Pamiętniki z Rosji
polskie-forum.pl, ndz., 27/09/2009 - 10:52
Swego czasu miałem przyjemność rozkręcać filię niemieckiej firmy w Rosji. Z tego czasu pochodzą te pamiętniki. Jeśli będzie zainteresowanie, wkleję kolejne części ;)
wtorek
Wstaliśmy ok. 8:00. Na śniadanie Kolia przygotował stary, mniej więcej tygodniowy chleb. Do tego postawił kawior i zrobił herbatę. Zjedliśmy. Po godzinie rozmów telefonicznych zdecydował się wyjechać do biura. Strasznie pali w samochodzie i muszę mu przypominać, żeby choć trochę otwierał okno. Czasem się cieszę, że mam mocno upośledzony węch przez moje problemy z nosem. Jego samochód przypomina chlew. Głównie ze względu na wszędzie walający się popiół i ciągle otwartą popielniczkę. Jednego peta odpala niemal od drugiego.
W biurze już byli wszyscy. Nasze chłopaki, Jurek i Bartek czekali na Kolię już od godziny, aby zarządził kto co i jak. Kolia jednak się do tego nie palił. Krzątał się w sposób niezorganizowany to tu to tam. W końcu Jurek zaczepił go o plan i spytał, który to klient tak pilnie go wzywał w celu wdrożenia programu do produkcji okien. Tym się zajmuje. Kolia zaczął krzyczeć, że nie ma czasu i żeby dać mu spokój. Wtedy Jurek nie wytrzymał i również gromkim głosem oznajmił, że tak nie będzie pracował. Zaczęło się. Chłopaki pokrzyczeli na siebie. Ledwo słyszałem swoje myśli. Jurek wyszedł na dwór ochłonąć. Skończyło się kolejnymi dyskusjami na dworze i sporządzeniem na kolanie tzw. „listy” klientów wraz z numerami telefonów. Pojechali. Prawie wszyscy. Zrobiło się spokojnie.
Czekaliśmy na klienta. Spóźniał się. W końcu zauważyłem, że Kolia wszedł do biura z jakimś gościem odzianym we flanelowe szmaty i pokazuje mu nasze wyroby. Facet ten nie sprawiał wrażenia właściciela firmy. Bardziej przypominał bezdomnego z dworca centralnego w Warszawie. Niemniej o ocenianiu ludzi po wyglądzie należy zapomnieć. Szczególnie w Rosji. Nie poprosił mnie, nikogo nikomu nie przedstawił. Podszedłem sam. Domyśliłem się, że to jest ten klient na którego czekaliśmy. Zacząłem więc oczywiście zachwalać produkt, pokazałem mu program. Nawet nie dałem mu wizytówki, niemniej jestem przekonany, że wcale tego nie oczekiwał. Po prostu przyjechał, popatrzał, wypalił dwa papierosy i stwierdził, że będzie u nas kupował. Cen, na których mu tak zależało nawet jeszcze nie poznał. Nic tu nie rozumiem.
Wysłałem do rodziny i kolegów z firmy kilka zdjęć, które zrobiłem dziś rano. W domu, w biurze. Większość nie uwierzyła w ich autentyczność. Boże, co ludzie wiedzą o Rosji i życiu tutaj.
Jurek przesłał mi smsa. Pisał, że robi prezentację programu na kolanie w samochodzie. Tak jeszcze nigdy nie miał. Na dworze było zimno.
Siedzieliśmy w biurze do 19. Potem pojechaliśmy „na kolację”. Ja w samochodzie z Kolią. Musiał wstąpić do banku więc zeszło z pół godziny. Restauracji nie znał. Zaproponował ją jego nowy pracownik, Siergiej, na którego Kolia potrafi tylko wrzeszczeć. I to tak, że po wszystkim szumi w uszach. Wyjechaliśmy z miasta. Był las. Skręciliśmy na jakąś boczną drogę. Skończyły się lampy. Dziury były coraz większe. Czekałem aż weźmie komórkę i zacznie się drzeć na swojego Siergieja. Ruszył. Wykręcił numer, zaczął od „bliadzi”, czyli ruskiej „kurwy”. Wyzwał go od wszystkich możliwych „opóźnionych w rozwoju” po czym spytał gdzie jest ta restauracja i czy „w mieście kurwa mu restauracji nie starczyło”. Uśmiałem się. Darł mordę przez komórkę, zawracał, zatrzymywał się. W końcu wyłączył telefon i stanął. Spytałem, czy po nas podjadą. Nie otrzymałem odpowiedzi. Tylko pokazał mi nowy opis swojego pracownika w komórce: „debil”. Czekamy. Po 10 minutach pojawiła się nasza firmowa Almera. Pojechaliśmy razem. Sami byśmy chyba nie trafili. Miałem wrażenie, że jesteśmy na końcu świata. Wtedy ukazał się budynek restauracji. Odetchnąłem.
Zamówiliśmy jedzenie i wódkę. 1,75 litra. Szedł kieliszek po kieliszku. Po trzecim stwierdziłem, że mi już starczy na dzisiaj. Byłem samotny w tym postanowieniu. Zjedliśmy, wypiliśmy, chłopaki wsiedli do samochodów i pojechali. Kolia wpierw dmuchnął w kieszonkowy alkomat. Miał 0,68. Nie przeszkadzało mu to.
Po drodze stwierdził, że pojedziemy na godzinkę do sauny. Tak też zrobił. Poszliśmy w czwórkę. Jurek i Bartek już padli w swoich pokojach. Ja spałem u Kolii, więc nie miałem dużego wyboru. W saunie Kolia zaczął zamawiać prostytutki przez telefon. Podobno same zadzwoniły a on, wspaniały kolega pomyślał o mnie. Dziwił się, skąd miały jego numer. Było po 23. Rano mieliśmy jechać 120 km po ruskich drogach do klienta a o 16 mieliśmy umówione kolejne spotkanie w Tule. Trzy razy wciskał mi telefon do ręki, żebym „porozmawiał z dziewczynami”. Trzy razy odmówiłem i próbowałem wybić mu nocne szaleństwa z głowy. Powiedziałem mu, że chodzę do łóżka tylko z miłości. Za chwilę przyleciał więc ucieszony z komórką krzycząc, że jakaś dziewczyna chce właśnie „z miłości”. Namolny wciskacz. Albo to jakaś podpucha, albo faktycznie pracuje tam jakaś szkarada, której nigdy nikt nie wybiera i, jak każda kobieta, sama potrzebuje miłości. Mało mnie to jednak już obchodziło. Marzyłem tylko o tym, żeby się wreszcie położyć. Po 45 minutach skończył gadać. Sauna trwała więc półtorej godzinki i kosztowała mnie kolejne 750 rubli. I jak tu oszczędzać w takich warunkach.
Wracaliśmy do domu. To były tylko 2 kilometry. Po drodze dwa śmiertelne wypadki. Zderzenie czołowe Łady z Wołgą. Łada leżała na dachu, Wołga do kasacji. 300 metrów dalej potrącony przechodzeń. Pewnie pijany. Przykryty czarną folią, widać było tylko nogi. Tutaj punkt dla Rosji. W Chinach nie zakrywają zwłok folią. Oprócz tego dwa patrole milicji i mój pijany kierowca. Podziwiam go za odwagę. Zapewne liczył, że sauna obniżyła mu parę promili.
Tutaj milicja czepia się wszystkiego. W stosunku do „inostranców” uwielbiają się czepiać zameldowania. Wszędzie, gdzie przebywasz ponad 3 dni musisz się zameldować a potwierdzenie z milicji nosić przy sobie. Inaczej mogą cię zatrzymać i „wyjaśniać” – chodzi oczywiście o łapówkę. I nie byłoby to takie straszne, gdyby nie fakt, że legalną rejestrację można zrobić tylko w drogich hotelach. Jak wynajmujesz mieszkanie to nikt nie zgodzi się na to, aby cię w nim zameldować. Załatwiasz więc lipną rejestrację i liczysz na to, że nie będą wyjaśniać. Życie w ciągłym stresie. Tak mnie kontrolowali na ulicy już dwa razy – uwielbiają to.
- polskie-forum.pl - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
35 komentarzy
1. my nie dansiory
2. cudne, żeby tak...
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
3. Jeśli będzie zainteresowanie, wkleję kolejne części ;)
4. Pamiętniki z Rosji - cd.
5. Pamiętniki z Rosji - cd 2.
6. Pamiętniki z Rosji - cd 3.
7. Dziękuję
8. Ale ubaw
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
9. Ubaw zrobiłeś sam z siebie
10. Tak, być może sobie to
11. Kolumb
12. obrazki poprawione
13. Kolumb
14. Petrus
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
15. Lance
16. i jeszce jedno!
17. "Twojemu kumplowi zaś co
18. Petrus
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
19. Kolumb
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
20. ....jakie to standarty??
21. Joanna
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
22. Lancelot
23. do Lancelota
24. Kolumb...
25. do Mariko
26. Kolumb
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
27. Sz.Lancelocie
28. Egon
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
29. Lancelocie
30. polskie-forum.pl
31. Petrus
32. Kolumb
33. ciąg dalszy
34. ciąg dalszy
Czwartek
Wstaliśmy normalnie, Kolia siedział ok. pół godziny pod prysznicem - rzadko to robił. Ale dziś wielki dzień, jechaliśmy przecież do dużego klienta. Na tą okazję zabrał nawet garnitur. W końcu ciepła woda przestała ciec z kranu, została tylko lodowata. Wtedy Kolia zdecydował się udostępnić mi łazienkę. Mycie było więc dosyć szybkie. Strumienie lodowatej wody spływające po moim ciele sprawiają mi frajdę tylko po wyjściu z sauny. Zjedliśmy śniadanko, dwa papieroski i w drogę.
Kolia lubi jeździć zdecydowanie. Rosyjska milicja też lubi takich kierowców - z czegoś muszą przecież żyć. Pierwszy raz zostaliśmy więc zatrzymani ok. 40 minut po wyjeździe. Prędkość. Po 10 minutach wrócił zadowolony, że obyło się na 200 rublach. Jechaliśmy dalej, wyprzedzaliśmy TIRy, których na tej trasie było zatrzęsienie. Przy kolejnym ukazała nam się znowu milicyjna pałka. Podobno kiedyś była tu linia ciągła - tak twierdzili. Kolia z kolei uwielbia się z nimi kłócić. Tak było i tym razem. Było słychać tylko jego, machał rękoma. Wzięli go do samochodu i wyszedł po ok. 45 minutach prosząc mnie o paszport i anonsując, że będę świadkiem. Super, jeszcze to mi było potrzebne. Po kolejnych 20 minutach spędzonych w „mentowozie”, jak to się tu lokalnie określa wyszedł przygaszony. Zabrali mu prawo jazdy i dali jakieś terminowe. Cieszył się, że ma jeszcze amerykańskie. Coż, i tak bywa.
Oferty z centrali nie było. W ogóle, podobno, rosyjski dyrektor nie pofatygował się dziś na czas do pracy. Ze względu na kontrole drogowe mamy już niezłe opóźnienie. Czy w ogóle zdążymy dojechać do klienta? Krótko przed Lipeckiem otrzymaliśmy z centrali odpowiedź, że porządnej oferty w ogóle nie będzie. Mamy jechać z naszą prowizorką i próbować coś zdziałać. Czyli wszystko jak zawsze.
W Jelecu tankowaliśmy. Zapaliła się lampka rezerwy. Kolia ma 60-litrowy bak a na rezerwie jest ok. 8, czyli można założyć, że brakowało 53 litry. Weszło aż 61. Cuda, po prostu cuda.
Zdążyliśmy. Wpadliśmy na godzinę przed końcem pracy. Dyrektora, z którym Kolia był umówiony już nie było. Przydzielili nam szefa logistyki oraz szefa produkcji. Rozmowa nawet się kleiła. Niemniej droga do ew. kontraktu była jeszcze długa i wyboista. Biorąc pod uwagę kompetencje pracowników naszej firmy - raczej mało prawdopodobna. Ale właśnie to jest jednym z powodów dla którego mam tego wszystkiego dosyć.
Wieczorem przez godzinę jeździliśmy po Lipecku szukając hotelu. To wcale nie jest takie proste. Hoteli jest niewiele, są drogie a ich standard opłakany. Po długiej dyskusji z taksówkarzami na postoju pod „Gostinicą Sowietskaja” udaliśmy się do najlepszego podobno w mieście „Hotelu Lipeck”. Było całkiem znośnie.
Za 1000 rubli na godzinę wynajęliśmy sobie olbrzymią saunę z chłodnym basenem, olbrzymim stołem, fotelami oraz pokojem z łóżkiem „do odpoczynku”. Podobno wszędzie w takich miejscach są kamery oraz wszystko jest nagrywane. W Rosji ważne jest, aby na każdego mieć jakieś kompromitujące materiały. Bez nich przekonywanie ludzi do współpracy bywa trudniejsze. Goście zamawiają więc dziewczyny, beztrosko swawolą a materiały się same zbierają. Ot, jak sprytnie... Po saunie jeszcze tylko przydroga i niezbyt dobra kolacja z kuchenki mikrofalowej, na którą musieliśmy czekać ok. godziny i dzień można było uznać za zakończony.
Linia ciągła inaczej (zdjęcie):
35. Pamiętniki z Rosji - ciąg dalszy