O złożonych osobowościach
FreeYourMind, sob., 08/08/2009 - 09:46
Wczoraj, jadąc przez Polskę, słyszałem w Jedynce korespondencję jakiejś pańci, która, stojąc na granicy polsko-ukraińskiej z przekąsem opowiadała o protestujących przeciwko wjazdowi do naszego kraju – jak to ujęła - „dzieci” (sławiących pamięć S. Bandery), a dziś czytam tekst urągający jakiejkolwiek przyzwoitości jakiegoś człowieka z „Newsweeka” (określenia dziennikarz wolałbym nie używać), wpisujący się w ponurą tradycję tych wszystkich głosów (słyszalnych w Polsce od tylu lat) „rozumiejących racje” Ukraińców, Rosjan, Niemców, Żydów itd., ale nigdy Polaków. Nigdy, podkreślam. Wczoraj zresztą paru „korespondentów” i „komentatorów na gorąco”, już nie pamiętam, czy w Trójce, zetce czy innym rmf-ie, przekonywało, że Bandera to „złożona osobowość”, a poza tym postać tragiczna, więzień obozu koncentracyjnego itd., no ale przede wszystkim WAŻNE, powtarzali, jest to, co dla Ukraińców (przynajmniej z części zachodniej Ukrainy) ten człowiek znaczy. Oczywiście w tych korespondencjach i komentarzach nie było mowy o ludobójstwie na Wołyniu, o planowej eksterminacji Polaków ani nawet o „wydarzeniach wołyńskich” - polityczna poprawność, a ściślej pieriekowka, idzie już bowiem tak daleko, że nie używa się żadnych określeń mogących budzić „drażliwe skojarzenia” u naszych rodaków. O Banderze więc należy myśleć w kategoriach psychologiczno-egzystencjalnych i już jakoś tak bardziej swojsko człek się czuje bez jakichś nieszczęsnych związków z riezaniem. Pomyślałem sobie zresztą, że Hitler to jeszcze bardziej złożona osobowość, w końcu artysta (kto widział jego obrazy, ten wie, że są całkiem niezłe) i czy tak naprawdę kogoś osobiście zabił? Poza tym postać tragiczna, jej życie zakończone samobójstwem. Jakież to olbrzymie pole do studiów psychologiczno-egzystencjalnych. Pech jednak w tym, że jedynie dla neonazistów Hitler stanowi wzorzec wodza walczącego o lepszy byt Niemiec i jakoś u naszych zachodnich sąsiadów niechętnie się do tradycji Hitlera wraca, a już na pewno rajdów ku jego pamięci się nie urządza dla „chłopaków” (jak pisze „pan z „Newsweeka”). Ba, ale może w Polsce coś takiego należałoby urządzić? To kwestia do przemyślenia dla redakcji „Newseeka” i tych wszystkich złożonych osobowości pracujących w publikujących po polsku mediach, które z polską racją stanu programowo nie mają i nie chcą mieć nic wspólnego.
Skoro mowa o tych właśnie złożonych osobowościach, to zastanawiam się, czy jakieś specjalne gratyfikacje dostaje się od wydawcy, naczelnego itd. (who cares?) za pisanie w sposób urągający jakiejkolwiek przyzwoitości, czy też robi się to spontanicznie, na zasadzie radosnego wybiegania przed szereg i/lub orkiestrę? Tak żeby właściwi ludzie na właściwych miejscach dostrzegli? Są różne sposoby na „zaistnienie” - jedni wieszają genitalia na krzyżu i już jest o takich „artystach” głośno, inni zaś piszą w taki sposób:
„zablokowanie, tego tak zwanego rajdu narobiło więcej szkody, niż gdyby czterech chłopaków przejechało się rowerami przez Polskę”
i nieco niżej:
„Pokazaliśmy Ukraińcom brak klasy. Zamiast otwartości europejskiego sąsiada, który powinien świecić przykładem, protesty księdza Isakowicza-Zaleskiego, kombatantów i decyzja naszego MSWiA udowodniły potężne kompleksy Polski i klasę na poziomie Rosji, czy Białorusi.”
