„Najwięcej uwagi należało poświęcić policji oraz problemom przestępczości, szczególnie zorganizowanej. Szybko okazało się, że jednym z fundamentalnych powodów zapaści - skądinąd najbanalniejszym - był brak koordynacji i właściwego obiegu informacji między różnymi podmiotami zaangażowanymi w walkę z przestępczością. Sytuację mogło zmienić powołanie Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej. Zdążyłem stworzyć zręby organizacyjno-kadrowe centrum oraz przygotować projekt odpowiedniej ustawy.Po wielu perturbacjach i ponad roku oczekiwania Sejm przyjął ustawę o KCIK. Pomysł chwalili poważni zagraniczni partnerzy. Nic dziwnego, wzorowany był na znakomicie działającej brytyjskiej agencji wywiadu kryminalnego i jej skandynawskim odpowiedniku. Niestety, z przyczyn politycznych projekt był kontestowany przez różne środowiska - zarówno w AWS, jak i Unii Wolności” –wyjaśniał swoją sytuację Bondaryk w roku 2001, publikując we Wprost artykuł „Reformy zastępcze”.
NIETYKALNY – (3) (Aleksander Ścios)
Gdy w roku 1999 – „wyleciał z hukiem” z pracy w UOP - jak barwnie nazywa to zdarzenie Dorota Kania, postanowił sprawdzić swoje umiejętności w biznesie
"Zawsze miałem wrażenie, że Bondarykowi wszystko jedno, gdzie pracuje. Byle zarobić pieniądze" – ta opinia Piotra Niemczyka – byłego dyrektora Biura Analiz i Informacji UOP, autora słynnej instrukcji 0015/92 brzmi bardzo wiarygodnie, gdy prześledzimy dalsze losy bohatera tego cyklu. Ilość firm, w których pojawia się jego nazwisko jest tak imponująca, że nie sposób chyba wymienić wszystkie.
W starcie do biznesu pomagał Bondarykowi posełAndrzej Anusz z ekipy Janusza Tomaszewskiego. Dzięki niemu Bondaryk trafił do publicznej spółki Tel Energo Piotra Ogińskiego (obecna nazwa Exatel). W jednej ze spółek zależnych – Porta Tx dostał stanowisko wiceprezesa. W tej samej spółce Tel Energo, na stanowisku doradcy Ogińskiego pracował Piotr Niemczyk.
Sam Piotr Ogiński to postać ciekawa. Z zawodu weterynarz , w roku 1988 wrócił z USA. Jak sam o sobie mówił – „od zawsze związany z mediami elektronicznymi”, w roku 1990 „rozpoczął pracę przy uruchamianiu nowych mediów w Polsce. Na początku było radio RMF, następnie była telewizja publiczna i program adresowany, organizacja programu dla Polonii poza granicami - TV Polonia, a później były to media komercyjne”. Od 1999 roku został prezesem zarządu Tel-Energo, spółki telekomunikacyjnej, która zajmowała się, między innymi, uruchamianiem zaawansowanych technologii z dziedziny Internetu w Polsce. Z działalności spółki związana jest tzw. „afera Areny” , w której chodziło o próbę wyłudzenia 100 milionów złotych z giełdy i wyprowadzenia około 100 milionów ze spółki skarbu państwa (Tel-Energo) do specjalnie stworzonej spółki prywatnej E-Connections. Jak dowiadujemy się ze słów Krzysztofa Łączyńskiego – byłego dyrektora biura zarządu Tel-Energo „Sprawa Porty Tx była sprawą polityczną. Wiceprezesem tej spółki był związany z Urzędem Ochrony Państwa Krzysztof Bondaryk, który dawał jej swoistą ochronę. Po odwołaniu prezesa pan Bondaryk sądził się z Tel-Energo o trzy zaległe pensje”.
Obszerne informacje o tej sprawie można znaleźć pod drugim linkiem.
