Polska w długiej swojej historii miała wiele sukcesów. Tych sukcesów prawdziwie wielkich. A to traktaty Welawsko-Bydgogskie były wielkim sukcesem wszak nasz lennik z Prus Książęcych Elektor Brandenburski zrezygnował z planów współudziału w planowanym przez Szwedów rozbiorze Polski. A to Odsiecz Wiedeńska, gdzie Polacy osiągnęli kolejny Wielki Sukces ratując Austrię przed Turkami, co na długo zostało w pamięci Austriaków, lecz tylko do roku 1772. Kolejny Wielki Sukces to Polacy przy boku Napoleona, którzy tak pięknie walczyli za wolność naszą i waszą, że sam Cesarz wysłał ich na Haiti aby tam mogli dzielnie walczyć, jeno nie za wolność Haitańczyków. Potem jeszcze wiek XX i kolejny Wielki Sukces Polski, bo tym razem to nasz kraj pierwszy zgłosił się do udziału w wojnie i stał się tej wojny pierwszą ofiarą. A dzięki postanowieniom rozmów w Jałcie i Poczdamie stał się tej wojny także ofiarą największą. Tak więc ze spokojem przyjmuje kolejny wielki sukces naszego Państwa: Jerzy Buzek, przewodniczącym Parlamentu Europejskiego.

 
O tym sukcesie dowiedziałem się niejako przypadkiem. Chciałem sobie obejrzeć dziś sejmową debatę o nowelizacji budżetowej. Wiadomo Wielkie Sukcesy – Wielka Sprawa – Wielka Polityka, ale jednak koszula bliższa ciału, i chciałem się dowiedzieć co to nasz najlepszy od czasów Króla Korybuta Wiśniowieckiego czy Króla Augusta III Rząd zamierza mi zabrać aby przezwyciężyć kryzys ekonomiczny.
 
Rozpoczął pięknie Iluzjonister Rostowski. Przeniósł swoją wypowiedzią słuchaczy w lata 40-te i 50-te. Piękna propagandowa mowa. Posunięcia rządu były dobre, a właściwie najlepsze. Specjalnie czekaliśmy na nowelizacje aby zobaczyć co stanie się w innych krajach. Bronimy wiarygodności Polski. ( i zobaczyłem posła Grasia jak ratując wiarygodności Polskiego Rządu sam stróżuje wszystkie niemieckie fabryki w Polsce) Uratujemy budżet bo wprowadzimy nowe rozwiązania systemowe przy budowie autostrad. (który to już pomysł na budowę autostrad, a gdzie te Donkowe rady z debaty z Jarosławem Kaczyńskim, gdzie mówił, że dom buduję się za pomocą cegieł i cementu, no to idąc tokiem tego myślenia to do budowy autostrad trzeba tylko betonu i maszyn). Zero odniesienia do najważniejszych zarzutów: czyli dlaczego zaplanowano tak wysoki stopień wzrostu gospodarczego. Chociaż tu zadanie obrony pana ministra przyjęli dziennikarze, którzy ze spokojem mówili: Rząd przewidział wzrost 3,7 %, ale ten wyniesie tylko 0,2 (czyli 18 razy mniej!!!). Dziennikarz jednak nie był 18 razy bardziej zdziwiony, ale z takim samym spokojem mówił: najważniejsze, że jest dodatni.
 
I gdy tak dalej chciałem słuchać Pana Ministra Finansów Rzeczypospolitej piękna polszczyzna z angielskim akcentem została nagle zastąpiona przez język bynajmniej nie naszych sojuszników w czasie II Wojny Światowej. To była już Bruksela i Hans Poetering prawiący na forum ponoć najważniejszego dla mnie Parlamentu. To właśnie tu miał się rozgrywać ten, kolejny Wielki Sukces Polski. A ja tak bardzo chciałem posłuchać do końca mowy Rostowskie i zobaczyć co do powiedzenia na te wizje ekonomiczne Rządu ma Prawo i Sprawiedliwość. Cóż Platforma Obywatelska ma to szczęście, że gdy jest szansa na to aby PiS skutecznie skontrował ją na forum Sejmu, akurat w tym samym czasie jest gdzieś rozgrywany jakiś Wielki Sukces Polski, i co rzeczą zrozumiałą jest, oczy dziennikarskie kierują się ku temu wydarzeniu.
 
To była pierwsza moja styczność z pracami Europarlamentu. Przede wszystkim kiedy słyszałem niemiecki i wielokrotnie w tym języku powtarzane sformułowanie: drodzy koledzy i koleżanki. Kamraden. Jakie to szczęście, że nie puszczają tych debat w polskiej telewizji. Zbyt wiele razy powtarzane te kamraden mogłoby przywołać niebezpieczne wspomnienie z lat 1939-1945, kiedy niemieccy kamraden bardzo swobodnie poczynali sobie na terytorium Rzeczypospolitej. Mam czasem wrażenie, że Niemcy w swoim patrzeniu na Polskę i Polaków nie wiele się zmienili od tamtych czasów, z tą tylko różnicą, że niemieccy naziści chcieli nas w ostateczności pozbawić życia, a dzisiejsi niemieccy eurokraci dają nam prawo do życia w zjednoczonej Europie. Wszak jednak pod warunkiem, że do tego się przystosujemy i podpiszemy Traktat Lizboński, bez czynienia takich zastrzeżeń na jakie pozwolił sobie Niemiecki Trybunał Konstytucyjny.
 
Dowiedziałem się także, przy sposobności instruowania Eurodeputowanych przez Przewodniczącego Poeteringa co do metody głosowania, o jakości europejskich wybrańców. Przecież tak poucza się co do zasad głosowania małe dzieci w przedszkolu. Jak Europoseł może się pomylić w głosowaniu nad dwoma tylko nazwiskami? Sprawa kolejna to wybór posłów do komisji skrutacyjnej. Literowanie poszczególnych nazwisk to rzecz która musi wydłużać niemiłosiernie część formalną prac parlamentu. A gdzie miejsce na prace merytoryczne? Nigdy w historii nie było parlamentu wieży Babel i ten Brukselsko – Strasburski eksperyment również musi paść.
 
Dało się usłyszeć język Mickiewicza. To były Premier Rzeczypospolitej Jerzy Buzek. Z zawodu naukowiec. Działacz Solidarności z lat 80-tych, gdzie walczył już o prawa człowieka. Musimy sobie mówić cierpkie słowa: tak rzekł do wybrańców Europy kandydat na przewodniczącego tego zgromadzenia. Reprezentujemy półmiliarda Europejczyków. (panie Premierze niech pan nie zapomni o tych 40 milionach Polaków, po prostu o nas, aby znów w trosce o ratowanie właśnie tych milionów Europejczyków nikt nas znów nie poświęcił). Długie owacje dostał pan Premier za przypomnienie o konieczności ratyfikowania Traktatu Lizbońskiego (będą mieli w wieczornych programach publicystycznych politycy PO podstawę do pretensji wobec Pana Prezydenta Rzeczypospolitej aby ten wreszcie podpisał Traktat Lizboński, wszak sam Przewodniczący Europarlamentu o to prosi). Wypowiedź Pana Premiera krótka, prosta, niekonkretna, ale przecież trzeba to przełożyć na ponad 20 języków więc nie można wchodzić w jakieś szczegóły, aby się kabiny tłumaczy nie przegrzały. Hans Poetering: Denkuje. Super! Kochają nas. Sam Poetering mówi po Polsku! A ja myślę: wszak w czasach okupacji sporo było Niemców pracujących w administracji Generalnej Guberni, i może jakiś przodek Poeteringa tam pracował i stąd te kilka podstawowych zwrotów grzecznościowych.
 
I gdy już wchodziłem w ten świat, Wielkiej Europejskiej Polityki, gdzie właśnie miał miejsce kolejny Wielki Polski Sukces znów telewizja przeniosła mnie na Wiejską. Niestety nie zdążyłem już na wypowiedź Prawa i Sprawiedliwości na mowę ministra Rostowskiego. Ale z obecności w fotelu Marszałka Stefana Niesiołowskiego wywnioskowałem, że debata musiała być ostra, skoro do jej prowadzenia wysłano Profesora od owadów.
 
Zdążyłem jednak na wypowiedź posła Żelichowskiego z PSL. Dla tej partii trzeba stworzyć kolejne, specyficzne Polskie określenie polityczne. Mianowicie: Partia Rządowo – Opozycyjna. Czyli taka partia, która formalnie jest w Rządzie, jest partią koalicyjną, jednak czasem czuje się jak Partia Opozycyjna. Poseł Żelichowski, oprócz nietrafionej anegdotki z Prezydentami USA i Rosji (nietrafionej, bo to zbyt poważna debata: przecież Polska faktycznie nie ma budżetu) powiedział, że on i jego klub zgadza się z posunięciami Rządu. Ależ chwila, to jest przecież partia ten Rząd tworząca, więc zgoda z posunięciami Rządu jest niejako z automatu, rzecz jest w tym aby powiedzieć dlaczego zgadzamy się z posunięciami Rządu, dlaczego je zaproponowaliśmy. Poseł Żelichowski jednak pozwolił sobie na jeszcze jedną metaforę. Znów nietrafioną. Poseł chciał aby Polska w czasie kryzysu prowadziła bardziej racjonalną politykę, ale metaforycznie mówił o Lidze Kolonialnej, dzięki której nie mieliśmy kolonii, potem o PRLowskiej Lidze Konsumentów, w czasach gdy nie było żadnych towarów w sklepie. A w ostateczności Poseł chciał na czas kryzysu powołać jakąś ligę racjonalności. To w końcu PSL jest za tą racjonalnością czy nie?
 
A jak już przy sprawach językowych jesteśmy. Minister Rostowski bardzo często mówił o zarządzaniu kryzysem. Znów moje pytanie: jak można zarządzać kryzysem? To przecież prędzej kryzys nami zarządza, niż my nim. To kryzys decyduje o tym o ile spadnie produkt krajowy brutto, o ile spadnie wzrost gospodarczy, a nie my. I nie dadzą rady żadne dekrety, w których ustalilibyśmy sobie taki a nie inny wzrost gospodarczy. O tym decyduje kryzys. Kryzys jest takim zjawiskiem jak burza czy huragan, i to my do tych wydarzeń się dostosowujemy, a nie odwrotnie. Czy jest zarządzanie burzą czy zarządzanie huraganem? Może być zarządzanie w burzy, w huraganie. Należy więc poprawnie mówić zarządzanie w kryzysie. Ale kto na to wszystko będzie patrzył, gdy Polska odnosi kolejny wielki sukces?