Na marginesie cyklu Ściosa

avatar użytkownika FreeYourMind
Ciekawe, czy ktoś zgadłby, przeczytawszy poniższe twierdzenie, kto jest jego autorem? Twierdzenie brzmi tak: „Nie można zrozumieć nonsensu życia społecznego i życia gospodarczego w 1990 roku w Polsce bez zrozumienie źródeł sprawowania władzy nad tymi dziedzinami. Źródło tej władzy tkwi w Moskwie.” Trudno odgadnąć? To może dłuższy cytat:

„Dziś – jest rok 1990 – publicznie można napisać w Polsce, że osobnik o pseudonimie Lenin, agent między innymi austriackiego wywiadu, dotarł do Rosji w trakcie Pierwszej Wojny Światowej XX stulecia. I oto szpieg z walizką pieniędzy został szefem władzy w państwie – nic nowego. Czy zdradził mocodawców, tego nie wiem - to oni musieliby powiedzieć - osobiście wydaje mi się, że nie. Wkoło kamraci zbrodni, też agenci tajnych służb z różnych stron i trochę ideowych durniów. Przewrót ten o tyle jest godny uwagi, że główny ośrodek władzy przekształcił się z monarchii absolutnej czyli dyktatury, w centralę wywiadowczo-dywersyjną, czyli też w dyktaturę. Każda centrala wywiadowcza jest narażona na penetrację i każda broni się przed tym. Ale co wyznacza byt centrali w normalnym państwie? Środki i cele działania wyznacza władza. Są to przede wszystkim badania ewentualnego agresora oraz poszukiwanie możliwości ekspansji. Tutaj centrala stała się władzą, a więc to ona miała określić, co jest jej przydatne do rozwoju, co jest jej celem i ona miała od tej pory decydować, co jest informacją prawdziwą, fałszywą, lub nieistotną. Własne społeczeństwo oraz narody podbite stały się rezerwuarem kadr oraz niewolnikami dostarczającymi środków do ekspansji. Tylko ekspansja jest ideą pochwyconych na lep władzy pracowników centrali. Zawładnięcie kolejnymi obszarami strategicznych informacji i wykorzystanie ich do kolejnych podbojów strategicznych stref życia. Ale co jest strategiczną strefą i czyjego życia ? To określa każdorazowo Centrala, bo ona decyduje, co jest ważne, a co nie. Ona decyduje, co jest prawdą. Elementarną prawdą centrali jest jej byt. Stąd ustalenie przez nią, kto i dlaczego zagraża bytowi Centrali.”

To śp. Michał Falzmann we wrześniu 1990 r. na łamach „Głosu Wolnego Robotnika CDN” – ten tekst przypomniał niedawno M. Dakowski na swojej stronie http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=983&Itemid=53, zwracając uwagę, że niedługo upłynie 20 rocznica od opublikowania tego tekstu wartego uważnej lektury także dziś. Może nawet bardziej dziś niż kiedykolwiek. Słusznie zresztą Magda F. wraca do całej sprawy „burzliwych początków” transformacji (http://wing2009.salon24.pl/392425.html ), ja pozwolę sobie, dla uzupełnienia obrazu Magdy, zacytować jeszcze jeden istotny fragment głośnej publikacji Falzmanna:

„Sieć władzy w Polsce zaczyna się w Moskwie. Tam są komputery i ludzie na bieżąco analizujący to, co się dzieje tutaj, tam są przygotowywane i uchwalane (tak, uchwalane) decyzje. W Polsce znajduje się tylko aparat wykonawczy. Obejmuje on swym zasięgiem całość życia społecznego i gospodarczego. Przykład: Sejm uchwala ustawę o Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Ustawa ta nakazuje na dobro tego „nowotworu” instytucjonalnego (czyli Funduszu) wpłacać quasi-podatek, kwotę stanowiąca pewien procent (zmienny) liczony od wartości sprzedaży produkcji przedsiębiorstw. Zmienność ta jest furtką pozostawioną przez ustawodawcę. Furtką tą wchodzić i wychodzić będzie jeden z szeregowych zastępców dyrektora departamentu handlu zagranicznego w super-resorcie, czyli w Ministerstwie Finansów. Pan ten (nazwisko jakie figuruje na zarządzeniach, decyzjach, wyjaśnieniach Ministerstwa finansów w tej sprawie brzmi: Rejent) miotając się w twórczym szale prawa powielaczowego, inkasuje od przedsiębiorstw nie wiadomo ile złotówek. Kolejne zmiany różnych ustaw, uchwał, rozporządzeń, zarządzeń, instrukcji, pism okólnych pozwalają zamienić te złotówki na dolary USA, oznacza to, że decydent w Moskwie otrzymał do dyspozycji - gratis - pewną sumę w dolarach USA. Problem ekspedycji tych walorów do zachodniej Europy został również rozwiązany. Fundusz jest oficjalną polską instytucją zajmującą się prowadzeniem Księgi „polskich długów”, to tu mieści się wykaz wierzycieli i tu teoretycznie powinny się znajdować dane: komu, ile i za co zapłacono. Ale tak nie jest. Decydent moskiewski każe łączyć pieniądze z Polski ze swoimi i płacić na odpowiednie konta. Każe dokonywać operacji polegających na ukryciu transakcji Funduszu poprzez innych kontrahentów. I tak, prezes Funduszu, pan Żemek, podpisuje umowę z panem Przywieczerskim, dyrektorem przedsiębiorstwa UNIVERSAL o tym, że nie będą dokonywali wymaganej prawem dokumentacji umów na piśmie. Następnie Fundusz udziela pożyczek, udziela gwarancji, udziela poręczeń, a UNIVERSAL zaciąga długi, płaci zobowiązania i ekspediuje pieniądze (już tym razem jako prowadzący działalność handlową) na prywatne konta poza granicą Polski. Proceder ten jest ukryty za parawanem tajemnicy państwowej, a faktycznie jest co najmniej pomaganiem złodziejowi w kradzieży państwowego mienia. Słowo kradzież jest tu o tyle na miejscu, że ten sam Przywieczerski jako dyrektor UNIVERSALU podpisuje kontrakty na wywóz wyrobów z polskiej miedzi na warunkach rażąco mniej korzystnych od innego polskiego przedsiębiorstwa i wywołuje straty (na przykład tylko w marcu 1990 r.) sześć miliardów złotych, to jest 600 tysięcy dolarów USA po kursie 10 tysięcy złotych za 1 dolara) u producenta Walcowni Metali „Warszawa”, dawny Norblin. Oznacza to zabór mienia znacznej wartości i (śmiejąc się) nawet bez uzasadniania, na przykład „dobrem gospodarki polskiej”. Galimatias pogłębia działanie ówczesnego monopolisty, jakim był Bank Handlowy SA: gubienie części z wymaganych kompletnych zbiorów dokumentów uzasadniających przekazywanie pieniędzy, zwroty, pomyłki, korekty przelewów. Co dopełnia obrazu.
PODSUMUJMY: Wymieniliśmy winnych kradzieży:
- Sejm - ustawa o Funduszu Zadłużenia Zagranicznego;
- Ministerstwo Finansów (rząd) – przepisy wykonawcze:
- Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (to instytucja) - umowy o dokonywanie transakcji;
- Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego UNIVERSAL - transfer pieniądza, wadliwe transakcje;
- Bank Handlowy SA – obsługa techniczna, przekazywanie pieniędzy.”


Wszystko to przyszło mi jakoś do głowy, gdy niedawno przeczytałem znakomity cykl Aleksandra Ściosa („Kręgi”), po lekturze którego można dojść do wniosku, że po 20 latach jesteśmy w punkcie wyjścia, czyli w sytuacji zarysowanej tak naprawdę przez A. Glicyna – pozorny demontaż komunizmu z pozostawieniem pełni wpływów dla komunistycznej Bezpieki we wszystkich istotnych dziedzinach życia. Ten wniosek jednak byłby powierzchowny, bo wiem po 20 latach jesteśmy już nie w sytuacji „konstruowania chaosu”, lecz jego pełnego kontrolowania. Oczywiście chaos nie wymykał się spod kontroli od wczesnych dni „transformacji”, o czym świadczy film J. Zalewskiego pt. „Oszołom” (1994), kiedy to Falzmann, jeszcze pracując w Izbie Skarbowej, dostaje do rąk dziwny dokument pokazujący wielorakie „szczeble” wytransferowania miliona dolarów za granicę (na jakieś Kajmany) i okazuje się, że Izba Skarbowa nie jest w stanie znaleźć winnych tych transferów. Już wtedy więc Bezpieka i Wojskówka „rozpoznają walką” rozmaite „demokratyczne” (no bo przecież już nie komunistyczne – „jesteśmy w swoim domu”, panie dzieju, prawda) instytucje mające służyć kontroli newralgicznych sfer działalności państwowej i gospodarczej – i już wtedy okazuje się, że wielkich przeszkód tego rodzaju działaniom stawiać się nie będzie. No, pojawią się najwyżej drobne przeszkody w postaci jakichś oszołomów, typu Falzmann, ale z nimi ludzie dawnego systemu potrafią sobie radzić po staremu, tak jak sowiecka mafia obchodzi się zwykle z niewygodnymi świadkami. Jak pamiętamy zresztą, niedługo po zawale serca 38-letniego Falzmanna, a jeszcze przed ogłoszeniem raportu NIK-u nt. Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego ginie w wypadku samochodowym W. Pańko, ówczesny szef NIK-u, no i parę innych osób.
Tak bowiem musiała się hartować stal w warunkach neokomunizmu (określenie Z. Herberta, inny oszołom).

Co może mieć FOZZ i afera związana z nielegalnym wykupywaniem własnych długów przez Polskę z czego odsetki trafiały do tajemniczych kieszeni, do dzisiejszych, złotych czasów, w których żadnych już afer nie ma, a nawet jeśli są, to i tak już nikogo nie obchodzą? Otóż w marcu 1990 r. w poufnym memorandum dla szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego L. Balcerowicz deklarował m.in. utrzymywanie przez kilka lat (tj. do 1993 r.) stałego kursu dolara oraz zezwalał na nieograniczony transfer pieniędzy – kto miał dostęp do tych wiadomości, ten żył jak król. Obecnie szykuje się przecież analogiczna polityka monetarna związana z wchodzeniem do eurolandu. Czy na tym nie można będzie znowu zbić kokosów? Ależ można będzie i niejedną fortunę ujrzymy. Niejeden pucybut Bezpieki zostanie milionerem – takie bowiem są koleje rzeczy w postpeerelu, który nie tylko coraz bardziej skraca nam smycz, ale coraz wyraźnie zaczyna peerel przypominać. I to jest właśnie moja ostatnia refleksja na marginesie tekstu nieocenionego Ściosa. Dziś już nikt ze złodziejstwem się specjalnie nie kryje, nepotyzm staje się swego rodzaju wizytówką życia politycznego, a korupcja już dawno stała się normą w funkcjonowaniu życia publicznego. Dziś oszołomami są ci, co uważają, że to wszystko jeszcze da się jakoś zmienić. Możemy się pocieszać tylko tym, że oszołomów jest więcej niż w 1990 r., ale czy to wystarczy, by obalić neokomunizm?

http://cogito62.salon24.pl/392175.html

3 komentarze

avatar użytkownika Przemo

1. FYM

Świetny tekst.

Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

avatar użytkownika stan35

2. FYM

"Dziś już nikt ze złodziejstwem się specjalnie nie kryje,..." Racja, choć kradzież kostki masła przez 81-letnią starowinkę jest ścigana z całą surowością bolszewicko-ubeckiego "prawa" obowiązującego z całą bezwzględnościa w „demokratycznym państwie prawnym” zafundowanym nam przez różowo-czerwoną koalicję pod przewodem „prezia” Kwaśniewskiego. Na „usprawiedliwienie” można dodać, że podobna sprawiedliwość utrwalana jest nawet w „starych demokracjach” pod rządami konstytucji – wzorca jakim była Konstytucja USA. Jak donoszą media, szefowie instytucji finansowej AIG, odpowiedzialnej za kryzys finansowy, obdarowali się astronomicznymi nagrodami w wysokości 160 mln $, pomimo iż rząd USA wsparł ich kilkudziesięcioma mld$ z kieszeni podatnika. „Oburzony” rząd USA, w celu ukarania szefów AIG, pogroził im paluszkiem i zagroził iż z drugiej transzy wsparcia wartej 30 mld$, potrąci…..owe 160 mln$ , które wypłacili sobie szefowie. Nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. W dzisiejszych czasach z opinii publicznej robi się już bandę idiotów, niezdolnych do żadnej reakcji.
avatar użytkownika Rekin

3. Powoli składa to się

na "Czarną Księgę Transformacji" - tylko kto ją napisze?