Najważniejszy numer w 1939 r. „Kurjera warszawskiego”

avatar użytkownika Maryla

Rankiem redakcja „Kurjera warszawskiego” przygotowywała wiadomość o wybuchu wojny. Wieczorem straciła nadzieję na zwycięstwo

Przedwojenna redakcja „Kurjera Warszawskiego”. Kamienica przy Krakowskim Przedmieściu dziś już nie istnieje
źródło: narodowe archiwum cyfrowe
Przedwojenna redakcja „Kurjera Warszawskiego”. Kamienica przy Krakowskim Przedmieściu dziś już nie istnieje
Wieczorne wydanie gazety z 1 września 1939 r.
źródło: Muzeum Historyczne m.st. Warszawy
Wieczorne wydanie gazety z 1 września 1939 r.

Jak powstało wieczorne wydanie „Kurjera Warszawskiego” z 1 września 1939 r., którego dokładną kopię dołączamy do dzisiejszej „Rzeczpospolitej”?

Przedwojenna siedziba „Kurjera” mieściła się na Krakowskim Przedmieściu 40. Były tam nowoczesna, zatrudniająca nawet 30 osób drukarnia, a piętro wyżej redakcja z kilkunastoma dziennikarzami.

Od podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow redaktor i dziennikarz dyżurowali całą dobę

– W przededniu wojny trwały przenosiny drukarni na Smolną 12 – wspomina Jerzy Olchowicz, którego ojciec pracował w administracji „Kurjera”, a wujek Konrad był naczelnym dziennika. – To był bardzo nowoczesny sprzęt, który „Kurjer” zakupił w Niemczech w 1938 roku. Zastawiona była nimi duża hala w budynku na Smolnej – opowiada Jan Szymanowski, którego ojciec Michał zarządzał finansami gazety.

Z nowych maszyn drukarskich nie wyszedł jednak ani jeden egzemplarz „Kurjera”. Niemal 120-letnią historię jednej z najpoczytniejszych gazet przedwojennej Polski przerwał wybuch wojny.

 

Telefon do naczelnego

W czteropiętrowym gmachu gazety dziennikarz i redaktor dyżurowali całą dobę już od podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow. – Naczelny Konrad Olchowicz miał tam nawet swój specjalny gabinet, w którym w razie potrzeby mógł przenocować – opowiada „Rz” prasoznawca i autor monografii „Kurjera Warszawskiego” prof. Zbigniew Anculewicz.

Sam Olchowicz w wydanych po latach wspomnieniach tak pisze o 1 września: „Po przesiedzeniu w nerwowym oczekiwaniu całej nocy w redakcji o świcie dopiero wróciłem do domu. Ledwie zdołałem się na chwilę do snu ułożyć, zbudził mnie telefon z Tczewa od gdańskiego korespondenta Tadeusza Kozłowskiego. Donosił o rozpoczęciu przez Niemców napastniczych działań wojennych”.

Olchowicz pognał z powrotem do redakcji, tam złe nowiny już były znane. – Przypuszczam, że na Krakowskie Przedmieście wieść o wydarzeniach z Westerplatte doszła koło godziny 7 rano. Był już tam komplet dziennikarzy, którzy do pracy przychodzili między godz. 5 a 6, aby przygotować poranne wydanie. Już o godz. 11 roznosili je gazeciarze.

Wieczorne można było kupić o 17 – wyjaśnia prof. Anculewicz i dodaje, że pierwsze informacje o wojnie warszawiacy mogli przeczytać już w specjalnym jednostronnym dodatku do porannego wydania. Druk 30 tys. nakładu trwał około dwóch godzin, a z pilnymi informacjami dziennikarze zbiegali po schodach do drukarni. Sprawni zecerzy nawet w ciągu kilkunastu minut mogli zmienić układ strony.

„Otucha nikogo jeszcze nie opuszczała, a przynajmniej nikt tego nie dawał poznać po sobie” – opisywał atmosferę panującą w redakcji Olchowicz. Wspomina Stanisława Strońskiego, który z samego rana przybiegł do niego z gotowym artykułem o wybuchu wojny. Zamieszczono go na trzeciej stronie gazety.

Naczelny przyznaje jednak, że pod koniec dnia, gdy przewaga niemieckiego lotnictwa była już bardzo widoczna, dziennikarzy „Kurjera” otucha zaczęła powoli opuszczać.

 

Rysował dla nich Disney

„Kurjer” skapitulował razem z Warszawą w trzeciej dekadzie września. Część zespołu redakcyjnego poszła na front, a w mieście brakowało już farby drukarskiej i papieru. Dlatego ostatnie numery gazety, jakie możemy dziś oglądać na mikrofilmie, miały zaledwie kilka stron i powstawały na resztkach papieru.

W niczym nie przypominało to „Kurjera Warszawskiego” z okresu jego świetności, kiedy pojedynczy numer miał około 20 stron. Objętość wydania sobotnio-niedzielnego dochodziła nawet do 70.

– „Kurjer Warszawski” to nie tylko największa narodowa i demokratyczna gazeta przedwojennej Polski. Oprócz rodzimych publicystów do współpracy namówiono Winstona Churchilla, który na łamach „Kurjera” opublikował 12 tekstów. Dodatki dla dzieci ilustrował sam Walt Disney – mówi prof. Anculewicz.

– Nakład dochodził do 100 tys. egzemplarzy, co na tamte czasy było dużym osiągnięciem. „Kurjer” dość powszechnie nazywało się polskim „Timesem” – wspomina Jerzy Olchowicz, który choć w 1939 roku miał tylko siedem lat, pamięta przynoszone do domu jeszcze pachnące farbą drukarską egzemplarze „Kurjera”.

Niemcy po wkroczeniu do Warszawy przejęli redakcję i drukarnię. Zaczęli wydawać tak zwaną prasę gadzinową. Powstał kontrolowany przez okupanta „Nowy Kurier Warszawski”.

W PRL środowiska narodowodemokratyczne nie miały szans na odtworzenie gazety. Członkowie rodzin Korotyńskich, Olchowiczów i Szymanowskich stracili nie tylko majątek, ale i cenne pamiątki. Zaginął przechowywany na Krakowskim Przedmieściu komplet roczników „Kurjera” od 1821 r. i skorowidze do wszystkich numerów dziennika.

– Ojciec boleśnie przeżył upadek „Kurjera”, z którym czuł się bardzo związany – mówi „Rz” Jadwiga Osuch, córka Konrada Olchowicza. – Stąd pewnie jego niechęć do opowiadania w domu o pracy w gazecie – wyjaśnia i dodaje, że wojna w jej rodzinie, choć wyrządziła ogromne szkody, przyniosła też i dobre wydarzenia. – Rodzice poznali się podczas bombardowania. Mama schowała się w bramie kamienicy, w której mieszkał ojciec – opowiada Osuch.

Rzeczpospolita

 

http://www.rp.pl/artykul/2,356729_Najwazniejszy_numer_w_1939_r_.html

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz