czyli wszystko jak zawsze.

 

W Jelecu tankowaliśmy. Zapaliła się lampka rezerwy. Kolia ma 60-litrowy bak a na rezerwie jest ok. 8, czyli można założyć, że brakowało 53 litry. Weszło aż 61. Cuda, po prostu cuda.

 

Zdążyliśmy. Wpadliśmy na godzinę przed końcem pracy. Dyrektora, z którym Kolia był umówiony już nie było. Przydzielili nam szefa logistyki oraz szefa produkcji. Rozmowa nawet się kleiła. Niemniej droga do ew. kontraktu była jeszcze długa i wyboista. Biorąc pod uwagę kompetencje pracowników naszej firmy - raczej mało prawdopodobna. Ale właśnie to jest jednym z powodów dla którego mam tego wszystkiego dosyć.

 

Wieczorem przez godzinę jeździliśmy po Lipecku szukając hotelu. To wcale nie jest takie proste. Hoteli jest niewiele, są drogie a ich standard opłakany. Po długiej dyskusji z taksówkarzami na postoju pod „Gostinicą Sowietskaja” udaliśmy się do najlepszego podobno w mieście „Hotelu Lipeck”. Było całkiem znośnie.

 

Za 1000 rubli na godzinę wynajęliśmy sobie olbrzymią saunę z chłodnym basenem, olbrzymim stołem, fotelami oraz pokojem z łóżkiem „do odpoczynku”. Podobno wszędzie w takich miejscach są kamery oraz wszystko jest nagrywane. W Rosji ważne jest, aby na każdego mieć jakieś kompromitujące materiały. Bez nich przekonywanie ludzi do współpracy bywa trudniejsze. Goście zamawiają więc dziewczyny, beztrosko swawolą a materiały się same zbierają. Ot, jak sprytnie... Po saunie jeszcze tylko przydroga i niezbyt dobra kolacja z kuchenki mikrofalowej, na którą musieliśmy czekać ok. godziny i dzień można było uznać za zakończony.

 

Linia ciągła inaczej (zdjęcie):

