Polką jestem taka dola ma...Łagier c.d. ( JMGJ)
Grodzieńskie więzienie wkrótce zamienio na Mińsk,aby stamtąd w listopadzie 1945 roku przewieźć osądzonych na punkt przesyłkowy w Orszy. Pani Ludwika wciąż chorowała, miała powyższoną gorączkę, kaszel. Schorowanych umieszczono w san-czasti.Transporty więźniów przyjeżdżały i odjeżdżały .To były niezliczone rzesze ludzi ,więźniów licho ubranych,brudnych ,obdartych, kaszlących i bardzo, bardzo smutnych.
Przyszedł kwiecień 1946 ,zdrowie trochę się poprawiło .Umieszczono mnie w transporcie inwalidów w bydlęcym wagonie .Było tak ciasno,że nie sposób się ruszyć, brud, cuchnące ciała chorych, starych ludzi.
Po drodze mijały nas transporty tych ,którzy wracali do Polski.Jechali w otwartych wagonach z biało -czerwonymi flagami, śpiewali chociaż wyglądali wynędzniali i obdarci.Przez szpary w wagonach widzieliśmy ich. Płakaliśmy myśląc, czy jeszcze wrócimy do Ojczyzny, do rodziny, do bliskich.
Naszą stacją docelową okazał się Łagier 14 Irkuckaja obłast Tajszecki rejon.Był 9 maja 1946 roku.Transport nasz przyjął naczalnik Basałyga .Posłano mnie do pracy w gospodarstwie rolnym .Wszystkie prace wykonywane byly pod nadzorem.Bicie , popychanie i zniewaga były na porządku dziennym.Wciąż byłam głodna, wkrótce rozchorowałam się, wróciła gorączka ,kaszel, bóle całego ciała.Odesłano mnie do łagiernego szpitala nr 5.Pozostałam tam do końca zesłania.Leczyli nas więzienni lekarze ,staruszkowie jeszcze z czasów rewolucji październikowej.Byli dla nas dobrzy,ale nie bylo leków , strzykawek i opatrunków.Jeden z lekarzy napisał mi receptę ,którą wysłałam do mojej mamy do Polski. Lekarz w Polsce dopisał jeszcze dodatkowe leczenie .Otrzymałam je pocztą i pozwoliło to wyleczyć przewlekające się zapalenie płuc ,na które zachorowałam w więzieniu w Grodnie.
W oddzielnych łagrach były matki z małymi dziećmi .Tam też rodziły kobiety.Warunki nie były lepsze ,niż w innych częściach obozu.Wszyscy jednakowo byli skazani na zagładę.
Teren łagru był odrutowany z wyżkami i strażą łagiewną na wyżkach.Straż pełnili Rosjanie, przeważnie wojskowi. Za najmniejsze przewinienie sądzono trybunałem wojennym czyli karą śmierci i nie było żadnego odwołania.Więźniowie spali na pryczach piętrowych .Administracja obozu mieszkała za zoną.
Warunki klimatyczne były bardzo ciężkie .Zimą temperatura spadała poniżej -50 stopni Celsiusza.Latem natomiast dokuczały owady : komary i meszki.Liczne pogryzienia doprowadzały do śmierci.Pożywienie stanowił dziki czosnek. Ukiszony w silosie gotowano zimą do jedzenia ,co stanowiło bardzo śmierdzącą strawę tzw bałandę.
Śmierć dookoła, nikt nie wiedział co go jutro czeka.Jeśli umierał ktoś bliski,było bardzo żal .Nie można było w żaden sposób pomóc ,uchronić. Obojętność była bronią przed rozpaczą.Niekiedy układaliśmy wiersze ,wiązanki więzienne ,ktore były jedynym naszym duchowym krzykiem i buntem.Różne wyznania i modlitwy slychać było dookoła.Jeden los , jedno zesłanie, jedna śmierć, jeden Bóg.
Dookoła codziennie umierali chorzy, słabi, wykonywano wyroki śmierci, katowano.Zimą, kiedy temperatura dochodziła do -30-50 stopni C. wrzucano zmarłych do specjalnego baraku.Kiedy nagromadziło się kilka ciał wkładano je do skrzyni i zaprzęgano dwa woły. Do nogi zmarłego przywiązywano birkę czyli dane o zmarłym. Wywożono następnie za zonę i wyrzucano w śnieg przysypując z wierzchu niewielką jego warstwą .Tak kończył się pochówek człowieka i pamięć o nim.Kiedy po kilku dniach wywożono następny transport zmarłych po tamtych nie było już śladu.Dzikie zwierzęta rozwłóczyly ciała.Była to przecież tajga syberyjska w Irkuckiej Obłasti. cdn.
http://jegle.salon24.pl/119577,polka-jestem-taka-dola-ma-lagier- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz