DECYZJA JUŻ PODJĘTA - OLECHOWSKI NA PREZYDENTA!

avatar użytkownika Krzysztofjaw

Witam Poniższy tekst został zainspirowany dzisiejszym, świetnym postem analitycznym Kokosa26 (plan B….) i jest modyfikacją mojego bloga z 04 czerwca 2009 roku: „Decyzja już podjęta – Olechowski na prezydenta?” (http://krzysztofjaw.pardon.pl/dyskusja/1895364/decyzja_juz_podjeta_-_olechowski_na_prezydenta). Pozwalam sobie zachować ten tytuł. W natłoku wydarzeń kampanijnych do PE i jej ostatecznych wyników nie zauważyliśmy pierwszych symptomów nowego rozdania powyborczego. A czekają nas chronologicznie wybory: prezydenckie i samorządowe (2010) oraz parlamentarne (2011). Jak myślicie, kto będzie kandydował na Prezydenta RP? Otóż po ostatnich wypowiedziach, odejściu z PO, założeniu SD przez Piskorskiego oraz po samych deklaracjach wcześniejszych, kandydat jest tylko jeden: A. Olechowski. Donald Tusk też wystartuje. Ale niezależnie od wyników w obecnych wyborach czas Donalda Tuska na najwyższych państwowych funkcjach skończy sie definitywnie z dniem zaprzestania pełnienia przez niego funkcji Premiera RP. Może na otarcie łez pokieruje jeszcze PO jakiś czas, ale to wszystko i kropeczka. Bo właśnie obecne wybory udowodniły, że „szczytowanie PO” jest już przeszłością a nadchodzi czas poszukiwania nowych twarzy. A. Olechowski taka twarz jest pomimo, że osiem lat temu startował wyborach prezydenckich, ale później odszedł w niebyt polityczny, by teraz wracać na salony. Dlaczego tak sądzę? A przewidywałem to już w styczniowym moim GD humorystycznie mówiąc, że nowym kandydatem będzie Marek Kondrat -http://krzysztofjaw.pardon.pl/dyskusja/161739...) Pisałem wówczas: "Donek Tusk się kończy i to dosłownie (...). Otóż, wedle niesprawdzonych jeszcze informacji, tzw. "Główny Ośrodek Decyzyjny" władzy w Polsce skreślił już Donka jako przyszłego kandydata na Prezydenta Polski". Więc tłumaczę, dlaczego tak jest i będzie o czym Donald Tusk dobrze wie (może stąd w sumie jego dość mało wyrazista postawa w obecnej kampanii i mała krytyka A. Olechowskiego?). Jest kilka przyczyn. Wymienię je w kolejności, która nie oznacza ich ważności a wszystkie one są wobec siebie współzależne: 1. W obecnych demokracjach zachodnich (powojennych, ale chyba nie tylko) chyba jeszcze się nie zdarzyło żeby przegrany raz kandydat startował powtórnie na najwyższy w danym państwie urząd kadencyjny poprzez wybory powszechne (jeśli się mylę to są to przypadki jednostkowe). A przypominam, że Donald Tusk już raz startował w 2005 roku i poniósł klęskę!. Nie stawia się po raz drugi do tego samego wyścigu już raz przegranego "konia". D. Tusk był przygotowywany na Prezydenta od momentu zostania w 2003 roku szefem PO. Cały wysiłek tego "towarzystwa" był podporządkowany wyborom prezydenckim D. Tuska. I byli pewni wygranej... a tu klops. Drugi raz ryzykować nie wolno, tym bardziej, że D. Tusk już się po prostu znudził wyborcom (obecne wybory to ostatni zryw Tuska) a obecny kryzys raczej nie przysporzy mu dodatkowych punktów. Analitycy ekonomiczno-polityczni "tego środowiska" dobrze wiedzą, że apogeum kryzysu przed nami i D. Tusk jako kandydat na Prezydenta nie miałby szans (a cudu raczej nie będzie). Stąd nowa formacja III RP, która ma przejąć niezadowolony z PO elektorat wykształciuchów do nowych twarzy, jakże europejskich, bogatych i z klasą!? (to ostatnie – ironicznie) 2. Jako kontynuacja wątku poprzedniego i jego wytłumaczenie. Otóż polityka i funkcjonowanie w niej człowieka jako polityka opierają się na pewnych, sprawdzonych socjotechnicznie zasadach. Otóż nieprzypadkowo w większości krajów ograniczono kadencyjność do 2 kadencji. Pomijam tutaj względy zapędów totalitarnych i jednostkowe przypadki. Określenie dwukadencyjności nie wynika raczej (albo nie tylko) ze względów tzw. praw systemu demokratycznego (może kiedyś, ale nie dzisiaj). Jest odwzorowaniem cyklu naturalnej skłonności społeczeństw do utrzymywania jednakowo wysokiego poziomu poparcia dla określonego kandydata. Innymi słowy: każdy kandydat lub urzędująca Głowa Państwa w pewnym momencie osiąga apogeum poparcia społecznego by później sukcesywnie je tracić (niezależnie od wahań okresowych tendencja jest z reguły spadkowa). To taki (skrótowo) polityczny swoisty cykl koniunkturalny popularności polityka. I tego się nie zmieni. Średni okres wytrzymałości przez społeczeństwo tego samego polityka na szczycie wynosi 10-12 lat. Później po prostu już nie "można patrzeć na niego", bo i tak wiadomo, co powie. A poza tym następuje zmęczenie materiału i trzeba rewitalizować produkt (najlepiej nowym kandydatem). Nawiasem mówiąc sprawdzało sie to też za czasów PRL - właśnie średnio co 10-12 lat następowały zmiany (z lekkimi fluktuacjami) - są zwolennicy teorii, że wszelkie zmiany w PRL (1956, 1970, 1980, 1989...) były odgórnie sterowane przez władzę komunistyczną. 3. Podobnie jak poszczególni przywódcy fluktuacjom cyklicznym podlegają również kierowane przez nich partie, które (dla przedłużenia cyklu trwania ich życia) też potrzebują rewitalizacji czyli zmiany przywództwa lub też powstania zamiennika np. SD). Dla naszej analizy konieczne jest przypomnienie, że wybory parlamentarne odbędą sie rok po prezydenckich, a więc prawdopodobieństwo, że wybory wygra partia "proprezydencka" są bardzo duże. Stąd też tak ważne jest zwycięstwo w wyborach Prezydenckich. Ale nie martwmy sie o Donalda Tuska. Pewnie zagrzeje jakieś miejsce w Parlamencie lub Komisjach Europejskich albo w europejsko-amerykańsko-rosyjskich syjonistyczno-germańskich spółkach przyszłości (patrz OPEL). Więc kto na Prezydenta z tej strony politycznej?. Otóż jest niemal pewne (ja mam przekonanie 100%), że będzie to ANDRZEJ OLECHOWSKI!!! (o zgrozo jedyny stały polski uczstnik Grupy Bilderberg http://pl.wikipedia.org/wiki/Grupa_Bilderberg) - czy to przypadek? Sądzę, że nie. Co może na to wskazywać? Ano: 1. Samo potwierdzenie przez A. Olechowskiego niewykluczenia przez niego kandydowania na ten urząd. http://eurowybory.onet.pl/565,_wyobrazam_sobi...) Olechowski stwierdził w wywiadzie powyższym m.in. "Wyobrażam sobie kandydowanie na prezydenta i konkurowanie z Donaldem Tuskiem (...); nie ubiegam się obecnie o stanowisko komisarza europejskiego i nikt mi tego nie proponował (...); jestem zmęczony sytuacją polityczną w kraju i czuje się zakładnikiem sporu Kaczyński - Tusk (...); mam co najmniej już jedną kompetencję do startu w wyborach: nie nazywam się Tusk, ani Kaczyński". Toż to przecież niemalże już jawna deklaracja startu w wyborach prezydenckich (a znając meandry polityki gwarantuję, ze zarówno pytanie dziennikarza o wybory, jak i odpowiedź Olechowskiego, były drobiazgowo wcześniej przygotowane. A ostatnie zdanie streszcza obszar ukierunkowania jego przyszłej kampanii prezydenckiej: MOIM ATUTEM JEST TO, ZE NIE JESTEM ANI TUSKIEM ANI KACZYŃSKIEM (w domyśle... dość dziwnych i śmiesznych kłótni... zajmijmy sie krajem na poważnie i z dystyngowaną klasą, którą JA POSIADAM). Aż dziw bierze, że wokół tej sprawy do niedawna był medialny nimb milczenia. To przecież kapitalna informacja dla dziennikarzy na snucie różnych domysłów i spekulacji oraz materiałów na pierwsze strony i anteny. Oczywiście wiem... były wybory do PE, ale nie tłumaczy to faktu przemilczania wypowiedzi Olechowskiego. 2. Jego spektakularne odejście z Platformy Obywatelskiej i napisanie jakże dramatycznego listu, który – moim zdaniem – jest początkiem jego kampanii prezydenckiej. Stąd był to list otwarty a jego zawartość na pewno znów przekona Lemingów (jacy oni bezmyślni). Symptomatyczne jest też coraz częstsze pojawianie sie A. Olechowskiego w mediach, także tych internetowych. 3. Powstanie Stronnictwa Demokratycznego (reaktywowanie), które będzie zapleczem politycznym A. Olechowskiego. Trudno przecież wygrać wyborów bez swoich struktur partyjnych. Pewnie Olechowski zostanie bezpartyjny a SD sprzeda swoje odziedziczone nieruchomości (ponad 7 w centrach wielkich miast) i będzie miało pieniądze na działalność. I powiem Wam szczerze... ten plan był misternie przygotowywany od lat. Zawsze będzie tak jak jest to ustalane podczas spotkań Grupy Bilderberg (i proszę mnie nie oskarżać o spiskową teorię dziejów!). Szkoda, ze Polska znów dostanie się prawdopodobnie w łapy agenta komunistycznych służb (i to podobno podwójnego?... dlaczego nie został aresztowany na Zachodzie? Łot i zagadka?) Pozdrawiam P.S. No chyba, że się mylę a Andrzej Olechowski (dyskredytując Tuska) toruje drogę innemu politykowi z tego środowiska. KTO WIE?

