O czym wy debatujecie, ludzie?
FreeYourMind, wt., 02/06/2009 - 07:08
Nie ma to jak debatowanie, zwłaszcza z tymi, którzy chcą ograniczyć wolność słowa i znakomicie się z tego powodu czują. Jeśli bowiem słynny Cezary Michalski jest zarazem autorem eseju „Klatka Pounda” i tych wszystkich bredni, które ostatnio wypisywał i wypowiadał pod adresem blogosfery, Sieci, s24, to albo doznał przykrego rozszczepienia jaźni, albo działa na zlecenie. Trzeciej możliwości nie widzę i obstaję przy tej drugiej (mimo że CM wykazuje wyjątkowe nerwowe rozedrganie, jakby się zaraził wścieklizną od marszałka Niesiołowskiego); do tego twierdzenia skłaniają mnie oczywiście wypowiedzi samego CM:
„Mamy powinność badać tożsamość osoby publicznej, ponieważ jej sądy wpływają na opinię publiczną.”
Pomijając już typową dla współczesnego CM pokrętność wypowiedzi (na pograniczu nonsensu semantycznego) – w tym wypadku przecież zaimek „jej” można odnieść zarówno do powinności, tożsamości, jak i do osoby publicznej, no ale domyślamy się, że CM chodzi o tę ostatnią. W tym pokrętnym zdaniu wyraża się więcej niż w wielu dotychczasowych akcjach propagandowych gazety na de, której naczelny kazał się całować w de. Jeśli bowiem poglądy wyrażone przez blogerkę czy blogera wpływają na opinię publiczną, to mamy w tym stwierdzeniu uzasadnienie całej ofensywy przeciwko blogosferze i swobodzie wypowiadania się on-line. Szczególnie w tym kontekście jest ciekawa jedna rzecz: ofensywy tej podjęli się nie tylko ludzie zatrudnieni przez niemiecki koncern, który prowadzi politykę neo-Kulturkampfu w naszym kraju, ale przede wszystkim publicyści dawno dawno temu, za górami i za lasami, uważający się za reprezentację polskiego, by tak rzec, neokonserwatyzmu. Gdyby tej akcji podjęli się jacyś, pożal się Boże, dziennikarze, o których pies z kulawą nogą nie słyszał, to pewnie nie odniosłaby ona spodziewanego efektu, ale przecież oprawę dla niej stanowiła zażarta i nieprawdopodobnie zakłamana publicystyka rozmaitych komentatorów gazety na de, której naczelny kazał się całować w de w jednym ze swoich „programowych” tekstów. Na dodatek włączono jeszcze jakieś głosy kołchoźników z showbiznesu i kogo popadnie „na poparcie” słuszności moralnej purystów z gazety na de.
O stopniu zakłamania ludzi z gazety na de, której naczelny kazał się całować w de, świadczy nie tylko ich nieprzejednana, nerwowo chora postawa, lecz także język, jakim się posługują. Określenia „chamstwo w Sieci”, „szkoła niewolników” należą z pewnością do najwybitniejszych, a ostatnio pojawiło się także smakowite „ściek”. Zresztą CM w następujący sposób werbalizuje sobie swoje urojenia dotyczące blogerów:
„Ilu jej podobnych anonimów, radykałów, antykomunistów, niepodległościowców... zapełnia polski Internet. Tłukąc w klawisze na poddaszu czy w biurze i przeżywając swoją wolę mocy, dopóki nie usłyszą krzyku szefa albo wołania żony czy mamy przypominających o obowiązku wyniesienia śmieci albo wyprowadzenia pieska.”
Można by się z tego śmiać, gdyby nie fakt, że gość pisze to ze śmiertelną powagą. Jak na jednego ze świeżo nominowanych ministrów prawdy, ma co do tego pełne prawo, tylko czy wytrzyma to psychiczne napięcie? Jeśli bowiem własne urojenia przedstawia się opinii publicznej jako świętą prawdę, to sytuacja takiego ministra jest beznadziejna - no chyba, że CM zostałby przygarnięty przez Czerską, tam na pewno są jakieś formy zbiorowego odreagowywania stresów wynikających z ciężkiej pracy w deformowaniu rzeczywistości, problem jednak w tym, że ludzie z Czerskiej (pomijając Czuchnowskiego, który samotnie w piżamie wybiegł przed szereg, przedwcześnie zbudzony) wypięli się na ofensywę gazety na de, choć przecież nie należą oni ani do wielbicieli s24, ani „podobnych anonimów, radykałów, antykomunistów, niepodległościowców”, którzy zapełniają imaginację CM.
Gdyby faktycznie blogosfera stanowiła „ściek”, jak to raczy sobie obrazować CM, to przecież nikt by się nią specjalnie nie przejmował. Jeśli zaś redakcja gazety na de, której naczelny kazał się całować w de wytacza ileśtam armat i maniacko strzela do wróbla, to znaczy, że z żadnym ściekiem wcale nie ma do czynienia, ale z poważnym przeciwnikiem. Zauważmy przy okazji, z jaką dumą pręży się nadal CM po tym głośnym strzelaniu i tłumaczy je w następujący sposób:
„SMS wysłany przez "Dziennik" nie był szantażem w stosunku do Kataryny. Świniami została nazwana firma, w której pracuję oraz moja koleżanka. Zaczepieni uderzyliśmy.”
Pigs in space, słowo daję. Można by podejrzewać, że CM niczego nie zrozumiał, ale najprawdopodobniej po prostu dalej realizuje owo wspomniane przeze mnie na początku zlecenie na blogosferę, przypominając w ten sposób, że przypadku następnych zaczepek, „uderzać” będą dalej.
Jak jednak w tej sytuacji zachowuje się inny poszkodowany (oprócz kataryny), czyli I. Janke? Najpierw wydaje wideokomunikat na łamach „Rz” na zasadzie „nie ma co się obrażać na blogerów”, potem niby broni tychże blogerów w swoich olejnych wystąpieniach, przypominając o swoich z nimi konfliktach i wywalaniu niektórych publicystów z s24, lecz sam nie składa właściwie żadnej propozycji po tym całym skandalicznym wydarzeniu, tylko po prostu bierze się za debatowanie z reprezentacją gazety na de, której naczelny kazał się całować w de. Można więc wysnuć wniosek, że nie tylko CM się niewiele nauczył wraz z innymi tenorami z gazety na de, której naczelny kazał się całować w de, ale i sam Janke niewiele skumał. Otóż wyrażając się jasno: wojna z blogosferą wcale się nie skończyła, tylko dopiero zaczęła i akcję z kataryną można nazwać „rozpoznaniem walką” - w tej sytuacji zatem, zamiast bezcelowego zupełnie „debatowania” z ludźmi, co blogerów poumieszczaliby najchętniej w klatkach Pounda, aż się prosi o działania zmierzające do poszerzenia publicystycznej oferty s24, otwarcia się na inne inicjatywy blogerskie i zarazem do konsolidacji rozmaitych środowisk publicystycznych, konsolidacji, której pierwszy przejaw mieliśmy w niemal powszechnym (pomijając paru najprawdopodobniej dozgonnych zwolenników mainstreamu) potępieniu ofensywy gazety na de. A co do klatki Pounda, to niech CM baczy, żeby sam się w niej wnet nie zamknął. Jest na dobrej drodze, zwłaszcza że wojna z blogerami znakomicie się uzupełnia z nasilającą się ofensywą przeklętych komunistów przeciwko IPN-owi.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,6675183,Sprawa_Kataryny__Tego__nie_zna_liczaca_100_lat_historia.html
http://jankepost.salon24.pl/108339,jak-dziennik-uwalnial-konopie
http://www.tvn24.pl/-1,1603203,0,1,sld-podpalil-ipn,wiadomosc.html
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
8 komentarzy
1. Funkcjonariuszom medialnym
2. msz55
3. Polityczna jętka jednodniówka trwa co najwyżej trzy dni.
Cechą postpolityki, czyli rządzenia propagandą jest niezmiernie krótki horyzont czasowy. Jeden do trzech dni. Wszystko jest na sprzedaż, wszystko jest możliwe, wszystko może być pałą do rozwalania. Bez względu na to, czy mamy do czynienia z teorią "przekazów dziennych" Eryka Mistewicza, izraelską "hasbarą", "programowaniem neurolingwistycznym" I. Diotenberga, czy też "zaawansowaną teorią obrzucania błotem" J. Goebbelsa.
Wszystko jedno, chamstwo, kłamstwo, ruja i poróbstwo, a także magia, hipnoza i mordobicie, wszystko. Każde uderzenie proste jak konstrukcja cepa albo rakiety samosterującej. Raz przywalił i zapomniał. Odpal i zapomnij.
1. To, że każdy kolejny "przekaz dzienny" sam w sobie może być czymś dowolnie obrzydliwym, może być prymitywnym kłamstwem, skrajnie idiotyczną prowokacją, prawdziwą zbrodnią lub nawet byle czym, typu przygody seksualnej na schodach, albo płaczu posłanki Sawickiej, nie oznacza, że te absolutnie oderwane od siebie zdarzenia propagandowe nie są częścią większej całości. Istnieją różne horyzonty czasowe, każdy z nich zna "swoje miejsce" w szeregu. Teraz jest wojna informacyjna.
2. Prymitywizm i głupota kolejnych uderzeń cepa nie wyklucza bardzo złożonej struktury subtelnej każdego z tych uderzeń. Dlatego porównuję te walnięcia z cepem lub rakietą samosterującą. Czasem taka jednodniowa "awanturka maja" jest w rzeczywistości owocem wielkiej pracy, trafnie zwanej kombinacją operacyjną. Każda z nich jest zaawansowaną pracą całych departamentów operacji specjalnych. Asterix, Bondaryx et Arabskix. Eryk Mistewicz relacjonował "mamy przygotowany zestaw przekazów dziennych z góry, na cały rok".
3. Codzienne targanie po szczękach scenami ni z gruchy, ni z pietruchy, niby bez ładu i składu, systematycznie rozrywa ciągłość komunikacji publicznej. Gorzej, wprogramowuje w ludzkie głowy nonsensowną gonitwę myślową, intelektualne skakanie z kamienia na kamień. Każdego dnia wszyscy gadają o [x]. Każdego dnia w kwadraciku jest co innego, w miejsce x wstawiane jest inne zwierzątko. Teletubisie, wiewióry, kataryna, golikot, wolność słowa, aborcja, duby smalone, polska racja stanu, kata śmierci, proporcja,... Jak zechce pan Arabski.
michael
4. zestaw przekazów
5. @Free, @Malwina, @Michael
Selka
6. @ malwino, są tematy naprawde wstrząsające,
michael
7. @ Selka. Ostatno napisałem o trzech, a widzę ich więcej.
michael
8. @All