O odczynianiu
FreeYourMind, wt., 15/09/2009 - 07:33
Dane o tym, że sytuacja ekonomiczna w Polsce jest daleka od stabilności zostały wczoraj zahukane totumfackim ględzeniem „min. finansów”, który po raz kolejny zapewniał nas, że nierobienie niczego jest najlepszym sposobem na kryzys, a poza tym z nieskrywaną satysfakcją przyjął weryfikację „prognoz” przez "Komisję Europejską". Znowu więc okazało się, że iluzja jest ważniejsza od faktów, czyli należy przede wszystkim podtrzymywać wizję, że nic złego się nie dzieje i w ogóle jesteśmy najlepsi w Europie, bez względu na to, czy za chwilę stracimy grunt pod nogami. NBP twierdzi, że Polacy i firmy działające w naszym kraju przestają traktować banki jako instytucje, które mogą przechowywać oszczędności. W sierpniu depozyty w bankach zlikwidowano na wysokość 3 mld zł, w ostatnich zaś dniach złoty zaczął znowu poważnie słabnąć, przy czym analitycy twierdzą, że to dopiero początek tego słabnięcia. Co ciekawsze, na Polskę nakładane są przez „UE” finansowe kary za niewłaściwe (tj. „niezgodne z unijnym prawem”) wykorzystanie funduszy unijnych (ok. 400 mln zł za działalność Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa).
Eksperci prognozują, że możliwe są dwa scenariusze dalszego rozwoju sytuacji:
„Jeden z nich zakłada, że sfera realna zaskoczy pozytywnie i będzie w stanie uzasadnić skalę obecnych wzrostów, wówczas jednak raczej szybciej niż później będziemy mieć do czynienia z procesem „wysysania” płynności z systemu finansowego (wzrosty stóp procentowych). W efekcie oddziaływania dwóch przeciwstawnych sił: z jednej strony wysysania płynności z systemu finansowego, a z drugiej rosnącego napływu na giełdę środków prywatnych (wraz ze wzrostem dochodów i rosnącym apetytem na ryzyko) giełdy powinny utrzymać trend wzrostowy, choć wzrost cen akcji nie będzie już tak spektakularny jak do tej pory. Inny scenariusz przewiduje, że po przejściowym ożywieniu w głównych światowych gospodarkach będziemy mieć do czynienia ze stagnacją (lub tzw. „drugim dnem”).”
(http://pb.pl/2/a/2009/09/14/Dwa_scenariusze_dla_swiatowych_gield2)
Pociecha dla nas więc jest taka, że już wiemy, iż albo będzie dobrze, albo będzie źle, choć wydawałoby się, że do stawiania takich dwojakich scenariuszy to nawet wielkich analityków ekonomicznych nie trzeba. Analitycy zresztą radzą sobie w ten sposób, że prognozują jedno, a następnie mówią o „nerwowym odreagowaniu”, „ostrej korekcie” czy innych „zaskakujących tąpnięciach. Już wydawałoby się, że kto jak kto, lecz ekonomiści mają na swoich wykresach symulacje wszystkich procesów, jakie nastąpią w gospodarce i bankowości, a tu okazuje się, że nawet ich krótkoterminowe prognozy się nie sprawdzają. Skoro jednak się nie sprawdzają, to może powinni być ostrożniejsi w stawianiu tez o końcu kryzysu czy o wychodzeniu z recesji?
Może jednak być tak, że eksperci, analitycy, synoptycy i inni specjaliści od wróżenia z danych, zajmują się odczynianiem aniżeli realną oceną sytuacji? I tak jak dziennikarze do upadłego powtarzają w serwisach newsa o tym, że „Komisja Europejska” „się pomyliła” i prognozuje dla Polski jednoprocentowy wzrost PKB, po to by zaczarować umysły odbiorców - tak specjaliści chodzą z jakimiś kadzidłami i odczyniają złe uroki lub klątwy z „rynków”. Gdy w maju „Komisja Europejska” prognozowała czarny scenariusz, to w Polsce zarówno „minister finansów”, jak i przyjazne mu media zapewniały obywateli, że „KE” się pomyliła. O ile jednak pierwsza pomyłka „KE” nie miała mieć dla nas i dla naszej gospodarki żadnego znaczenia, o tyle druga pomyłka okazuje się najwyraźniej zbawienna (felix culpa, słowo daję), skoro nagłaśniana jest od wczoraj z podziwu godną determinacją. Nie ma więc wątpliwości, że i „pan minister” i jego medialne zaplecze przyjmują do wiadomości wyłącznie to, co potwierdza ich przekonania. To zaś, co się z tymi przekonaniami kłóci, nie ma prawa bytu, a nawet nie istnieje.
Z podobną mentalnością mieliśmy do czynienia w peerelu. Jeśli coś nie istniało w komunistycznych mediach, to tego po prostu nie było, według sowieciarzy (zarówno tych z „politbiura” i Bezpieki, jak i pomniejszych, zasiadających w „redakcjach”). Jeśli bowiem nie mówiono o tym czymś w „Trybunie”, „Polityce”, „Walce Młodych” i innych załganych do nieprzytomności „gazetach lub czasopismach”, to zdaniem czerwonych, nie docierało to coś do świadomości społecznej, a w ten sposób nie powodowało zaburzeń w postrzeganiu świata przez przeciętnego obywatela. Oczywiście idealny obraz sytuacji psuły zachodnie szczekaczki, rozmaite bibisyny, co z kolei akurat informowały o tym, o czym reżimowe środki przekazu donosić za żadne skarby nie chciały. Czerwoni wychodzili z założenia, że podtrzymywanie iluzji społecznej tak czy tak się opłaca, bo nawet, jeśli po jakimś czasie dojdzie do demistyfikacji, to się pośle pały na ulice i przywróci obywatelom ostrość widzenia najważniejszych spraw.
Wspominam o tym, ponieważ o ile komuniści byli „zabezpieczeni” na wypadek czarnego scenariusza, o tyle gabinet ciemniaków, jak wańka-wstańka, przyjmuje wciąż jedną pozycję w odniesieniu do sytuacji ekonomicznej kraju. Ci ludzie muszą być więc tak ciemni, że najwyraźniej są święcie przekonani, że „gorzej być nie może” i że z samego odczyniania za pomocą „ekspertów” (którzy, jak wiemy, wszystko byli w stanie przed rokiem przewidzieć, wyprognozować, rozrysować i wyliczyć w słupkach, poza wielkim kryzysem) sytuacja zwyczajnie się ustabilizuje, a nawet sam z siebie dokona się skok gospodarczy. O tym odczynianiu wspominałem wczoraj w jednym z komentarzy, ale najwyraźniej nikt tego nie zauważył :). Gdy „min. finansów” ogłosił (a pamiętamy, co głosił wcześniej) deficyt budżetowy wysokości 52 mld, to odczyniacze głosili od razu z radością, że ani giełda, ani złoty „nie wystraszyły się” deficytu (linki poniżej). Pomijając już te antropomorfizacje, które świadczą o tym, jak bardzo serio odczyniacze traktują swoje zabiegi, to po paru dniach nastąpiła zmiana – złoty zaczął dość szybko słabnąć, a na GPW pojawiły się trwałe spadki. Co odczyniacze na to? Oczywiście zaczęli „jak gdyby nigdy nic” twierdzić, że „złoty ostro leci w dół”, a „inwestorzy boją się o budżet”.
Czy więc są powody do zmartwień? Dla ludzi zajmujących się odczynianiem, pewnie nie. Gdyby bowiem nawet kiedyś doszło do bankructwa polskiego państwa, to zawsze możemy, jak Islandia, zdać się na wykup ze strony Rosji i wtedy wszystko zostanie w rodzinie.
http://wyborcza.biz/gieldy/1,101260,7008426,Ujawnienie_przez_Rostowskiego_52_mld_zl_deficytu_nie.html
http://wyborcza.pl/Biznes/1,82244,7012532,Deficyt_nie_wystraszyl_gieldy_i_zlotego.html
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,52981,7022264,Zloty_ostro_w_dol__Inwestorzy_boja_sie_o_budzet.html
http://wyborcza.pl/1,94564,7034695,Zloty_ostro_leci_w_dol__Najwiecej_zyskuje_dolar.html
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,7036878,Zaskakujace_dane_NBP__spadaja_nasze_depozyty_w_bankach.html
http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/nerwowe;wahania;na;zlotym,12,0,532748.html
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Unijne-fundusze-do-zwrotu-2017403.html
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Cześc Free
2. Nowe polskie elektrownie nie dostaną darmowych praw do emisji CO
Nowe polskie elektrownie nie dostaną darmowych praw do emisji CO2 - twierdzi Bruksela. To oznacza dużą podwyżkę cen prądu już za kilka lat albo... brak prądu. Do 2015 r. ma powstać 10 tys. megawatów nowych mocy, ale ponad 5 tys. MW trzeba będzie w tym czasie wyłączyć, a wiele starych elektrowni będzie musiało przejść remont.
W przyszłym miesiącu nasi urzędnicy jadą do Brukseli przekonywać Komisję do zmiany zdania - zapowiada gazeta.
Więcej o tym - we wtorkowej "GW".
Czytaj więcej: elektrownie | CO2
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. ma powstać 10 tys. megawatów nowych mocy