Film "Defiance", zbrodnia w Koniuchach, bracia Bielscy, walka o prawdę historyczną i epilog ?

avatar użytkownika Maryla

Jedną z pierwszych interwencji blogerskich portalu Blogmedia24.pl była walka o prawdę historyczną w związku z filmem wprowadzonym na polskie ekrany i książką wydaną przez redaktorów Gazety Wyborczej. Dzisiaj Nasz Dziennik publikuje epilog (?) zbrodni w Koniuchach. Autor historyk Leszek Zebrowski, którego teksty w sprawie są podlinkowane w archiwum interwencji.

zdjecie

 

Mordowali bezbronnych

 

Od zbrodni popełnionej przez sowieckich i żydowskich „partyzantów” w Koniuchach, na obrzeżu Puszczy Rudnickiej, mija właśnie 70 lat. Śledztwo w tej sprawie, po interwencjach Kongresu Polonii Kanadyjskiej i załączeniu licznych dowodów, toczy się już prawie 13 lat.

Co dotychczas zrobiono, co ustalono? Pion śledczy IPN co roku publikuje lakoniczny komunikat, którego treść praktycznie nie zmienia się, choć mijają lata, które powinny być poświęcone na dokonanie szeregu ustaleń i intensywne informowanie opinii publicznej. Wystarczy przypomnieć sprawę Jedwabnego – tam „wszystko” zrobiono przez rok, aby na okrągłą, 60. rocznicę praktycznie zamknąć sprawę. Dziś już mało kto pamięta, że było to umorzenie postępowania, pozostało w nim mnóstwo niewyjaśnionych i niedokończonych wątków, a wątpliwości pozostało nie mniej niż na początku śledztwa. A może nawet więcej.

W sprawie Koniuch jest inaczej. Po latach gromadzenia informacji przez badaczy i publicystów (które na bieżąco otrzymywali śledczy lub z których mogli bez przeszkód korzystać, ponieważ były natychmiast publikowane) dysponujemy częściowymi listami zarówno ofiar dokonanej tam 29 stycznia 1944 r. masakry, jak też jej sprawców.

Okazuje się jednak, że zbrodnia zbrodni nierówna. W sprawie Jedwabnego można było sprawstwo przypisać Polakom, i to jeszcze przed solidnymi badaniami sprawy. W Koniuchach taki zabieg jest jednak niemożliwy, zatem milczą na ten temat czołowe media, a samozwańcze autorytety moralne, które zawsze mają usta pełne frazesów, w tej sprawie wymownie nie zabierają głosu. „Gazeta Wyborcza” wymieniła tę miejscowość bodajże raz: 7 maja 2001 r. podała (za komunikatem PAP): „Drewniany krzyż upamiętni ofiary masakry około 50 mieszkańców wsi Koniuchy na Litwie”. Tylko tyle.

Nikogo nie oszczędzili

Co wiemy o tej zbrodni? Zachowały się liczne dokumenty wytworzone przez „partyzantkę” sowiecką i żydowską, niemiecki i litewski aparat okupacyjny, Armię Krajową. W okresie powojennym powstały wspomnienia, pamiętniki i relacje. Niektóre z nich są bardzo szczegółowe i zawierają drastyczne opisy bestialstwa, przywołane przez samych uczestników. Powstały opracowania szczegółowo dokumentujące zbrodnię, jej przebieg i skutki. Nie ma więc żadnych wątpliwości, kto, gdzie i kiedy dokonał masakry oraz kim były ofiary – tu przypomnijmy: kilkoro dzieci (najmłodsze miało zaledwie 1,5 roku), kobiety i mężczyźni, wszystko polscy cywile. Przez kilkadziesiąt powojennych lat głównie uczestnicy rozpowszechniali zakłamaną wersję, jakoby był to uzasadniony atak bohaterskich partyzantów na silnie umocniony garnizon niemiecki!

29 stycznia 1944 r. nad ranem na małą polską wieś (położoną z dala od innych siedzib ludzkich) napadła 120-osobowa grupa sowieckich „partyzantów” z pobliskiej Puszczy Rudnickiej. Oddziały te nosiły bardzo wzniosłe nazwy: „Śmierć Okupantom”, „Śmierć Faszyzmowi”, „Mściciel”, „Walka”, „Ku Zwycięstwu”, „Piorun”, „Margirio”, „Oddział im. Adama Mickiewicza”. Prawie połowę z nich stanowili sowieccy „partyzanci” narodowości żydowskiej. Nie ma na ich temat rzetelnej literatury historycznej z prawdziwym opisem czynów bojowych, bo tych było niewiele. Istotą ich działania było trwanie i pilnowanie sowieckiego porządku w kraju okupowanym do 1941 r. przez Sowietów, a później przez Niemców. „Akcji” w Koniuchach również nie da się zaliczyć do czynów bojowych, tym bardziej że skierowana była wyłącznie przeciwko bezbronnej ludności cywilnej, a jej celem miało być skuteczne zastraszenie okolicy. Makabryczna rzeź połączona z wyjątkowym bestialstwem trwała około godziny. Zginęło co najmniej 38 osób, kilkanaście było rannych, w tym kilka bardzo ciężko. Wieś została doszczętnie obrabowana i spalona, przestała istnieć.