Już abstrahując od skandalicznej treści tekstu, w którym mowa jest o „pochowaniu upiorów Wołynia” („A już się prawie udało pochować upiory Wołynia. Kuczma i Kwaśniewski, Juszczenko i Kaczyński zabiegali, by trudna historia pozostała wyłącznie historią, by radykalna interpretacja wydarzeń sprzed ponad pół wieku nie kładła się cieniem na polsko-ukraińskie relacje.”) - nawiasem mówiąc, że też nikt od Żydów się nie domaga, by „pochowali upiory Holokaustu”, prawda? - to się zastanawiam, jak wygląda struktura takiej złożonej osobowości. Czy ludzie posiadający taką osobowość są w stanie samodzielnie myśleć, czy jedynym azymutem ich myślenia jest wyłącznie to, by bronić – pisząc w polskim języku – NIEpolskich interesów? Zasada ta jest dość prosta – jeśli jest mowa o II wojnie, to się eksponuje problem „wypędzonych” oraz pokazuje Niemców przez pryzmat „Listy Schindlera”. Jeśli mowa o stosunkach polsko-rosyjskich, to zawsze z naciskiem na to, jak wielkim i poważnym państwem jest Rosja, a jak zakompleksionym i małym jest nasz kraj oraz jak bardzo należy wczuwać się w „duszę rosyjską”, a jak pełna mroków i pokatyńskich tudzież pozesłańczych frustracji jest dusza Polaka. Jeśli wchodzi w grę kwestia relacji polsko-ukraińskich, to niezbędne jest podkreślenie narodowowyzwoleńczych tradycji tamtego kraju (rzecz jasna z pominięciem tradycji współpracy ukraińsko-hitlerowskiej, także w pacyfikacji Powstania Warszawskiego) oraz, a jakże „pomarańczowej rewolucji”, pilnując zarazem bacznie, by „drastycznych obrazów” zarzynania przez Ukraińców przedstawicieli polskiej ludności (od niemowląt po starców) w ogóle nikt nie wyświetlał w świadomości Polaków. Dałby Bóg, żeby przewaliła się przez Polskę taka debata o Wołyniu jak o Jedwabnem – ale gdzie tam! To nie ten kraj! I to nie te media. Nie od tego zresztą są te redakcje „opiniotwórczych tytułów”, by kultywować polską historię, a jedynie, by na nowo lepić Polaków na bezmyślną masę, która ma jedynie płacić podatki i cieszyć się, że może sobie poszaleć w „centrach handlowych”.
Pozostaje jednak pytanie, jeśli ktoś nie rozumie polskich racji, nie obchodzi go polska historia, a jedyne, co nim kieruje, to jakieś interesy, które mają w Polsce nieprzychylni jej ludzie, to po cholerę pisze i publikuje po polsku? Niech pisze po ukraińsku, po niemiecku, po rosyjsku – w zależności od poruszanej problematyki, lecz niech nie udaje POLSKIEGO DZIENNIKARZA. Robi w ten sposób krzywdę wszystkim tym, co służą Polsce i z troską się pochylają nad morzem krwi, które wsiąkło w jej ziemię.
http://newsweek.salon24.pl/119048,tour-de-bandera
Skoro mowa o tych właśnie złożonych osobowościach, to zastanawiam się, czy jakieś specjalne gratyfikacje dostaje się od wydawcy, naczelnego itd. (who cares?) za pisanie w sposób urągający jakiejkolwiek przyzwoitości, czy też robi się to spontanicznie, na zasadzie radosnego wybiegania przed szereg i/lub orkiestrę? Tak żeby właściwi ludzie na właściwych miejscach dostrzegli? Są różne sposoby na „zaistnienie” - jedni wieszają genitalia na krzyżu i już jest o takich „artystach” głośno, inni zaś piszą w taki sposób:
„zablokowanie, tego tak zwanego rajdu narobiło więcej szkody, niż gdyby czterech chłopaków przejechało się rowerami przez Polskę”
i nieco niżej:
„Pokazaliśmy Ukraińcom brak klasy. Zamiast otwartości europejskiego sąsiada, który powinien świecić przykładem, protesty księdza Isakowicza-Zaleskiego, kombatantów i decyzja naszego MSWiA udowodniły potężne kompleksy Polski i klasę na poziomie Rosji, czy Białorusi.”