Dopisek z ostatniej chwili (00:32): Andrzej Olechowski to inaczej vel. Mosze Brandwein

11 komentarzy

avatar użytkownika Pelargonia

1. Krzysiekjaw,

A ja słyszałam w Polszmacie, że na stanowisko prezydenta Polski szykuje się Piskorski. Wolta Olechowskiego daje Piskorskiemu szansę powrotu do polityki. Były prezydent Warszawy odchodził z niej w niesławie. Pozdrawiam

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika Przemo

2. Krzysztof

Ten scenariusz jest możliwy.

Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

avatar użytkownika Dominik

3. tak uważam...

Grupa Bilderberg nie jest political fiction. Olechowski "ściele" miejsce nie dla siebie. Wraz z TW Mustem nie przecisną sie "obaj" przez wybory. Mimo wszystko.
tede
avatar użytkownika kosiasko

4. Bestie końca czasów

Mafia grupy Bilderberga Copyright by Henryk Pająk – Mafia grupy Bilderberga... Tego wpływowego bękarta globalistów powołano w maju 1954 roku w pobliżu Arnhem - miejscowości wsławionej walkami polskich komandosów generała Sosabowskiego. Miejscem spotkania był hotel "Bilderberg" - stąd nazwa tej samozwańczej sitwy. W pierwszym spotkaniu wzięło udział 80 osób. Po latach ich liczba nie przekracza 120. Nie należy mylić stałych członków z osobami zapraszanymi. Ci idą już w tysiące. Jednym z nich jest "nasz" Andrzej Olechowski, ich potakiwacz, wykonawca, przekaźnik decyzji. Wszyscy byli i są postaciami znaczącymi i wpływowymi, w większości jednak funkcjonowali jako „szare eminencje", "ludzie wpływu", jak Józef Retinger. "Christian Science Monitor" z 12 IV 1965 roku, po jedenastu latach dorocznych sabatów tej sitwy, tak charakteryzował jej charakter: Tych ludzi, rodzaj międzynarodowej mafii politycznej, nazywa się Bilderberg. Ich spotkanie w Williamsburgu jest koordynowane przez nowojorskie biuro prasowe. Ludzie z Bilderbergu dbają o swoją reputację, przeciętny obywatel nie lubi, żeby ludzie wpływowi zbierali się potajemnie, aby rozwiązywać problemy świata. Jeszcze bardziej drażni fakt, że na listach figuruj ą wyłącznie socjaliści, przedsiębiorcy i bankierzy zagraniczni. W tej wypowiedzi trzeba uwypuklić trzy wątki. Pierwszy: wpływowa gazeta nazywa tę sitwę międzynarodową mafią polityczną. Dzięki temu moje nazwy tej i podobnych mafii, jak sitwa, klan, są mniej radykalne. Po drugie, mafia zbiera sie potajemnie i spiskuje potajemnie nad problemami tego świata, a ludzie zwyczajni nie przepadają za taką formą uprawiania "demokracji". Po trzecie, przeważają tam socjaliści pomieszani z przedsiębiorcami i bankierami - krwiopijcami! I o dziwo, ta socjalistyczna mafia zgodnie spiskuje nie bacząc na dzielące ich różnice ideologiczne, w rzeczy samej nie istniejące. Od 1965 roku, kiedy to "Christian Science Monitor" pozwolił sobie na tak obcesowe słownictwo z arsenału spiskowej teorii dziejów, socjaliści jakby wymarli, ustępując zwycięskiemu pokoleniu socjaldemokratów, czyli wygodnej atrapie globalizmu spod znaku niewygodnego komunizmu. Ksiądz Juan Antonio Cervera w swej książce Pajęczyna władzy cytuje inną jeszcze definicję innego podglądacza tej spiskującej mafii. Jest nim Jacques Bordiot w jego książce: Una mair cachee dirige: Bilderberg Group określa on jako: organizację o charakterze polityczno-ekonomicznym, ze strukturą ściśle hierarchiczną pod kierownictwem anglosaksońskim. Publicysta „Observera" - Le Charivan ukonkretnia istotę tych narad, także zgodnie ze spiskową „teoria" dziejów: 1. Inne równoznaczne nazwy to „Klub Bilderberg", „Grupa Bilderberg", „Spotkania Bilderberskie". 2. Lipiec-wrzesień 1969. Zob.; J.A. Cervera, s. 226. Tajemniczość ich zebrań dowodzi, że szukają innej rzeczy: zapewnienia skutecznego dominowania nad narodami, ale symulując i pozwalając, aby odpowiedzialność spadla na rządy polityczne. Kongresmen amerykański Ranek poszerza ten spiskowy kontekst o syjamską dla Bilderbergu mafię czyli o CFR i obie osadza na gruncie socjalizmu: (...) aby człowiek był wolny, co jest warunkiem funkcjonowania społeczeństwa, trzeba zniszczyć jego więzy: małżeństwo, rodzinę, przedsiębiorstwo, ojczyznę i je zsocjalizować. I cytuje klauzulę tzw. paktu synarchii nr 136: Nie ulega wątpliwości, ze socjalizm jest wiarą, doktryną i podstawową strukturą oligarchii, instaluje się wszędzie etapowo, tylko w przyśpieszonym tempie w Stanach Zjednoczonych. Te oceny pozwalają nam zrozumieć, że mafia politycznych globalistów "hurtem" adoptuje socjałów, komunistów, demokratów, lewicowców, prawicowców, chadeków, wojujących ateistów i satanistów, pod jednym warunkiem: że godzą się na uczestnictwo w spiskowaniu. Na spotkanie Bilderbergersów w Anglii w 1977 roku zaproszono prawicowca Manuela Fraga Iribarne - byłego ministra w rządzie Franco i wcale im nie przeszkadzały jawnie "faszystowskie" konotacje frankizmu, Franco i jego ministra. Miał przybyć Felipe Gonzales, sztandarowy socjalista, lecz przeszkodziły mu inne obowiązki. W zebraniu z 1965 roku w Villa del Este (Włochy), pojawiło się 387 wybrańców. Znamienny był tam rozkład ilościowy uczestników: 101 z USA, 62 z Anglii, 37 z Francji, 19 z Włoch. Z tych 101 „Amerykanów" aż 59 było członkami CFR, a ich nazwiska stale pojawiają się w grupach i organizacjach związanych z książętami biznesu, finansów, międzynarodowych korporacji bankowych. Kilka przykładów: Dean Aheson - członek CFR i Komitetu 300; Iluminat William Bundy - szef Fundacji Forda, członek CFR i Komitetu 300; Iluminaci David Rockefeller i H. Kissinger - obaj z CFR, Komitetu 300, Komisji Trójstronnej - dalej nie trzeba przedstawiać. W 1971 roku posiedzenie Bilderbergersów odbywało się w Woodstock (USA) w rezydencji Rockefellera. Było ono o tyle znamienne, że Kissinger i mason Trudeau - prezydent Kanady, czynili tam specjalne honory dwóm Żydom1, ale ich nazwiska pozostały tajemnicą nawet dla sprawozdawcy "Washington Observer". Co więcej, owi Żydzi przewodzili obradom, lecz ich nazwiska i funkcje pozostały do końca trzydniowego sympozjum tajemnicą nawet dla uczestników! Obydwaj Żydzi zostali "zaproszeni" przez barona Edmonda de Rothschilda, a uniżoność świadczona im przez takich książąt świata jak Rothschild i Kissinger dowodzi niezbicie, że piramida Olimpians posiada wiele hieratycznych stopni, ale na jej szczycie rezyduje kilku nielicznych Żydów decyzyjnych nawet takim mafiosom globalizmu, jak większość członków CFR, Bilderberg, Komitetu 300, Komisji Trójstronnej! l. J.A. Ceryera, op. cit. Dziwna czasowa zbieżność z pewnym wydarzeniem towarzyszyła spotkaniu Bilderbergersów w Megeve (Francja) w 1974 r.: trzy dni po jej zakończeniu wybuchła komunistyczna rewolta, tzw. rewolucja goździków w Portugalii. Nie zawsze wydarzenia geopolityczne przebiegały po myśli tej Bilder-mafii. W kwietniu 1977 roku na spotkaniu w Anglii z udziałem Kissingera, M. Thatcher, G. Agnellego (Fiat), E. Rothschilda i reprezentującego prezydenta Cartera, Dawida Arona, prezydentem Bilderbergersów wybrano brytyjskiego premiera Alec Douglasa Home'a. Stało się to rzekomo wbrew oczekiwaniom Rockefellera, który forsował George'a Balia. Było jakby nieco mniej żydowskich syjonistów, ale zebrani pozostawali głównie pod wrażeniem ponurych perspektyw gospodarczych. Zapowiadano depresję gospodarczą za cztery lata, jeżeli wspólnota atlantycka nie zacznie temu przeciwdziałać. Zwykle uśmiechnięty Rockefeller wysłuchiwał tych kasandrycznych prognoz blady, z kamienną twarzą. Obawiano się krachu finansowego. Rok później na spotkaniu w Princeton (New Jersey) było burzliwie jak nigdy przedtem. Postanowiono ratować słabnącego dolara, uczynić go nadal stabilną walutą światową. To działo się w kwietniu 1978 roku, a w czerwcu wprowadzono ten program na europejskiej konferencji monetarnej. Giscard d'Estaing usiłował wykorzystać słabość dolara i przeforsować ECU, ale propozycję odrzucił Parlament Europejski - dwa kolejne dowody na to, kto w istocie rządził owym Parlamentem i polityką monetarną Bilder-mafii świata. Znów rok późnej, w austriackim Baden, obrady zdominowało starcie lorda Rolle'a (bank Warburgów) z Josephem Dallingerem. Pierwszy w swoim referacie mówił o imperiach politycznych i biurokratycznych (!), drugi przerwał mu i zarzucił bossom MFW popieranie podejrzanych reżimów w Afryce. T. de Montbrial rozważał realność nowej wojny, co potwierdzało prasowe oświadczenie ministra obrony Harolda Browna, że jeżeli interesy życiowe jego kraju zostaną zagrożone, to nie wyklucza użycia wojska. Była to jednak burza w szklance wody, wewnętrzna rozgrywka Bilder-mafiosów przeciwko układom prezydenta Cartera z Camp Davis - traktatowi egipsko-izraelskiemu. Książę Saud z Arabii Saudyjskiej, jeszcze wtedy nie całkiem skolonizowanej przez USA, wystąpił z protestem przeciwko amerykańskiej interwencji na Bliskim Wschodzie, przeciwko "agresji syjonistów". Tumult był tak wielki, że nie pozwolono mu dalej mówić, więc książę Saud się obraził i opuścił obrady! Komitet wykonawczy Klubu zebrał się w hotelu Savoy w Londynie i usunął ze stanowiska prezydenta Klubu, legalnie wybranego Douglasa Home'a, a na jego miejsce postawił byłego prezydenta RFN Waltera Scheela. Liczyli na to, że lepiej poprowadzi on zachodni globalizm ku sojuszowi wielkiego przemysłu i kapitału do współpracy z blokiem komunistycznym. 