Drugi oddech pierestrojki
FreeYourMind, sob., 19/09/2009 - 08:19
Z Kisielem pokpiwaliśmy sobie wczoraj w komentarzach, że może pojawić się wnet sytuacja, w której premierem zostanie Ciosek, a jednym z ministrów Dukaczewski. Taki wariant to pewna figura retoryczna, ale czy logiczną konsekwencją wejścia pierestrojki w fazę działania (po 20-letniej fazie „uśpienia”, czyli czuwania) nie jest pełny powrót komunistów do władzy? Oczywiście nie jako komunistów, broń Boże, zresztą kto dzisiaj widział jakiegoś komunistę na świecie? Już nawet w Chinach, mimo że w najlepsze rządzi tam monopartia komunistyczna, nasi niezawodni zagraniczni (i tutejsi) obserwatorzy twierdzą, że nie ma żadnego komunizmu, a z Korei to już każdy salonowy obserwator się śmieje, bo to tak daleko, że mało kto wie, gdzie (choć może gdyby Korea w jakimś szale skierowała pociski na Moskwę, to obserwatorzy sytuacji by zaczęli drżeć i domagać się jakiegoś „pilnego rozwiązania tej sprawy”, jeśli jednak Korea odgraża się tym czy innym imperialistom, to jest OK). Kto w ogóle widział komunistę na własne oczy, skoro sami komuniści żadnego nie widzieli?
Pierwsza faza pierestrojki polegała na „demontażu bloku sowieckiego” oraz struktur sowieckich, typu Układ Warszawski czy RWPG. Ów demontaż wynikał z beznadziejnej sytuacji ekonomiczno-militarnej całego bloku i dociśnięcia Rosji przez R. Reagana za pomocą „wyścigu zbrojeń”, w którym to wyścigu zatrzymała się ona w pół drogi. Istotą demontażu było jednak zachowanie wpływu sowieciarzy na kształt i przebieg transformacji, a więc wyreżyserowanie spektaklu pt. „obalenie komunizmu” w taki sposób, by – spełniając wszystkie zasady dezinformacji – z jednej strony wysyłał czytelne przesłanie, że nie tylko bloku sowieckiego, ale i tej „okropnej zimnej wojny”, już nie ma, że skończyły się czasy nowomowy, propagandy, pisania-czytania między wierszami, zagłuszarek, agentów, genseków, buraków-Chruszczowów bijących butem w mównicę, koncłagrów, psychuszek, czerwonych matołów w nauce i kulturze etc., że nowi ludzie „doszli do władzy”, że oto obowiązują „żelazne prawa wolnego rynku” - z drugiej, wyraźny sygnał do określonych sowieckich i posowieckich środowisk (tudzież sympatyków sowietyzmu na Zachodzie), że dawni „towarzysze” z Bezpieki i wojskówki zachowują cały czas pełną kontrolę nad sytuacją. Tego rodzaju zabiegi świadczą o tym, że – co by o sowieciarzach nie mówić – nie byli oni takimi cepami, na jakich wyglądali. Abstrahuję tu od tego, jak bardzo Zachód chciał wierzyć w pokojowe zakończenie zimnej wojny, w cały ten bombastyczny happy end bez kolejnej Norymbergi, bo przecież tamtejsze elity od czasów „rewolucji seksualno-politycznej” roku 1968 zaczęły patrzeć na świat przez czerwone okulary - a jak bardzo prawdziwy los krajów skazanych przez sowieciarzy (i aliantów przecież) na cywilizacyjną degradację po II wojnie światowej, jest zachodnim elitom obojętny.
Kluczem do zrozumienia genialności pierestrojki jest rzeczywista sytuacja geopolityczna państw byłego sowieckiego bloku w ostatnich dwóch dziesięcioleciach. Z jednej strony wszak („skoro demontaż, to demontaż, panie”) Rosja wyrozumiale, choć nie bez kurtuazyjnych oporów, zgodziła się na wchłonięcie części tychże krajów przez zachodnie struktury polityczno-wojskowe (NATO, „UE”), z drugiej jednak zapewniła sobie niemal całkowite podporządkowanie owych krajów pod względem energetycznym (w Polsce jest to już tajemnicą poliszynela), a zarazem nie dopuściła do ich poważnego zmilitaryzowania. W ten sposób „nowe kraje Unii” stały się od samego początku „członkami drugiej kategorii”, co zresztą było w zgodzie z tym, że jako państwa należące do NATO objęte zostały pozorną militaryzacją i fasadową modernizacją swoich armii. Rosja zachowała sobie jednocześnie prawo do stałego decydowania o sytuacji w „zdemontowanym bloku”, czego historia z konsekwentnym (na dobrą sprawę zupełnie irracjonalnym) sprzeciwem wobec obecności wojsk amerykańskich w Polsce i sojuszu USA z nami – znakomicie dowodzi. Pomijam już częste przypadki naruszania przez Rosjan przestrzeni powietrznej zwł. krajów nadbałtyckich, objętych przecież parasolem ochronnym NATO, świadczące o tym, jak poważnie to „nowe NATO” wygląda, a jego „sojusznicze zobowiązania” przede wszystkim. Zresztą, gdy doszło do nawiązywania ścisłej współpracy militarnej między NATO a Rosją w latach 90., już można było przewidywać, że dawna wizja Paktu Północnoatlantyckiego uległa dezaktualizacji. Innymi słowy, akcja dezinformacyjna pomysłodawców pierestrojki odniosła sukces szybszy niż się można było spodziewać, w ciągu niespełna dekady bowiem, nie tylko „znikł blok sowiecki”, ale i Rosja z kraju imperialnego i kolonialnego zmieniła się w demokratyczne, pokojowo nastawione, nowoczesne państwo. Ktokolwiek pamięta, w jakich superlatywach pisano o Rosji Putina (zwł. za jego pierwszej kadencji) i jak padali przed nim na kolana szczególnie nasi „obserwatorzy i komentatorzy”, ten może sobie od razu przypomnieć „czar tamtych czasów”.
Dziś, po zdecydowanym zmianie geopolitycznych priorytetów przez USA, Rosja wychodzi z cienia i ostatnią rzeczą, jakiej można po niej oczekiwać, jest liczenie na jakiekolwiek ustępstwa w kontrolowaniu sytuacji geopolitycznej w regionie środkowoeuropejskim. Jeśli bowiem samym groźnym kiwaniem palcem w bucie i powtarzaniem twardego „niet”, Rosja doprowadziła do tego, że oddano jej oficjalnie Polskę do strefy wpływów oraz uznano status naszego kraju jako obszaru zdemilitaryzowanego, buforowego, to wylano w ten sposób betonową ławę pod budowę nowego-starego ładu, w którym (jakby nigdy nic) Moskwa staje się gwarantem pokoju i bezpieczeństwa w w/w regionie. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że w bloku sowieckim to Polska była państwem kluczowym (nie licząc oczywiście ZSSR) i zarazem centrum eksperymentów społeczno-politycznych, toteż demontaż komunizmu nie przypadkowo „w Polsce się zaczął” i tu także się kończy.
