Integracja? W życiu!
tu.rybak, pon., 24/08/2009 - 17:41
Początkowo chciałem napisać krótki komentarz do artykułu "Dezintegracja" [FYM, blogmedia24.pl, 24 VIII 2009], ale tak bardzo się rozrósł, iż uznałem za właściwsze napisać odrębny tekst będący, po części, polemiką z wyżej przywołanym.
Free Your Mind słusznie zauważa braki demokracji takiej jaką mamy (sam pisze pseudodemokracja) oraz ciągłe kłopoty jakie niesie nam III RP i dziedzictwo PRL. Ale nad tym pracowali i pracują specjaliści.
To, że do władzy wróciło nowe nie jest specjalnie zaskakujące i nad tym nie chcę się pochylać. Zainteresowały mnie inne wątki.
Pierwszy dotyczy blogosfery.
O tym, że blogosfera stanowi dla twórców i gloryfikatorów pseudodemokracji, czyli dla sterników, istotne zagrożenie, wiemy od lat i mamy na to wiele dowodów. Pewne też było od dawna, że (po okresie systematycznego lżenia, dezawuowania etc. co poważniejszych blogerów przez „komentatorów” czy innych publicystów z Bożej łaski) wcześniej czy później dojdzie do frontalnego ataku przeciwko niezależnym blogerom, ponieważ mimo rozdrobnienia na małe wspólnoty, blogosfera wciąż wykazywała się wpływem na opinię społeczną.[źródło j.w.]
Sam termin blogosfera, nie powinien nas interesować. Zbiór wszystkich możliwych blogów jest bezwartościowy, gdyż nic ich nie łączy oprócz formy. A to stanowczo za mało.
Warto wyodrębnić pewną wspólnotę tematyczną większej liczby blogów agregowanych w jednym miejscu. W tym sensie blogosfera, przez małe "B", jest już skonkretyzowana, a wspólnota formy ma znaczenie wyłącznie drugorzędne. Coś co łączy takie blogi, to wspólna idea (czy hobby).
Wracając do cytatu. Blogosfera stanowi zagrożenie. Oczywiście, ale tylko w tym sensie, w jakim zagrożenie stanowi wolne myślenie i rozpowszechnianie tychże myśli. Zawsze tak było i zapewne będzie. Zmieniają się tylko środki techniczne. Powiedzmy, zachowując proporcje, niektóre wspólnoty blogosfery pełnią rolę dawnych samizdatów.
Oczywiście porównanie blogosfery z bibułą jest naciągane w tym sensie, że nie ma sankcji, można pisać w dzień i kolportaż jest łatwiejszy (nie znaczy tańszy). Ale ma sens - być może odzwierciedla i kształtuje opinię publiczną.
Panuje pogląd, że to żadna sztuka założyć Internetową gazetę. Odpada kolportaż, brak kosztów druku itp. Co oczywiście nie jest prawdą. Ci co próbowali wiedzą jakie są koszty dotarcia do czytelnika i koszty utrzymania serwisu.
Druga obiegowa opinia mówi, że prawdziwe media to te znane. To są profesjonaliści. Amatorzy sobie piszą i nikt tego ich pisania nie traktuje poważnie. Ten fałszywy pogląd powoli się zmienia. Proszę popatrzeć na prasę lokalną i właśnie na blogi. Tą wartość doceniają już działy marketingu i promocji w korporacjach, a jako narzędzia wykorzystują agencje reklamowe.
Ale po co ja to piszę? Zagrożenie dla rządzących wystąpi dopiero wtedy, kiedy blogosfera krytyczna zgromadzi dużą liczbę czytelników, aktywnych komentatorów i autorów. Niszowy blog nie odwróci kartki wyborczej. I nie poprowadzi na ulicę.
Oczywiście media tzw. profesjonalne (hm, ładny mi profesjonalizm) będą długo udawały, że cudzych blogów nie ma. Raz bo to przeciwko rządzącym, a dwa przeciwko nim samym.
