"Prawicowa koncepcja państwa" - krytyka
Kirker, śr., 12/08/2009 - 17:41
Wielokrotnie można się spotkać z pewnym redefiniowaniem pojęcia prawicy i prawicowości. Często bowiem redukuje się to pojęcie do kwestii gospodarczych. Wówczas, żeby daną osobę zaklasyfikować do prawicy lub lewicy wystarczy się zapytać, jaki ma być zakres działania państwa. Mnie też się czasem dostaje za to, że skupiam się na aspektach konstrukcji państwa czy też gospodarczych. Uważam, że prawicowość jest całościową wizją państwa i społeczeństwa, obejmująca zarówno obyczajowość i aspekty społeczne, jak również gospodarkę. Nie można tego zawężać, ani do pierwszych wymienionych, ani do wątków technokratycznych. Takie błędy są czynione jednak nagminnie. Postanowiłem zatem dociec, jakie są źródła takiego myślenia.
Z jednej strony mamy organ prasowy UPR Najwyższy Czas!, w którym to wielu autorów samozwańczo redefiniuje pojęcie prawicy sprowadzając je wyłącznie do gospodarki. O wiele większe zdumienie jednak może wywołać książka Tomasza Cukiernika Prawicowa koncepcja państwa. Klasyczny konserwatysta taki jak moja persona może być bardzo zdziwiony, że nie występuje tam w roli radykalnego prawicowca. Więcej, autor zarzuci mu jeszcze wyznawanie pewnych pomysłów zakwalifikowanych przez niego do kategorii socjalizmu. Do prawicy włączane są treści lewicowe, o ile nie lewackie. W książce mamy zatem samozwańcze redefiniowanie pojęć, manipulowanie zakresem semantycznym, które może wprowadzić w błąd osobę nie znającą założeń poszczególnych doktryn polityczno-prawnych.
Pierwszą rzeczą, jaką się rzuca w oczy, to za prawicowców uznani zostali w książce liberałowie. A czy to nie jest czasem ruch lewicowy? Przecież liberalizm sam w sobie jest sprzeciwem wobec konserwatyzmu. To pierwsza przed socjalizmem i komunizmem masowa, egalitarna wizja społeczeństwa wynikająca z antropologicznego pozytywizmu. Liberalizm z historycznego punktu widzenia jest ruchem lewicowym, no i zawsze stał po stronie lewicy (obecnie również tak się dzieje). Na przykład w czasie wojny domowej w Hiszpanii liberałowie stanęli po stronie socjalistów i komunistów. Wystarczy popatrzeć na historię, żeby przekonać się, że jest to ruch nie mający z prawicą nic wspólnego, pragnący trzebić tradycyjne obyczaje celem wprowadzania swoich modernistycznych. A w książce na każdej niemalże stronie jest "liberałowie". Oni z prawicą nie mają nic wspólnego. Uznanie liberalizmu za ruch prawicowy kwalifikuje się zatem pod celową manipulację. Ma ona na celu obronę technokratycznego modelu prawicy jako tylko i wyłącznie liberalizmu ekonomicznego. A gdzie się podział światopoglądowy konserwatyzm wobec tego? Czy ma on pełnić wyłącznie funkcję akcesoryczną?
Autor również zalicza gigantyczną wpadkę. W pierwszym rozdziale swojej książki pt. Zadania państwa liberalnego napisał, iż liberałowie są przeciwnikami aborcji i eutanazji, ponieważ za najwyższą wolność uważają wolność do życia. Nie wiem, do jakiej kategorii zaliczyć tego typu faux pau. Należy zadać tutaj jeszcze pytanie, o jakiej kategorii liberałów on mówi. Czy mają to być liberałowie klasyczni czy libertarianie. Te bowiem ruchy wykazują bowiem często bardzo antynatalistyczne nastawienie. Na przykład Murray Newton Rothbard, na którego autor Prawicowej koncepcji państwa się powołuje. Pisał on wręcz, że żaden człowiek nie ma prawa bezkarnie występować wewnątrz drugiego. Opinia, że aborcja powinna być dozwolona do jakiegoś etapu ciąży, jest wśród liberałów bardzo powszechna. Autorytatywne wypowiadanie się, że są oni przeciwnikami aborcji jest zatem błędne. Tak samo jest w przypadku eutanazji.
