Różowe lata 90. 2005-07- obalanie "Idoli"
chinaski, pon., 09/03/2009 - 11:40
Od kilkunastu miesięcy wielu polityków, a także niektóre media, próbują nam (potencjalnym wyborcom) wmówić, że rządy SLD (2001-2005) były w zasadzie takie same jak niechlubny okres kaczyzmu. Wciąż nam przypominają o upolitycznieniu mediów (stąd absurdalne tłumaczenia o konieczności odwołania Skowrońskiego), aferach (gruntowej, "seksaferze", "taśmy posłanki Beger"), psuciu państwa prawa, etc.
Media co chwilę "rzucają" przekłamanymi hasłami, a jak wiadomo, to właśnie hasła przez masy zostają zapamiętane. Tresura społeczeństwa przebiega nieprzerwanie.
Tymczasem każde tego rodzaju porównanie jest zasadniczo niesprawiedliwe, chodzi o przemyślaną grę polityczna, której celem ma być totalna dyskredytacja tzw. IV RP. Dlaczego tak chętnie uczestniczą w niej media?
Lata 90. to okres świetności "Gazety Wyborczej", Aleksandra Kwaśniewskiego oraz Unii Wolności. To trzy filary tworzące tzw. różowy salon, a wiec realny establishment ówczesnej Polski. Salon był różowy, gdyż w rzeczywistości grupował wielu dawnych aparatczyków doby PRL, PZPR-owskich dygnitarzy, kombinatorów i zwykłych oszustów przebranych w niebieskie koszule, mające stanowić kontrast dla rewolucyjnej czerwieni. Salon nie chciał żadnej rewolucji, bał się jej jak diabeł święconej wody. Rewolucje mają to do siebie, że przewracają do góry nogami istniejący ład. Postkomuniści zbratani z wąską, intelektualną reprezentacją Solidarności (dobraną wedle specyficznego klucza) wymyślili "gruba kreskę", która 'de facto' pogrzebała szansę na choćby symboliczne 'zgilotynowanie' ciemiężców.
Komunistyczna nomenklatura, zamiast dogorywać w niesławie, została przez swe ofiary (z tymi "ofiarami" to tak do końca nie wiadomo) dopuszczona do koryta. Wszystko kosztem zwykłych Polaków.
Skutki "Okrągłego Stołu", który w latach 90. stał się symbolem, przedmiotem szaleńczego wręcz kultu, odczuwamy po dziś dzień. Pewne kuriozalne zasady utrwalone w tym przedziwnym okresie wciaż obowiązują. Większość 'autorytetów' sztucznie wykreowanych w pierwszych latach niepodległosci, dziś cieszy się niezasłużoną chwałą, czcią.
O co dokładnie chodzi? Dam prosty przykład: W latach 90. wyniesiono na piedestały dziennikarzy tylko jednej opcji. Powszechnie uznawano, że są to eksperci światowej klasy. Wiązały się z takim stanem rzeczy oczywiste przywileje: stała obecność w mediach, powszechne uwielbienie, rozpoznawalność, no i oczywiście pieniądze.
Po dziś dzień nie rozumiem fenomenu Janiny Paradowskiej. Pamiętam doskonale jak lansowano tą panią w TVP. Jej teksty drukowały zarówno tytuły ogólnopolskie, jak i pisemka regionalne. Wszędzie jej było pełno. Dlaczego żona znanego działacza Unii Demokratycznej(Unii Wolności), nie potrafiąca wznieść się ponad jedynie słuszną optykę męża, uchodziła za publicystkę niezależną, fachową, rzetelną, uczciwą?
Dlaczego "niezależna" Janina Paradowska dała się wciągnąć w jeden z wątków afery Rywina ( we wrześniu 2002 r. na prośbę A. Michnika usunęła z wywiadu z Leszkiem Millerem fragment dotyczący owej afery.)?
Nie rozumiem wreszcie, dlaczego dziennik "Polska the Times" drukuje teksty tej skompromitowanej 'gwiazdy' polskiej publicystyki? Mało jest bardziej strawnych piór z tzw. optyką lewicową? Jak można marzyć o skutecznej konkurencji z innymi czołowymi tytułami codziennymi, stawiając na kogoś takiego?
Oto najświeższe dzieło pani Paradowskiej:
"(...)Gdyby przyjąć tę optykę, to na przykład wniosek głównej specjalistki od finansów PiS pani Aleksandry Natalli-Świat, aby nie debatować nad informacją ministra finansów wcześniej niż w 2 tyg. po jej wygłoszeniu, aby był czas na zrozumienie wszystkich podanych liczb, można uznać, za "przykrycie" kompletnego braku profesjonalizmu i bezradności w kwestiach budżetowych głównej partii opozycyjnej, która przecież w reklamówkach obiecuje milion nowych miejsc pracy.
Większość słuchających zrozumiała, o czym mówił minister Rostowski, a gospodarcze ekspertki PiS nie? W tym miejscu można byłoby westchnąć, gdzie się podziały takie posłanki jak Wiesława Ziółkowska, która potrafiła z pamięci, bez notatek przedstawić sprawozdanie komisji o budżecie państwa."
http://www.polskatimes.pl/opinie/felietony/92151,co-kto-przykryje,id,t.html
Pani Paradowska tak zaczęła wzdychać nad cudownymi umiejętnościami swej lewicowej ulubienicy, że 'nieco' pogubiła się odnośnie faktów. Otóż przedstawiciel Lewicy (tak ukochanej przez naszą publicystkę), Wojciech Olejniczak miał wcześniej przygotowane klubowe oświadczenie na temat informacji min. Rostowskiego. Trudno więc z całą pewnością uznać, że Wojtek wiedział o czym mówi minister (Paradowska jakimś cudem to jednak wie). Posłanka Natalli-Świat komentowała natomiast 'na bieżąco'. Poza tym opinie typu "kompletny brak profesjonalizmu' są co najmniej przesadzone. Jako szefowa Komisji Finansów Publicznych, Natalli-Świat działała na tyle dobrze, że była chwalona nawet przez swych politycznych konkurentów. O tym publicystka "Polityki" woli nie pamiętać.
Dobrze byłoby, gdyby Janina Paradowska od czasu do czasu podumała nad profesjonalizmem własnych tekstów
Obalanie "idoli" trwa, choć od 2007 r. wielu usilnie próbuje uruchomić hamulec bezpieczeństwa. Czy się uda?
- chinaski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
7 komentarzy
1. Tresura społeczeństwa przebiega nieprzerwanie od ogłoszenia
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. chinaski
3. @Maryla
4. @kryska
5. wg mnie te 25% jest odporne na wszelką propagandę, chodzi
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. chinaski
7. kryska