1. Sprzysiężenie lewicowych wojskowych z 25 IV 1974. Obalono rząd i prezydenta, władzę oddano tzw. "Komitet— Ocalenia Narodowego" z udziałem Portugalskiej Partii Komunistycznej. Powołano „Radę Rewolucyjną", zadekretowano "reformę rolną". Szybko zapędzili kraj w inflację i kryzys gospodarczy tak skutecznie, jak to czynił komunistyczny mason Allende w Chile. Skończyło się "stabilizacją" - pomocą MFW, Portugalia uznała niepodległość kolonii w Afryce, Indonezji, zajęła Timor Wschodni. W następnych latach rozpoczęło się radykalne zmniejszanie i udziału państwa w gospodarce, przyjęto Portugalię do NATO i EWG Słowem — klasyka w wydaniu polskim. S 2. J. A. Cervera, op. cit., s. 229 str. 181 Scheel był przedtem znany ze swojego zachwytu dla komunizmu; był tak zauroczony ponurym Andrejem Gromyko, że swej córce dał imię Andrea7! Następne spotkanie ustalono na Aachen w NRF. Aby ratować klubowe finanse Bilder-sitwy, powołano grupę pod nazwą "Amerykańscy Przyjaciele Bilderbergu", z siedzibą w Nowym Jorku. Dotacjami sypnęły niezawodne w takich przypadkach fundacje Camegiego i Rockefellera, oraz potężne korporacje EON, IBM. Skąd można się było dowiadywać o tych "kłótniach w rodzinie", o ich ustaleniach? Niemal wyłącznie z niezależnego amerykańskiego pisma "The Spotlight" (m.in. z 19 listopada 1979)2. Nigdy z mediów podległych Iluminatom. Jeszcze gorsze szansę mieli i mają czytelnicy polscy. "Gazeta Wyborcza", zwykle posiadająca najlepszy serwis informacyjny ze świata żydo-globalizmu, przez lata milczała o Bilderbergersach, albo zamieszczała o nich lakoniczne wzmianki. Szerzej napisała tylko raz, 5 czerwca 1994 r., kiedy to skandynawski korespondent "GW" - Piotr Cegielski, brat profesora Tadeusza Cegielskiego - szefa polskiej masonerii Rytu Szkockiego, zamieścił informację o obradach Bilder-Klubu w Helsinkach. W „Rzeczypospolitej" jedyną okazją do wzmianki o Bilderbergersach był artykuł Bronisława Misztala z Waszyngtonu, poświęcony teoriom spiskowym. Na progu 2000 roku szefem Klubu był znany Lord Peter Carrington: członek Komitetu 300, Komisji Trójstronnej, były brytyjski minister spraw zagranicznych w latach 1979-1982 (w rządzie M. Thatcher), w latach 1984-1988 sekretarz generalny NATO, potem negocjator zachodnich prowokacji w Jugosławii. Funkcję honorowego sekretarza generalnego Bilderbergersów na obszar Europy i Kanady pełni mało znany Victor Halberstadt - profesor ekonomii na uniwersytecie w holenderskiej Ledzie. Jego odpowiednikiem na obszar USA jest podobnie szara eminencja - Casimir Yost - dyrektor Instytutu Studiów Dyplomatycznych Szkoły Służby Zagranicznej uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie. Nie wiadomo, czy są obaj członkami CFR, Komitetu 300, gdyż na takie informacje trzeba czekać lata - aż to ustalą autorzy zachodni. Bilder-mafia to klub prawie amerykański pod względem ilości i ważności członków stałych. Zaludniają tę mafię prezydenci - G. Ford, B. Clinton, należą H. Kisinger, Z. Brzeziński - współzałożyciel Komisji Trójstronnej, G. Soros, Rockefellerowie, Rothschildowie; byli lub aktualni szefowie rządów m.in. M. Thatcher, P. Trudeau i J. Chretien z Kanady; licznie jest tam reprezentowana Komisja Europejska (J. Sola-na, J. Santer); sekretarze generalni NATO - Carrington, M. Werner, znów J. Solana i obecny (2000 r.) G. Robertson; przedstawiciele potężnych banków świata, m.in. Bank america Corp., Goldman Sachs and Co, Lehman Brothers, a także szefowie banków prywatnych, jak np. Alessandro Profumo - prezes Credito Italiano, który u schyłku 1999 r. kupił 52 proc. udziałów w PKO S.A., płacąc wysoką w zerach, lecz śmiesznie niską wobec realnej wartości tego pakietu, sumę jednego miliarda dolarów. Członkami są przedstawiciele kolejnych pokoleń Agnellich (Fiat), Rothschildów; są przedstawiciele czołowych europejskich gazet, jak „Le Monde", „The Times", „Die Zeit", „The Economist", duński „Politiken". Bywają na posiedzeniach Bilder-mafii przedstawiciele Europy Wschodniej, m.in. miliarder - dorobkiewicz wiceminister finansów Rosji A. Czubajs. Z Polski bywa Andrzej Olechowski, członek władz Fundacji Batorego, były min. spraw zagranicznych, wieloletni pracownik banków zachodnich, obecnie (marzec 2000) wysunięty przez grupę zawodowych polskojęzycznych „intelektualiastów" na czele z Cz. Miłoszem i A. Szczypiorskim na kandydata „prawicy" (!!) do urzędu prezydenta. Co knują Bilder-mafiosi, poza tradycyjnym „monitorowaniem" i „diagnozowaniem" sytuacji ekonomicznej i gospodarczej kontynentów, państw i świata? Jaka ich siła? Potrafią bezceremonialnie „zdejmować" premierów i prezydentów ze stanowisk! W 1989 roku zdecydowali, że M. Thatcher musi odejść ze stanowiska premiera, bowiem ich zdaniem przeszkadza w integracji Anglii z Unią - wkrótce przestała być premierem. W 1991 roku zachwycano się inwazją amerykańską w Zatoce Perskiej i ustalono, że za kilka lat powinna gdzieś nastąpić podobna „pomoc". I rzeczywiście nastąpiła - wybór padł na Somalię. Zażądano w 1993 roku od USA, aby unormowały swoje stosunki z Wietnamem, bo to przeszkadza w eksploatacji przez zachodnie koncerny tamtejszych złóż naftowych. Powołano komisję do organizowania „pomocy" dla krajów byłego ZSRR. Nie za darmo, bo za prawo eksploatacji złóż ropy syberyjskiej. W 1997 roku Kissinger zapowiedział, że NATO ma stać się zbrojnym ramieniem ONZ, Rosja musi zgodzić się na wysyłanie wojsk NATO w dowolny punkt kuli ziemskiej - dwa lata później tak właśnie „wysłano" wojska NATO do inwazji na Kosowo. W 1998 roku tematem posiedzenia Bilder-mafii było ustanowienie Światowego Sądu przy ONZ, wspólnej waluty UE - „euro", zmuszenie USA do wyłożenia 18 mld USD z kieszeni amerykańskich podatników dla międzynarodowych banków, które udzieliły lichwiarskich „pożyczek" krajom niewypłacalnym, w zamian za ich ekonomiczną i finansową neokolonizację. Naród amerykański jest posłusznym stałym sponsorem - kasjerem tych finansowych „przekrętów" i rozbojów. Tak oto Bilder-mafia konsekwentnie realizuje globalistyczną politykę niszczenia suwerenności państw narodowych za pomocą bomb i „pomocy". Na spotkaniu w 1997 roku2 nie ustalony z nazwiska globalista, butny niczym Goebbels z czasów największych zwycięstw hitlerowskich zapowiedział, ze opinia będzie musiała akceptować coraz bardziej posłusznie świat bez granic, świat w którym państwa narodowe stają się reliktami historii. Kissinger, który wtedy wypowiedział cytowane już pogróżki pod adresem Rosji, natychmiast po naradzie przyleciał do Warszawy, gdzie agitował na rzecz poszerzenia NATO o Polskę, za co otrzymał od prezydenta A. Kwaśniewskiego wysokie odznaczenie państwowe. Był to jeszcze jeden z niezliczonych dowodów, że „poszerzanie" NATO nie jest działaniem obronnym, tylko agresywną ekspansją globalizmu ku Jednemu Rządowi Światowemu, z Jedną Światową Armią w roli Światowej Policji. 1. Globaliści nobilitują go, także zaproszeniami na posiedzenie plenarne Komisji Trójstronnej. 2. Obradowano na wyspie jeziora Lcnier koło Atlanty, stan Georgia. Te same warunki zapewniono przed pierwszą wojną światową Morganom, Schiffbm i Warburgom na wyspie Jekyll, kiedy knuli powołanie Banku Rezerw Federalnych. 3. Zob.: „Myśl Polska", 20-27 VII 1997. Bilder-mafia wyjątkowo utajniła spotkanie w tymże 1997 roku. Nie pisały o nim czołowe media USA, lecz zostało ono nagłośnione z powodu protestacyjnych pikiet amerykańskiego Związku Patriotów, nieprzerwanie demonstrujących przed budynkiem obrad. Nad demonstrantami pyszniły się wielkie transparenty z napisami: Witamy Bilderberg - Jeden Rząd Światowy, Jedną Światową Religię! Wojska amerykańskie pod dowództwem ONZ! Niestety, jak to było widać na zdjęciach, pikietującymi byli niemal wyłącznie starzy Amerykanie, pewnie weterani drugiej wojny światowej, weterani powojennych amerykańskich „interwencji zbrojnych". Młodych to nie interesuje. Nic z tego nie pojmują, są bowiem politycznymi analfabetami spreparowanymi przez zmasowane pranie ich mózgów. Komisja Trójstronna Ten twór globalistów powstał w 1973 roku z inicjatywy D. Rockefellera i jego strategicznego „mózgowca" - Zbigniewa Brzezińskiego. Zapowiedzią zmiany koncepcji dwubiegunowego podziału świata na trójbiegunowy, a tym samym powołania organu nadzorującego realizację i utrwalenie tego nowego układu, była książka Brzezińskiego opublikowana trzy lata przed powołaniem Komisji Trójstronnej, a pisana z pewnością gdzieś w latach 1968-1969. Jej tytuł: Między dwoma epokami (Between two ages). W niej właśnie zapowiada, „proponuje" wejście w „nową epokę", czyli w New Agę na trzech a nie dwóch nogach: USA, Eurazji i Japonii. Oznaczało to realizację wydarzeń, o których nikt jeszcze nie śmiał pomyśleć, a miliony ludzi za „żelazną kurtyną" - nawet pomarzyć, a mianowicie - „kasację" ZSRR jako bastionu komunizmu realnego, choć opartego na kosmicznie utopijnej, nierealnej ekonomii. Kasację zresztą niezupełną, bo przyroda, polityka i geografia nie znają próżni. W każdym razie o radykalne odchudzenie ZSRR pod pretekstem