W rozdziale Zadania państwa liberalnego do tez prawicowych (czyli według autora liberalnych) wkrada się stwór w postaci państwa neutralnego światopoglądowego. Sama idea jest arcylewicowa i z prawicą nie ma nic wspólnego. Coś takiego jak państwo neutralne światopoglądowo nie może nawet istnieć. Prawo musi się bowiem opierać na jakiś fundamentach, a te wywodzą się z przekonań jakiejś grupy w społeczeństwie. Jakby chcieć zatem wszystkim dogodzić, to żadnego systemu prawnego nie dałoby się ustanowić. Gdyby chcieć stworzyć państwo, które byłoby światopoglądowo neutralne, należałoby dokonać jego demontażu. Dopiero bowiem anarchia może być światopoglądowo neutralna. Państwo neutralne światopoglądowo oznacza w takim razie de facto państwowy ateizm taki jak we Francji, ZSRR czy Korei Północnej. Ponieważ będzie ono preferować osoby o poglądach wręcz antyteistycznych (bo ateistów jako takich transcendencja chyba w ogóle mało powinna obchodzić) oraz ich sposoby na zorganizowanie państwa i społeczeństwa. Państwo prawicowe sensu stricto powinno mieć religię panującą, w naszym konkretnym przypadku katolicką, a nie bawić się w lewicowe eksperymenty z państwowym ateizmem.
W rozdziale Krytyka państwa opiekuńczego pojawia się podrozdział Zabrania się zabraniać!. Już sama jego nazwa wywołuje skojarzenie ze studencką rewoltą w roku 1968. Autor krytykuje tam konserwatywne rozwiązania społeczne dotyczące na przykład tępienia pornografii, prostytucji czy narkomanii. Czy coś takiego powinno pojawić się w książce nazywającej się Prawicowa koncepcja państwa. Przecież mamy tu obronę postulatów bardzo lewackich, w stosunku do których nawet sami lewicowcy wykazują pewną powściągliwość. Autor uzasadnia to w taki sposób, że zakazywanie różnych rzeczy powoduje powstanie przestępczego podziemia. To łatwo sprowadzić do reductio ad absurdum. Wówczas można uznać, że po likwidacji prawa w ogóle nie będzie istniała taka kategoria jak przestępstwo. Czy zatem autor jest anarchistą? Błędność tego rozumowania wykazałem poza tym w swojej polemice z tekstem Janusza Korwin-Mikkego. Dziwny jest zatem jego sprzeciw wobec aborcji i eutanazji, przecież teoretycznie po zalegalizowaniu plag społecznych - bo takie określenie jest adekwatne - mafia mogłaby się przerzucić na pigułki wczesnoporonne i zestawy do usypiania ludzi. Wówczas pewnie jakiś "arcyprawicowy" Tomasz Cukiernik pisałby, że powinniśmy dla świętego spokoju zalegalizować aborcję i eutanazję.
W tym ostatnim podrozdziale mamy poza tym do czynienia z samozwańczą redefinicją pojęć. Państwo opiekuńcze nie tyczy się bowiem obyczajowości z założenia. To system, w którym państwo reguluje stosunki pracy, edukuje, leczy, ubezpiecza, zajmuje się opieką społeczną; stanowi zatem pewien typ jego konstrukcji. Autor zmanipulował jego zakres semantyczny. Stosując takie sztuczki można udowodnić dowolną tezę np. to, że słonie są zdolne do aktywnego lotu. Taka manipulacja zakresem semantycznym pokazuje na jeszcze jedno.
