O peerelakach

avatar użytkownika FreeYourMind

Już nieraz głosiłem, że mam do „badań opinii publicznej” stosunek taki jak do wróżenia z fusów – w przypadku Polski i jej „pracowni badawczych”, jeśli się weźmie pod uwagę ich historię, rozsądek nakazuje jeszcze większą wstrzemięźliwość aniżeli w przypadku „badania opinii” w ogóle. Podstawowym problemem wszak jest to, że nie wiadomo, co można uznać za „opinię publiczną”. Jeśli uznamy, że jest to pewien skrót myślowy, za którym nic konkretnego nie stoi, to oczywiście taki termin się broni w granicach rozwijanego przez nas dyskursu o społeczeństwie. Jeśli jednak uznamy, że coś konkretnego i w dodatku mierzalnego się pod tym terminem kryje, wchodzimy na teren czarnej magii, gdzie można tworzyć, co tylko się chce, wedle własnego uznania i potrzeb. Pamiętając zaś, jakich magików od wytwarzania tego, co „naprawdę ludzie myślą”, mieliśmy za komuny i jakich mamy teraz, to możemy się domyślić, jak wielkie pole do nadużyć jest tu do dyspozycji.

Co można uznać za moją opinię? To, co uważam teraz w jakiejś sprawie, czy też to, co uważałem przedwczoraj albo i przed paroma laty? A może to, co uważam niezmiennie od lat w jakiejś sprawie? No ale różnie z tym bywa. Przez jakiś czas np. uważam kogoś za przyjaciela, po czym nadchodzi godzina próby i okazuje się, że się srodze pomyliłem. Przez jakiś czas uważam kogoś za dobrego publicystę, po czym czytam jego książkę i okazuje się, że autor intelektualnie nie domaga. Przez jakiś czas uważam kogoś za niezłego polityka, po czym wykonuje on taką serię błędów, że zaczynam sądzić, że to baran. Oczywiście może być też w drugą stronę – uważam, że ktoś jest słabym politykiem, a nagle okazuje się niezłym strategiem i retorem. Nieważne. Ważne jest to, że błądzimy nieraz w ocenach, toteż mierzenie tego, co sądzimy o świecie wydaje się zajęciem niemal nonsensownym, chyba że – no i śmiem twierdzić, iż to jest clue całej sprawy – wszelkie „pomiary” tego, „co ludzie sądzą” o świecie służą wyłącznie temu, by nakłaniać ludzi do tego, by sądzili to, co każą im sądzić „autorytety”, „eksperci” oraz inne wpływowe osobistości, które uchodzą w mediach za „głosy rozsądku i ogółu”. Wtedy jednak nie powinno się tego rodzaju badań nazywać ustalaniem jakiejś opinii, lecz przeciwnie, jej sztucznym i celowym kreowaniem. Takim samym, z jakim mamy do czynienia w środkach masowego przekazu, w których osoby „wyróżnione” mówią nam, co mamy myśleć i jakich dobierać słów, by te myśli wyrażać tak, jak należy.

Niedawno przeprowadzony „sondaż” instytucji zwanej szumnie „CBOS”, a więc jednego z centrów czarnej magii ukrywającego się za parawanem procedur naukowych, zdumiał redakcję „Rz”, ale, co ciekawsze, nie zdumiał P. Skwiecińskiego, który „przewidywał”, że taki może być „rozkład” owej „opinii publicznej” w kwestii peerelu. Otóż chcę powiedzieć jasno, że ja bez tego rodzaju badań wiem, że w Polsce żyją Polacy i peerelacy – i jest to konstatacja podbudowana wieloma latami przeżytymi na tychże ziemiach, z których to lat więcej jak na razie przyszło mi przeżyć w obozie koncentracyjnym zwanym „Polska Ludowa” aniżeli w postkomunizmie. Pan Bóg da, to może się ta szala przeważy na korzyść postpeerelu. Co odróżnia Polaka od peerelaka? Dla peeerelaka „Polska Ludowa” to był „w miarę normalny kraj”, którego „nie ma co się wstydzić” i który „jaki był taki był, ale był i innego nie mogło być w tamtych warunkach geopolitycznych”. Peerelak o swej ojczyźnie nie tylko mówi zwykle z charakterystyczną łezką w oku, ale też mówi to tonem nieco akademijnym, wplatając w swą przemowę wyuczone od lat formuły komunistycznej nowomowy. I on nie potrafi mówić ani myśleć inaczej. Pod względem mentalnym to przypadek beznadziejny, gdyż miele on w kółko te same wdrukowane przez inżynierów dusz treści: „odgruzowanie Warszawy”, „likwidacja analfabetyzmu”, „odzyskanie Ziem Zachodnich”, „awans społeczny chłopów i robotników”, „rozwój przemysłu ciężkiego”, „tysiąc szkół na tysiąclecie”, „bezpieczne granice”, „tania książka”, „darmowe urlopy”, „niska przestępczość” etc. Peerelaka nigdy nie obchodziły i nie obchodzą porównania stopy życiowej przeciętnego pracownika jakiejkolwiek branży z jego odpowiednikiem w krajach komunistycznych. Peerelak, patrząc na Zachód, widział i widzi zawsze: bezdomnych na tekturach, Amerykanów bombardujących napalmem wietnamską ludność cywilną, widzi dogorywających narkomanów, gangi, prostytucję i bogaczy, którzy przypalają cygara studolarówkami na oczach czarnoskórych służących. Dla Polaka peerel nigdy nie może zostać uznany za Polskę.

Kiedyś w kwartalniku „Karta” było opublikowane wspomnienie jednego z polskich łagierników, który przybywszy po II wojnie (o ile pamiętam po 1956 r.) z ZSSR do „Polski Ludowej”, nieustannie śni, że tak naprawdę nie wypuszczono go z łagru, tylko śni mu się, że go wypuszczono. I co więcej, w tymże śnie śni mu się, że się budzi i jest na wolności, po czym uzmysławia sobie (w tymże śnie), że tak naprawdę nadal jest w łagrze. I tak bez końca. Peerelak ma swojej chorej duszy coś właśnie z tego łagiernika - świat obozowy nieustannie powraca i co więcej, jawi się jako „nie taki zły”. Z czasem kontury obrazu w pamięci się zacierają i tej chamówy, którą się odstawiało w kolejkach po mięso, tych wrzasków, gdy się mięso kończyło, tej szamotaniny kobiet w ciąży z udawanymi inwalidami, tych kolejek pod aptekami, tej całej walki o każdą głupią, codzienną rzecz – oraz upokorzeń z tym związanych – peerelak już nie pamięta, a nawet wspomniawszy je, uśmiecha się jak stary frontowiec pokazujący postrzałowe blizny na wieczorze kombatantów. Zło traci więc dla peerelaka swój realny kształt, przybierając postać jakiegoś mocno wyimaginowanego monstrum. „Nie było tak źle”, mówi z przekonaniem peerelak i nie ma żadnych wyrzutów sumienia z tego powodu. Jako człowiek, któremu pasiak przyrósł do skóry, nie zauważa on, że już po zlikwidowaniu obozu, nadal chodzi w pasiaku.

Ewidentnym kłamstwem jest to, że peerelaków jest mniej więcej tyle, co Polaków. Obracam się w kręgu wielu ludzi i tych obozowych sentymentalistów nie spotykam niemal wcale. Owszem zdarza się (ale bardzo rzadko), że jakiś młody człowiek, powtarzając pewnie za dziadkiem zbowidowcem czy innym krewnym z sercem po lewej stronie, opowiada, jakie to zalety miała „Polska Ludowa” (oczywiście niezastąpionym miejscem, gdzie tego rodzaju głosy można jeszcze usłyszeć jest Polskie Radio), generalnie jednak trzeba by się nieźle naszukać (no, pomijając takie komunistyczne media, jak „Trybuna”, „Polityka” itp.), by znaleźć apologetów obozowego życia. Należy natomiast mieć świadomość, że do tego renesansu peerelu przyczynił się postpeerel, który nie tylko zachował życiorysową i prawno-instytucjonalną ciągłość z byłym sowieckim satelitą, ale i w sferze publicznej zadbał o to, by w żadnym wypadku obraz peerelu nie został „przerysowany”, tzn. by dyskusji o peerelu nie zdominowali „zoologiczni antykomuniści”. Z punktu widzenia nie tylko filozofii władzy III RP, której to filozofii podwaliny dali „ojcowie założyciele” przy okrągłym meblu, ale i pragmatyki codziennej urawniłowki po „obaleniu komunizmu”, do której włączyli się ludzie zarówno związani z peerelem (jak Olejnik, Miecugow, Walter, Wajda, Bratkowski etc.), jak i ci, co udawali, że nie mają z nim nic wspólnego (Michnik i jego załoga publicystyczna i artystyczna, „mazowiecczyzna”, jak to genialnie ujął Yarrok) – było to podejście uzasadnione i konsekwentne. Peerel wszak nie miał zostać „wykasowany” - wprost przeciwnie, miano pokazać, że z perspektywy czasu, a przede wszystkim z perspektywy „historycznego porozumienia ponad podziałami”, peerel nie mógł być „aż taki zły”. Innymi słowy, może komuś się po ryju dostało, może nawet ktoś w ziemi wylądował za sprzeciwianie się „Polsce Ludowej”, lecz „suma summarum” peerel jakoś dał się i bronić, i – jak dopilnowały media po 1989 r. - dał się lubić. Peerelu nie dało się wykasować, skoro w latach 50. (!) startowali jako autorytety medialne (w powstającej „Telewizji Polskiej”) O. Lipińska, A. Wajda, J. Fedorowicz, S. Tym, A. Drawicz itp., (że o szacownym A. Bardinim, który już we Lwowie za sowieckiej okupacji wiedział, po której stronie stanąć, nie wspomnę) – którzy później nadawali ton „obu stronom”, a więc i peerelowskiej, i „konstruktywnie-opozycyjnej” (tej z okresu III RP). Peerelu nie można było wykasować, bo w ten sposób należałoby wyrzucić do śmieci dokonania artystyczne właśnie takich ludzi, jak Wajda, Lipińska, a przecież „nie taka była umowa”. O wiele łatwiej więc było przyjąć po 1989 r. opcję „bij antykomunę” aniżeli uznać, że okres peerelu to czarna dziura w polskiej historii.

I tak pozostało do dziś. Mówi się czasami, że ktoś robi sobie z gęby cholewę. W przypadku Polski zrobiono cholewę z całego państwa. Mimo to jednak wydaje się, że Polaków z każdym rokiem przybywa, nie zaś, że przybywa peerelaków. Nie jest, rzecz jasna, wykluczone, że taki proces mógłby się pojawić, pod warunkiem, że III RP upodobniłaby się do peerelu całkowicie, co na razie, mimo usilnych prób tęczowej koalicji PO-PSL-SLD się nie udało. Zobaczymy wprawdzie, co przyniesie kryzys, ale na powtórkę gierkowszczyzny chyba tęczowa koalicja nie może liczyć, chyba że chodziłoby o gierkowszczyznę schyłkową, gdy pustoszeją sklepy, a zapełniają się ulice i stają zakłady. Tymczasem wspomniany przeze mnie Skwieciński uważa, że właśnie peerelaków przybywa, zaś wniosek ten wyciąga z sondażowego „przebadania” nieco ponad tysiąca osób pod kątem tego, jak się zapatrują na peerel:

„Taką zasadniczą zmianę - powtórzmy, przeciwną do wieloletniego trendu, w którym stopniowo brały górę postawy antypeerelowskie - da się wytłumaczyć w jeden, dla mnie przekonywujący, sposób. Zbieramy otóż owoce tego, co działo się w kraju w ciągu ostatniego półrocza. Zbieramy owoce sprawy Wałęsy, sprawy książki Zyzaka i wygranej przez obóz obrońców lidera "Solidarności" bitwy o pamięć.”

Należałoby więc wnioskować z tego, że dopiero od niedawna w mediach w naszym kraju zaczęło się zacieranie prawdziwego obrazu peerelu. Moim zdaniem nie jest to prawda. Tego obrazu nie można było znaleźć prawie w ogóle, a jeśli już to najwyżej w jakichś offowych opracowaniach historycznych czy jakichś programach radiowych czy telewizyjnych nadawanych w godzinach „niskiej oglądalności”. Ani nie powstały (pomijając jakieś drobne wyjątki, typu „Gry uliczne” Krauzego) filmy dokonujące rozliczenia poprzedniej epoki, ani, co jeszcze ciekawsze, nie otworzono archiwaliów TVP oraz radia, by pokazać, w jaki sposób media masowe służyły indoktrynacji, manipulacji, dezinformacji. Kiedy za czasów pampersów uruchomiono reedycję gniotów socrealistycznych z analizami poprzedzającymi emisję filmów, to niejeden poczciwiec rozrywał szaty, że się „szarga świętości” i dokonuje „inkwizycyjnego osądu nad sztuką”.

Doszło do tego, że nie ma żadnych (nawet on-line) dokumentacji prasy komunistycznej (codziennej i kolorowej), nie ma żadnych reedycji tego, co kiedyś stanowiło podstawowe medialne narzędzie inżynierii dusz, natomiast wznawia się „najzabawniejsze kroniki filmowe”, „Klossa” i tym podobne socrealistyczne knoty, mrugając porozumiewawczo okiem, że właśnie w „najweselszym baraku” nie było „aż tak źle”. Oczywiście wznawia się tylko wybrane seriale, a nie takie arcydzieła polskiego komunizmu, jak „Dyrektorzy” (młodzi zapewne nie wiedzą kompletnie, co to jest), „Punkt widzenia” czy „Daleko od szosy”. W ten sposób żyjemy w kulturowej magmie, która pozwala nam się poruszać tak, jak muchom w smole lub w czymś jeszcze bardziej śmierdzącym.

http://www.rp.pl/artykul/153227,322002_Czy_Polacy_znowu_polubili_PRL.html
http://www.rp.pl/artykul/9158,321991_Piotr_Skwiecinski__Przewidywalna__gorzka_pigulka.html

8 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Peerelak ma swojej chorej duszy coś właśnie z tego łagiernika

FYM,

wg mnie jest jeszcze gorzej :

 

...W ten sposób żyjemy w kulturowej magmie, która pozwala nam się poruszać tak, jak muchom w smole lub w czymś jeszcze bardziej śmierdzącym...

 

Trudno sie dziwić ludziom starszym, dla których wspomnienia młodości sa jednoznacznie wspomnieniem pierwszej miłości, zabaw i przyjemności.

Znam ze dwie takie osoby, które wspominaja, jaki to porzadek był za okupacji, w porównaniu z PRL-em. Jak Niemiec wydał kartki, to za te kartki zawsze był towar, w przecinieństwie.

Tak działa ludzka pamięc, bez względu na ustrój czy system.

W III RP stworzono atrape PRL-u, co gorsza stworzono atrape "wolnej demokratycznej" - to cos takiego, jak ze sztucznego swiata z "Seksmisji".

Nieliczni młodzi znajdują drogę poza tę barierę i znajdują prawdziwy swiat.

 

 

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika FreeYourMind

2. Marylo

w ten sposób jednak dalej ci młodzi ludzie żyją w permanentnym kłamstwie, pozdr
avatar użytkownika Maryla

3. jak w Seksmisji - dokładnie !!

przypomnij sobie - dwóch "obudzonych" (peeralków)pamietających dobre i złe z własnych doznań i młode, naiwne istoty żyjace w sztucznym świecie - jak długo nie chciały uwierzyć, że istnieje inny, prawdziwy swiat?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika FreeYourMind

4. Maryla

zgadza się - ale ten cały sztuczny świat jest obecnie wytworem polskojęzycznych mediów. Żeby rozwalić tę fasadę potrzeba wiele pracy i uporu z naszej strony, pozdr
avatar użytkownika Maryla

5. Żeby rozwalić tę fasadę potrzeba wiele pracy i uporu z naszej st

FYM, a co my innego robimy codziennie? ;)) Jak myślisz? Nam nie tylko tego uporu nie zabraknie, ale będziemy "rozkochiwać" w sobie kolejnych i kolejnych, aż zrobimy dziurę w murze tej tamy, a potem... Kto widział, jak wyglada i rozchodzi sie fala , ten wie, co potrafi. Siła Nas!!! Pamiętaj ;)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika FreeYourMind

6. Marylo

gdybym nie wierzył w naszą siłę, to bym się nie zabierał za blogowanie :) Grunt, żebyśmy się nie cofali przed postkomuną cholerną, pozdr
avatar użytkownika Przemo

7. FYM

Ja też w to wierzę i nadzieję mam niepłoną, że w siła ta rosnąć będzie. Nadal mi wisisz za środki czystości.

Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

avatar użytkownika FreeYourMind

8. Przemo

he he :)