W latach następnych Bondaryk pracował w Lucas Banku, Invest Banku i Elektrimie zajmując się „audytem wewnętrznym i bezpieczeństwem”. Z tego więc okresu, datuje się jego praca dla Zygmunta Solorza.
Ponieważ tej postaci można poświęcić kilka obszernych tekstów, wspomnę jedynie, że chodzi o wieloletniego współpracownika Departamentu I MSW (wywiad), a prawdopodobnie - od roku 1989 również Wojskowej Służby Wewnętrznej, następnie WSI. Według gazety „Nasz Dziennik” Solorz dzięki współpracy z wywiadem wojskowym, a wcześniej ze Służbą Bezpieczeństwa, cieszył się wsparciem służb specjalnych w działalności gospodarczej.
Po ujawnieniu tych informacji, Solorz skierował przeciwko gazecie pozew i uzyskał w Sądzie Okręgowym w Warszawie sądowy zakaz pisania o sprawie.W styczniu 2007 r. ten sam sąd, w ramach zabezpieczenia powództwa, za emisję programu „Misja specjalna” nałożył również na TVP zakaz informowania o domniemanej współpracy właściciela Polsatu ze służbami specjalnymi PRL. Zakaz trwał do końca procesu.
W roku 2008Sąd Apelacyjny orzekł, że „Nasz Dziennik” ma przeprosić Solorza za podanie, by miał on być agentem WSI. Nie musi zaś przepraszać właściciela Polsatu za stwierdzenie, że "chętnie współpracował" on z tajnymi służbami PRL w latach 80.
Podobną opinię o Solorzu podtrzymywał w roku 2007 profesor Andrzej Zybertowicz mówiąc, że działał on jako „element służb specjalnych” . Zybertowicz twierdził, że „źródła biznesowej dynamiki właściciela Polsatu mają związek z jego powiązaniami z tajnymi służbami, a otoczenie Solorza jest dowodem na istnienie tak zwanego układu”. Spośród osób powiązanych ze specsłużbami profesor wymieniał między innymi Andrzeja Majkowskiego, który pracował w Polsacie w pierwszych latach jego istnienia, Piotra Nurowskiego, bliskiego współpracownika właściciela stacji oraz Jacka Podgórskiego, funkcjonariusza UOP, a także Jacka Szeląga wymienianego w Raporcie z likwidacji WSI i Lecha Falandysza.
Zybertowicz stwierdził też, że wiele interesów Solorza było prowadzonych z firmami, które w okresie PRL były bezpośrednio kontrolowane przez tajne służby.
Do tego elitarnego towarzystwa, skupionego wokół współpracownika peerelowskiej bezpieki trafił Krzysztof Bondaryk. W tym samym czasie, od czerwca 2003 roku do września 2005 roku był członkiem Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej. Jeszcze wiosną 2005 Bondaryk, jako członek Rady Krajowej PO wystąpił z wykładem na sesji poświęconej bezpieczeństwu, podczas której namawiał polityków do “spokojnej analizy dotychczasowych struktur państwowych, które posługują się metodyką operacyjno-śledczą i mają możliwość korzystania z technik specjalnych”.
W latach 2005-2006 Bondaryk pracował dla Solorza w Polskiej Telefonii Cyfrowej - operatorze sieci komórkowych Era i Heyah. Był pełnomocnikiem PTC ds. informacji niejawnych mającym dbać o to, by nie dostały się one w niepowołane ręce. Funkcja ta obejmuje również współpracę ze służbami specjalnymi, gdy te żądają informacji o klientach firmy.
W PTC działały wtedy dwa zarządy roszczące sobie prawo do kierowania spółką. Jeden związany z francuską firmą Vivendi, a drugi z Elektrimem Zygmunta Solorza, właściciela Polsatu. Bondaryk do pracy w PTC był delegowany przez stronę Solorza.