Marksiści wyznawali dyktat ekonomii. Tutaj mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem do tego. O ile marksiści proponowali ekonomię socjalistyczną, w przypadku Prawicowej koncepcji państwa mamy neoliberalizm według szkoły chicagowskiej przeplatany elementami austriackiej szkoły ekonomicznej. Cała zresztą książka poświęcona jest na omówienie szeregu zagadnień związanych z gospodarką. Nic dziwnego, że po takich lekturach wielu ludzi twierdzi, że prawica to tylko i wyłącznie podejście do ekonomii, a tradycja, religia, ład społeczny schodzą na drugi, a nawet trzeci plan. Nic zatem dziwnego, że tylnymi drzwiami wchodzi obyczajowa zgnilizna, walka z którą była nawet w tej książce krytykowana. Ciekawie zresztą to kontrastuje z tabelką zamieszczoną jako dodatek do książki, w której jest mowa o kultywowaniu tradycji. A jak ma się do tego ta obyczajowa zgnilizna w postaci wymienionej wyżej triady, jakiej autor (podobnie jak wielu innych publicystów związanych z UPR) broni jak lew? Nie zmienia to jednak faktu, że koncepcje ekonomiczne są w książce przedstawione dosyć dobrze.
Skoro się takie książki ukazują, to nic dziwnego, że potem zdarzają się bardzo ciekawe kwiatki. Pewien osobnik związany z UPR miał powiedzieć, że konserwatyzm to jest taki liberalizm, a liberalizm to taki konserwatyzm. Nie jest to cytat zasłyszany ani przeze mnie, ani przez innego konserwatystę. Wyhaczył to jeden z redaktorów Liberte, Piotr Beniuszys, a zatem zupełnie inna bajka. Takiego pomieszania z poplątaniem można dostać nie mając uprzedniej wiedzy o doktrynach polityczno-prawnych, a czytając takie książki. Tak więc moja dobra rada: najpierw trzeba zdobyć jakąś wiedzę na temat, czym są konserwatyzm, liberalizm, socjalizm, a dopiero potem brać się za Prawicową koncepcję państwa. Z mojego konserwatywnego punktu widzenia przedstawione tam poglądy są niezgrabną hybrydą konserwatyzmu, konserwatywnego liberalizmu oraz ateistycznego liberalizmu, zatem aż trzech doktryn. Takie połączenie spotykane jest dosyć często u młodych zwolenników UPR, którzy jeszcze nie bardzo rozumieją założenia poszczególnych doktryn, a podchodzą bezkrytycznie do tego, co przywódcy Unii Polityki Realnej i publicyści zeń sympatyzujący piszą.
Prawicowa koncepcja państwa to zły tytuł dla tej książki. Żeby był on prawidłowy, winna się nazywać Liberalna koncepcja państwa. Prawicowość bowiem wykracza poza sam aspekt gospodarczy i technokratyczny, jak również wyraża sprzeciw wobec obyczajowego modernizmu.
Z jednej strony mamy organ prasowy UPR Najwyższy Czas!, w którym to wielu autorów samozwańczo redefiniuje pojęcie prawicy sprowadzając je wyłącznie do gospodarki. O wiele większe zdumienie jednak może wywołać książka Tomasza Cukiernika Prawicowa koncepcja państwa. Klasyczny konserwatysta taki jak moja persona może być bardzo zdziwiony, że nie występuje tam w roli radykalnego prawicowca. Więcej, autor zarzuci mu jeszcze wyznawanie pewnych pomysłów zakwalifikowanych przez niego do kategorii socjalizmu. Do prawicy włączane są treści lewicowe, o ile nie lewackie. W książce mamy zatem samozwańcze redefiniowanie pojęć, manipulowanie zakresem semantycznym, które może wprowadzić w błąd osobę nie znającą założeń poszczególnych doktryn polityczno-prawnych.
Pierwszą rzeczą, jaką się rzuca w oczy, to za prawicowców uznani zostali w książce liberałowie. A czy to nie jest czasem ruch lewicowy? Przecież liberalizm sam w sobie jest sprzeciwem wobec konserwatyzmu. To pierwsza przed socjalizmem i komunizmem masowa, egalitarna wizja społeczeństwa wynikająca z antropologicznego pozytywizmu. Liberalizm z historycznego punktu widzenia jest ruchem lewicowym, no i zawsze stał po stronie lewicy (obecnie również tak się dzieje). Na przykład w czasie wojny domowej w Hiszpanii liberałowie stanęli po stronie socjalistów i komunistów. Wystarczy popatrzeć na historię, żeby przekonać się, że jest to ruch nie mający z prawicą nic wspólnego, pragnący trzebić tradycyjne obyczaje celem wprowadzania swoich modernistycznych. A w książce na każdej niemalże stronie jest "liberałowie". Oni z prawicą nie mają nic wspólnego. Uznanie liberalizmu za ruch prawicowy kwalifikuje się zatem pod celową manipulację. Ma ona na celu obronę technokratycznego modelu prawicy jako tylko i wyłącznie liberalizmu ekonomicznego. A gdzie się podział światopoglądowy konserwatyzm wobec tego? Czy ma on pełnić wyłącznie funkcję akcesoryczną?
