Nie toksyczne elity, lecz toksyczne państwo
FreeYourMind, wt., 16/06/2009 - 13:25
K. Kłopotowski, tak nieco wywołując mnie do tablicy (choć w zacnym towarzystwie, bo z dr B. Fedyszak-Radziejowską), pyta, czy można krytykować polskość oraz jaki jest (mógłby być) program pozytywny dla Polski. Sprawy to są fundamentalne i na pewno w przypadku tej drugiej kwestii to można spokojnie napisać grubą książkę, postaram się jednak odpowiedzieć na te pytania w takim stopniu, w jakim pozwala na to wpis blogerski.
Pytanie pierwsze, jakie mi się nasuwa to: co to znaczy krytykować polskość? By krytykować polskość, trzeba by uprzednio wiedzieć, czym polskość jest. Zacznę może od strony najciemniejszej, bo wychodząc z perspektywy gabinetu ciemniaków, który już od dłuższego czasu wyznaje ciemniacką filozofię, że należy popierać „naszych kandydatów” w rozmaitych międzynarodowych instytucjach, ponieważ to są Polacy. Nie liczą się żadne kompetencje, poglądy, predyspozycje, życiorys polityczny, liczy się fakt bycia Polakiem. Oczywiście, upraszczam nieco sprawę, bo dla ciemniaków tacy ludzie jak Cimoszewicz, Huebner, Buzek, Lewandowski są cholernie kompetentni. Ja zaś powiedziałbym tak, że o ile prof. Buzek wydaje mi się człowiekiem całkiem sympatycznym, o tyle uważam go za polityka wybitnie nieudolnego, a zarazem odpowiedzialnego za destrukcyjną działalność ministrów, którzy „reformowali” w naszym kraju edukację czy administrację. Ostatnią więc rzeczą, jakiej bym chciał, jest ta, by nadal sprawował jakieś odpowiedzialne funkcje gdziekolwiek. Rzecz jasna, źle życząc projektowi pn. „UE”, nie powinienem się martwić tym, że Buzka czy innych gdzieś się na eurostanowiska pcha, ale w tej chwili nie chodzi o moje osobiste idiosynkrazje. Wspominam o tych sprawach z tego powodu, że stanowią one jeden z przykładów współczesnego rozumienia polskości przez naszych polityków, gdzie polskość jest zwyczajną wspólnotą interesów. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że trwające już parę lat mizdrzenie się PO do komunistów (czego finałem było wzięcie Huebner na listy PO) ma na celu po prostu dobijanie wspólnych politycznych interesów (co przekłada się na prywatne interesiki, naturalnie, gdyż w tym kraju idzie się do polityki głównie by ustawić siebie, swoją rodzinę i najbliższych przyjaciół).
Taką polskość (a raczej jej patologię) należy krytykować, tak jak i należy bezwzględnie krytykować formułę państwa polskiego wypracowaną po 1989 r., formułę kultury, formułę literatury, a zwłaszcza formułę edukacji. Właściwie ta ostatnia sfera, tj. edukacja, to największy obszar zniszczeń – w służbie zdrowia jakoś sobie ludzie radzą, dając się wprawdzie okradać (opłaty obowiązkowe plus opłaty za usługi prywatne; kompletnie chory system ubezpieczeń), lecz przynajmniej wiążąc koniec z końcem; w gospodarce co roztropniejsi obywatele wchodzą w szarą strefę nie dając się biurokracji; w kulturze – wbrew dyktaturze ciemniaków - wytwarza się podziemie – II i III obieg na szczęście – jednakże w edukacji sytuacja jest doprawdy katastrofalna. Katastrofalna.
Krytykować można i trzeba; należy jednak odpowiednio rozkładać akcenty. Inna wszak jest odpowiedzialność współczesnego literata (pisarz to byłoby za dużo powiedziane), który dla swojego lansu i paru droższych gadżetów od sponsora, tylko wysługuje się propagandzie III RP, a inna takiego polityka, który jedną swoją głupią decyzją wprowadza degradację kulturową wsi poprzez likwidację najmniejszych szkół podstawowych albo uruchamia strukturalne bezrobocie poprzez rozwalenie szkół zawodowych. Z tego też powodu należałoby Handkego i Wittbrodta – co już kiedyś pisałem – postawić przed sądem za systematyczne niszczenie polskiej oświaty; z jednej bowiem strony rozwalali ją komuniści w peerelu poprzez jedną wielką indoktrynację, ale z drugiej przecież przyszli ludzie udający konserwatystów czy chrześcijańskich demokratów, sam nie wiem, jak ich nazwać, i zrównali z ziemią to, co należało dopiero odbudować! To równanie z ziemią polskiej edukacji kontynuuje obecny gabinet ciemniaków.
Przykładowo najnowsza kretyńska wizja opłat za drugi fakultet. Jasne, że chodzi o stopniowe wprowadzenie odpłatności za studia w szkołach państwowych, gdyż polski podatnik jest dojną krową dla złodziei udających polityków i im więcej płaci do budżetu, tym lepszym jest obywatelem oraz wyborcą. Można by nawet przystać na wizję pełnej odpłatności za studia (wszak studenci zaoczni nie tylko płacą za swoje studia, ale ze swych podatków finansują naukę swoich rówieśników na państwowych uczelniach, więc jest to chore, bo przynajmniej powinni mieć zwrot podatku za dofinansowywanie szkolnictwa wyższego), gdyby nie to, że polskie uczelnie państwowe oblepione są rojami marksistów i postmarksistów, którzy powinni dawno nie tylko utracić tytuły naukowe, ale i posady w NORMALNYM POLSKIM PAŃSTWIE I NORMALNYM SYSTEMIE EDUKACJI; wprowadzenie więc pełnej odpłatności za studia skomercjalizuje więc ten patologiczny system.
Pragnę jednak podkreślić, że komercjalizacja patologii dotyczy nie tylko sfery edukacji. Komercjalizacja patologii odbywa się w Polsce od samego początku „przemian pookrągłostołowych” i dotyczy wszelkich poważnych dziedzin życia społecznego, co wyjątkowo dobrze widać na rynku mediów, gdzie wiodący prym ludzie tacy jak Olejnik, Miecugow i im podobni, powinni siedzieć w jakichś głupkowatych redakcjach i realizować jakieś niszowe audycje, tak jak to robili w drugiej połowie lat 80., kiedy to Olejnik z Michniewicz czytały na antenie „listy do redakcji Trójki”, zaś Miecugow prowadził w programie IV z Wojciechowskim „Bublotekę”, czyli prześmiewczą listę przebojów peerelowskich. O komunistach czujących się na rynku medialnym w Polsce jak ryby w wodzie wspominać chyba nie muszę w kontekście komercjalizacji patologii.
Program pozytywny jest możliwy do opracowania i potrzebny, lecz wymaga kooperacji wielu NORMALNYCH, a więc nie skomunizowanych i nie politpoprawnych środowisk – prawniczych, naukowych (i nauczycielskich), medycznych, artystycznych, studenckich etc.; konieczne jest bowiem opracowanie nowej konstytucji, programów szkolnych, odtworzenie polskiej kultury, odbudowanie polskiej wspólnoty. Można zarzucać katolikom, że są ponurzy, oschli, oziębli etc., że nie potrafią się cieszyć życiem (ja sam miewam takie wrażenia) – ale czy do cholery można się cieszyć życiem w Polsce, jeśli egzystowanie na jako takim rodzinnym poziomie możliwe jest tylko wtedy, gdy człowiek się zadłuży po uszy (no chyba że pracuje na jakimś intratnym stanowisku w bankowości lub też zatrudniony jest jako popychadło przez jakiegoś polityka)? Gdyby od samego początku panowała wolność gospodarcza, polityczna, kulturowa, a nie nakładanie na obywateli coraz to cięższych kagańców (z jednoczesnym obdarzaniem przywilejami grup wybranych, jak stara oraz nowa nomenklatura) – to Polacy zdołaliby podźwignąć swoją ojczyznę z zapaści, w jaką wpędziła ją przeklęta komuna. Tymczasem stado baranów zmieniające się u władzy (z drobnymi przerwami na Olszewskiego i kaczystów) przez 20 lat doprowadziło ten kraj do takiego stanu, że wyć się chce. Ci ludzie, Tuski, Schetyny, Pawlaki, Chlebowscy, Nitrasy etc. już się niczym innym nie ekscytują jak tylko brukselskimi apanażami – nic ich więcej nie obchodzi – byleby jakoś to państwo działało – za naciskiem na słowo JAKOŚ.
Skoro jednak już mowa o establishmencie, to należy dodać, że elity są toksyczne dlatego, iż są uzurpatorskie, samozwańcze, pozbawione prawdziwego autorytetu. Michnik (gdyby nie jego suto opłacana od lat kamaryla i kręgi wtajemniczonych, zasłuchanych w proroctwa ich guru) nie znaczyłby w NORMALNYM PAŃSTWIE POLSKIM więcej ponad prowokacyjnego, inteligentnego publicystę – w obecnej Polsce zaś uchodzi za Szarą Eminencję, za królową roju, za ojca chrzestnego, do którego schodzą się mniejsi lub więksi polityczni gangsterzy z prośbą o błogosławieństwo. Mazowiecki w NORMALNYM PAŃSTWIE POLSKIM pozostałby na zawsze przeciętnym publicystą i nikt by mu nie zaproponował stanowiska „pierwszego ministra”, a co dopiero pozwolił mu rządzić w czasie totalnego kryzysu państwa – tymczasem Mazowieki noszony jest przez salon na rękach, jakby nie wiadomo czego dokonał (ja po dziś dzień nie wiem, czego on dokonał, poza tym, że zasłabł w czasie swego expose); takich „elitarnych karier” można by wyliczać dziesiątki, setki. Fedyszak-Radziejowska i tak zresztą optymistycznie opisuje naszą współczesność zdominowaną przez toksyczne elity, mówiąc jedynie o odtwarzaniu się peerelowskich mechanizmów. Ja powiedziałbym, że ten proces odtwarzania to już „drugi etap reformy” po etapie pierwszym polegającym na udoskonalaniu peerelu i że tak naprawdę, to żyjemy w toksycznym państwie, a to jest coś o wiele poważniejszego aniżeli towarzystwo toksycznych elit.
Toksyczne państwo polskie posiada obecnie 3 struktury: stricte komunistyczną (agenturalno-bezpieczniacką) penetrującą gospodarkę, edukację, kulturę; postkomunistyczną (wzmacnianą przez PO-PSL; nowa nomenklatura) oraz alternatywną (odtwarzaną wyspowo – vide choćby symulacja Moherowego Fightera). Najprawdopodobniej pierwsze dwie się zrastają od 2007 r. „na dobre i na złe”, co nie wróży niczego dobrego tej trzeciej strukturze, tym niemniej nie mamy innego wyjścia, jeśli zależy nam na pozytywnej zmianie w Polsce, jak wzmacniać tę strukturę alternatywną właśnie. Droga do tego wzmacniania prowadzi poprzez (wciąż jeszcze) nieskrępowaną debatę, poprzez tworzenie inicjatyw kulturalnych, powoływanie zespołów eksperckich, które będą wypracowywać nie tylko procedury sanacji sytuacji w newralgicznych dziedzinach życia społecznego (odbiurokratyzowanie administracji i gospodarki, gruntowana dekomunizacja, opracowanie programu nauczania w szkołach podstawowych i średnich, likwidacja gimnazjów, weryfikacja stopni naukowych uzyskanych w systemie komunistycznym lub też z powodów stricte ideologicznych, zmiany w systemie ubezpieczeń społecznych etc.), ale też ekspertyzy prawne dotyczące zniszczeń w tychże dziedzinach, zniszczeń, za które odpowiadają konkretni ludzie na ministerialnych czy kierowniczych stanowiskach po 1989 r., tak by można było osoby odpowiedzialne do tejże odpowiedzialności pociągnąć. Jest to niezbędne choćby z tego względu by marnotrawstwo, złodziejstwo, działalność na szkodę państwa nie pozostawały bezkarne i nie przyciągały kolejnych skorumpowanych śmiałków do władzy.
Droga instytucjonalna także jest możliwa i część osób się jej podejmuje choćby poprzez akces do prawicowych ugrupowań politycznych, ale polityka to tylko jedna strona medalu. Bez poważnego fundamentu kulturowo-edukacyjnego, odbudowa Polski po zniszczeniach ostatniego 20-lecia nie będzie możliwa. Mam nadzieję, że politycy, których jakoś tam wspieramy, mają tego świadomość.
PS. Szerzej o problemie sanacji edukacji będę mówił w czerwcowej odsłonie POLIS MPC.
http://new-arch.rp.pl/artykul/458497_Program_dla_P.html
http://klopotowski.salon24.pl/110811,toksyczna-elita-w-polsce
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
19 komentarzy
1. elity są toksyczne dlatego, iż są uzurpatorskie, samozwańcze, po
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Maryla
3. Dopóki nam jeszcze nie zamknęli ust,
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. W ciągu 5 lat
basket
5. Maryla
6. basket
7. Polskość...
8. Free
9. bajkę powiedziałem nie na temat
10. skywalker07
11. Petrus
12. auspicjami jakiegoś ministra wariata.
13. Petrus
14. ale i tak jakiś nadzór nad
15. Petrus
16. Dobra edukacja jest podstawa
Ewelina
17. Ewelina
18. FYM
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
19. Przemo