W drugiej części rozważań na temat tego, jak dalece odbiegała praktyka III RP od ideałów pierwszej Solidarności chciałbym zatrzymać się nad kwestiami politycznymi.

Wśród 21 sierpniowych postulatów były m.in. następujące:
Postulat nr 3.: Przestrzeganie zagwarantowanej w Konstytucji PRL wolności słowa, druku i publikacji,
Postulat nr 4.: Przywrócenie do poprzednich praw ludzi zwolnionych z pracy po strajkach w 1970 i 1976 i studentów wydalonych z uczelni za przekonania, zniesienie represji za przekonania,
Postulat nr 5.: Podanie w środkach masowego przekazu informacji o utworzeniu MKS oraz opublikowanie jego żądań.
Postulat nr 12.: Wprowadzenie zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej oraz zniesienie przywilejów Milicji Obywatelskiej, Służby Bezpieczeństwa i aparatu partyjnego.
Przypomniałem tutaj postulat nr 5, który właściwie powinno się rozumieć jako odpowiednik postulatu głoszącego, że środki masowego przekazu są wartością społeczną, powinny dopuszczać różne punkty widzenia i być otwarte zarówno na racje strony rządowej, jak i strony społecznej.

Wydawać by się mogło, że po powstaniu rządu "naszego premiera", kiedy już podobno "odzyskaliśmy niepodległość" realizacja tych (lub analogicznych) postulatów nie będzie nastręczała żadnych problemów. Zapanuje pełna wolność polityczna, demokracja, wolność słowa, wolność przekonań i w środkach masowego przekazu każdy pogląd znajdzie swoje należyte miejsce.
Jak wyglądała rzeczywistość:


1. Wolność słowa, druku i publikacji.
W kwietniu 1990 roku, a więc po 7 miesiącach działania rządu Mazowieckiego został zlikwidowany Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Jak widać "nasz" premier niespecjalnie się spieszył z likwidacją naczelnego urzędu cenzury, co jest o tyle dziwne, że jako dziennikarz powinien być na tę kwestię szczególnie uwrażliwiony.
Jednak zlikwidowanie cenzury w jej instytucjonalnej formie nie spowodowało, że w Polsce zapanowała pełna wolność słowa. Było kilka czynników, których działalność doskonale zastąpiła rolę cenzora. Niektóre z nich pełniły rolę cenzora stosującego cenzurę prewencyjną.
Wszyscy znamy perypetie filmu "Witajcie w życiu" Henryka Dederko o firmie Amway, który do dnia dzisiejszego nie doczekał się emisji, wiemy jakie są losy "Plusów dodatnich, plusów ujemnych".
W III RP wystąpiły zjawiska mające znacznie bardziej szkodliwy wpływ na wolność słowa.
a.) zmonopolizowanie przez wiele lat publicznej debaty przez dominujący pogląd i ideologię jednej gazety. Każdy pogląd plasujący się bardziej na prawo niż tzw. "ideologia Gazety Wyborczej" był zwalczany na dwa sposoby: albo przez medialny ostrzał, albo przez przemilczenie. Różne były partie, które były medialnie niszczone, różni ludzie, różne instytucje, ale przez cały czas dominowała zasada: pewne poglądy są poprawne - inne trzeba zwalczać.
Działało to w różne strony, nie tylko niszczono przyzwoitych ludzi, ale również tworzono niektóre autorytety, które bywało, że tak naprawdę okazywały się stuprocentowymi kanaliami jak chociażby Szczypiorski czy Maleszka.
Siła medialnej artylerii była tak wielka, że potrafiła kompletnie zniszczyć publicznie ludzi o nieposzlakowanej uczciwości jak np. Andrzej Kern czy Romuald Szeremietiew.
W kwestii wolności słowa zapewne sporo miałyby do opowiedzenia takie osoby jak Sławomir Cenckiewicz, Paweł Zyzak czy prof. Andrzej Nowak.
Represji za przekonania oczywiście nie ma w naszym wolnym i demokratycznym kraju rządzonym przez miłujących cały naród polityków PO.
Niemniej, kiedy Paweł Zyzak został (de facto) zwolniony z IPN-u za napisanie biografii Wałęsy i o ile wiem miał ogromne kłopoty ze znalezieniem pracy - było to traktowane jak coś zupełnie oczywistego. Także żądanie przez Niesiołowskiego zwolnienia z pracy Andrzeja Nowaka nie spowodowało wypchnięcia autora tego pomysłu poza grono ludzi, którym podaje się rękę. A powinno.
Optymistycznym symptomem jest jednak to, że są tacy, którzy mimo, że od kilkunastu lat byli przez większość mediów głównego nurtu na wszystkie sposoby niszczeni - nadal trzymają się krzepko: Kaczyńscy czy ojciec Rydzyk.
b.) drugim ważnym czynnikiem ograniczającym swobodę dyskusji w III RP jest polityczna poprawność. Jest pewien zestaw tematów, na które wolno pisać tylko i wyłącznie z zachwytem (homoseksualiści, Żydzi, Unia Europejska, ojcowie założyciele III RP, powstanie III RP) gdyż w przeciwnym razie można mieć duże, oj duże kłopoty, no i jest zestaw pewnych tematów, na które "nie wypada" mieć innego zdania niż negatywne. Polityczna poprawność jest tak daleko posunięta, że swego czasu dziennikarze w chwilach szczerości i rozmowach między sobą przyznawali, że kiedyś łatwiej było napisać coś krytycznego o PZPR niż teraz o Unii Europejskiej.
Te dwa powyższe czynniki świadczą mimo, że pozornie jest wolność słowa - nasza debata publiczna jest mocno załgana, i to w groźniejszy sposób niż to miało miejsce za komuny. Wtedy większość wiedziała jak należy traktować oficjalną propagandę. A dzisiaj ewidentne kłamstwa, manipulacje i dezinformację wiele prostolinijnych, aczkolwiek mało lotnych umysłowo osób bierze za dobrą monetę.   