Po drugie (i to jest clue mojego wystąpienia), wyjątkowo zdumiewające jest to, że dezintegracja środowiska ludzi mających coś sensownego do powiedzenia zachodzi w obszarze generowanym przez medium służące chyba najbardziej wszechstronnej (z dotychczasowych) formie komunikacji. W pewnym momencie ktoś po prostu ucina dyskusję i nie chce rozmawiać, a przecież bez otwartej i szczerej rozmowy niemożliwe jest wyjaśnienie niczego. Niepoprawni.pl nie rozmawiają z BM24, BM24 z Blogpressem itd., a I. Janke (wraz z adminami) wywala nagle paru autorów s24, nie próbując nawet się upewnić, czy racja leży po jego (i administracji) stronie.[źródło j.w.]
A właściwie dlaczego miałbym rozmawiać z Salonem24? Rozmawia się z ludźmi. Dyskutuje również. A co to jest Salon24? Czy coś łączy czytelników S24? Ani światopogląd, ani tematyka (od Sasa do Lasa). Salon24 jest przykładem taniej i być może popularnej gazety Internetowej, wydawanej minimalnym nakładem kosztów na autorów (przedruki z oficjalnych blogów, blogi bezpłatne) oraz bez nakładów na marketing i promocję. Znane jest tylko nazwisko naczelnego, choć i to nie wiadomo z czego właściwie.
Jest coś złowrogiego w tych (zachodzących już dostatecznie długo, by ich nie dostrzegać) procesach dezintegracyjnych. Nie chodzi mi o to, że komuna i postkomuna na tym wygrywa, bo to oczywiste (zresztą środowisko komunistyczne jest największym zwycięzcą „obalenia komunizmu”). Chodzi o to, że osoby – zdawałoby się – walczące o to samo, nie tylko nie są w stanie ze sobą współdziałać, nie tylko nie są w stanie jakoś odłożyć na bok animozji, które zawsze się między ludźmi pojawiają (lecz które przecież są do pokonania przy odpowiedniej dozie dobrej woli), ale przede wszystkim nie potrafią ze sobą normalnie, spokojnie się skomunikować, choć wymaga to tak niewiele.[źródło j.w.]
Nie dajmy się nabrać. "osoby – zdawałoby się – walczące o to samo, nie tylko nie są w stanie ze sobą współdziałać". Bo nie walczą o to samo! Niektórzy, być może z tym samym. Ale na miły Bóg: nie o to samo.
Niektórzy twórcy serwisów blogowych i blogów walczą o swoje nazwisko, inni o kasę (wytworzy się społeczność, może będą reklamodawcy), a jeszcze inni o jedno i drugie. Są też tacy co walczą o swoje idee. A inni znowuż ideowo lub zawodowo - przeciwko ideom.
Nie trzeba starać się o integrację, tam gdzie to nie ma sensu.
Innymi słowy, trzeba wiedzieć, że tylko działania na rzecz integracji środowisk (dążących do zakończenia epoki postkomunistycznej) i kooperacji w walce ze wspólnym wrogiem mają sens i wartość, albowiem działania pogłębiające rozpad tychże środowisk służą wyłącznie utrwaleniu status quo, w jakim gnijemy od 20 lat.[źródło j.w.]
I z tym właśnie się nie zgadzam. Integracja nie może być celem. W szczególności z Salonem24 - nie jest wartościowy w żadnym sensie, oprócz takiego, że być może w przyszłości będzie przynosił pieniądze i sławę właścicielom.
Trzeba zachować swoja mądrość i robić swoje.
Post Scriptum
Nic nie piszę o wymienianych przez autora innych społecznościach, gdyż po prostu nie mam o nich zdania. Nie wiem, to nie piszę.
Free Your Mind słusznie zauważa braki demokracji takiej jaką mamy (sam pisze pseudodemokracja) oraz ciągłe kłopoty jakie niesie nam III RP i dziedzictwo PRL. Ale nad tym pracowali i pracują specjaliści.
To, że do władzy wróciło nowe nie jest specjalnie zaskakujące i nad tym nie chcę się pochylać. Zainteresowały mnie inne wątki.
Pierwszy dotyczy blogosfery.
O tym, że blogosfera stanowi dla twórców i gloryfikatorów pseudodemokracji, czyli dla sterników, istotne zagrożenie, wiemy od lat i mamy na to wiele dowodów. Pewne też było od dawna, że (po okresie systematycznego lżenia, dezawuowania etc. co poważniejszych blogerów przez „komentatorów” czy innych publicystów z Bożej łaski) wcześniej czy później dojdzie do frontalnego ataku przeciwko niezależnym blogerom, ponieważ mimo rozdrobnienia na małe wspólnoty, blogosfera wciąż wykazywała się wpływem na opinię społeczną.[źródło j.w.]
Sam termin blogosfera, nie powinien nas interesować. Zbiór wszystkich możliwych blogów jest bezwartościowy, gdyż nic ich nie łączy oprócz formy. A to stanowczo za mało.
Warto wyodrębnić pewną wspólnotę tematyczną większej liczby blogów agregowanych w jednym miejscu. W tym sensie blogosfera, przez małe "B", jest już skonkretyzowana, a wspólnota formy ma znaczenie wyłącznie drugorzędne. Coś co łączy takie blogi, to wspólna idea (czy hobby).
Wracając do cytatu. Blogosfera stanowi zagrożenie. Oczywiście, ale tylko w tym sensie, w jakim zagrożenie stanowi wolne myślenie i rozpowszechnianie tychże myśli. Zawsze tak było i zapewne będzie. Zmieniają się tylko środki techniczne. Powiedzmy, zachowując proporcje, niektóre wspólnoty blogosfery pełnią rolę dawnych samizdatów.
Oczywiście porównanie blogosfery z bibułą jest naciągane w tym sensie, że nie ma sankcji, można pisać w dzień i kolportaż jest łatwiejszy (nie znaczy tańszy). Ale ma sens - być może odzwierciedla i kształtuje opinię publiczną.
Panuje pogląd, że to żadna sztuka założyć Internetową gazetę. Odpada kolportaż, brak kosztów druku itp. Co oczywiście nie jest prawdą. Ci co próbowali wiedzą jakie są koszty dotarcia do czytelnika i koszty utrzymania serwisu.
Druga obiegowa opinia mówi, że prawdziwe media to te znane. To są profesjonaliści. Amatorzy sobie piszą i nikt tego ich pisania nie traktuje poważnie. Ten fałszywy pogląd powoli się zmienia. Proszę popatrzeć na prasę lokalną i właśnie na blogi. Tą wartość doceniają już działy marketingu i promocji w korporacjach, a jako narzędzia wykorzystują agencje reklamowe.
Ale po co ja to piszę? Zagrożenie dla rządzących wystąpi dopiero wtedy, kiedy blogosfera krytyczna zgromadzi dużą liczbę czytelników, aktywnych komentatorów i autorów. Niszowy blog nie odwróci kartki wyborczej. I nie poprowadzi na ulicę.
Oczywiście media tzw. profesjonalne (hm, ładny mi profesjonalizm) będą długo udawały, że cudzych blogów nie ma. Raz bo to przeciwko rządzącym, a dwa przeciwko nim samym.
Po drugie (i to jest clue mojego wystąpienia), wyjątkowo zdumiewające jest to, że dezintegracja środowiska ludzi mających coś sensownego do powiedzenia zachodzi w obszarze generowanym przez medium służące chyba najbardziej wszechstronnej (z dotychczasowych) formie komunikacji. W pewnym momencie ktoś po prostu ucina dyskusję i nie chce rozmawiać, a przecież bez otwartej i szczerej rozmowy niemożliwe jest wyjaśnienie niczego. Niepoprawni.pl nie rozmawiają z BM24, BM24 z Blogpressem itd., a I. Janke (wraz z adminami) wywala nagle paru autorów s24, nie próbując nawet się upewnić, czy racja leży po jego (i administracji) stronie.[źródło j.w.]
A właściwie dlaczego miałbym rozmawiać z Salonem24? Rozmawia się z ludźmi. Dyskutuje również. A co to jest Salon24? Czy coś łączy czytelników S24? Ani światopogląd, ani tematyka (od Sasa do Lasa). Salon24 jest przykładem taniej i być może popularnej gazety Internetowej, wydawanej minimalnym nakładem kosztów na autorów (przedruki z oficjalnych blogów, blogi bezpłatne) oraz bez nakładów na marketing i promocję. Znane jest tylko nazwisko naczelnego, choć i to nie wiadomo z czego właściwie.
Jest coś złowrogiego w tych (zachodzących już dostatecznie długo, by ich nie dostrzegać) procesach dezintegracyjnych. Nie chodzi mi o to, że komuna i postkomuna na tym wygrywa, bo to oczywiste (zresztą środowisko komunistyczne jest największym zwycięzcą „obalenia komunizmu”). Chodzi o to, że osoby – zdawałoby się – walczące o to samo, nie tylko nie są w stanie ze sobą współdziałać, nie tylko nie są w stanie jakoś odłożyć na bok animozji, które zawsze się między ludźmi pojawiają (lecz które przecież są do pokonania przy odpowiedniej dozie dobrej woli), ale przede wszystkim nie potrafią ze sobą normalnie, spokojnie się skomunikować, choć wymaga to tak niewiele.[źródło j.w.]
Nie dajmy się nabrać. "osoby – zdawałoby się – walczące o to samo, nie tylko nie są w stanie ze sobą współdziałać". Bo nie walczą o to samo! Niektórzy, być może z tym samym. Ale na miły Bóg: nie o to samo.
Niektórzy twórcy serwisów blogowych i blogów walczą o swoje nazwisko, inni o kasę (wytworzy się społeczność, może będą reklamodawcy), a jeszcze inni o jedno i drugie. Są też tacy co walczą o swoje idee. A inni znowuż ideowo lub zawodowo - przeciwko ideom.
Nie trzeba starać się o integrację, tam gdzie to nie ma sensu.
Innymi słowy, trzeba wiedzieć, że tylko działania na rzecz integracji środowisk (dążących do zakończenia epoki postkomunistycznej) i kooperacji w walce ze wspólnym wrogiem mają sens i wartość, albowiem działania pogłębiające rozpad tychże środowisk służą wyłącznie utrwaleniu status quo, w jakim gnijemy od 20 lat.[źródło j.w.]
I z tym właśnie się nie zgadzam. Integracja nie może być celem. W szczególności z Salonem24 - nie jest wartościowy w żadnym sensie, oprócz takiego, że być może w przyszłości będzie przynosił pieniądze i sławę właścicielom.
Trzeba zachować swoja mądrość i robić swoje.
Post Scriptum
Nic nie piszę o wymienianych przez autora innych społecznościach, gdyż po prostu nie mam o nich zdania. Nie wiem, to nie piszę.
- tu.rybak - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
12 komentarzy
1. Nie trzeba starać się o integrację, tam gdzie to nie ma sensu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Też bym nie fetyszyzował integracji
3. Hej "Wielki Rybak"
4. Jak dla mnie
5. Ale tu chodzi o inną integrację
6. Jazzek,
Żeby na przykład panowie z z Blogpress oprócz podśmiechujek (a niech się śmieją, poczucie humoru dobra rzecz) byli skłonni do współpracy z BM24 - chociażby udostępniając swoje wpisy do agregacji.
Dobre !!! Już dawno tak się nie uśmiałem :)))
Pozdrawiam.
http://wola44.wordpress.com/ >>> http://dokumentalny.blogspot.com/
7. Zgadzam się
8. tu.rybak,
jerry
9. @Jerry
10. Rybaku
11. @Jazzek
12. są uniwersalne procesy kreacji przyszłości