Francuski koncern Vivendi złożył wówczas w sądzie federalnym amerykańskiego stanu Waszyngton skargę przeciwko T-Mobile USA, T-Mobile Deutschland, Deutsche Telekom oraz Zygmuntowi Solorzowi-Żakowi, głównemu udziałowcowi Elektrimu, zarzucając im nielegalne zawłaszczenie inwestycji Vivendi wartych 2,5 mld USD.
„Zawłaszczania dokonano poprzez systematyczną defraudację i działania o charakterze oszukańczym” – głosił komunikat Vivendi. W skardze są wymienieni T-Mobile USA, Inc., T-Mobile Deutschland Gmbh, Deutsche Telekom oraz Zygmunt Solorz-Żak, największy akcjonariusz Elektrimu. „Sprawa dotyczy dwóch firm, Vivendi i T-Mobile, które prowadzą znaczące interesy na terenie Stanów Zjednoczonych, i z których jedna (T-Mobile) była w zmowie z panem Solorzem-Żakiem w dokonanych poprzez system telekomunikacyjny w USA działaniach, o charakterze oszukańczym, będących nielegalnym przedsięwzięciem mającym na celu przejęcie innej firmy – PTC oraz skorumpowanie innego podmiotu – Elektrimu”– czytamy w komunikacie. Vivendi toczyło wówczas z Deutsche Telekom spór o 48% udziałów w Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatorze sieci telefonii komórkowej Era i Heyah.
Jedną z odsłon wojny właścicieli było zawiadomienie prokuratury o popełnieniu przestępstwa „ujawnienia informacji stanowiących tajemnicę państwową”. Chodziło o kopiowanie i wynoszenie poza firmę tajnych informacji o tym, kim interesują się służby. Zawiadomienie do WSI i ABW złożył w tej sprawie Ryszard Pospieszyński, członek zarządu związany z francuską spółką Vivendi. Według niego ludzie z konkurencyjnego zarządu kopiowali dane o klientach Ery. I to dane szczególne - bowiem chodziło o billingi ludzi, którymi w ostatnich latach interesowały się służby specjalne.
Warto wiedzieć, że w telefonii komórkowej stosuje się wybiórczo tzw. podsłuchy techniczne. Są one zakładane legalnie, ale powinny być zapisywane w tzw. czarnych skrzynkach. Chodzi m.in. o sprawdzanie jakości połączeń abonentów. Jeśli zdarzy się, że o wyborze abonenta decyzje będzie podejmował ktoś z "układu" polityczno-biznesowego, może przy pomocy podsłuchu technicznego podsłuchać nawet prezydenta czy szefa służb specjalnych, a potem zniszczyć dowody takiej operacji. Ale może również uprzedzić polityka czy biznesmena, jakie informacje na jego temat mają służby specjalne i jakie działania planują. Teoretycznie państwo może podsłuchać każdego – za zgodą prokuratora generalnego i sądu. Praktycznie jednak robią to pracownicy firm telekomunikacyjnych z wydziałów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Zwykle są to byli oficerowie służb, policji, o różnych powiązaniach w biznesie i polityce. W czasie swoich rządów PiS chciał odciąć operatorów sieci komórkowych od kontroli nad podsłuchami – i tak zmieniać prawo telekomunikacyjne, by wyprowadzić podsłuchy z tych firm. Operacjami tymi, we wszystkich sieciach telefonii komórkowej zarządzałby komputer obsługiwany przez służby specjalne. Politycy PiS już w 2005 r. twierdzili, że państwo straciło kontrolę nad podsłuchami telefonicznymi i że tajne informacje mogą być przedmiotem handlu.
„To szaleństwo, które prowadzi nas w stronę państwa policyjnego. PiS próbuje zbierać informacje o obywatelach!” – tak pomysł ten skomentował wówczas Tadeusz Jarmuziewicz, wiceszef komisji infrastruktury z PO.
Zaś Krzysztof Bondaryk – będący w tym czasie wicedyrektorem administracji w PTC (Era), stwierdził: – „Firmy prywatne dają lepszą gwarancję niż państwo. Zależy im na reputacji i wiarygodności”.
W zawiadomieniu z roku 2005 Pospieszyński oskarżył o kopiowanie danych abonentów właśnie Krzysztofa Bondaryka, który odpowiadał w Erze za współpracę ze służbami, m.in. przy zakładaniu podsłuchów i sprawdzaniu billingów.
Jednak sprawa, którą zajmowała się wówczas ABW miała dotyczyć czterech spółek telefonii komórkowej, a za podsłuchami miała stać grupa dobrych znajomych z czasów UOP. Owa czwórka wymieniała się tymi tajnymi informacjami, a dodatkowo - pod pretekstem sprawdzania jakości połączenia - sama prowadziła nielegalną rejestrację wybranych rozmów. Gdy ABW uzupełniła układankę, dzięki doniesieniom z innych służb pojawiło się podejrzenie, że kierownikiem tej grupy miałby być Wojciech Brochwicz – stary znajomy Bondaryka. To on miał zbierać tajne telefoniczne dane i wykorzystywać niezgodnie z prawem. W marcu 2008 roku ukazała się w „Rzeczpospolitej” informacja, że Bondaryk – który w tym czasie pracował w Polskiej Telefonii Cyfrowej nakazał sprawdzenie - służbowym sprzętem służącym do wykrywania podsłuchów pomieszczeń użytkowanych przez Wojciecha Brochwicza . Informację potwierdziła gazecie osoba związana z operatorem telefonii komórkowej. Sprawdzenie przyniosło wynik negatywny – urządzenia nie wykryły pluskiew.
Sytuacją w PTC był wówczas oburzony minister – koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann. Twierdził: “To bulwersujące, że firmy, rozgrywając swoje interesy, mogą narażać na szwank bezpieczeństwo państwa. Informacja o wyciekach tajnych informacji jest niepokojąca. Zleciłem służbom, by jak najszybciej zweryfikowały te doniesienia”
Śledztwo w tej sprawie od 8 grudnia 2005 roku prowadziła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, pod nadzorem warszawskiej Prokuratury Okręgowej. Stało się ono główną przyczyną, dla której poprzedni rząd chciał zmienić prawo telekomunikacyjne i pozbawić operatorów wiedzy o tym, czym interesują się służby specjalne. Przygotowano nowelizację, lecz nie zdołano jej wówczas uchwalić.
Co ciekawe - konieczność nowelizacji prawa w tym zakresie popierali również nowi szefowie służb specjalnych mianowani już za czasów koalicji PO – PSL oraz szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński. Mimo poczynionych uzgodnień międzyresortowych i między służbami – tylko Krzysztof Bondaryk usiłował do końca torpedować zmianę przepisów.
W dniu 31 stycznia 2008 r, na dwa tygodnie przed oficjalnym objęciem przez Bondaryka stanowiska szefa ABW, śledztwo zostało umorzone „wobec braku ustawowych znamion czynu zabronionego”. Poprzedni szef ABW Bogdan Świączkowski był tą decyzją zdumiony i twierdził, że „W tym śledztwie były materiały na zarzuty”.
Warto podkreślić, że Bondaryka powołano na stanowisko ze złamaniem przepisów, które nakazywały premierowi wystąpić do prezydenta z wnioskiem o zaopiniowanie kandydatur szefów służb specjalnych. Choć opinia prezydenta nie jest w tym wypadku wiążąca, to jednak procedura i dobry obyczaj wymagały zachowania wszelkich reguł. Tymczasem, Bondaryka powołano na stanowisko szefa ABW w wielkim pośpiechu, jeszcze przed udzieleniem prezydentowi odpowiedzi na przesłane przez niego pisemne zastrzeżenia i pytania odnośnie do tej kandydatury. Pytania, jakie Lech Kaczyński stawiał dotyczyły spraw poruszonych już w moich tekstach, a mianowicie: w jakich firmach i na jakich stanowiskach pracował Bondaryk i czy ABW prowadzi postępowanie wobec którejś z tych firm, a także czy wyjaśniono przyczyny odwołania Bondaryka z funkcji wiceministra spraw wewnętrznych w rządzie Jerzego Buzka i czy jest prawdą, że próbował przejąć i wykorzystać dokumentację tzw. akcji "Hiacynt"? Prezydent pytał też m.in., czy w śledztwie dotyczącym wycieku tajnych informacji z Ery mogą być w przyszłości postawione Bondarykowi zarzuty.
Dopiero kilka dni po ujawnieniu przez Kancelarię Prezydenta faktu, iż do momentu nominacji Bondaryka nie otrzymała ona odpowiedzi na te pytania, Centrum Informacji Rządu zdecydowało się odpowiedzieć. Wyjaśnienia były bardzo lakoniczne i ograniczały się do stwierdzeń, że pytania i sugestie dotyczące podejmowanych przez Bondaryka działań to "insynuacje".
Zbigniew Wassermann – koordynator służb specjalnych za rządów PiS podkreślał wówczas, że już samo powołanie Bondaryka na stanowisko szefa ABW bez opinii prezydenta odbyło się "z rażącym naruszeniem prawa". - Bondaryk przeszedł do służb prosto z wielkiego biznesu, co musi rodzić konflikt interesów. Albowiem oczywistym jest, źe pełniąc te funkcje musi wykonywać bardzo restrykcyjne zadania kontrolne i nadzorujące w stosunku do prawidłowego działania w sferze biznesu- argumentował poseł PiS.
Do sprawy podsłuchów w Erze powróciła „Rzeczpospolita”, za sprawą cyklu publikacji Cezarego Gmyza, który powołując się na informacje z umorzonego śledztwa wskazał na faktyczną rolę Bondaryka. Artykuły, które winny wywołać medialną „burzę”, zostały przez mainstreamowe media zgodnie przemilczane.
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” przytoczył liczne dowody ze śledztwa, w tym zeznania Władysław Naja, poprzednika Bondaryka na stanowisku pełnomocnika ochrony informacji niejawnych. Opisał on spotkanie, do którego miało dojść na przełomie lutego i marca 2005 r., na którym Bondaryk prosił o wskazanie „najważniejszych celów będących w zainteresowaniu służb specjalnych”. Naja zeznał, że usłyszał, iż „zbliżają się wybory” i „informacje te nie są obojętne”. Bondaryk miał pytać wprost: „Kto interesował się Zygmuntem Solorzem?”. Świadek zeznał również, że w rozmowie Bondaryk używał dość specyficznej argumentacji. „Pan Krzysztof Bondaryk oświadczył mi wprost – cytat: „…mógłbym Pana zwolnić już teraz ale jestem wierzącym katolikiem wiem, że kupił Pan sobie bogate mieszkanko biorąc to na wysoki kredyt i nie zamierzam Pana niszczyć”.
Bondaryk został przesłuchiwany na temat swojej rozmowy z Nają. Choć otrzymał wezwanie jako świadek, na przesłuchaniu pojawił się z adwokatem. Nie zaprzeczał zeznaniom Naja, lecz zasłaniał się niepamięcią co do treści rozmowy:
„Nie pamiętam żeby pytał p. Naja o kierunki zainteresowań uprawnionych organów ścigania wynikających z nadsyłanych przez nie zapytań. Nie pamiętam żebym pytał go również o to czy ktoś i do jakich spraw interesuje się osobą p. Zygmunta Solorza właściciela Polsatu.” - czytamy w zeznaniach. Warto zauważyć, że „niepamięć” jest w tym przypadku wygodną formą uniknięcia zarzutu składania fałszywych zeznań, a taki zarzut mógłby zostać postawiony Bondarykowi, gdyby okazał się np., że Naja nagrał treść rozmów.
Również Zygmut Solorz został przesłuchany w tej sprawie 12 lipca 2007 roku. Przyznał, że zna Bondaryka, który dla niego pracował i oświadczył: „Nikogo nie prosiłem by sprawdził czy ktoś zbiera na mnie materiały. Ja nie mam nic do ukrycia. Nie interesują mnie sprawy związane z polityką” - zapewniał.
Inny świadek – inspektor bezpieczeństwa teleinformatycznego Eugeniusz T. – zeznał, że za czasów Bondaryka zlecono mu zgranie na płyty informacji o wnioskach służb badających m.in. zabójstwo generała Marka Papały. Chodziło o dane z komputera jednego z pracowników, który – według zeznań Nai – „zajmował się m.in. sprawą gen. Papały, w którą zaangażowane były osoby z kręgu Polsatu”.Wśród kopiowanych informacji miały się też znaleźć dane z komputerów ludzi odpowiedzialnych w PTC za kontakty ze specsłużbami. Na tej podstawie można ustalić, jakimi numerami telefonów interesowały się np. policja czy prokuratura.
Na publikacje Cezarego Gmyza – do których jeszcze powrócę, Bondaryk zareagował w sposób charakterystyczny, zamieszczając na stronie ABW oświadczenie. Warto podkreślić, że w tej formie, wykorzystując internetową witrynę urzędu państwowego Bondaryk, lub rzecznik ABW reagują na wszystkie dotychczas formułowane zarzuty.
W oświadczeniu z 16 czerwca możemy przeczytać m.in.:
· „W czasie, kiedy pełniłem funkcję pełnomocnika ds. ochrony informacji niejawnych w spółce Era, nigdy nie doszło do kopiowania lub wynoszenia dokumentów, co potwierdziło śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie.
· Kolejny raz nadmieniam, że w tym śledztwie występowałem wyłącznie w charakterze świadka.
· Przeciwko Cezaremu Gmyzowi oraz Redaktorowi Naczelnemu dziennika „Rzeczpospolita” skierowałem dwa pozwy o ochronę dóbr osobistych oraz dwa prywatne akty oskarżenia przeciwko C. Gmyzowi dotyczące przestępstwa z art. 212 § 2 kk.
· W demokratycznym państwie prawa niedopuszczalne jest manipulowanie wybranymi fragmentami zeznań świadka uzyskanymi w postępowaniu, które prokuratura zresztą umorzyła z braku znamion popełnienia przestępstwa.
· Publikując kolejne, szkalujące mnie artykuły, pozwany C. Gmyz nie działa bynajmniej na rzecz interesu publicznego, lecz kierując się interesem osobistym stara się poprawić swoją sytuację procesową”.
W odpowiedzi na deklaracje Bondaryka, dziennikarz „Rzeczpospolitej” zamieścił oświadczenie, w którym zawarł kilka, istotnych dla sprawy pytań:
- Czy Krzysztof Bondaryk wypytywał się Władysława Naja o kierunki zainteresowań służb specjalnych, a w szczególności o Zygmunta Solorza właściciela Polsatu?[...]
- Czy w czasie rozmowy z Władysławem Nają Krzysztof Bondaryk miał ważne poświadczenie bezpieczeństwa osobistego dające mu dostęp do informacji niejawnych? Świadek Naja twierdzi, że rozmowa miała miejsce na przełomie lutego i marca 2005. Sam zaś Krzysztof Bondryk mówił podczas przesłuchania „ W PTC pracowałem od początku marca 2005 do 6 lutego 2006” i dodał, że jego „poświadczenie bezpieczeństwa osobowego K 0073105S ważne było od kwietnia 2005” Innymi słowy z momencie rozmowy z Nają nie dysponował certyfikatem dostępu do informacji niejawnych.
- Czy Krzysztof Bondaryk po tym jak przejął władzę nad ABW jesienią 2007 roku podejmował jakieś działania w sprawie tego śledztwa w którym większość czynności prowadziła właśnie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego?[...]