2. Wolność przekonań i działalności politycznej.
"Przywrócenie do poprzednich praw ludzi zwolnionych z pracy po strajkach."
Z typową dla III RP realizacją tego postulatu spotkał się Andrzej Gwiazda, człowiek, który powinien być numerem 1 w "Solidarności" od 1980 roku. W stanie wojennym, po kilku latach więzienia - bezrobotny. Pracował dorywczo w spółdzielni "Absolwent" (opanowana przez liberałów spółdzielnia "Świetlik" nie chciała go zatrudnić) do czasu jej bankructwa. Został powtórnie przyjęty do pracy w "ELMORZE" dopiero w 1991 roku, na skutek wejścia w życie ustawy sejmowej. Jak pisał we wspomnieniach - potem przez dwa tygodnie prawnicy nowej "Solidarności" szukali prawnych haczyków, żeby go nie zatrudnić. Było to już po kilkunastomiesięcznym okresie rządów "naszego" premiera, który właśnie dzięki Andrzejowi Gwieździe, w sierpniu 1980 roku został zaakceptowany jako doradca MKS-u.
Najogólniej mówiąc: w III RP "licencję" na działalność polityczną miały ugrupowania i osoby popierające Okrągły Stół. Reszta była w taki czy inny sposób zwalczana - przede wszystkim medialnie, ale sądowo, finansowo, politycznie i przez tajne służby (Lesiak).
Przekonało się o tym bardzo wielu znaczących działaczy politycznych począwszy od działaczy WZZ-ów Wybrzeża, Solidarności Walczącej, KPN-u, potem polityków PC, ROP, a następnie PiS-u, Samoobrony i LPR (od kiedy wyszli z koalicji z PiS-em - zostali zaakceptowani przez Salon). Nawiasem mówiąc - biorąc to pod uwagę koalicja PiS-Samoobrona-LPR była w jakimś sensie bardzo logiczna, ponieważ wszystkie te partie były wściekle atakowane przez, jako właściwa opozycja wobec III RP.
Obecnie mamy cały czas kontynuację tej sytuacji, kiedy praktycznie są dwie partie: PiS i reszta (PO-SLD-PD-PSL).
Miarą zafałszowania i pomieszania pojęć jakie nastąpiło w ciągu ostatnich 20 lat jest to, że taki człowiek jak Leszek Miller pisze i PiS-ie jako o narodowych socjalistach, Jerzy Szmajdziński pozwala sobie na wypowiedź, że "SLD nie będzie sobie brudził rąk koalicją z PiS-em".

3. Media.
Częściowo temat ten poruszyłem już w punkcie 1. Nie ma w ogóle mowy o obiektywizmie mediów, zwłaszcza elektronicznych. Koncesje na jedyne dwie prywatne telewizje naziemne zostały przyznane biznesmenom, którzy zaczynali karierę w biznesie w latach 80-tych w Niemczech. To mówi wszystko.
Oczywistą sprawą jest to, że można założyć dowolną gazetę, radio, czy TV (nadawaną z satelity). Jest tylko mały problemik: pieniążki. A kto w III RP dysponuje środkami finansowymi - wiadomo.
Media publiczne - przez większość okresu III RP (poza czasem 2004-2006 i 2006-2008 zarządzane przez jedną opcję, czyli sojusz SLD-PSL-UW-UD-PO.
Bardzo znamienny był bunt "komunistycznych złogów" w Polskim Radiu, kiedy Czabański z Targalskim chcieli zrobić tam porządek.
W porównaniu z pełnym monopolem jaki za komuny panował w mediach, w tej dziedzinie w III RP jest quasi-monopol. Media prywatne głównego nurtu, publiczne (przez większość czasu), są cały czas we władaniu jednej i tej samej opcji.
Ciekawostka: odpryskiem zjawiska, które funkcjonowało od 1989 roku, a nawet znacznie wcześniej - czyli tworzenie przez media autorytetów - jest wylansowanie różnego autoramentu gwiazdek czyli jak to się obecnie mówi - celebrytów, osób często znanych tylko z tego, że są znane. Pełnią one rolę autorytetów drugiego rzędu. I w sytuacji, kiedy  przeciętny konsument mediów jest zmęczony oglądaniem polityków jednej opcji - czyta, widzi i słyszy że szansonistka X czy komediant Y jako wybitny autorytet, którego głosu mam słuchać, też uważa Tuska za ucieleśnienie cnót wszelakich: prawdomówności, patriotyzmu, inteligencji, miłości do ludu itp., a PiS jest gorszy od NSDAP (bo, że od WKPb to oczywista oczywistość).   
Sojusz władzy i celebrytów działa w obie strony: kiedy np. Doda występuje do sądu o odszkodowanie, kiedy ktoś napisał, że na jakimś zdjęciu nie miała majtek - otrzymuje wysokie odszkodowanie, wyższe niż np. zwykły zjadacz chleba za niesłuszne aresztowanie czy za represje w stanie wojennym.

4. Dobór na stanowiska - "jaki jest koń każdy widzi". Nie muszę się rozpisywać.
Co do przywilejów MO, SB i aparatu partyjnego - jedną z największych hańb III RP, ale jednocześnie dowodem na charakter tego państwa jest porównanie sytuacji  materialnej członków byłego aparatu ucisku, partyjnej nomenklatury z sytuacją ludzi, którzy byli ich ofiarami. Będący w permanentnym kryzysie budżet przez 20 lat fundował byłym esbekom, prokuratorom, sędziom, wojskówce luksusowe emerytury oraz dodatkowe prawa. Tutaj wychodzi cała prawda o tym, kto naprawdę trzyma władzę w tym państwie. 
 
Podsumowując:
Wszystkie polityczne postulaty, które były podnoszone podczas strajków sierpniowych 1980 roku, w "wolnej" Polsce zostały zrealizowane w sposób kompletnie wypaczony, świadczący o tym, że nie jest to tak naprawdę prawdziwie demokratyczne i wolne państwo i w zamierzeniach "ojców założycieli" III RP  w ogóle nie miało takie być.