Niemiecki rewizjonizm historyczny

avatar użytkownika Maryla

„Koalicja deklaruje gotowość do społecznej i historycznej analizy zdarzeń przymusowej migracji, ucieczki i wypędzenia. W duchu pojednania chcemy również ustanowić w Berlinie widoczny znak, aby – w połączeniu z Europejską Siecią ‘Pamięć i Solidarność’, wychodząc poza dotychczasowe państwa uczestniczące – Polskę, Węgry i Słowację – przypominać o niesprawiedliwości wypędzeń i na zawsze je potępić”. To fragment umowy koalicyjnej CDU/CSU z SPD z 11 października 2005 r.

Jak widać nasi zachodni sąsiedzi potrafią przełamać różnice polityczne i w kwestii budowania nowej wizji historii XX wieku działać „solidarnie”. Problem rewizji historii najnowszej nie dotyczy zatem tylko działań ekscentrycznej Eriki Steinbach i tzw. Związku Wypędzonych. Jest częścią planu niemieckich elit politycznych różnych opcji. Planu, który ma zdjąć cześć odpowiedzialności za okropieństwa II wojny Niemców i obłożyć nią m.in. Polaków. Odwoływanie się do elektoratu tzw. „wypędzonych” przez CDU i CSU oraz samą panią kanclerz Merkel podczas ostatnich wyborów do europarlamentu jest także tego dowodem. Pozyskiwanie głosów roszczeniowych środowisk, naginających czy wręcz fałszujących historię, przez niemieckie elity polityczne okazuje się być czymś normalnym. Potępianie tego przez stronę polską to objaw ksenofobii. Tak przynajmniej tłumaczą to nam niektórzy politycy i profesorowie.

Cel tej operacji jest jeden – aby skutecznie wymusić jakiekolwiek odszkodowania od strony polskiej, należy przedstawiać ją jako odpowiedzialną za wojenne zbrodnie. Dużo trudniej byłoby dawnym katom dochodzić roszczeń od swych ofiar. Strona niemiecka całkowicie pomija ogromne koszty jakie poniosła Polska w latach 1939 – 45, w wyniku niemiecko - sowieckiej agresji. Niemieckie roszczenia nasilają się równolegle z utratą pamięci wobec ogromu zbrodni popełnionych przez niemieckiego okupanta na ludności polskiej.

Oczernianie Polaków rozpoczęło się na długo przed pojawieniem się w niemieckiej polityce Eriki Steinbach – niedługo po zawarciu przez RFN w 1953 r. układu o rekompensacie dla uchodźców żydowskich. Następnym krokiem było uchwalenie federalnego prawa o odszkodowaniach dla Żydów. Celem strony niemieckiej było wyciszenie ataków za zbrodnie popełnione na Żydach, co przyznał sam Konrad Adenauer, stwierdzając, że Izrael potrzebował pieniędzy a Niemcy rehabilitacji. Równocześnie rozpoczęto akcję „obdzielania” Polaków współodpowiedzialnością za Holocaust. Jej przejawem było eksponowanie faktu, że obozy zagłady budowane były na ziemiach polskich i sugerowanie, że zbrodnia ludobójstwa nie powiodłaby się gdyby nie pomoc ze strony Polaków.

Ta sytuacja miała swoje wytłumaczenie polityczne. Niemcy jako kraj buforowy – leżący u granic Żelaznej Kurtyny był forpocztą Zachodu w Zimnej Wojnie. Zatem wybielanie niemieckich zbrodni było na rękę państwom zachodnim a szczególnie USA. Dostrzegały to niebezpieczne dla Polaków zjawisko polskie środowiska emigracyjne.

Adam Ciołkosz – historyk i publicysta niepodległościowy, pisał w publikowanym w 1971 r. szkicu: Pełno jest obecnie takich książek, w których Żydzi występują jako ofiary polskich prześladowań, tortur, pogromów. Nie ma podobnych książek na temat Żydów niemieckich – nie ma i nie będzie. Hitleryzm uważa się za przejściową aberrację. Niemcy cesarskie były krajem ładu i bojaźni Boga. Niemcy weimarskie były wzorową demokracją z konstytucja napisaną przez Żyda – Preussa. Niemcy bońskie są znowu krajem praworządnym i demokratycznym, dały i dają Żydom wszelkie możliwe satysfakcje za lata hitleryzmu […] W Polsce natomiast antysemityzm był jakoby czymś przyrodzonym, upośledzenie i cierpienia Żydów były stanem jak gdyby naturalnym, przy czym nikt nie próbuje ani dać odpowiedzi, ani nawet postawić pytania: jak w takim razie możliwe było przeżycie tylu Żydów w Polsce siedmiu, może nawet dziesięciu stuleci? (A. Ciołkosz, Walka o prawdę. Wybór artykułów 1940 – 1978,Londyn 1983).

Niemcy jako państwo potrafią konsekwentnie, przez dziesięciolecia dążyć do wytyczonego celu. Jasnym jest, że wszelkie inicjatywy, takie jak pomysł budowy Centrum przeciwko wypędzeniom, czy powoływanie międzynarodowych komisji podręcznikowych ma za zadanie nie dochodzenie do obiektywnej prawdy historycznej, ale osiągnięcie konkretnych politycznych i ekonomicznych korzyści. Dowodem na to jest zapis w konstytucji RFN, dotyczący granic z 1937 r. To największy i całkowicie bezkarny przykład niemieckiego rewizjonizmu historycznego, bez usunięcia którego, strona polska w ogóle nie powinna podejmować jakichkolwiek rozmów z Niemcami w sprawie Centrum.

Tymczasem w 2005 r. w rocznicę konferencji w Poczdamie, odbyły się w Berlinie dwie imprezy, na których podważano postanowienia tejże konferencji, która przypomnijmy, ustaliła obecny kształt terytorialny Rzeczpospolitej. Rocznica konferencji, która odbywała się w Poczdamie od 17 lipca do 2 sierpnia 1945 r., nie jest w Niemczech przedmiotem oficjalnych wystąpień. Sama konferencja ani jej postanowienia nie są tu bowiem uznawane za akt prawa międzynarodowego. Przede wszystkim dlatego, że w Poczdamie nie było przedstawicieli Niemiec. Fakt ten wykorzystuje Erika Steinbach, głosząc, że decyzje konferencji nie były zgodne z zasadami prawa międzynarodowego i z obowiązującymi w tym czasie normami dotyczącymi praw człowieka. (Rzeczpospolita z dnia 21.07.2005).

Pomijanym całkowicie problemem jest fakt nie podpisania przez Polskę i Niemcy traktatu pokojowego. Pozostałe podpisane przez obie strony traktaty i deklaracje, mogą w każdej chwili zostać zakwestionowane przez Niemiecki Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, właśnie w oparciu o w/w zapis w konstytucji.

Łukasz Kołak
Redaktor naczelny Kwartalnika Powiernictwa Polskiego

http://www.kworum.com.pl/art2369,niemiecki_rewizjonizm_historyczny.html
Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Aspiryna

1. Czyli wg "prawa międzynarodowego",

niemieckiego a nawet naszego (!) dość kiepsko stoimy. Czyli taki Tusk (co nie daj Panie Boże!) gdyby został prezydentem - ma równą drogę do podpisania Niemcom WSZYSTKIEGO. Zgroza. Pozdrawiam, dobrze,że Pani to przytacza.
Tabletką w Imperium Zła