Już abstrahując od skandalicznej treści tekstu, w którym mowa jest o „pochowaniu upiorów Wołynia” („A już się prawie udało pochować upiory Wołynia. Kuczma i Kwaśniewski, Juszczenko i Kaczyński zabiegali, by trudna historia pozostała wyłącznie historią, by radykalna interpretacja wydarzeń sprzed ponad pół wieku nie kładła się cieniem na polsko-ukraińskie relacje.”) - nawiasem mówiąc, że też nikt od Żydów się nie domaga, by „pochowali upiory Holokaustu”, prawda? - to się zastanawiam, jak wygląda struktura takiej złożonej osobowości. Czy ludzie posiadający taką osobowość są w stanie samodzielnie myśleć, czy jedynym azymutem ich myślenia jest wyłącznie to, by bronić – pisząc w polskim języku – NIEpolskich interesów? Zasada ta jest dość prosta – jeśli jest mowa o II wojnie, to się eksponuje problem „wypędzonych” oraz pokazuje Niemców przez pryzmat „Listy Schindlera”. Jeśli mowa o stosunkach polsko-rosyjskich, to zawsze z naciskiem na to, jak wielkim i poważnym państwem jest Rosja, a jak zakompleksionym i małym jest nasz kraj oraz jak bardzo należy wczuwać się w „duszę rosyjską”, a jak pełna mroków i pokatyńskich tudzież pozesłańczych frustracji jest dusza Polaka. Jeśli wchodzi w grę kwestia relacji polsko-ukraińskich, to niezbędne jest podkreślenie narodowowyzwoleńczych tradycji tamtego kraju (rzecz jasna z pominięciem tradycji współpracy ukraińsko-hitlerowskiej, także w pacyfikacji Powstania Warszawskiego) oraz, a jakże „pomarańczowej rewolucji”, pilnując zarazem bacznie, by „drastycznych obrazów” zarzynania przez Ukraińców przedstawicieli polskiej ludności (od niemowląt po starców) w ogóle nikt nie wyświetlał w świadomości Polaków. Dałby Bóg, żeby przewaliła się przez Polskę taka debata o Wołyniu jak o Jedwabnem – ale gdzie tam! To nie ten kraj! I to nie te media. Nie od tego zresztą są te redakcje „opiniotwórczych tytułów”, by kultywować polską historię, a jedynie, by na nowo lepić Polaków na bezmyślną masę, która ma jedynie płacić podatki i cieszyć się, że może sobie poszaleć w „centrach handlowych”.
Pozostaje jednak pytanie, jeśli ktoś nie rozumie polskich racji, nie obchodzi go polska historia, a jedyne, co nim kieruje, to jakieś interesy, które mają w Polsce nieprzychylni jej ludzie, to po cholerę pisze i publikuje po polsku? Niech pisze po ukraińsku, po niemiecku, po rosyjsku – w zależności od poruszanej problematyki, lecz niech nie udaje POLSKIEGO DZIENNIKARZA. Robi w ten sposób krzywdę wszystkim tym, co służą Polsce i z troską się pochylają nad morzem krwi, które wsiąkło w jej ziemię.
http://newsweek.salon24.pl/119048,tour-de-bandera
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
9 komentarzy
1. Ich czytelnicy nie znają innego języka, Free!
2. Polskojęzyczni dziennikarze
hrabia Pim de Pim
3. Nie czytac
kat.
4. hrabia Pim de Pim
5. niezalezny2006
6. Stef
7. Popatrzcie na jego fizjonomię (Kacewicza oczywiście)
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
8. bardzo...
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
9. >> FYM
hrabia Pim de Pim