Z braku laku, dobry kit (menda)
W ramach gorączkowego poszukiwania jakiegoś "ogromnego sukcesu" w czasach kryzysu, którego jeszcze trzy miesiące temu miało w ogóle "nie być" , gdy uparci prokuratorzy pomimo ciągłych oficjalnych i nieoficjalnych poruczeń nie mogą doszukać się ani jednej zbrodni kaczystowskiego reżymu, na wieść o tym, że niejaka Erika Steinbach "na razie" nie zostanie delegowana przez Związek Wypędzonych do rady fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie, postanowiono zadąć w fanfary.
Aby zrozumiec ogrom owego "sukcesu" dypomatycznego rządu Tuska, wystarczy zastanowić się czym jest ta fundacja. Owóż, jest to autorski projekt Eriki Steinbach, u którego źródeł leży podstawowe założenie o symetrii ran wojennych między Polakami a Niemcami. To jest istota działalności Eryki Steinbach, która swoje pomysły wcielać będzie w życie przy pomocy fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie. W grudniu Bundestag przyjął ustawę regulującą tę kwestię, zaś pan premier Donald Tusk, jak napisał Frankfurter Sonntegszeitung, "zgodził się" na tę inicjatywę bez zająknięcia, dzięki czemu Erika Steinbach "osiągnęła wszystko to, co chciała". W podobnym tonie wypowiadały się inne media niemieckie. Die Welt na ten przykład wprost określił tę ustawę osobistym "sukcesem Eriki Steinbach".
W tym kontekście "ofensywa dyplomatyczna" polskiego rządu, z którego zdaniem ani Steinbach, ani Merkel w ogóle się nie liczą, czego dowodzi fakt ostentacyjnego olania przez stronę niemiecką polskich pomysłów na umiejscowienie Centrum Przeciwko Wypędzeniom we Wrocławiu lub powołania wspólnego polsko-niemieckiego muzeum II Wojny Światowej, stanowi przysłowiowe kiwanie palcem w bucie. Zabiegi dyplomatyczne Tuska, który z tą misterną misją wysłał Władysława Bartoszewskiego, zwanego dla hecy "profesorem", polegały na stanowczym żądaniu aby E. Steinbach nie zasiadała w radzie fundacji, co jest najmniej istotnym elementem całego przedsięwzięcia, zważywszy na fakt że primo fundacja jest od początku do końca jej projektem, secundo Związek Wypędzonych i tak ma tam zagwarantowane jedno miejsce, zaś jeszcze większych fanatyków gotowych figurować w imieniu Steinbach w radzie w owym związku nie brakuje.
Władysław Profesor Bartoszewski, po tym jak partia CDU pokazała mu środkowy palec i wstawiła się za E. Steinbach, jak na wyrafinowanego dyplomatę, przystało żachnął się ze swadą, że "Niemcy rżną głupa". Zachowaniem tym pan "profesor" pokazał tym PiS-owskim "dyplomatołkom" i "małpkom fiki-miki" , jak się robi wielką dyplomację, zwłaszcza, że Niemcy się owego żachnięcia srodze przestraszyli, gdyż dzień później postanowili odłożyć do wyborów parlamentarnych decyzję o umieszczeniu Steinbach w radzie fundacji. Jednocześnie kolejnego psikusa naszemu maestro zrobiła inna gazeta niemiecka nawołując do swojego rządu "Przeczekajmy Bartoszewskiego i Steinbach", co w obliczu wcześniejszych utaleń, iż przewodnicząca Związku Wypędzonych i tak już "osiągnęła wszystko to, co chciała", przez sam fakt powołania fundacji w takim kształcie, bez względu na to, czy będzie w niej zasiadać osobiście, czy wyśle tam swojego przedstawiciela, stawia nas w pozycji raczej frajerów, aniżeli przebiegłych dyplomatów.
W takiej sytuacji zarówno rządowi, który nie załatwił w sprawie wypędzeń niczego istotnego, jak i pozostającym z nim w komitywie mediom nie pozostało nic innego, jak odtrąbić "wielki sukces", który jest tym większy, że obrazuje, jaką politykę historyczną uprawia rząd Tuska. W jej ramach Donald Tusk zrobił dwie rzeczy: zgodził się w ubiegłym roku bez ociągania na projekt fundacji Eriki Steinbach, którego ideą jest zrównanie ran wojennych Polaków i Niemców, no i rozpętał nagonkę na historyków dokumentujących donosicielstwo Lecha Wałęsy. A zatem polska polityka historyczna to z jednej strony wspieranie bezczelnych niemieckich ciągot reparacyjno-reakcyjnych, z drugiej zaś chronienie peerelowskiej agentury i ograniczanie wolności badań naukowych.
http://menda.salon24.pl/390211.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz