Rzeczpospolita Polska Bananowa

avatar użytkownika FreeYourMind
Demokracja kontrolowana polega na tym, że stwarza się pozory ładu przypominającego wolne państwo, jednakże w momentach krytycznych przechodzi się na ręczne sterowanie poszczególnymi instytucjami. Instrumentalne traktowanie rozmaitych instytucji dowodzi zarazem istnienia oligarchii stojącej na czele państwa, oligarchii, która właściwie pozostaje poza jakąkolwiek społeczną kontrolą. Ten brak kontroli jest rezultatem z jednej strony ustaleń z komunistami, było nie było, nienawykłych do respektowania jakichkolwiek procedur demokratycznego państwa i uznających jedynie argumenty siły i kłamstwa – z drugiej zaś, przyjęcia optyki takiej, że lud trzymany bez (choćby poluzowanej ale jednak solidnej) smyczy lezie w krzaki albo dostaje małpiego rozumu i zaczyna sobie wyobrażać nie wiadomo co, domagać się nie wiadomo czego itd.

Znakomitym przykładem demokracji kontrolowanej jest przypadek przyznania Wałęsie statusu pokrzywdzonego, o czym wspomniał niedawno dr J. Żaryn, co oczywiście nie mogło przejść niezauważone przez czułych na prawdę funkcjonariuszy Ministerstwa Prawdy. Żaryn przypomniał, że: „W kontekście obowiązującej wówczas ustawy status pokrzywdzonego mogli otrzymać tylko ci, wobec których nie było żadnego śladu, który wskazywałby, że w jakimś okresie życia dana osoba była zarejestrowana jako tajny współpracownik”. Jednakże mimo że przypadek Wałęsy nie spełniał tychże kryteriów, zapewniono mu status pokrzywdzonego, co teraz jest „młotem na czarownice” czy innych historyków-gówniarzy, poddających w wątpliwość nieskazitelność życiorysu byłego prezydenta. Oczywiście, jest to jeden z przykładów, wszak od 1989 r. mieliśmy całą serię działań instrumentalizujących instytucje rozmaitego typu (uwłaszczanie nomenklatury, tolerowanie funkcjonowania ugrupowań komunistycznych i mediów komunistycznych, wykorzystywanie służb specjalnych do inwigilowania ugrupowań prawicowych etc.).

Siłą, ale i słabością demokracji kontrolowanej jest to, że ręczne sterowanie stosuje się od czasu do czasu, a nie stale. Jeśli posterowanie jakimiś instytucjami się udaje, to oligarchowie są zadowoleni z siebie i z postępów demokracji. Nie sposób jednak sterować instytucjami nieustannie, bo wtedy oszołomstwo zacznie wypisywać na murach, że wrócił komunizm. Rzecz jasna, oszołomstwu można pozamykać usta (zwłaszcza że oligarchowie żyją w znakomitych relacjach z ludźmi honoru, którzy jednym telefonem mogą uruchomić „nieznanych sprawców” - nawiasem mówiąc w Rosji załatwia się to uciszanie oszołomstwa w błyskawiczny sposób, tam bowiem demokracja kontrolowana bliska jest komunistycznego ideału), jednakże gdyby się to przeprowadziło na wielką skalę, to mógłby się rozejść zbyt duży smród i z „happy” państwa zrobiłby się obraz przypominający Kubę lub Wenezuelę. Tak zaś nie wypada, choć możemy być pewni, że znalazłoby się wielu polskich artystów (sztuk wszelakich), którzy poparliby taką zdrową demokratyzację na wzór wenezuelski, śpiewem, tańcem i innymi dziełami od T. Love czy Lady Pank poczynając, a na K. Kutzu i A. Wajdzie kończąc.

No ale takiej ostentacji oligarchowie nie potrzebują. Gdy się bowiem za wielki szum robi wokół nich, to interes może iść gorzej, zwłaszcza ten interes, który wcale nie jest rezultatem przedsiębiorczości i pomysłowości, lecz instrumentalizacji instytucji ekonomicznych. W głośnym przypadku IPN-u, który to za czasów Kieresa był dla salonowców wzorową instytucją, kontrolowaną w sporej mierze przez środowisko oligarchów, popierany przecież przez PO, o czym wspominał wczoraj sen. Romaszewski, Kurtyka, okazał się człowiekiem niedyspozycyjnym, co wywołało szczerą, niekłamaną i niepohamowaną wściekłość środowisk okrągłostołowych, które na działanie instytucji poza kontrolą oligarchii nie wyrażają zgody. Nie ma po prostu mowy o tym, by coś funkcjonowało poza tą kontrolą, no chyba że chodzi o jakieś drobne interesy, typu prowadzenie szczęki z ciuchami lub jakieś inne niszowe inicjatywy. W przypadku zaś tak poważnych instytucji, mających tak wielkie możliwości wpływania na opinię publiczną, badania przeszłości etc., nie można pozwolić na to, by działały samopas, gdyż nie tylko spędza to sen z powiek oligarchom (a nuż następnym razem trafi na któregoś z nas?), lecz może zachwiać fundamentami kontrolowanej demokracji.

Obecnie nasila się fala postulatów domagających się „wzmożenia kontroli”, tj. przejścia na ręczne sterowanie instytucjami bez kamuflowania tego demokratyczną retoryką. Z różnych stron dobiegają głosy zachęcające PO do pójścia za wzorem komunistycznym, w którym najpierw się „robi porządek”, a potem się tłumaczy zniewolonym obywatelom, o co chodziło (vide choćby stan wojenny i mitologia jaruzelszczyzny). PO zresztą już zapowiedziało w przeciągu miesiąca zmiany legislacyjne dotyczące IPN-u, jednakże najwyraźniej wszystko idzie za wolno i za słabo. Dziś J. Rolicki komentujący (obecnie „Fakt”, dawniej „Trybuna”; to były czasy!) w Trójce sprawę IPN-u, przestrzegał, że jeśli się pozostawi tę instytucję w takim kształcie, jak teraz, to „idea IV RP zyska nowy impuls”. Wczoraj zaś J. Żakowski nie krył na łamach „Rz” swojego rozczarowania tym, że cała para „wielkiej zmiany” jaką wniosła ze sobą PO, idzie w gwizdek.

„Wielką mobilizacją, ogólnonarodowym wysiłkiem, zbiorowym rzutem na taśmę półtora roku temu udało się odsunąć PiS od władzy. I bardzo dobrze. Bo niemal pod każdym względem były to najgorsze rządy w 20-letnich dziejach III RP.

Ulga była niemal natychmiastowa. Polityka szczucia znikła, a zaczęła się polityka miłości. W pierwszej chwili – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – atmosfera w Polsce zmieniła się diametralnie. Była to wielka zasługa Donalda Tuska i grupy osób z jego otoczenia. Bo dzięki nim znów żyć się w Polsce chciało. Więc chwała im za to.
Szybko miało się jednak okazać, że zmiana atmosfery nie oznacza nic więcej. Zmiana, której chciał nowy premier, nie obejmowała ani wszystkiego, co zmienić było trzeba, ani nawet tego, co zmienić było można, a tylko to, czego się zachować żadnym sposobem nie dało. W rezultacie żadne zmiany nie zaszły w żadnym z pisowskich flagowców. PO nie odważyła się na rewolucję w mediach publicznych zdeprawowanych przez PiS, LPR i Samoobronę. Nic się nie zmieniło w CBA. Premier konsekwentnie omijał szerokim łukiem IPN. Nie próbował też żadnego wybiegu, by zmienić szefa NBP.
Bastiony poprzedniej władzy pozostały więc zasadniczo nietknięte...”

Czyżby takim ludziom, jak Żakowski, pozostały już tylko wspomnienia „wielkiego otwarcia” rządów PO, które się zapowiadało jako renesans ręcznego sterowania? Czyżby i Żakowski sądził, że rozdęte do granic możliwości sondaże PO to jedna wielka manipulacja, tak jak i cała rzeczywistość społeczno-polityczna w Polsce? Nie podejrzewam. Dzielny publicysta komunistycznej „Polityki” po prostu nawołuje do odnowienia postkomunistycznego radykalizmu, który wyniósł PO do władzy, bo inaczej z „wielkiej zmiany” będzie się oszołomstwo głośno śmiać i rychło weźmie odwet. O ile więc prawicowi krytycy gabinetu ciemniaków wytykają mu indolencję, arogancję, tępotę, stanie w miejscu itd., o tyle zwolennicy tego gabinetu głośno grają palcami na blatach biurek, gdyż ręczne sterowanie jest za słabe, a nie taka była umowa wyrażona słynnym hasłem „Tusku musisz!”. W ten sposób jednak gabinet ciemniaków sytuuje się między młotem a kowadłem, nie jest bowiem w stanie zadowolić „liberałów”, którzy poparli go w obawie przed „narastającym socjalizmem PiS-u”, ani lewaków, którzy chcieli, by przywrócono mechanizmy kontrolowania demokracji zgodnie z ideałami historycznego kompromisu z 1989 r. PO może nawet chciałoby pójść na całość i „zrobić porządek” przynajmniej z IPN-em, zadowalając w ten sposób środowiska komunistyczne otwarcie i bezwarunkowo wspierające gabinet Tuska, widząc w nim „ostatnią nadzieję czerwonych”, lecz boi się, że w ten sposób utraci „solidarnościowe” czy „etosowe” dziewictwo. Nie ma bowiem co ukrywać, sypianie (może już nie na styropianie, ale zawsze) z czerwonymi prowadzi do ciężkich chorób, nie tylko wenerycznych. Kto wie jednak, czy takie zbliżenie do dawnego PZPR-u nie jest już rzeczywistością, skoro PO garściami czerpie z „najlepszych ludzi lewicy”, jak Huebner czy Cimoszewicz? No tak, ale kongresu zjednoczeniowego z SLD jeszcze nie było.

PO utraciła impet z tego choćby powodu, że obecnie stoi na rozdrożu: albo pełne zjednoczenie z komunistami, albo kontynuacja „trzeciej drogi”, tj. lawirowania, które ma być zarazem „prawicowe” i „lewicowe”. Tym razem jednak środowiska komunistyczne wykazują wielkie zniecierpliwienie i niezadowolenie, że „nic się nie zmienia”, długo więc lawirować się nie da i obszar pozorowanych ruchów się bardzo skurczył. Jeśli PO będzie udawać, że nie słyszy utyskiwań środowisk komunistycznych i będzie się starać dalej emancypować, to te środowiska, będąc wszak jednym z najistotniejszych czynników władzy w III RP (zgodnie z ustaleniami „historycznego porozumienia”), mogą sprawić, że łaskawy, medialny los wobec PO nagle się odwróci, co zresztą można załatwić paroma telefonami, zaczynając od sondażowni. Jeśli zaś PO złączy się z czerwonymi, to i tak marnie skończy. Słowem, i tak źle, i tak niedobrze, czego peokratom szczerze życzę, konflikt społeczny będzie bowiem narastał.


http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,6482034,Zaryn__Pokrzywdzony_Walesa_to_jest_wrzod_na_ciele.html
http://www.rp.pl/artykul/9133,288563_Zakowski__Donald_Tusk__na_pisowskiej_sciezce.html
http://www.rp.pl/artykul/2,288646_Ponomariow__To_juz_jest_rezim_totalitarny.html

4 komentarze

avatar użytkownika marie

1. Witaj FYM - mile zaskoczyła mnie prof. Staniszkis

w wywiadzie dla "Dziennika" "Uważam, że kierownictwo IPN i czołowi badacze zasłużyli na odznaczenia państwowe. Robią rzeczy pożyteczne i są stale atakowani" - przekonuje w rozmowie z DZIENNIKIEM Jadwiga Staniszkis. I zaznacza, że w odróżnieniu od Ewy Milewicz nigdy nie oddałaby orderu otrzymanego od prezydenta." całość wywiadu: http://www.dziennik.pl/polityka/article357411/Staniszkis_Walesa_jest_zalosny.html Pozdrawiam!

Marie

avatar użytkownika FreeYourMind

2. marie

czytałem. Podoba mi się to wyraźne stanowisko Staniszkis na tle komedii urządzonej przez Milewicz. Pozdr
avatar użytkownika hrponimirski

3. cała władza w ręce oligarchów

bardzo fajnie, ale... czy myśli Pan, że inne rządy nie postawiłyby na swoich oligarchów?, czy to nie jest tak, że politycy generalnie na całym świecie sprzedają ustawy?... ja się trochę interesowałem historią gospodarczą USA i tam jest coraz więcej regulacji, a Obama zapowiada kolejne wg mnie każdy, kto ma władzę robi, co chce - a demokratyczna kontrola jest mitem demokratyczna kontrola oznaczałaby regularne czytanie dziennika ustaw i wychodzenie masowo z bronią na ulicę, w każdym przypadku gdy istnieje podejrzenie, że na jakieś ustawie zarobi jakiś lobbysta a wg mnie to 99% procent ustaw służy jakimś lobbystom, bo każda ustawa to jakaś regulacja ograniczająca swobodę działania, a jednocześnie dająca większą swobodę działania innym (np. koncesje) przy takim podejściu - to społeczeństwo stosowałoby wobec władzy naciski, a nie władza wobec społeczeństwa w Polsce panowało niedawno jeszcze takie przekonanie, że do polityki idą najgorsi, by się nachapac, i że np. w USA jest lepiej, bo tam politykami zostają biznesmeni, czyli ludzie, którzy coś osiągnęli; jednak to biznesmeni mają największą wiedzę jakie pisac ustawy by wykluczyc z gry innych biznesmenów i utrzymywac oligarchie w sensie politycznym i oligopole w sensie ekonomicznym ----------- moje podejście jest bardziej funkcjonalne niż personalne - bardziej interesują mnie mechanizmy a nie kto pociąga za sznurki, bo w sumie wszystko jedno kto pociąga za sznur np. gilotyny PS. ostatnio podałem przykład Francji jako bananowej republiki, bo wymusiła wysokie cła importowe na banany do UE
avatar użytkownika FreeYourMind

4. hrponimirski

fakt, sprawa jest poważna. Nie chciałem jednak wchodzić w dyskusję z obszaru filozofii polityki. Ciekawe rozważania w tej materii zawarł choćby P. Śpiewak w książce "Obietnice demokracji". Osobiście nie jestem zwolennikiem demokracji, choćby z tego względu, że w społeczeństwie masowym znika możliwość wychowywania obywatela świadomego i cnotliwego, zaś prym wiodą dezinformujące media. Pytanie tylko, czy jest możliwe wypracowanie takiego ustroju, który jest wolny od patologii. Jak dotąd się to nie udało. Najlepiej więc obstawać przy takich rozwiązaniach, które są najmniej patologiczne, jak choćby republikanizm połączony z komunitarianizmem, jednakże kwestie ustrojowe to i tak jedna strona medalu, skoro drugą jest geopolityka, która w przypadku Polski odgrywa wielką rolę. Agresywni sąsiedzi, jak Niemcy czy Rosja, nie pozwolą, by nad Wisłą powstało silne, niezależne, samorządne państwo, pozdr