Z prasowego archiwum - Cios w plecy

avatar użytkownika Freeman48
„Nie znajduję słów, które by oddały nastrój przygnębienia, jaki zapanował. Ani Naczelny Wódz, ani nikt z oficerów Sztabu nie miał najmniejszych wątpliwości co do charakteru, w jakim Sowiety wkroczyły do Polski. Było dla nas jasne, że dostaliśmy podstępny cios w plecy, który przesądzał ostatecznie o losach kampanii i niweczył ostatnią nadzieję prowadzenia zorganizowanej walki na terenie Polski” – pisał gen. Wacław Stachiewicz, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego o sowieckiej agresji 17 września 1939 roku. Tego dnia o świcie pierwsze depesze znad wschodniej granicy napłynęły do Naczelnego Wodza z Czortkowa. „Od godz. 3 w rejonie Podwłoczyska, Husiatyn, Załucza jakieś oddziały nierozpoznane z powodu ciemności usiłują przekroczyć granicę; walka z oddziałami KOP (Korpus Obrony Pogranicza) trwa” – meldował mjr Bieńkowski. „O godz. 4.20 rozpoznano w rejonie Podwłoczyska oddziały sowieckie” – donosił nieco później kpt. Fryzendorf. Pułkownik Marceli Kotarba nadawał o szóstej rano: „Oddziały armii sowieckiej przekroczyły granicę polską. Przewaga bardzo duża na wszystkich kierunkach. Bijemy się uporczywie…” Moskwa nie wypowiedziała Polsce wojny, łamiąc kilka międzynarodowych umów, m.in. Pakt Ligi Narodów. Zaskoczenie agresją było powszechne. Dopiero wieczorem Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły, wydał „dyrektywę ogólną” – „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie się na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z Sowietami nie walczyć, tylko w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia naszych oddziałów. (….) Oddziały, do których podeszły Sowiety, powinny z nimi pertraktować w celu wyjścia garnizonów do Rumunii lub Węgier”. Mosty na Zbruczu 17 września 1939 roku w Czortkowie przebywał krakowski dominikanin płk Adam Studziński, kapelan legendarnego 4. Pułku Pancernego „Skorpionów” II Korpusu, z którym przeszedł całą włoską kampanię od Monte Cassino po Bolonię. Za zasługi na polu walki został odznaczony orderem „Virtuti Militari”. Po wojnie, wielokrotnie nękany przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa , duszpasterzował kombatanckim środowiskom niepodległościowym. - Bolszewicy budują mosty na Zbruczu. Taką informację przyniósł ktoś wieczorem 16 września do klasztoru w Czortkowie. Było tam wtedy wielu uchodźców i oficerów Wojska Polskiego. Wszyscy jednak poszliśmy spać, nie myśląc nawet o agresji. Dziwiła nas nieco otrzymana informacja, ale nikt nie przypuszczał, że już nazajutrz wkroczą Sowieci. Dowiedzieliśmy się o tym o piątej rano, siedemnastego. Zaskoczenie było całkowite – wspomina wydarzenia sprzed lat ojciec Studziński. - Nastrój był przygnębiający. Polacy opuszczali Czortków niszcząc przedtem wszystkie urządzenia, aby nie dostały się w ręce wroga. Wkrótce miasto wyglądało jak wymarłe. Wyjechałem w południe, gdy bolszewicy wkraczali już na wschodnie przedmieścia – dodaje. - Byłem przekonany, jak większość polskiego społeczeństwa, że niemiecki marsz zostanie zatrzymany na Dniestrze. Ocalałe jednostki wojska polskiego przedostawały się na Podkarpacie, tam, zgodnie z planami Naczelnego Wodza miała być organizowana główna linia obrony. Koncepcje te zostały jednak pogrzebane przez sowiecką agresję – stwierdza ojciec Studziński. - Sowieci mieli bardzo dobrze zorganizowaną agenturę opartą o sympatyków partii komunistycznej, dezorganizującą opór i wycofywanie się Polaków. Nagle pojawiły się tajemnicze rozkazy, iż należy witać sowieckich żołnierzy. Nie wiadomo, kto je wydawał, ale na pewno nie pochodziły od polskich władz. Już przed wkroczeniem wojsk teren penetrowali bolszewiccy komisarze. W jednym z klasztorów nie opodal węgierskiej granicy jadłem kolację w gronie uchodźców i żołnierzy. Nad ranem ktoś mnie obudził, abym uciekał, gdyż wieczorem był z nami sowiecki komisarz, który dowiedział się, że jestem księdzem. Zdecydowałem się przekroczyć węgierską granicę – wspomina ojciec Studziński. Czerwony terror Opuszczając Czortków tuż przed wkroczeniem Sowietów, ocalił życie. Wkrótce wszyscy dominikanie z tamtejszego klasztoru zostali bestialsko zamordowani przez żydowską bojówkę. Od początku sowieckiej okupacji towarzyszyły egzekucje wziętych do niewoli żołnierzy Wojska Polskiego i Korpusu Obrony Pogranicza oraz ludności cywilnej. Masowe pacyfikacje miały miejsce m.in. w: Tarnopolu, Nowogródku, Grodnie, Oszmianie, Sarnach, Złoczowie, Wołkowysku, Mołodecznie… Szczególnie okrutny los czekał Polaków zbrojnie przeciwstawiających się najazdowi ze wschodu. Żołnierze płk. Zieleniewskiego bohatersko bili się pod Krzemieniem i Momotami. Przez 13 dni walczył z Sowietami gen. Wilhelm Orlik-Rueckemann dowodzący wojskami KOP na Polesiu i Wołyniu. Stoczył z nimi kilkadziesiąt potyczek i dwie bitwy pod Wytycznem i Szackiem. Na południu bili się kawalerzyści płk. Władysława Andersa. Dowódca Grupy Operacyjnej „Polesie”, gen. Franciszek Kleeberg, walczył z czerwonoarmistami pod Jabłonią, Parczewem i Milanowem. Jego żołnierze ostatni bój z Sowietami stoczyli 4 października 1939 r., w przeddzień swej kapitulacji przed Niemcami. Brześć był oblegany przez obu najeźdźców, ostrzeliwała go artyleria niemiecka i sowiecka. W tym mieście 28 września 1939 r. odbyła się słynna wspólna defilada zwycięzców, przyjmowana przez gen. Heinza Guderiana i sowieckiego dowódcę brygady Siemiona Kriwoszeina. Grodno zawsze wierne Kilka dni bohatersko bronili swego miasta mieszkańcy Grodna na czele z wiceprezydentem Romanem Sawickim i mjr. Benedyktem Serafinem. Młodzi chłopcy butelkami z benzyną atakowali sowieckie czołgi. Jeden z obrońców, 13-letni Tomasz Jasiński, pojmany i skatowany przez Sowietów, został przywiązany do wieżyczki czołgu atakującego polskie pozycje. Chłopiec zginął od kul. Po zdobyciu miasta najeźdźcy w odwecie rozstrzelali kilkuset mieszkańców. W pobliskich Sopoćkiniach podobnie zamordowano dowódcę okręgu Grodno, gen. Józefa Olszynę-Wilczyńskiego i jego oficerów. Dwa lata później Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski spotkał się z grupą obrońców Grodna, żołnierzami gen. Andersa. „Jesteście nowymi Orlętami. Postaram się, żeby wasze miasto otrzymało „Virtuti Militari” i tytuł „Zawsze Wiernego”. Grodno zostało jednak poza granicami Polski. Jesienią 1939 roku wschodnie ziemie „byłej Polski” zostały „na wieczne czasy” włączone do Związku Sowieckiego. Wszystkim obywatelom mieszkającym na tych terenach nadano sowieckie obywatelstwo. Minister spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesław Mołotow, oświadczył wtedy: „Wystarczyło jedno mocne uderzenie na Polskę, najpierw ze strony armii niemieckiej, a potem zaś ze strony Armii Czerwonej, aby nic nie pozostało z Polski, tego pokracznego bękarta traktatu wersalskiego”…. ________________ W podpisanym w Moskwie 28 września 1939 r. sowiecko – niemieckim traktacie o przyjaźni i granicach, wytyczono nową granicę między obu najeźdźcami. Za oddanie Związkowi Sowieckiemu Litwy, Niemcy otrzymały województwo lubelskie i wschodnią część warszawskiego. Jednocześnie w traktacie znalazł się zapis: „obie strony nie będą tolerowały na swych terytoriach jakiejkolwiek agitacji polskiej, która by dotyczyła terytoriów drugiej strony. Będą one tłumić na swych terytoriach wszelkie zaczątki takiej agitacji oraz informować się wzajemnie o zastosowaniu w tym celu odpowiednich środków”. Wkrótce w Krakowie i Zakopanem odbyły się pierwsze narady między NKWD i gestapo… _______________________ Pod sowiecką okupacją znalazło się 200 tys. km kw. Obszaru II RP z 13,5 mln mieszkańców. Do niewoli wzięto 300 tys. żołnierzy. Oficerów rozlokowano w 138 obozach przejściowych. W listopadzie tych, którzy przeżyli, skierowano do trzech dużych obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Zamordowano ich wiosną 1940 r. Byli wśród nich oficerowie rezerwy, profesorowie wyższych uczelni, lekarze, urzędnicy, policjanci – elita intelektualna i urzędnicza II RP. Następnie w czterech zsyłkach do Kazachstanu i na Syberię wywieziono 1,5 mln obywateli polskich, z których ponad 800 tys. zmarło. Jarosław Szarek („Tygodnik AWS” nr 36 z 14 września 1997 r.) I ktoś jeszcze śmie twierdzić, że to nie było ludobójstwo!