późniejszej „transformacji" z komunizmu typu jednopaństwowego w trockistowski komunizm globalistyczny, jako łatwo sterowalną część owej nieistniejącej jeszcze „Eurazji". Strategia tego podziału, podobnie jak podporządkowane jej powołanie Komisji Trójstronnej (Trilateral Commission), jest tworem strategów amerykańskiego syjonizmu: przeniesieniem na USA i do USA decyzyjnego ciężaru wpływów za losy geopolityki. Wynikało to z geografii: patrząc z góry na półkulę północną, łatwo dostrzeżemy ideę tej właśnie koncepcji, tej uzurpacji. Poprzedni układ był w praktyce układem dookolnym. Aby dotrzeć, oczywiście w znaczeniu przenośnym, do Japonii jako potęgi gospodarczej i nowej strefy geo-ekonomicznej, USA musiały wędrować do niej poprzez gabinety polityczne Europy, następnie butnego i kostycznego ZSRR, potem do Chin, Indii, itd. l. Zlot Bilder-mafii. W 2000 r. odbył się w Belgii l -4 VI w hotelu Chateau du Lae - 9 km od Brukseli. Nie było na nim "Polaków". Mafia skupiła się na wyborach w USA. Spędzał im sen z powiek Pat Buchanan, bo „na chama" forsował Busha Jr. Były to stałe wędrówki, ale zawsze na miarę wypraw Kolumba. W nowej koncepcji, duet Rockefeller - Brzeziński zatrzymuje słońce, sam staje się słońcem i każe obracać się wokół siebie dwóm orbitującym planetom - Eurazji i Japonii z przyległościami. Echem tego pomysłu jest sam tytuł książki: Między dwoma epokami. Prawie 30 lat później Brzeziński uściślił realia nowej strategii w książce: Wielka szachownica. Widzi w niej świat jako układ sił na szachownicy: są pionki, figury i królowie. Pionki są po to, aby je przesuwać. Figury to posłańcy króla i hetmana. Tu jednak kończy się paralela szachowa. Brzeziski wyjaśnia bez cienia wątpliwości: centralnym punktem globu, na którym rozegra się surowcowa, polityczna, a może i dosłownie nowa, trzecia światowa bitwa, jest owa Eurazja, z jej centrum surowcowym rozumianym szeroko - od złóż syberyjskich po Morze Kaspijskie i Zatokę Perską. Dla globalistów „Azją" jest wszystko, bez względu na klimat i szerokość geograficzną - co stanowi Trzeci Świat, czyli bezsilna i bezwolna mozaika na razie jeszcze istniejących państw i państewek. Trójstronny podział został oczywiście uzgodniony z szerszym gremium - lordami Komitetu 300, Bilderberg Group, CFR. W marcu 1973 roku gaulajterzy Wspólnoty Europejskiej wzięli udział w konferencji amerykańsko-europejskiej, na której zadekretowano utworzenie miedzy Ameryką i Wspólnotą Europejską otwartego i szczerego dialogu na temat wszystkich podstawowych problemów i metod ożywienia kontaktów1. Ten czopowy bełkot oznaczał zapowiedź owego niezwykle przyśpieszonego „dialogu" i jego owocnego finału - powstania już w lipcu tegoż roku, Komisji Trójstronnej. Elitarność Komisji wydaje się być węższa od hermetyzmu Bilderbergersów: tylko około 200 osób! Spotkania co około dziewięć miesięcy. Komitet Wykonawczy składa się z 32 gaulajterów krajów ich osiedlenia i zbiera się dwa razy rocznie. Kim są? Jakie prawidłowości decydowały o składzie Komisji? Oczywiście, stanowią oni elitę tych trzech rozwiniętych geo-regionów, ale to już tak oczywiste, że niewiele wyjaśnia. Rdzeniem personalnym tej kolejnej Siatki Bestii jest grupa kilkunastu nazwisk pojawiających się niemal stale w niemal wszystkich decyzyjnych sztabach tej trockistowskiej mafii globalkomunistów. Wymieńmy niektórych, już znanych nam z Komitetu 300, Bilderberg Group i innych sztabów dowodzenia tych uzurpatorów: Z. Brzeziński, Lane Kirkland, Walter Mondale, David Rockefeller - to z USA. Z Europy: G. Agnelli, Gerhard Schroder, wówczas były minister RFN, potem przywódca „chadecji", hrabia Otto Lamsdorf, Edmond de Rothschild, Raymond Barre. Na liście znajdują się potentaci przemysłu, mediów, ministrowie, byli lub późniejsi premierzy i prezydenci, naukowcy, „intelektualiści". 1. „Le Monde", 30 III 1973. 2. Wówczas sekretarz i skarbnik związku zawodowego AFL-CIO, poprzez który europejski trockizm słał „braterską" czyli socjalistyczną pomoc dla swych nacyjnych pobratymców - doradców „Solidarności". Pierwsza lista członków Komisji była tajna, dotarli do niej wścibscy publicyści, przedrukował ją ks. J. A. Cervera w książce: Pajęczyna władzy, toteż i my zaspokoimy ciekawość polskiego czytelnika -jacy to giganci „intelektu" tworzyli i tworzą ten niemal sztab dowodzenia światem z ramienia Bestii. Tu polecam bardziej wnikliwe przestudiowanie listy przedstawicieli Japonii - ten personalny schemat jest typowy dla pozostałych dwóch filarów tego trójstronnego spisku.
avatar użytkownika niezalezny2006

5. Nie czytalem tysh gowien

o Olechowskim.To by swiadczylo o glupocie polakow aby trzeci prezydent jako agent obcego wywiadu byl jak oniwybrany.Tak sie nie stanie.Facet ktory za forse sprzedawal interesy Polski mialby zostac sprzedawczykiem polskich interesow jak poprzednicy?oPROCZ Lecha Kaczynskiego(profesora)bo reszta miala i ma tytuly szkol y zawodowych.TFU

kat.

avatar użytkownika niezalezny2006

6. TW Olechowski

trzecim wywiadowca prezydentem szpiegiem?Tooznaczaloby Koniecpolski. Ten stary szpieg na niekorzysc Polski to tragedia dla Ojczyzny.Na pewno to sie nie stanie.

kat.

avatar użytkownika Krzysztofjaw

7. kosiasko

Dziekuję za ten tekst. Jest wyczerpujący i prawdziwy. Dodam jeszcze, że Andrzej Olechowski to vel. Mosze Brandwein, wiadomego pochodzenia. Zreszta ciekawostką jest, że Bill Clinton nie należy do tej grupy jako członek stały a jego żona jest członkiem stałem. Ciekawe dlaczego... jej pełne nazwisko to: Hillary Rodham Clinton, a Rodhan to nazwisko charakterystyczne ... prawda. Pozdrawiam

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika Krzysztofjaw

8. Pelargonia

Jeżeli tak jest to faktycznie Piskorski... zgodnie z moją teorią, że nie startuje się na głowę państwa raz już przegrawszy. Więc "Piskorski" mógłby, jako czysty z poparciem Olechowskiego wystartować i kto wie czy tęż dziwne Lemingi nie uwierzyłyby mu... Pozdrawiam Cię serdecznie

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika Krzysztofjaw

9. Dominik

Jeżeli tak jest to faktycznie może to być Piskorski... zgodnie z moją teorią, że nie startuje się na głowę państwa raz już przegrawszy. Więc "Piskorski" mógłby, jako czysty z poparciem Olechowskiego wystartować i kto wie czy tęż dziwne Lemingi nie uwierzyłyby mu... Tak więc może "ściele" miejsce dla Piskorskiego.... Pozdrawiam

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika Krzysztofjaw

10. niezależny2006

Być może tak nie będzie, ale może nie agent (choć kto go tam wie) kandydatem bedzie Piskorski.... Pozdrawiam

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika kosiasko

11. Mosze Brandwein ma nikłe szanse na fotel prezydencki

nie z powodu nazwiska rodowego, lecz z operacyjnego pseudonimu. Prawdziwym zdrajcą jest ten kto w 2004r zadecydował o tym by Polska umorzyła $700 milionowy dług iracki. z wikipedii.pl Olechowski jako jeden z nielicznych polityków centroprawicowych złożył oświadczenie lustracyjne o przyznaniu się do współpracy ze służbami specjalnymi PRL – w okresie pracy w instytucjach międzynarodowych współpracował z wywiadem (Departament I MSW). Był jego kontaktem operacyjnym o pseudonimie "Must".