Utarło się w potocznym myśleniu widzenie komunizmu jako specyficznej ideologii oraz groźnego, sowieckiego (bez względu na narodowość) buractwa, tymczasem komunizm jest specyficznym sposobem rządzenia za pomocą kłamstwa i przemocy, a „szatę ideologiczną” może – jak dowodzi pierestrojka – zmieniać. Marks, Engels, Lenin, Trocki, Stalin i pomniejsi bogowie komunistów dowiedli, że kłamstwo i przemoc to najskuteczniejsze narzędzia nowoczesnej polityki i w ten sposób dokonali prawdziwej rewolucji w myśleniu o współczesnym świecie. Wcześniej bowiem – mam na myśli świat wartości oparty na tym, co wypracowali Grecy, Rzymianie i chrześcijanie – starano się na rozmaite (mniej lub bardziej udane vide np. T. Hobbes) sposoby połączyć pewien instrumentalizm środków związany z politykowaniem z dążeniem do pewnego społecznego konsensusu, wspólnego dobra, wewnątrzpaństwowej harmonii etc. Nawiązując do nietzscheańskiego postulatu totalnego przewartościowania w sferze ludzkiej moralności, można powiedzieć, że to właśnie komunizm wnosi takie przewartościowanie w sposób radykalny i konsekwentny. Struktury zła powoływane do istnienia w ramach komunizmu są trwałe i silne, a niosą ze sobą taką potęgę kłamstwa i przemocy, jakiej świat jeszcze nigdy nie widział.
Co nas zatem czeka teraz? Przede wszystkim zmasowana akcja propagandowa dowodząca, że nie tylko „Rosja nie jest taka zła”, nie tylko Polsce nie jest potrzebny pogłębiony, poważny sojusz transatlantycki, ale i że należy wypracować nowy ład europejski oparty na strategicznym sojuszu „UE” i Moskwy, a ściślej – Niemiec oraz Rosji. Z tego też powodu już mamy wysyp „sondaży” (mam wrażenie, że wracamy czasów „ludowego referendum” z roku 1946 r.) zapewniających nas „jak bardzo nie chcemy” tego sojuszu. Czy wnet pojawią się „badania opinii publicznej” dotyczące tego, czy „uważamy”, iż Rosja może o wiele lepiej zapewnić nam bezpieczeństwo aniżeli USA, czy aż tak zuchwali sternicy świadomości społecznej nie będą? Wszystko jest możliwe, skoro mamy agresywną fazę pierestrojki.
Możliwe jest więc zatem tryumfalne odzyskanie pełnej kontroli w polityce przez komunistów. Wymaga to oczywiście pewnej społecznej obróbki skrawaniem, ale ta przecież dokonuje się od 20 lat. Komunizm przedstawiany jest jako ustrój może siermiężny, lecz przecież nie tak zbrodniczy jak narodowy socjalizm Hitlera, a o samych komunistach powtarza się do znudzenia to, jak bardzo troszczyli się o kulturę (przy czym nie dodaje się, że o sowiecką przede wszystkim, bo już nikt nie wie, co to znaczy „sowietyzacja kultury” i „kultura sowiecka”). Pozostaje pytanie, na ile Polacy dali się ponieść procesom rekomunizacji i resowietyzacji, jakie dokonywały się przez te wszystkie lata przy czynnym udziale mediów, a zwykle biernym (pomijając pewne kluczowe momenty, jak rok 1992 czy 2007) udziale „konstruktywnej opozycji”. Może być bowiem tak, że „sondażownie” nieustannie fałszują rzeczywistość społeczną, realizując (w sposób naukowy, oczywiście, jak za czasów nauk sowieckich) pewne precyzyjne zamówienia polityczne, ale przecież może być zarazem tak, iż jakaś część polskiego społeczeństwa jest tak trwale zsowietyzowana, że zwyczajnie nie ma nic przeciwko zwasalizowaniu Polski wobec Rosji, a więc że dla tychże naszych rodaków nawet tryumfalny powrót komunistów do pełnej, totalnej władzy nie byłby równoznaczny z cywilizacyjnym regresem, z upadkiem naszego państwa, lecz przeciwnie, z jego normalizacją.
http://www.tvn24.pl/-1,1620111,0,1,usa-wywiad-moze-znow-zmienic-zdanie,wiadomosc.html
http://www.tvn24.pl/-1,1620076,0,1,rosja-nie-bedzie-handlowania-tarcza,wiadomosc.html
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Czar Rosji nie prysł
2. Demonstracyjnych akcentów nie będzie...