Inne pytanie na które nie ma odpowiedzi w oświadczeniu Krzysztofa Bondaryka dotyczy sprawy polecenia sprawdzenia pomieszczeń używanych przez jego przyjaciela Władysława H. oskarżonego w tzw. sprawie afery w suwalskim wymiarze sprawiedliwości.Krzysztof Bondryk nigdy nie zaprzeczył, że wydał swoim podwładnym w Erze takie polecenie. Zaś w aktach sprawy są dokumenty potwierdzające taki fakt”.
Do tej kwestii, związanej z mecenasem Władysławem H jeszcze powrócę.
Na pytania, które zadał Cezary Gmyz, Bondaryk nie udzielił odpowiedzi. Na trzecie z nich, można próbować znaleźć odpowiedź samemu.
Przytoczę natomiast zakończenie tekstu dziennikarza „Rzeczpospolitej”, ponieważ zawiera ono informacje bardzo istotne dla zrozumienia mechanizmów działania organów państwa, w sprawie zarzutów stawianych Bondarykowi. Cezary Gmyz napisał:
„Do zarzutów jakobym swoimi tekstami o Krzysztofie Bondaryku usiłował poprawić swoją sytuację procesową odnosić się nie zamierzam. Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że w ciągu prawie dwudziestoletniej kariery dziennikarskiej procesy jakie mi wytoczył szef ABW oraz jego znajomi i podwładni Jacek Mąka, oraz Władysław H. są pierwszymi jakie toczą się przeciw mnie zarówno z oskarżenia publicznego jak i prywatnego. A rzeczy jakie dzieją się przy tych procesach m.in. wznowienie zakończonego umorzeniem procesu oraz zarządzenie o przeprowadzeniu wobec mnie wywiadu środowiskowego i strasznie mnie zatrzymaniem przez policję ciężko mi traktować inaczej jak próbę ograniczenia wolności słowa”.
CDN...
Źródła:
http://www.wprost.pl/ar/11029/Reformy-zastepcze/
http://www.glos.com.pl/Archiwum_nowe/Rok%202005/011/strona/Arena.html
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/16025/articlePage/2
http://www.wirtualnemedia.pl/article/2365911_Nasz_Dziennik_ma_przeprosic_Solorza.htm
http://www.wirtualnemedia.pl/document,,1876461,Solorz_i_T-Mobile_pozwani_do_sadu_w_USA.html
http://www.it.wkrakowie.org/2005/11/30/co-sie-dzieje-z-tajnymi-danymi/
http://www.tvn24.pl/12690,1543783,0,1,wiadomosc.html
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20080128&id=po31.txt
http://www.tvn24.pl/0,1543835,0,1,pis-kolejne-fakty-swiadcza-przeciwko-bondarykowi,wiadomosc.html
http://www.rp.pl/artykul/90217,320640_Swiadek__Bondaryk_kazal_kopiowac_tajne_dane.html
http://www.tvn24.pl/12690,1550833,0,6,szef-abw-o-wielu-twarzach,wiadomosc.html
http://www.rp.pl/artykul/69745,320630_Czego_Bondaryk_szukal_w_Erze.html
http://www.abw.gov.pl/index@option=com_content&task=view&id=444&Itemid=186.html
http://www.rp.pl/artykul/192639,320868_Bondaryk__w_Erze_nie_doszlo_do_przestepstwa.html
http://bezdekretu.blogspot.com/
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. nie tędy droga
albo wszyscy, albo nikt, bo odchodząc pojedyńczo nic nie osiągniemy.
Rewolucja daje efekty, jak ma wspólny cel i wodza.
Ponieważ administrator S24, próbuje bardzo szybko pozbyć się tekstu ze strony głównej, usuwam najnowszy wpis z cyklu "NIETYKALNY" i zapraszam do lektury pod adresem:
http://bezdekretu.blogspot.com/
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Pani Marylko, uwaga techniczna tylko: