Historia pewnej instrukcji
hrponimirski, śr., 08/04/2009 - 15:50
Zaplute karły naszej redakcji sporządziły dziennikarskie śledztwo w sprawie Instrukcji. Ponieważ obie strony konfliktu podały sprzeczne informacje, uznaliśmy za celowe udanie się do źródeł osobowych i wyciśnięcie z nich całej prawdy całą dobę. Zanim przedstawimy tę wstrząsającą relację z krążenia Instrukcji po całym świecie, musimy cofnąć się kilka lat wstecz do wyborów prezydenckich, gdyż zachowanie kandydatów, a głównie jednego rzuca światło na obecną historię.
Wprowadzenie (w przepastne pokłady wiedzy historycznej premiera)
Wtedy to obecny premier w ramach opowiadania o sobie w czasie kampanii, zeznał, że interesuje się historią, dokładnie historią starożytną i aktualnie czyta o wojnach peloponeskich. Premier dowiedział się o planie strategicznym Alcybiadesa dla Aten odcięcia Spartan od zasobów żywności z kolonii na Sycylii (dzielonej bodajże z Kartaginą). Jednak ponieważ w Atenach byli sami ludzie honoru, a demokratyczna opozycja piła z nimi wino, Alcybiades musiał schronić się w Sparcie i kombinować przeciwko własnemu planowi.
Jakiś miesiąc, dwa, temu żona premiera udała się na spacer, w którego trakcie przypomniała sobie, że nie zrobiła mężowi obiadu. Wróciła więc do domu, a obiad premierowi bardzo smakował. Podczas wyciągania książki kucharskiej, wypadła książka dotycząca historii antycznej i dziwnym zbiegiem okoliczności otworzyła się na stronie konfliktu Sparty z Atenami. Głodny premier zajął się czytaniem, by jakoś dotrwać do posiłku.
W czasie sjesty premier podjął decyzję o odcięciu P&$u od zasobów w postaci pieniędzy publicznych na kampanię, sam zostawiając sobie bazę zaopatrzeniową w postaci misiaczków, którą zaczął wcześniej tworzyć. Premier wiedział też z innych źródeł (przeskoczymy w naszej historii Tebańczyków i ich paradę równości pod Cheroneą), że Aleksandrowi Wielkiemu sukces zapewnił geniusz logistyczny w postaci zaopatrzenia z morza. Jednak na morzu panowała perska flota, odbudowana po bitwie pod Salamis. Aleksander zdobył więc najpierw porty z lądu. Premier potraktował jednak tę anegdotę-dykteryjkę zbyt dosłownie i wysłał misiaczka z misją do stoczni, zamiast potraktować perską flotę jako CBA, która to blokowała szlak zaopatrzeniowy tworzenia misiaczków. Decyzja premiera była więc dosyć ryzykowna, gdyż nie wiadomo na ile udało się bazę jak i szlak stworzyć. Dokumenty &P’N podają kryptonimy misiaczków TW Halikarnas i TW Milet (tak jak starożytne miasta na terenie Turcji zajmowane przez Aleksandra), ale jak to z &P’Nem nigdy nic nie wiadomo. Wiadomo tylko, że w całą sprawę była zamieszana TW Tola ze stoczni, aktorka grająca przyzwoitkę w filmie „Bolek i Lolek”.
P$£ jednak przestraszył się, że wyjdzie na wojnie jak Kartagina popierając Rzym przeciwko Pyrrusowi, więc był przeciw całej zabawie. Teraz możemy zostawić ten wątek poboczny i skupić się na głównym. To co do tej pory zostało przedstawione, to pewnego rodzaju tło zdarzeń mające na celu zdemaskowanie sposobu kombinowania premiera. Podsumowując, widać, że stosuje niezbyt poręczne analogie do Antyku… Słowem - wie, że składają ofiarę, ale nie wie, w jakiej świątyni. Dodajmy jednak jeszcze jeden fakt.
Jeden z braci – sprawdzamy który – zamówił książki w Internecie, by pokazać jaki jest na czasie. Premier nie chciał być gorszy i chcąc zamówić coś o wojnach antycznych – na zasadzie „ludzie, którzy kupili to, kupili też i to”, trafił na książkę Liddel-Harta „Pośrednie podejście”.
Wątek główny
Jakieś dwa tygodnie przed pamiętnym szczytem, poseł P&$, którego nazwisko nic Państwu nie powie, zagadał posła PØ, którego nazwisko także nic Państwu nie powie, czy Radek chce zostać gensekiem ‘N@TØ, czy tylko tak udaje. Poseł P&$ powiedział, że Radek zachowuje się jak panienka na wydaniu, albo nawet gorzej – „chciałaby a boi się”. Poseł PØ powiedział, że tamten się nie zna, bo cały dowcip polega na tym, że z tym gensekiem jest jak z zalotami, że udaje się, że się nie chce, jak się chce. Po czym mrugnął do bufetowej, a jak ona się uśmiechnęła, ostentacyjnie się odwrócił. Oczywiście pewnej zgrabnej bufetowej pewnego lokalu przy Nowowiejskiej, a nie tej, o której państwo myślą. Pewnego, bo Havelka zamknięto, bo nie spełniał norm unijnych.
10 min. po tej pamiętnej rozmowie poseł P&S udał się do W(T)C, mrucząc coś pod nosem na brak platformy porozumienia…
Następnego dnia do wyżej wymienionej toalety udał się poseł lewicy, tym razem znany Państwu, a to z łapania tłumaczek za tyłek, o pseudonimie operacyjnym Plecak. Choć zupełnie nie mamy pojęcia, jaki jest związek między tyłkiem a plecakiem, może poza tym, że d**py są zwykle pod Plecakiem. Ten wątek wymaga dalszego zbadania. W każdym razie Plecak usłyszał fragment rozmowy dwóch sprzątaczek: „Głupi by był jakby został tym gensekiem, a to mu tu w ministerstwie źle?”. Jak ustaliliśmy, sprzątaczki tylko dorabiają w łże-Vaclavie-Havelku, a etat mają w ministerstwie.
5 min. później Plecak wychodzi z toalety i spotyka tłumaczkę, która wychodzi z damskiej części. Odruchowo łapie ją za tyłek. Tłumaczka chce krzyknąć, ale Plecak szepcze jej na uszko – wiem, kto ma chrapkę na gensekowanie. Tłumaczka daje się chwilę po-obmacywać i dowiaduje się o marzeniach Radka.
Na szczycie tłumaczka się zwierza. Początkowo myśleliśmy, że prezydentowi. Istnieje hipoteza, że prezydent zna świetnie języki i że trzyma tłumaczki tylko po to, żeby dowiadywać się, co knuje lewica, która je permanentnie molestuje. Jednak na razie jest bezpodstawna. Jeśli okazałaby się prawdziwa, byłaby to ogromna afera. Nie chodzi o to, że pensja tłumaczki to aż pół przeszczepu netto (tzn. bez łapówki), czy 20cm autostrady, a o to, że prezydent podsłuchuje opozycję. Przecież taki prezydent może się swobodnie przechadzać, koło posłów lewicy rozmawiających w języku zagranicznych, a im w ich lewicowej naiwności i dobroduszności będzie się wydawało, że prezydent nic nie rozumie. Czy to nie byłby skandal na miarę Watergate?
Tłumaczka się zwierza koleżance z Brukseli, która z kolei, pożaliła się, że jej już nikt nie zaczepia, bo się boi podejrzenia o molestowanie. I że chciała zarejestrować nawet organizację niedopieszczonych kobiet pod nazwą Molesty International, ale jej Unia nie pozwoliła.
Dzień później tłumaczka ma szczęście – odbywa się lokalny konkurs piękności i na jakimś raucie juror, proponuje jej przespanie w zamian za głos w wyborze miss Flandrii. Tłumaczka nie startuje w wyborach, ale to jedyna szansa kontaktu operacyjnego z mężczyzną w totalno-purytańskim świecie Brukseli. Rano, gdy budzi się – oczywiści sama – mamrocząc coś, wchodzi boy hotelowy i słyszy takie słowa na temat UE i politycznej poprawności: „Radek jakby został gensekiem to by z tym całym burdelem zrobił porządek”. Boy udaje się natychmiast do attache kulturalnego Turcji w Belgii, który pomieszkiwał w hotelu i za 1 000 euro (1/4 przeszczepu netto i 10 cm autostrady brutto (tzn. po opłaceniu misiaczków)) sprzedaje mu informację, że Radek chce. Attache Turcji dzwoni do premiera Turcji z wiadomością, że może blokować, bo jakby co to Radek chce i Polska może blokować.
Żona premiera Turcji gotuje obiad i podczas sięgania po książkę kucharską wypada duńskie pisemko z karykaturami Proroka. Premier Turcji wpada na pomysł, że wykorzysta to jako pretekst blokady Duńczyka.
Ponieważ flandryjska tłumaczka jest gadatliwa, o tym, że Radek chce, dowiadują się po jakimś czasie wszyscy - w tym Polskie media i duńskie władze.
Pamiętnego dnia Radek daje prezydentowi Instrukcję – „może pan usiąść koło okna, bo ja mam lęk wysokości”. Prezydent na złość siada koło przejścia, bo jako prezydent nie ma obowiązku słuchania Instrukcji.
Premier Danii mówi prezydentowi, że Radek nie chce. Premierowi Danii nie chodzi o Polskę. Mu chodzi o to, żeby Turcja poczuła się osamotniona w organizowaniu blokady.
1:00 w nocy - prezydent dzwoni do premiera. Premier śpi.
1:15 tejże nocy – premierowi ukazuje się we śnie Potrzeba Radka Zostania Szefem ‘N@TØ zapytaniem: „A takie coś, żeby Radek został gensekiem?, bo takim premierom to się wszyscy ze swoich potrzeb zwierzają”. Na co premier odpowiedział: „Jaa nic nieeee wieeem… Mnie się nikt nieee zwieeerza”.
1:30 – spanikowany prezydent dzwoni do Andrzeja z Samozagłady z pytaniem: „jak się robi blokady?” i czy mógłby mu po starej znajomości powiedzieć. Andrzej śpi, bo jak każdy porządny rolnik chodzi spać z kurami.
Rano – premier jadąc na Śląsk czytał książkę „Pośrednie podejście”, o tym, że lepiej atakować wroga od tyłu a nie przeprowadzać frontalny atak. Premier się ucieszył, że takim pośrednim podejściem była próba odcięcia P&$u od źródełka (która co prawda zamieniła się we frontalny atak, bo wojska P&$u wyczuły, co się święci i zdążyły się przegrupować). Nie wiedział jednak jak wyjść z twarzą z afery z Radkiem. Premier wymyślił więc, że Radek nie był przeprowadzającym frontalny atak, a pivotem blokującym główne siły wroga, wokół którego on miał zajść przeciwnika z flanki. I zaczął wytykać prezydentowi, że się nie domyślił czegoś, czego on sam premier nie wiedział.
Piękna, tajemnicza Flandryjka w desperacji - co ona zrobiła tym swoim gadulstwem, dzwoni do Radka, czy może mu zrekompensować straty moralne, poprzez pozowanie na wspólnych zdjęciach, a potem wysłanie ich do pism kolorowych.
O co naprawdę chodziło?
Ten sam dzień – popołudnie – premier Turcji pali w swoim gabinecie sziszę. Na ścianie wisi portret Jana III Sobieskiego. Ujarany premier cieszy się, że Turcja wykiwała kraj, który kiedyś miał tak wielkich strategów. I że USA znowu coś obiecała Turcji, tak jak po udostępnieniu baz w wojnie z Irakiem, a Polsce znów nie. Polska nie zabezpieczyła sobie, żadnych „baz” wzorem Aleksandra, nawet w Turcji… Dwa dni później &P'N ustalił, że oryginalny tytuł jednej powieści Żeromskiego brzmiał: "Andrzej Radek, czyli syzyfowe prace".
- hrponimirski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
4 komentarze
1. wojny peloponeskie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. a no rządzi...
3. Ja jednak chichotałem,
4. Rekin - będę złośliwy ; )