1 komentarz

avatar użytkownika Tymczasowy

1. Pare uzupelniajacych szczegolow

W Pakcie nie sprecyzowano kiedy i jak nastapia "zmiany terytorialne i polityczne". A w tych okolicznosciach nie bylo mowy o jakims scislym terminie wkroczenia Sowietow do Polski. Niemcy przetestowali wstepnie Sowietow na te okolicznosc rankiem 1 wrzesnia 1939 r. Poprosili o pomoc w bomabardowaniu Polski. Szlo o ulatwienie nawigacji. Telegram wyslany z Moskwy do Berlina brzmial nastepujaco: " Szef sztabu Luftwaffe bedzie bardzo zobowiazany Ludowemu Komisariatowi Telekomunikacji, jesli dla pilnych prob nawigacyjnych rozglosnia w Minsku, moglaby, poczawszy od zaraz i az do odwolania nadawac w przerwach miedzy programami, staly dzwiek przerywany umownym haslem "Ryszard Wilhelm, jeden, zero" oraz w programach wprowadzac jak najczesciej nazwe"Minsk". Ruskie kumali i nawet przedluzyli nadawanie "minskiewo programma"o dwie godziny. Jednoczesnie zwlekali, co spowodowalo kolejne niemieckie ponaglenia. W dniu 3 IX 1939 r. Ribbentrop wyslal w tej sprawie telegram do niemieckiego ambasadora w Moskwie. Molotow odpowiedzial poprzez tego Schulenburga w dniu 5 IX 1939 r.: "Byc moze, ze jestesmy w bledzie, ale wydaje sie nam, ze przez przesadny pospiech mozemy narazic na szwank nasza sprawe i przyczynic sie do jednosci pomiedzy naszymi przeciwnikami". Niemcy tez glupi nie byli i dali naciskali. Na to Ruskie, ustami Molotowa zapodali w dniu 9 IX, ze dzialania wojskowe nastapia za pare dni. Podobno dalsze naciskanie Niemcow na Sowietow zawieralo dyskretny szantaz,polegajcy na tym, ze jezeli Sowieci nie wkrocza na "swoje" terytoria, to wytworzy sie proznia i na ten przyklad Niemcy pozwola na utworzenie marionetkowych panstw: ukrainskiego i bialoruskiego. Okazalo sie to skuteczne i Ruskom zaczelo sie nagle palic. W tym calym balaganie moglo przeciez dojsc do walk "bratobojczych", wiec Ruskie ustami Stalina poprosily, by samoloty niemieckie przestaly polatywac poza linia: Bialystok-Brzesc-Lwow. Jasne jest , ze bajka jest opowiastka, ze bez interwencji sowieckiej, pozostale 25 polskich dywizji, ktore jeszcze w dniu 17 IX walczyly, byly w stanie wygrac tamta wojne. Armia niemiecka w owym czasie byla, mowiac wyszukanym jezykiem: "formidable machine", ktora tylko w jednym "drobnym" punkcie ( w innych drobnych jak "acht komma acht", "Mg 42" lala rowno takze) lala przeciwnikow jak chciala. A ten punkt, to umiejetnosc zgrania dzialania roznych broni. Nikt, nigdy tego nie osiagnal w historii. No, moze starozytni, ale tam, o to by szybciej, w odpowiednim kierunku, biegac i machac jakims machadlem. Nie ta skala, nie ta klasa.To tak jak maczuga przeciwko pociskowi samosterujacemu sie. Natomiast jasne jest, ze gdyby Sowieci nie wkroczyli to most na Czeremoszu mogloby przekroczyc nawet 300 000 ludzi. Co ja zrobie, ze kocham te "bastardzka" wersje historii, ktora nazyaw sie: "Co by bylo gdyby". Jak sie wk..., to za iles tam lat zabiore sie za te specjalizacje. "CO BY BYLO0 GDYBY". Zamiast "biezaczki" oddychalibysmy setkami lat, kontynentami, przeszloscia parotysiacletnia i przyszloscia o nieokreslonych granicach i tym bardziej nadajaca sie do naduzywania.