Jarecki - Madryt. Piętnasta rano
To jest prawda opowiastka niepolityczna i dlatego umieszczam ją z boku. Są tu co prawda wymienieni: Kaczyński, Michnik, Kopernik i Kuroń, ale rzecz dzieje się nad Oceanem w słodkiej Hiszpanii, gdzie o żadnej, prawda, polityce mowy być nie może!
Amazonia w weekend & Jestem kobietą: Madryt. Piętnasta rano
Mój przyjaciel Pedro napisał powieść fantastyczno - naukową. Na pierwszy i na każdy kolejny rzut oka było to 600 stron wielce mętnych i pokręconych wywodów, z których wynikało, że jedynym, nadzwyczajnym bytem na Ziemi, bytem obdarzonym pełną świadomością jest woda.
Woda w całości, oczywiście. Ta podziemna, naziemna, ta, co jest w nas. We wszystkich stanach skupienia. Woda po prostu, wynika z książki napisanej przez Pedra jest jedynym właściwym mieszkańcem planety, a my podobnie jak słonie, trawa, broń termojądrowa czy orangutany jesteśmy czymś w rodzaju urządzeń działających ściśle według dalekosiężnych planów Wody.
Książka nosiła niezbyt oryginalny tytuł „Woda” i kończyła się ostrzeżeniem, że gdy Woda, konsekwentnie pisana przez autora z dużej litery, zrealizuje do końca swoją misję na planecie, zbiera się w sobie, zagarnia siebie pod siebie i odlatuje ku innym planetom. Wedle Pedra Woda przybyła na Ziemię z Marsa.
Czytałem książkę mojego przyjaciela podczas krótkich wakacji w Camarinas. Czytałem wydruk powieści siedząc na nabrzeżu i patrząc na kutry kręcące się po oceanie. Wiatr przeszkadzał i przeczytane karty przyciskałem płaskim czerwonym kamieniem.
Wieczorem, gdy sprawdzałem pocztę na komputerze ciotki Carli, codziennie znajdowałem listy od Pedra. Listy z rozpalonego Madrytu.
Och, jak ja ci zazdroszczę! – Zaczynał nieodmiennie, a potem wypytywał mnie o wrażenia z lektury i opisywał swe bezskuteczne boje z wydawcami o wydanie „Wody”
Lektura szła mi dość ciężko. Proza mojego drogiego Pedra nie olśniewała stylem ani dowcipem. Jego Dzieło w warstwie przygodowej trywialne, okraszone było pseudonaukowymi wstawkami pełnymi zupełnie niepotrzebnych napuszonych zapewnień o długich latach badań autora nad organizmem Wody.
Stopniowałem oceny, tłumacząc się upałem, wrodzonym mi brakiem wyczucia literackiego, skąpo ubranymi kobietami rozpraszającymi mnie – czytelnika dzieła – wchodzącymi nagle w mój osobisty kadr. Zamiast konkretnie odpowiedzieć opisywałem ich piersi, pośladki, morskie ptaki, ryby na straganach i wszystko, co tylko zaobserwowałem.
Odpowiadał skromnie, że patrząc na kobiecą pierś muszę mieć świadomość, że patrzę tak naprawdę na Wodę i gdybym pierś wycisnął… i tak dalej w tym stylu.
I co by ci zostało? – Pytał retorycznie.
W końcu odważyłem się i skrytykowałem dobór nazwisk występujących w dziele postaci. Pedro umieścił akcję w egzotycznej Polsce, w jeszcze bardziej egzotycznym dla niego środowisku naukowym.
Nazwiska, jakimi obdarzył swoich bohaterów zaczerpnął z internetu, dzięki czemu zarówno czarne, jak i białe charaktery nazywały się: Wajda, Kopernik, Michnik, Kaczyński, Kuroń, Miłosz, Polański, Wałęsa, Gierek czy nawet Sobieski.
Uznałem, że taki dobór bohaterów może być źle przyjęty przez jakiegoś bardziej oczytanego wydawcę, w związku, z czym, także w internecie wyszukałem specjalnie dla niego zestaw nowych, obojętnych historycznie nazwisk.
Pedro przyjął moją pomoc z wdzięcznością, dzięki czemu karty powieści zaludniły postacie o typowo polskich nazwiskach, takich jak: Morda, Buła, J.Hazard, Tolek czy Marsjanek.
Trochę to chyba pomogło, ponieważ jeden z wydawców zaproponował przeróbkę powieści na komiks.
Czytałem, a czytając nad brzegiem oceanu, zdarzało się szczególnie wieczorem, że czułem się odrobinę mniej pewnie niż zwykle. Jako odtrutkę na antywodną propagandę mojego przyjaciela przeczytałem Moby Dicka, ale niewiele pomógł praktyczny Melville.
Woda.
Pewnego dnia, gdy wieczorem wróciłem do domu ciotki, znalazłem na stoliku kartkę z madryckim numerem telefonu i dopisaną uwagą – Ważna sprawa. Oddzwoń! Zadzwoniłem.
- Czy znał pan Pedro Torquemadę? – Zapytał śledczy.
- Dlaczego „znał”… - wyjąkałem
Tak. Jasne. Wszyscy się domyślacie, że znaleziono mojego przyjaciela w jego skromnym mieszkaniu na drugim piętrze kamienicy przy Caile de San Marcos. Jasne jest też, że przyczyną zgonu było utonięcie.
- Utonął we własnym łóżku, choć w całym mieszkaniu było tak sucho jak na pustyni. On nawet zakręcił wodę w głównym zaworze. Pił a nawet mył się w wodzie kupowanej w butelkach. Dużo pustych butelek. Ale w płucach… to się stało wczoraj w nocy. Dziwna sprawa. Poza tym budzik miał nastawiony na piętnastą. Czyżby był nocnym Markiem? Na komputerze miał nieskończony list do pana, dlatego dzwonię…
Bez względu na to, co sądziłem o jego powieści, Pedro był moim przyjacielem. Nim wyruszyłem do Madrytu na jego pogrzeb, jeszcze tej nocy, zapakowałem w reklamówkę 600 kart „Wody” i poszedłem nad ocean by go osobiście pożegnać.
Nazbierałem patyków, połamałem skrzynkę po pomarańczach wyrzuconą przez Wodę i powoli spaliłem kopię jego nigdy niewydanej książki. Ogień pożerał „Wodę” a ja rozmawiałem z przyjacielem, który nie mógł już nic odpowiedzieć, popijając tanie wino z litrowej butli.
Ogień buzował wesoło. Jakiś rozczochrany typek z puszką piwa w łapie chciał się dosiąść, ale rzuciłem w niego kamieniem. Niech mi Bóg wybaczy. Nie byłem w humorze.
Kartki już się kończyły, gdy nadeszła ta ogromna fala. Uciekłem. Kiedy wróciłem nie było śladu po ognisku. Zamachnąłem się potężnie i posłałem wprost w gardło oceanu butelkę z resztką przesłodkiego wina. Nażryj się – Powiedziałem.
Odwróciłem się i ruszyłem do domu. Wtedy zupełnie niespodziewanie z rozgwieżdżonego, kryształowego nieba zaczął padać deszcz.
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Jarecki, do Ciebie mowie!
2. Piękne opowieści-tylko gdzie
3. Jarecki
Zachłysnąłem się !
Twój naśladowca:
https://www.salon24.pl/u/autodafe/843005,wszechswiat-zbudowany-jest-z-wody