Autor również zalicza gigantyczną wpadkę. W pierwszym rozdziale swojej książki pt. Zadania państwa liberalnego napisał, iż liberałowie są przeciwnikami aborcji i eutanazji, ponieważ za najwyższą wolność uważają wolność do życia. Nie wiem, do jakiej kategorii zaliczyć tego typu faux pau. Należy zadać tutaj jeszcze pytanie, o jakiej kategorii liberałów on mówi. Czy mają to być liberałowie klasyczni czy libertarianie. Te bowiem ruchy wykazują bowiem często bardzo antynatalistyczne nastawienie. Na przykład Murray Newton Rothbard, na którego autor Prawicowej koncepcji państwa się powołuje. Pisał on wręcz, że żaden człowiek nie ma prawa bezkarnie występować wewnątrz drugiego. Opinia, że aborcja powinna być dozwolona do jakiegoś etapu ciąży, jest wśród liberałów bardzo powszechna. Autorytatywne wypowiadanie się, że są oni przeciwnikami aborcji jest zatem błędne. Tak samo jest w przypadku eutanazji.
W rozdziale Zadania państwa liberalnego do tez prawicowych (czyli według autora liberalnych) wkrada się stwór w postaci państwa neutralnego światopoglądowego. Sama idea jest arcylewicowa i z prawicą nie ma nic wspólnego. Coś takiego jak państwo neutralne światopoglądowo nie może nawet istnieć. Prawo musi się bowiem opierać na jakiś fundamentach, a te wywodzą się z przekonań jakiejś grupy w społeczeństwie. Jakby chcieć zatem wszystkim dogodzić, to żadnego systemu prawnego nie dałoby się ustanowić. Gdyby chcieć stworzyć państwo, które byłoby światopoglądowo neutralne, należałoby dokonać jego demontażu. Dopiero bowiem anarchia może być światopoglądowo neutralna. Państwo neutralne światopoglądowo oznacza w takim razie de facto państwowy ateizm taki jak we Francji, ZSRR czy Korei Północnej. Ponieważ będzie ono preferować osoby o poglądach wręcz antyteistycznych (bo ateistów jako takich transcendencja chyba w ogóle mało powinna obchodzić) oraz ich sposoby na zorganizowanie państwa i społeczeństwa. Państwo prawicowe sensu stricto powinno mieć religię panującą, w naszym konkretnym przypadku katolicką, a nie bawić się w lewicowe eksperymenty z państwowym ateizmem.
W rozdziale Krytyka państwa opiekuńczego pojawia się podrozdział Zabrania się zabraniać!. Już sama jego nazwa wywołuje skojarzenie ze studencką rewoltą w roku 1968. Autor krytykuje tam konserwatywne rozwiązania społeczne dotyczące na przykład tępienia pornografii, prostytucji czy narkomanii. Czy coś takiego powinno pojawić się w książce nazywającej się Prawicowa koncepcja państwa. Przecież mamy tu obronę postulatów bardzo lewackich, w stosunku do których nawet sami lewicowcy wykazują pewną powściągliwość. Autor uzasadnia to w taki sposób, że zakazywanie różnych rzeczy powoduje powstanie przestępczego podziemia. To łatwo sprowadzić do reductio ad absurdum. Wówczas można uznać, że po likwidacji prawa w ogóle nie będzie istniała taka kategoria jak przestępstwo. Czy zatem autor jest anarchistą? Błędność tego rozumowania wykazałem poza tym w swojej polemice z tekstem Janusza Korwin-Mikkego. Dziwny jest zatem jego sprzeciw wobec aborcji i eutanazji, przecież teoretycznie po zalegalizowaniu plag społecznych - bo takie określenie jest adekwatne - mafia mogłaby się przerzucić na pigułki wczesnoporonne i zestawy do usypiania ludzi. Wówczas pewnie jakiś "arcyprawicowy" Tomasz Cukiernik pisałby, że powinniśmy dla świętego spokoju zalegalizować aborcję i eutanazję.
W tym ostatnim podrozdziale mamy poza tym do czynienia z samozwańczą redefinicją pojęć. Państwo opiekuńcze nie tyczy się bowiem obyczajowości z założenia. To system, w którym państwo reguluje stosunki pracy, edukuje, leczy, ubezpiecza, zajmuje się opieką społeczną; stanowi zatem pewien typ jego konstrukcji. Autor zmanipulował jego zakres semantyczny. Stosując takie sztuczki można udowodnić dowolną tezę np. to, że słonie są zdolne do aktywnego lotu. Taka manipulacja zakresem semantycznym pokazuje na jeszcze jedno.
Marksiści wyznawali dyktat ekonomii. Tutaj mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem do tego. O ile marksiści proponowali ekonomię socjalistyczną, w przypadku Prawicowej koncepcji państwa mamy neoliberalizm według szkoły chicagowskiej przeplatany elementami austriackiej szkoły ekonomicznej. Cała zresztą książka poświęcona jest na omówienie szeregu zagadnień związanych z gospodarką. Nic dziwnego, że po takich lekturach wielu ludzi twierdzi, że prawica to tylko i wyłącznie podejście do ekonomii, a tradycja, religia, ład społeczny schodzą na drugi, a nawet trzeci plan. Nic zatem dziwnego, że tylnymi drzwiami wchodzi obyczajowa zgnilizna, walka z którą była nawet w tej książce krytykowana. Ciekawie zresztą to kontrastuje z tabelką zamieszczoną jako dodatek do książki, w której jest mowa o kultywowaniu tradycji. A jak ma się do tego ta obyczajowa zgnilizna w postaci wymienionej wyżej triady, jakiej autor (podobnie jak wielu innych publicystów związanych z UPR) broni jak lew? Nie zmienia to jednak faktu, że koncepcje ekonomiczne są w książce przedstawione dosyć dobrze.
Skoro się takie książki ukazują, to nic dziwnego, że potem zdarzają się bardzo ciekawe kwiatki. Pewien osobnik związany z UPR miał powiedzieć, że konserwatyzm to jest taki liberalizm, a liberalizm to taki konserwatyzm. Nie jest to cytat zasłyszany ani przeze mnie, ani przez innego konserwatystę. Wyhaczył to jeden z redaktorów Liberte, Piotr Beniuszys, a zatem zupełnie inna bajka. Takiego pomieszania z poplątaniem można dostać nie mając uprzedniej wiedzy o doktrynach polityczno-prawnych, a czytając takie książki. Tak więc moja dobra rada: najpierw trzeba zdobyć jakąś wiedzę na temat, czym są konserwatyzm, liberalizm, socjalizm, a dopiero potem brać się za Prawicową koncepcję państwa. Z mojego konserwatywnego punktu widzenia przedstawione tam poglądy są niezgrabną hybrydą konserwatyzmu, konserwatywnego liberalizmu oraz ateistycznego liberalizmu, zatem aż trzech doktryn. Takie połączenie spotykane jest dosyć często u młodych zwolenników UPR, którzy jeszcze nie bardzo rozumieją założenia poszczególnych doktryn, a podchodzą bezkrytycznie do tego, co przywódcy Unii Polityki Realnej i publicyści zeń sympatyzujący piszą.
Prawicowa koncepcja państwa to zły tytuł dla tej książki. Żeby był on prawidłowy, winna się nazywać Liberalna koncepcja państwa. Prawicowość bowiem wykracza poza sam aspekt gospodarczy i technokratyczny, jak również wyraża sprzeciw wobec obyczajowego modernizmu.
- Kirker - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Dlatego niezbyt uzasadnione
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'