Kolumb http://polskie-forum.pl
avatar użytkownika polskie-forum.pl

35. Pamiętniki z Rosji - ciąg dalszy

Piątek Na początek dnia śniadanie w hotelu „Lipeck”. Są dwa piętra do wyboru. Pojechaliśmy na trzecie. Tam w przepełnionym i zadymionym pomieszczeniu dostaliśmy karteczkę z wariantami śniadań. Każdy z nich to, można powiedzieć, pół śniadania. Za dodatkowe dania należy dopłacać. O obsłudze trudnoby powiedzieć, żeby przesadzali z poziomem grzeczności. Zamówilismy więc jajko sadzone z parówką i naleśniki z twarogiem. Od biedy można bylo się tym najeść za dopłatą 240 rubli. Po śniadaniu zadzwonił Janek radośnie obwieszczając mi, że w przyszłym tygodniu udam się na północ Rosji, do Syktywgaru. Moskwa przy tym to tropiki południa. Hmm, nareszcie coś dla mnie. Wyjechaliśmy z Lipecka. Kolia nieznośnie palił przy zamkniętym oknie i głośno słuchał swoich ukochanych Queenów. Należę do osób, które, mówiąc delikatnie, nie przepadają za tym rodzajem muzyki. Kolii ani to, ani fakt, że nie palę w niczym jednak nie przeszkadza. Po ok 20 minutach zatrzymała nas milicja. Kolia jechał ponad 130 na godzinę. Po 10 minutach w mentowozie powrócił. Spytałem: „ile?”. Nie patrząc nawet na mnie odpowiedział półgębkiem: „pięćset”. Odpalił samochód i gnał dalej jak opętany. Dojechaliśmy do miejsca w którym wczoraj Kolii zabrali prawo jazdy. Linii ciągłej nie było widać już zapewne od lat. Ale milicja zapewne pamięta czasy, kiedy była ona widoczna i zamiast zlecić jej odnowienie wolą tam stać i naciągać kierowców na łapówki. Dziś też stali - ale już inna ekipa. Zwolniło się miejsce po kolegach - a było wręcz idealne. Prosta droga, widoczność na kilomnetry, TIR wlekący za TIRem i linia ciągła, której nie widać. Obrazek załączony powyżej. Któżby tam nie wyprzedzał. Kolia zatrzymał się w celu rozpoczęcia kłótni z dzisiejszymi „mentami”. Tak też zrobił. Pogadał sobie, straciliśmy kolejny kwadrans. O 13 dojechaliśmy do klienta w Efremowie, który zażyczył sobie instalacji naszego programu do produkcji okien. Jeśli wszystko jest w porządku, trwa to około kwadransa. Ale w Rosji nigdy nie jest wszystko w porządku. Okazało się, że na komputerze klienta wirus śpi na wirusie. Przez pierwsze 45 minut usuwaliśmy je więc. Potem okazało się, że mozolnie przez naszych informatyków przygotowywany program instalacyjny melduje kolejne błędy. Tak więc kombinowaliśmy, dzwoniliśmy i sklejaliśmy nasz program po kawałeczku. Po dwóch godzinach udało się go uruchomić. Szczęście. Kolejny raz jakoś się udało. Raczej bym tego nie powtórzył. Przed 16 kontynuowaliśmy podróż w kierunku Tuły. Dojechaliśmy o 18. 2 godziny siedzieliśmy w biurze, gdyż Kolia próbował „postawić” serwer, który po raz kolejny odmówił posłuszeństwa. Nie udało się. O godzinie 20 wzięliśmy serwer do samochodu i udaliśmy się w kierunku Moskwy. Po drodze wpadliśmy do mieszkania, gdyż Kolia zapomniał wziąć swoich garniturów. Tak więc o 20:50 byliśmy na drodze wyjazdowej na Moskwę. I wtedy miało się stać najgorsze. Powiedziałem Kolii, żeby nie szalał i jechał zgodnie z przepisami, co skwitował tylko stwierdzeniem, że on jest „profiesionałem” i wie jak ma jeździć. Za mniej więcej minutę zatrzymała nas milicja za prędkość. Kolia wypadł z samochodu jak dziki, zaczął się drzeć na milicjanta, że zmierzył nie jego prędkość, tylko smochodu przed nim, po czym, nie dając dojść mu do słowa pokazał słynne „fuck you” oraz wsiadł do samochodu. Milicjant krzyczał tylko „dokumenty”, na co ten go odepchnął od drzwi, i powiedział, że skończył z nim dyskusję. Na siłę zamknął drzwi i z piskiem opon odjechał. Zdążyłem tylko usłyszeć milicjanta jak krzyczy: „co pan robi”. Nie wierzyłem w to co się stało. Czułem się jak na planie filmu kryminalnego. Ale to nie był film, tylko rzeczywistość a ja teraz siedziałem w samochodzie, którym kierował debil ścigany przez milicję w Rosji. Kolia pojechał ok pół kilometra i skręcił na jakieś działki z wąskimi drogami, żeby zmylić pościg. Gnał przed siebie jak wariat, aż wreszcie bocznymi drogami wyjechaliśmy z miasta. Moje próby wyperswadowania, żeby się zatrzymał i gadał z nimi spełzły na niczym. Stwierdził, że w Rosji tak trzeba i on tak nie pierwszy raz robi oraz, że mam się nie denerwować. To był chyba jakiś żart. A może mój los dał mi znak, żebym się zastanowił, co ja tu w ogólę robię. Nie wiem. Wysłałem smsa do Darka, czyli kolegi, z którym mieszkam w Moskwie. Chciałem, żeby wiedział w razie co, gdzie mnie szukać. Nie było mi do śmiechu. Był późny wieczór a ja, jak jakiś kryminalista, mimowolnie uciekałem z debilem przed milicją w obcym kraju. Nie odzywałem się do niego całą drogę. Przysiągłem sobie też, że więcej nie wsiądę do niego do samochodu. Potem też podjąłem decyzję, że jest to moja ostatnia wizyta w Rosji. Nie znajduję argumentów, w imię czego miałbym to dalej znosić. Do Moskwy przyjechaliśmy nie zatrzymywani przez milicję ok 23. Kolia wprosił się na herbatę, chwilę porozmawialiśmy, po czym otworzył swojego laptopa i zaczął oglądać jakieś zdjęcia. Trwało to do 1 w nocy. Darek już leżał na łóżku. Nikt się do nikogo nie odzywał. Ale Kolia nie zrozumiał, że jest już najwyższy czas, aby „opuścił lokal”. Dopiero jak mu powiedziałem, żeby sprawdził, czy mu ktoś samochodu nie plądruje to obrażonym tonem stwierdził, że go wyganiam. Po tym siedział już tylko 10 minut i zaczął się wreszcie zbierać do wyjścia. To był mój kolejny tydzień pracy w Rosji. Pracowaliśmy po 12 - 16 godzin dziennie. Dojeżdżaliśmy do domu w środku nocy. Wszędzie na walizkach. W tym czasie odwiedziliśmy DWÓCH klientów. Tak wygląda rosyjskie planowanie. W domu czekał już na mnie bilet do Syktywkaru na niedzielę, godzinę 20-tą.
Kolumb http://polskie-forum.pl