Intendentura i kelnerzy
Jan Kalemba, sob., 30/05/2009 - 11:38
Najwyższe władze komunistyczne, jak wszyscy ludzie sfer wyższych na świecie, obsługiwane były przez służbę. Ktoś sprzątał pomieszczenia przez nich użytkowane, ktoś przygotowywał posiłki, ktoś podawał do stołu. Z całą pewnością niezbędni też byli krawcy, szewcy, fryzjerzy, manikiurzystki i masażyści. Personel ten musiał mieć również swoich kierowników, szefów kuchni, intendentów i ochmistrzów wreszcie.
Jedną z ważniejszych cech wspomnianych ludzi, obsługujących dygnitarzy, jest oczywiście dyskrecja. Jednak zdarza się, że światowy rynek wydawniczy lub
prasowy elektryzowany jest sensacyjnymi wspomnieniami kamerdynera na emeryturze lub wywiadem udzielonym bulwarówce przez niewiastę, byłą pokojówkę. Relacje takie częściej pojawiają się po sensacyjnych lub burzliwych wydarzeniach, a gdy są wynikiem dobrego zmysłu obserwacyjnego, to stanowią cenny materiał dla historyków.
W PRL-u, jak w każdym państwie totalitarnym, taki usługowy personel był poddany szczególnemu nadzorowi służb bezpieczeństwa. Ludzie ci byli często wprost etatowymi funkcjonariuszami tych służb, lub pracownikami specjalistycznych przedsiębiorstw przez te służby ściśle nadzorowanych. W jednym i drugim przypadku musieli podpisywać zobowiązania do zachowania ścisłej tajemnicy na temat swojej pracy.
Lada dzień minie 20 lat od „upadku komunizmu”. Nie słyszałem jednak, iżby ukazały się w księgarniach wspomnienia kamerdynera, adiutanta lub krawca, któregokolwiek z dygnitarzy władz komunistycznych w Polsce. Nie słyszałem też, aby dziennikarze naszej prasy próbowali znaleźć kogoś takiego, więc o wywiadzie nawet niema co marzyć. Lektura wspomnień tych ludzi byłaby zapewne cenna nie tylko z punktu widzenia ciekawości z magla. Niejednokrotnie, zawarte tam informacje, mogłyby być przydatne nie tylko historykowi, ale też prokuratorowi...
Tajemnica – jak zobowiązywali się wzmiankowani pracownicy usług w cyrografach podsuwanych im do popisania przez komunistyczną bezpiekę – jest ściśle dochowywana. Bardzo możliwe, że z powodu zachowania ciągłości prawnej państwa, zobowiązania te pozostają w mocy. Jednak państwu polskiemu byłoby chyba niezręcznie egzekwować teraz te zobowiązania. Czemu więc pokusa popularności i pieniędzy nie spowodowała dotąd ukazania się takich wspomnień?...
Owo dochowywanie tajemnicy nie jest na pewno kwestią honoru. Nie jest też chyba wynikiem obawy przed wymiarem sprawiedliwości Rzeczypospolitej Polskiej. Prędzej spowodowane jest panicznym strachem przed dolegliwym odwetem, który – jak są chyba przekonani zainteresowani – może im skutecznie zadać komunistyczna bezpieka, pomimo upływu 20 lat od „obalenia komunizmu”. Nie ma co się temu dziwić – przecież tu nie przeprowadzono dekomunizacji!
- Jan Kalemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
20 komentarzy
1. usługowy personel był poddany szczególnemu nadzorowi służb bezpi
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. "Owo dochowywanie tajemnicy nie jest na pewno kwestią honoru"
3. Pani Marylo
4. Jan Kalemba
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. @ Maryla
6. @ Rekin
7. Jan Kalemba@
8. @ 1Maud
9. Autor
10. Dziadek Putina był zaufanym kucharzem Stalina.
Kelnerzy, fryzjerzy, zaufani zausznicy to specjalna kasta ludzi wszelkich dworów, gangsterów, satrapów i rozmaitych innych gnid.
To jest specyficzna umiejętność, najprawdopodobniej socjologicznie dziedziczona. Opowiadałem kiedyś o rozdziawionej buzi zaciekawionego małego Adasia Michnika przysłuchującego się wieczornym rozmowom rodziców w kuchni. Rodzice takiego malca mają swoich przyjaciół, spotykają się ze znajomymi w służbie, rozmawiają o swoich życiowych "strategiach przetrwania", filozofii najefektywniejszych zachowań, dworskich grach. Syndrom szczwanego i cynicznego bez granic młodziutkiego człowieka, który od dziecka kształcony był w aroganckich grach satrapów, klimat zachowań człowieka o bezwzględnej lojalności, na którym satrapa mógł polegać zawsze, w każdej, w naprawdę każdej zagrywce... Szekspirowski wzór, wysublimowany twór postaci...
Takie zjawiska kształtują niezwykle mocno,... są behawiorystycznym stemplem formującym na pokolenia. Nie każdy fagas jest fagasem, który wygrywa...
Stalin miał straszliwe fiksum dyrdum na punkcie swojego osobistego bezpieczeństa, dlatego zajęcie jego osobistego zausznika było niebywale lukratywną, ale i najbardziej niebezpieczną rolą w sowieckim państwie. A posada kucharza była potrójnie ryzykowna, bo strach Stalina przed otruciem był legendarny. Ryzyko takiego zausznictwa było bardzo wielkie.
Sprawdziło się to w życiorysach takich stalinowskich zauszników, takich jak cholernie dyspozycyjny Jagoda, Beria i kilkuset innych, których Stalin wymordował, często z powodu irracjonalego podejrzenia, cienia wątpliwości do ich lojalności.
Zwracam uwagę, tacy faceci jak Fouché, Talleyrand, Beria, szefowie policji, ministrowie, najbardziej zaufani polityczni zausznicy, ludzie do specjanych poruczeń kategorii Martina Bormanna, to także ludzie tej samej kategorii. Generał SS albo kucharz, wszystko jedno, przydupas.
Dziadek Putina był tylko i aż kucharzem Stalina, jego syn oficerem elitarnych formacji NKWD, a jego wnuk jest następcą Stalina. To nie jest wyjątek, to jest reguła.
I dlatego nie należy się spodziewać reportaży pochodzących od najlepszych przydupasów świata, ani od polskiej elity najbardziej zaufanych, dziedziczących fach "starego komunisty", na którym można bezwzględnie polegać.
Czasem pokazują się takie przekazy, była kiedyś znakomita książka Paula Schmidta, który jak się okazało był blisko szefa, ale nie był jego bliskim, nie był żadnym fagasem, był po prostu zawodowym tłumaczem konferencyjnym rządu niemieckiego, jeszcze w czasach urzędowania poprzedników kanclerza Adolfa Hitlera. O prawdziwych zaufanych kelnerach historia milczy, oni milczą także, ich dzieci są w tym wyraźnie zainteresowane. Popatrzmy na rodzinne życiorysy zespołu GW. Co jeden, to dziedziczny komunista, zaufany od pokoleń.
Wyobraźmy sobie rozdziawioną buzię małego Adasia, słuchającego z zapartym tchem kuchennych pogaduszek rodziców z wujaszkiem Jakubem Bermanem. Czy to się zdarzyło, nie wiemy, czy to był akurat wujaszek Jakub, nie wiem, ale to jest po prostu niesamowicie prawdopodobne. Może to był wujaszek Jakub, a może później po latach przy tym samym stole, przy wódeczce w kuchni, były to pogaduszki z Wiktorem Kulikowem, który we wczesnych latach osiemdziesiątych lubił podróżować po Polsce. NIE spodziewam się relacji. Żadnych.
michael
11. @ Michael
Ale w tym kraju, który nie jest ich lecz naszą ojczyzną, miało sie to wszystko zmienić!
Ja spodziewam się i ufam w to, że tak właśnie się stanie.
Pozdrowienia
12. A więc, jeśli w naszym Kraju miało się zmienić, zmieniajmy!
Napisałem parę godzin temu odpowiedź, przeznaczoną dla blogera o kryptonimie "Błękitny Ocean Istnieje". Molestuje mnie bardzo długiego czasu, abym skończył z nieustannym pisaniem jak jest, abym zaproponował coś konstruktywnego. Ostatnio zauważył w moich postach, na razie starannie pochowane, odsunięte do przypisów, pisane drobniejszym drukiem odpowiedzi na pytanie: - Co robić? Napisał mi więc coś takiego: - Nareszcie. Odpisałem mu więc pod takim dziwnym tytułem: "Kolaboracja administracji Salonu24 z polityką braci Kaczyńskich" @ Błękitny Oceanie
Absolutnie słusznie zauważasz, konieczna jest Budowa Marzeń. Mówiłem często o "pokrzepieniu serc", chodzi o to samo. Kiedyś w XIX wieku to sienkiewiczowskie hasło miało wyraźnie patriotyczną orientację, chodziło wręcz o budowę mitu Rzeczypospolitej, który konsolidowałby siłę polskich marzeń o niepodległości. Nawiązuję do tego skojarzenia w tekście PAMIĘĆ I TOŻSAMOŚĆ, ponieważ sytuacja teraz, u progu XXI wieku, jest podobna.
Dlaczego nareszcie? Nawiązując wprost do "copyright maryla&michael" wskazuję tylko początki, sięgające z maja 2007. To trwa już dość długo. Odsyłam do wpisu i dyskusji pod tym wpisem z 3 maja 2007. tutaj jest tam komentarz zatytułowany Siła nas!!!!!,z godziny 15:30. Jest tam rozwinięcie tej konkretnej papieskiej wskazówki. Od kilku tygodni tu i ówdzie pokazuję teksty już zawierające konstruktywne propozycje rozwiązań. Robię to w bardzo oględnej formie, ale jest to już jazda wprost. Tekst o pamięci i tożsamości - na przykład. Sporo jest również różnych komentarzy, które składają się na pewien ciąg logiczny, którego początek w blogosferze jest w okolicy maja 2007. Robię to bardzo ostrożnie i powoli, właśnie ze względu na diagnostyczny czas przed najbliższymi wyborami. Większość jętek politycznych widzi siebie na urlopie już od poniedziałku 8 czerwca. Vivat Monsieur le Chatbrûlée.*)
Do czego zmierzam? Czas wyborczy do Parlamentu Europejskiego widzę jako czas próby. Patrzę na trendy. Widać jak opadają maski. Niejednego polityka rzeczywistość całkiem nieźle przegoni przez zaklęte rewiry ich własnego przerośniętego ego. Nieoczekiwany koniec kariery. J. Przybora, J. Wasowski. Siódmego czerwca. Hi.
Ten czas widzę przede wszystkim jako oczyszczenie przedpola, w naprawdę ważnej dla nas kampanii. Od długiego czasu ujawnia się kto jest kto, a także komu o co chodzi. Wiele spraw i traktowanie polskiej przyszłości widać jak na patelni. Widać i czasem rzygać się chce. Dupki stanu, głupki stanu, to mało. Wrogowie stanu.
Osobistym dla mnie probierzem była reakcja na orędzie prezydenta.
To co ostatnio powoli pokazuję to już konstruktywny program. Robię to, chcąc przekazać idee niewielkiej grupie osób. Wcale nie zależy mi na ich przedwczesnym rozpowszechnieniu, nie chcę, aby zbyt szybko dotarły do takich ludzi, jak Tomasz Lis czy Jan Hartman. Jan Hartman od czasu tej publikacji jest dla mnie symbolicznym uosobieniem kolonialnej mentalności polskich elit najgorszego sortu. Jest uosobieniem polityki i propagandy obrzydzenia do polskości.
Stali czytelnicy powolutku znajdą co trzeba, nie mam obaw. Teraz, przed czerwcowymi wyborami zbyt wiele nie powinno dotrzeć do obozu politycznego naszych przeciwników spod znaku sierpa i młota, dla których Polska jest obrzydliwym bękartem traktatu wersalskiego. Tak rozumiem ich obrzydzenie do tradycyjnej idei polskości, tak rozumiem ich zachłyśnięcie ideą Ribbentropa i Mołotowa.
Administracja Salonu24 jak widzę, doskonale rozumie moją intencję i uczyniła wszystko, aby wiadomość o ukazaniu się moich ostatnich postów nie dotarła do nikogo. Samo dno Salonowych piwnic. Serdecznie dziękuję i pozdrawiam.
PS: Maryla także wykreśliła mnie ze zbioru polecanych blogów w S24. Może zapomniała.michael
13. Maryla także wykreśliła mnie ze zbioru polecanych blogów
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. Probierzem była także okazja historycznej sesji Sejmu.
michael
15. Marylu, nie martw się. U mnie uwalili 100%.
michael
16. ten nie działa, ma inny numerek, inaczej działa, tj nie działa.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. Marylu, ale tę stajenkę augiaszeńkę już posprzątałem, aa
michael
18. Szanowny Panie Michael
19. TAK. Absolutnie stanowczo odrzucamy zasadę - WSZYSTKO ALBO NIC.
michael
20. @ Michael