Terror i rabunek

Po tragicznej w skutkach okupacji sowieckiej trwającej do 22 czerwca 1941 r., podczas której dziesiątki tysięcy Polaków straciło życie, a setki tysięcy wywieziono na Syberię, nowy okupant, tym razem niemiecki, stosował podobne metody podboju i utrzymania Kresów w swoim władaniu. Ale w terenie pozostały całe masy tzw. okrużeńców, czyli rozbitków z Armii Czerwonej. Nie wszyscy enkawudziści i przedstawiciele sowieckich władz komunistycznych i państwowych zdołali się ewakuować. W ciągu kilku miesięcy stworzyli oni liczną konspirację i z czasem zaczęli tworzyć własne oddziały „partyzanckie”. Nie miały one takiego charakteru jak Armia Krajowa – nastawiały się głównie na przetrwanie i manifestowanie istnienia władzy sowieckiej. Ale wobec wszelkich przeciwników (przede wszystkim AK) występowały zdecydowanie wrogo, także nikczemnie denuncjując ich nawet Niemcom. Coraz licznej przyłączali się do nich zbiegowie z gett, w tej okolicy przede wszystkim z pobliskiego Kowna. Ich ostoją była potężna i niedostępna Puszcza Rudnicka, w której sowieckie oddziały czuły się bezpiecznie. Mogły zatem bezkarnie terroryzować okoliczną ludność, nękać ją conocnymi napadami, rabować.

Mieszkaniec Rudnik i żołnierz VII Brygady Wileńskiej AK Witold Aładowicz „Bogdaniec” wspominał: „Kiedy przyszła władza sowiecka [1939], Żydzi zostali jej sympatykami, wielu wstąpiło do partii komunistycznej. Podczas okupacji Żydzi zaczęli denuncjować ziemian, oficerów polskich do NKWD. Członkowie rodzin, którym udało się uciec, wiedzieli, kto ich wydawał. Nie jest tajemnicą, że wśród NKWD-zistów nie brakowało osób narodowości żydowskiej. Z tego powodu niechętnie przyjmowano ich do oddziałów polskiej partyzantki. Podczas okupacji niemieckiej w Puszczy Rudnickiej mieściła się baza sowieckiej partyzantki z Żydami, złodziejami, byli w niej Polacy – komsomolcy z Gaju. Na Długiej Wyspie działał oddział ’Za rodinu’. Tu znajdował się południowy obkom partii. Utrzymywali się głównie z rabunków, bardzo lubili złoto i zegarki (…)”.

Jeden z uczestników, Israel Weiss, kilkanaście lat później napisał w swych wspomnieniach, że konflikty z ludnością polską miały charakter wyłącznie odwetowy i były to ekspedycje karne: „Przedsięwzięto karne kroki wobec kolaborantów, a jedna z wiosek, która była notoryczna w swej wrogości do Żydów, została całkowicie spalona” (Relacja Israela Weissa, w: Baruch Kaplinsky (red.), Pinkas Hrubieshov. Memorial to a Jewish Community in Poland, Tel Aviv 1962, s. XIII). Jednak każdy, kto niszczył w tak okrutny sposób polskie wioski, obiektywnie działał przecież na rzecz niemieckich okupantów. Było to bowiem zaplecze dla miejscowych oddziałów AK, które w przeciwieństwie do sowieckich „partyzantów” cały czas prowadziły walki z Niemcami.

Pili i śpiewali

Nawet wśród sprawców pojawiły się – nieliczne wprawdzie – wyrzuty sumienia, co tym bardziej warto odnotować: „Wioska Koniuchy stała się tylko wspomnieniem pełnym popiołów i trupów. Dostała nauczkę. Dowódca zebrał wszystkie oddziały, podziękował im za ich dobrze spełnione zadanie oraz rozkazał przygotować się do powrotu do bazy. Ludzie byli zmęczeni, ale z ich twarzy wyzierała satysfakcja i szczęście z wykonanego zadania. Tylko niewielu zdawało sobie sprawę, że popełniono straszliwy mord w ciągu godziny. Ci nieliczni wyglądali ponuro, smutno i mieli poczucie winy. (…)

Dotarliśmy do bazy późno w nocy. Byłem zmęczony i zmordowany, a więc zasnąłem od razu, tak jak większość z naszego oddziału. Jak się dowiedzieliśmy następnego dnia, pozostałe oddziały zostały przywitane jak bohaterowie za zniszczenie Koniuchów. Pili, jedli i śpiewali całą noc. Sprawiło im przyjemność zabijanie i niszczenie, a najbardziej picie” (Paul Bagriansky, „Koniuchi”, Pirsumim, Tel Aviv: Publications of the Museum of the Combatants and Partisans, nr 65-66 (grudzień 1988), s. 120-124).

Po latach jednak w coraz liczniej publikowanych wspomnieniach i relacjach żydowscy uczestnicy zbrodni licytowali się nawet liczbą ofiar, podnosząc ją i do trzystu osób. Sami jednak strat nie ponieśli żadnych, mimo że atakowali przecież silnie ufortyfikowany „garnizon niemiecki”.

Taktyka zaprzeczania

Gdy sprawa została nagłośniona po wszczęciu śledztwa przez IPN, zaczęły pojawiać się publikacje innego rodzaju, negujące istotę wydarzeń.

Historyk izraelski Dov Levin (były członek oddziału „Śmierć Okupantom”) stwierdził, że poruszenie tej sprawy spowodowane jest „złośliwymi intencjami”. Ale w 2007 r. litewski wymiar sprawiedliwości też wszczął podobne śledztwo. Reakcja środowiska żydowskiego była jednoznaczna – potępiono to jako „wybryk antysemicki”. Mieszkańcom Koniuch zarzucono natomiast, że mordowali Żydów, więc był to w pełni uzasadniony odwet, ponieważ byli… niemieckimi „kolaborantami”! Już nie padały argumenty, że stacjonował tam niemiecki garnizon. Ich rolę przejęli zatem… Polacy. Twierdzono również, że bezbronnych cywilów nie tknięto. Śledztwo bardzo szybko zostało umorzone.

Zaczęły się też ukazywać publikacje dzieci sprawców, w których przyjęto dodatkową linię obrony, ocierającą się o absurd dla osób jako tako znających ówczesne realia. Ale dla anglosaskiej opinii publicznej może to być przekonujące, bo skąd mają znać zawiłości okupacji w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym i w Polsce?

Na przykład w 2008 r. ukazała się książka Michaela Barta i Laurel Corony „Until Our Last Breath: A Holocaust Story of Love and Partisan Resistance” (New York: St. Martin’s Press, 2008). Jest to biografia Leizera Barta (policjanta z getta wileńskiego) i jego żony Zeni (Kseni) Lewinson-Bart, którzy byli w żydowskiej „partyzantce” w Puszczy Rudnickiej. Ich syn Michael napisał, że skoro nie wszyscy mieszkańcy spacyfikowanej wsi zginęli w tej makabrycznej akcji (to prawda, że nielicznym udało się zbiec i ocalić życie), to oznacza, iż „partyzanci” ich wcześniej o tym ostrzegli i ze szlachetnej litości pozwolili im… uciec: „Każdemu w miasteczku, kto się poddał, pozwolono odejść, lecz ci, którzy opierali się lub nie usłuchali wezwań, aby się poddać, zostali zabici”.

Książka zebrała entuzjastyczne recenzje, ponieważ jakoby ukazała „moralne dylematy członków żydowskiego ruchu oporu”. Przypomnijmy więc, że nie było to miasteczko, tylko głucha wieś. Mieszkańców nikt nie ostrzegł, przeciwnie – sprawcy zrobili wszystko, aby nikt nie uszedł z życiem, na szczęście nie do końca skutecznie. Polacy nie mogli się poddać, bo przecież i tak byli bezbronni, a sprawcy przystąpili do rzezi natychmiast.

Bez litości

Świadkowie nawet po kilkudziesięciu latach wspominali te wydarzenia ze zgrozą, jak np. Stanisława Woronis: „Partyzanci sowieccy często zaglądali do nas przedtem. Zwykle zjawiali się ze stanowczym rozkazem lub rewolwerem w ręku, byśmy dali kury, świniaka lub inną żywność. Potem dokonywali wręcz grabieżczych napadów, niczym bandyci. Nasi mężczyźni zbuntowali się. Nie mieliśmy czym karmić własne dzieci. U niektórych bieda aż piszczała. Kiedy zorganizowano samoobronę, rozprawiono się z nami w sposób bestialski, stosując mord i ogień. Mogłabym zrozumieć męskie porachunki, ale mordowania niewinnych ludzi, nigdy! To było gorsze niż wojna. Na wojnie ucieka się przed kulą. Tych, kogo w Koniuchach kula nie trafiła, lub tylko raniła, dobito żywcem. (…)

Strach i świst kul poza plecami będę pamiętać do końca dni. Tak, jak płonącą wieś, daremnie błagającą o litość.

Wróciliśmy do Koniuch nie od razu. Partyzanci sowieccy czuwali i nie daj Boże, jak kogoś znaleźli. Tego krwawego dnia zginęła też bliska rodzina mego męża. Dwudziestoletnia Ania Woronis słynęła na całą okolicę ze swej urody… Tak bardzo szkoda mi chłopaczka Antka Bobina. Młody, piękny, pracowity. Nie mieszkał tu, służył u gospodarzy gdzie indziej. Ale akurat odwiedził wieś rodzinną. Ojciec jego był w szpitalu w Bieniakoniach. A Antek tak niewinnie zginął… Podobnie było z rodziną Pilżysów, która przyjechała z Wilna, gdyż nabyła tu dom… Nie utrzymywaliśmy z nimi bliższych kontaktów, gdyż mieszkali dalej, za rzeką. Wiem jednak, że mieli dzieci… Czym zawiniły dzieci?… Molisowa np. miała córeczkę w wieku 1,5 roku. Trzymała ją na ręku, uciekając. Obie padły od kul…” („Nasza Gazeta” (Wilno) 29 III – 4 IV 2001 r.).

Rozkazy w jidysz

Dowódcą żydowskich oddziałów w Puszczy Rudnickiej był Abba Kovner. Jest on uważany za jednego z największych bohaterów żydowskiego ruchu oporu w Europie. W 1997 r. otrzymał w United States Holocaust Memorial Museum (założonym przez Miles Lerman Centre for Jewish Resistance) „Medal of Resistance”, a w 2001 r. jego żona Vitka Kempner Kovner otrzymała nagrodę specjalną „Certificate of Honor” za bohaterstwo i waleczne czyny. Podczas uroczystej ceremonii w Izraelu Vitka Kovner podkreśliła, że Żydzi walczący w Puszczy Rudnickiej sami uważali się za partyzantów żydowskich, nie sowieckich: „Jestem dumna z tego, że dane mi było walczyć jako Żydówce, członkini żydowskiego oddziału bojowego, pod rozkazami żydowskich dowódców, w którym mówiło się i wydawało rozkazy w jidisz” („United States Holocaust Memorial Museum”, Newsletter, February/March 2001). Wyróżniali się jednak nie tylko językiem, ale też wyglądem zewnętrznym.

Informację o tym, jak wyglądali „partyzanci sowieccy” z Puszczy Rudnickiej pod koniec okupacji niemieckiej (w lipcu 1944 r.), zawarł w swych wspomnieniach prof. Czesław Zgorzelski („Przywołane z pamięci”, Lublin 1996). Gdy przedzierał się z grupą innych osób z Wilna w stronę Lidy, postanowił zatrzymać się na niewielkim folwarczku w Bojkach: „Już zbliżaliśmy się do zabudowań, gdy zza ogrodzenia wyłonił się (…) pan Edward, (…) ostrzegł, że w pobliżu krąży banda (rzekomo partyzantów sowieckich) z Puszczy Rudnickiej: dziwacznie poprzebierani – w łachmanach, ale i w futrach, niektórzy z kolczykami w uszach, uzbrojeni w pistolety, nie wyglądali wcale na partyzanckie wojsko sowieckie. Przeszli tędy właśnie przed godziną”. Sowieci poddani byli bardzo surowej dyscyplinie wojskowej. Byli wprawdzie kompletnie zdemoralizowani, słynęli z gwałtów i rabunków, jednak nie chodzili po lesie w lipcu (!) w futrach i z kolczykami w uszach. Można więc być pewnym, o kogo chodziło.

Miles Lerman w referacie wygłoszonym na Uniwersytecie DePaul w Chicago w 1998 r. (był wówczas przewodniczącym Rady Muzeum Holokaustu w USA) stwierdził: „Żydowscy partyzanci byli zwykle pierwszymi ochotnikami w najbardziej niebezpiecznych akcjach. Fakty dowodzą, że Żydzi odgrywali pierwszoplanową rolę w partyzantce i walczyli odważnie w większości partyzanckich grup w całej Europie”. Jeśli tak, to akcja w Koniuchach (a wcześniej w Drzewicy, Nalibokach, Świńskiej Woli i wielu innych miejscach) chluby im nie przyniosła.

W Polsce Ludowej oczywiście nie można było takich spraw badać, a nawet ich przypominać. Ale nie do końca – Henoch Ziman vel Genrikas Zimanas, który był jednym z dowódców sowieckiej „partyzantki” w Puszczy Rudnickiej, został odznaczony… Orderem Wojennym Virtuti Militari. Mimo że sprawa znana jest od kilkunastu lat, kapituła Orderu dotychczas go tego zaszczytu nie pozbawiła. Dlaczego?

Dlaczego też „Gazeta Wyborcza”, tak czuła na wszelkie odchylenia od „oficjalnych” ustaleń, nie przeprowadzi własnego śledztwa dotyczącego tej zbrodni? W sprawie masakry z 8 maja 1943 r. w Nalibokach (w której zginęły 132 osoby, w tym wiele kobiet i dzieci) podjęła przecież taki trud. Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski zatytułowali swą książę tak: „Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich” (Biblioteka „Gazety Wyborczej”, Warszawa 2009). Co prawda, ich ustalenia zakończyły się katastrofą i obietnicą wydania nowej wersji, bo „prawdziwa historia” okazała się ocieraniem o plagiat i nieudolną kompilacją (redakcja zaznaczyła, że chodziło tylko o „braki i uchybienia”). Piotr Głuchowski zapowiedział, że „w drugim wydaniu książki błędów nie będzie”. Ponieważ do dziś drugiego wydania jednak nie ma, autorzy tego wiekopomnego dzieła mogą być nadal zajęci retuszem tamtej książki i być może nie mają czasu na badanie innej sprawy. A jeśli sprawę Naliboków już zarzucili (o czym może świadczyć znaczny upływ czasu), mogą się wziąć za sprawę Koniuch. Materiałów będą mieli aż nadto. I mogą wyprzedzić znacznie organa śledcze…

Leszek Żebrowski

Wieś Naliboki, leżąca dziś w obwodzie mińskim Białorusi, w okresie międzywojennym znajdowała się na obszarze województwa nowogródzkiego II Rzeczypospolitej. We wrześniu 1939 r., miejscowość licząca wówczas według różnych źródeł od 3 do 4 tys. mieszkańców, trafiła pod okupację sowiecką.
Począwszy od 1942 r., na wieś zaczęły napadać bandy rabunkowe rekrutujące się z rozbitych przez Niemców oddziałów sowieckich, ukrywających się w okolicznych lasach. W celu obrony miejscowej ludności przed atakami, w sierpniu 1942 r. powołano w Nalibokach niewielki oddział samoobrony pod dowództwem Eugeniusza Klimowicza. Wielu z jej członków od dawna działało w konspiracji w ZWZ-AK.
W lasach Puszczy Nalibockiej stacjonowała w tym czasie sowiecka partyzantka, której dowództwo chciało podporządkować sobie lokalną samoobronę, do czego jednak, mimo prowadzonych rozmów, nie doszło. Zawarto jedynie porozumienie, na mocy którego partyzanci sowieccy i członkowie samoobrony mieli zaniechać wzajemnych napadów.
Mimo tych ustaleń, 8 maja 1943 r. oddziały radzieckich partyzantów na czele z Pawłem Gulewiczem z tzw. Brygady Stalina, wkroczyły do wsi. W skład oddziału wchodziła grupa osób pochodzenia żydowskiego, prowadzona prawdopodobnie przez Tewje Bielskiego. Był on znanym w Puszczy Nalibockiej przywódcą żydowskiego oddziału partyzanckiego, tzw. Otriad Bielskich, współpracującego z sowietami przeciwko Polsce.
Napastnicy zatrzymywali głównie mężczyzn i rozstrzeliwali nieopodal domów pojedynczo lub w kilku- i kilkunastoosobowych grupach. Z domów zabierano odzież, buty, żywność, z zagród - konie i bydło.
Część bandytów była wyposażona w pochodnie-rury z łatwopalną substancją. Spalono kościół wraz z dokumentacją parafialną, szkołę, budynek gminy, pocztę, remizę oraz część domów mieszkalnych.
Podczas  trwającego ok. 2-3 godzin ataku zabito ok. 130 osób, przeważnie mężczyzn, ale wśród ofiar były również kobiety i dzieci. Według źródeł sowieckich zginęło 250 osób, a sama akcja określona została jako „skuteczne rozbicie niemieckiego garnizonu samochowy” (samoobrony). Późniejsze badania przez historyków nie potwierdzają jednak obecności Niemców.
6 sierpnia 1943 r. wieś została ponownie spacyfikowana, tym razem przez oddziały niemieckie, a jej mieszkańców wywieziono w głąb Rzeszy na roboty przymusowe.
Dowódca samoobrony, Eugeniusz Klimowicz, oskarżony o udział w zabójstwach partyzantów radzieckich, wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z dnia 19 października 1951 r., został skazany na karę śmierci, zamienioną następnie na karę dożywotniego więzienia.
W 1957 r. Sąd Najwyższy uchylił zaskarżony wyrok i sprawę przekazał do ponownego rozpoznania. Prokuratura, po sprawdzeniu linii obrony Klimowicza, umorzyła postępowanie wobec braku dowodów winy.
W marcu 2001 r., Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi, na wniosek Kongresu Polonii Kanadyjskiej, rozpoczęła śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych przez partyzantów radzieckich w Nalibokach, w tym domniemanego udziału w niej osób pochodzenia żydowskiego. Na 80 dotychczas przesłuchanych świadków masakry kilkunastu rozpoznało wśród atakujących osoby narodowości żydowskiej.

 

Z archiwum Blogmedia24.pl

Sprawa finansowania filmu "Defiance ("Opór")" 
Zbiór tekstów fim "Opór" i inne

Wspomnienia Blaichmana
Powojenny "polski antysemityzm" a realia
Bohaterowie Zmagań z Antysemityzmem
Książka Franka Blaichmana „Wolę zginąć, walcząc”.  byłego oficera UB
AK była antysemicka, NSZ wykonywały rozkazy Niemców – pisze w swej książce były porucznik UB Frank Blaichman
"Opór" budżet filmu - podsumowanie
Film "Defiance" ("Opór"), zbrodnia w Nalibokach, bracia Bielscy - internetowy spis treści
Film "Defiance" - interwencja o prawdę historyczną

 

 

Etykietowanie:

15 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Film "Defiance" ("Opór"),

Film "Defiance" ("Opór"), zbrodnia w Nalibokach, bracia Bielscy - internetowy spis treści
Film "Defiance" - interwencja o prawdę historyczną


za pośrednictwem strony www.blogmedia24.pl złożyła oficjalny protest przeciwko ukazaniu się filmu

http://ww2.tvp.pl/5514,20090119865835.strona

http://www.blogmedia24.pl/node/9137

 


Książka "Odwet" idzie na przemiał






"Dziennik" pisze, że cały niesprzedany nakład książki
"Odwet", przedstawianej jako prawdziwa historia żydowskich partyzantów -
braci Bielskich - zostanie wycofany ze sprzedaży. Według gazety autorom
książki - reportażystom "Gazety Wyborczej" Piotrowi Głuchowskiemu i
Marcinowi Kowalskiemu - naukowcy zarzucili kradzież intelektualną.  
»Dzięki dyskusji, jaka rozwija się na temat skomplikowanych i mocno
zakłamanych wydarzeń na Kresach Północno-Wschodnich II RP w prasie, film
Edwarda Zwicka "Opór" zszedł (na szczęście) na drugi (a może nawet na
jeszcze dalszy) plan. I słusznie, bo poza warstwą (anty) historyczną
krytycy dostrzegli, że nie jest to wybitne dzieło. Ciężar dyskusji
przesunął się natomiast na publikacje prasowe dziennikarzy "Gazety
Wyborczej": Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego, i na ich
osławioną już książkę "Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich"
(Biblioteka "Gazety Wyborczej", Warszawa 2009).

Z kilku ważnych wypowiedzi warto zwrócić szczególną uwagę
na dwie. Pierwsza z nich to "Recenzja książki "Odwet. Prawdziwa
historia braci Bielskich'" pióra Dariusza Libionki i Moniki
Adamczyk-Garbowskiej (zob. "Gazeta Wyborcza" z 31 stycznia - 1 lutego
2009 r.). Druga zaś to odpowiedź Piotra Głuchowskiego "Nie pretendujemy
do miana historyków" ("GW" z 2 lutego 2009 r.). Całą sprawę na łamach
"Wyborczej" miał zakończyć bardzo krytyczny artykuł Libionki i
Adamczyk-Garbowskiej (6 lutego), zarzucający tak obfite korzystanie
przez Głuchowskiego i Kowalskiego z zapożyczeń z książki Nechamy Tec
(bez jakiegokolwiek zaznaczenia), że można to uznać za prawie plagiat.
Głuchowski w tym samym numerze "GW" buńczucznie zapowiedział, że
pominięcie odniesień do książki Tec, to tylko "błąd" i, co więcej, że "w
drugim wydaniu książki błędów nie będzie". Jednak już wiemy, że
pierwsze wydanie "Gazeta Wyborcza" przeznaczyła na przemiał, aby uniknąć
dalszej kompromitacji. Miało być nawet jakieś specjalne oświadczenie
redakcji, ale do publicznych przeprosin nie doszło. Jedyne, na co "GW"
się zdobyła, to lakoniczne stwierdzenie: "na tym kończymy spór wokół
książki".



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. J.Małyszko/Nasz

zdjecie

J.Małyszko/Nasz Dziennik

Zbrodnia umorzona

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/66602,zbrodnia-umorzona.html

W lutym ma zostać umorzone śledztwo w sprawie mordu na mieszkańcach Koniuch dokonanego przez sowieckich partyzantów w 1944 roku.

 

– Czynności w śledztwie zostały zakończone w zeszłym roku, a w tej
chwili jest sporządzana decyzja końcowa, będzie to umorzenie
postępowania wobec śmierci części sprawców i niewykrycia pozostałych –
mówi „Naszemu Dziennikowi” prok. Anna Gałkiewicz, naczelnik pionu
śledczego łódzkiego oddziału IPN.

Na potwierdzenie śmierci części sprawców śledczy posiadają akty
zgonu, ale w przypadku pozostałych nie udało się ustalić tożsamości. W
tej chwili postanowienie jest przygotowywane i zostanie wydane w lutym.

Gałkiewicz podkreśla, że w śledztwie korzystano z pomocy prawnej
kierowanej do kilku krajów, jak Białoruś, Rosja czy Izrael. Prokuratura
przesłuchała świadków żyjących w kraju, a w drodze pomocy prawnej także
mieszkających za granicą. Z Litwy uzyskano zeznania m.in. mieszkańców
Koniuch, którzy byli naocznymi świadkami zbrodni. Zgromadzono również
wiele materiałów archiwalnych, jak meldunki policji litewskiej,
szyfrogramy partyzantów sowieckich, kopie ich akt osobowych, w których
są informacje o ich uczestnictwie w ataku, oraz kopie dzienników
bojowych sowieckich oddziałów.

– W śledztwie przesłuchano 63 świadków zamieszkałych w Polsce,
Republice Litewskiej, Republice Białorusi, Izraelu. Większość
zgromadzonego materiału dowodowego to dokumenty archiwalne – zaznacza
prokurator.

Przez pewien czas był problem z uzyskaniem pomocy z Litwy, ale
ostatecznie udało się to w 2012 roku. – Za zgodą prokuratury litewskiej w
prokuraturze obwodowej rejonu Soleczniki byli prokuratorzy komisji i
tam zapoznawali się z aktami prowadzonego przez stronę litewską
śledztwa, przywieźli część nowych dokumentów – mówi Gałkiewicz.

Pozyskane dowody nie zmieniały głównych ustaleń śledztwa, z których
wynika, że zbrodni dokonały wielonarodowe oddziały partyzantki
sowieckiej. – Sprawcy byli partyzantami różnych narodowości, wśród nich
byli także partyzanci narodowości żydowskiej – wskazuje naczelnik
łódzkiego pionu śledczego.

Wieś Koniuchy na Wileńszczyźnie została zaatakowana nad ranem 29
stycznia 1944 r. przez 120-150-osobową grupę partyzantów sowieckich.
Pochodzili oni z różnych oddziałów stacjonujących w Puszczy Rudnickiej,
takich jak: „Śmierć Okupantowi”, „Śmierć Faszyzmowi”, „Piorun”,
„Margirio”, oddział im. Adama Mickiewicza. Oddziały były
wielonarodowościowe. Dużą ich część, bo ok. 50 osób, stanowili
partyzanci narodowości żydowskiej. W wyniku ataku, który trwał około 2
godzin, zginęło co najmniej 38 osób, a kilkanaście zostało rannych.
Wśród zabitych byli nie tylko mężczyźni, lecz także kobiety i małe
dzieci. Partyzanci podpalili wieś, dlatego część ofiar spaliła się w
swoich domach, a resztę zastrzelono. Wcześniej partyzantka sowiecka
wielokrotnie napadała na wsie, dokonując rabunku żywności i odzieży. W
reakcji na to we wsi powstał oddział samoobrony.

Polscy świadkowie zwracają uwagę, że całością akcji dowodził Genrikas
Zimanas (Henoch Ziman), który po wojnie został odznaczony przez władze
PRL Orderem Virtuti Militari. Do dzisiaj nikt mu go nie odebrał.

Zenon Baranowski

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. A.Karpowicz/- Niechciane

zdjecie

A.Karpowicz/-

Niechciane śledztwo

http://www.naszdziennik.pl/mysl/66616,niechciane-sledztwo.html

Przed siedemdziesięciu laty, 29 stycznia 1944
r., „partyzanci” sowieccy stacjonujący w Puszczy Rudnickiej otoczyli
niewielką polską wieś Koniuchy na Wileńszczyźnie. Pod zarzutem
kolaboracji z okupantem niemieckim dokonali na mieszkańcach strasznego
mordu i puścili z dymem wszystkie zabudowania.

W rzeczywistości owa „kolaboracja” polegała na mało skutecznej próbie
przeciwdziałania nieustannym rabunkom dokonywanym przez sowieckich
„partyzantów”.

Chaim Lazar, jeden z licznych „partyzantów” żydowskich biorących
udział w tej „akcji”, wspominał: „Nasz oddział otrzymał rozkaz, aby
zniszczyć wszystko, co się rusza, i zamienić wieś w popioły”. Tak się
też stało. W ciągu jednej nocy życie straciło 36 osób, a 14 zostało
ciężko rannych. Prawdopodobnie były dalsze zgony. Zginęło co najmniej 40
Polaków, w tym kobiety i dzieci.

Rozmiary tej tragedii dorównują więc pogromowi kieleckiemu. Ale w
odróżnieniu od jego sprawców Genrikas Zimanas vel Gienrich (Henoch)
Ziman ps. „Jurgis”, który dowodził całością „akcji”, został po wojnie
odznaczony w PRL Orderem Virtuti Militari! „Partyzanci”, którzy
popełnili tę zbrodnię – przeważnie uciekinierzy z getta wileńskiego – po
wojnie przenieśli się do Polski Ludowej, gdzie byli bezkarni.

Gdy w lutym 2001 r. Kongres Polonii Kanadyjskiej zwrócił się do
Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytut Pamięci
Narodowej o podjęcie śledztwa w sprawie okrutnego mordu w Koniuchach,
nie mogliśmy przewidzieć, że potrwa ono aż do dzisiaj – czyli 13 lat.
Nic nie wskazuje na to, by faktycznie miało się ono ku końcowi.

Zaznaczyć należy, iż od samego początku nie brakowało dowodów w tej
sprawie. Powstały liczne relacje sprawców opisujące przebieg „akcji” i
dokonanej rzezi. Część sprawców jest znana z imienia i nazwiska.
Dostarczono z archiwów wileńskich obszerną dokumentację sowiecką
dotyczącą tej „akcji” oraz kartoteki „partyzantów” sowieckich. Obszerny
pakiet informacyjny umieściliśmy na portalu internetowym Kongresu Polonii Kanadyjskiej:  oraz na portalu krajowym.

Zanosi się na to, że 70. rocznica masakry w Koniuchach minie bez
większego echa i bez zainteresowania ze strony IPN oraz władz polskich.
Od ujawnienia masakry w 2001 roku nie ukazała się ani jedna publikacja
poświęcona tej zbrodni, nie odbyła się żadna konferencja naukowa, nie
podano do wiadomości informacji o oficjalnych obchodach 70. rocznicy.

Nie pozostało nam więc – w tym naszym ostatnim wystąpieniu w tej
sprawie – nic oprócz przypomnienia niektórych wymownych świadectw
niedoszłych ofiar i samych sprawców.

Antoni Gikiewicz: „…okrążyli całą wieś i wszystkich po kolei mordowali”.

Stanisława Woronis: „…kogo tylko Sowieci znaleźli w krzakach czy w jamie – zabijali”.

Stanisław Wojtkiewicz: „…nie oszczędzali nawet kobiet w ciąży”.

Edward Tubin, wówczas 13-letni mieszkaniec wsi, tak to zapamiętał:
„Nie było różnicy, kogo złapali, to wszystkich bili. Nawet kobietę
jedną, uciekała tam w las ku cmentarzu, to nie strzelali, ale kamieniem
zabili, kamieniem w głowę. Jak mamę zabili, to może z 8 kul po piersiach
puścili (…). Wojtkiewicza żona była w ciąży i chłopak był, nie miał
nawet 2 latka. Zabili ją, a chłopak został żywy. Przynieśli słomę, na
nią rzucili, zapalili. Temu chłopaczkowi nogi poopalało – paluszki jemu
odpadły. Przeżył pod tą matką. Jak zapalili, to tylko nogi mu się
spaliły. Było strasznie, było strasznie, nie przepuścili nikomu”.

Chaim Lazar, „partyzant”: „Sztab Brygady zdecydował zrównać Koniuchy z
ziemią, aby dać przykład innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych
partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń,
wyruszyło w stronę tej wsi. Między nimi było około 50 Żydów [z tzw.
Brygady Wileńskiej – oprócz tego Żydzi z tzw. Brygady Litewskiej także
uczestniczyli w tej akcji], którymi dowodził Jaakow (Jakub) Prenner. O
północy dotarli w okolicę wioski i zajęli pozycje wyjściowe. Mieli
rozkaz, aby nie darować nikomu życia. Nawet bydło i nierogacizna miały
być wybite (…). Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci palili
domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. (…)
Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd
czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby
przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los.
Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich,
w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt”.

Isaac Kowalski, „partyzant”: „Dokładnie o ustalonej godzinie i
minucie wszyscy partyzanci z czterech stron wsi otworzyli ogień z
karabinów ręcznych i maszynowych, strzelając kulami zapalającymi w
zabudowania wioski. Tym sposobem dachy gospodarstw zaczęły się palić.
(…) po dwóch godzinach wioska (…) została zniszczona”.

Abraham Zeleznikow, „partyzant” z tzw. Brygady Litewskiej:
„Wszystkich mieliśmy wybić. Zabroniono nam zabierać czegokolwiek z
wioski. Partyzanci okrążyli wioskę, wszystko podpalono, każde zwierzę,
każdego człowieka zabito. A jeden z moich kolegów, znajomych, partyzant,
wziął kobietę, położył jej głowę na kamień, i zabił ją kamieniem”.

Paul Bagriansky, „partyzant” z tzw. Brygady Litewskiej: „Gdy dotarłem
do oddziału, aby przekazać nowe rozkazy, zobaczyłem straszny,
przerażający obraz. (…) Na małej polance w lesie leżały półkolem ciała
sześciu kobiet w różnym wieku i dwóch mężczyzn. Ciała były rozebrane i
położone na plecach. Padało na nie światło księżyca. Jeden po drugim
partyzanci strzelali trupom między nogi. Gdy kule dosięgały nerwów,
trupy reagowały jak żywe. Drgały i wykrzywiały się przez kilka sekund.
Trupy kobiet reagowały w bardziej gwałtowny sposób niż mężczyzn. Wszyscy
partyzanci z tego oddziału brali udział w tej okrutnej zabawie, śmiejąc
się w dzikim szaleństwie. Najpierw przestraszyłem się tym
przedstawieniem, ale potem zaczęło mnie ono w chory sposób interesować.
(…) Im się nie spieszyło. I dopiero jak trupy przestały reagować na
kule, przemieścili się na nową pozycję”.

Hanna Sokolska

Aktualiza

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

4. Wczoraj resort pokazal Polakom "Opór" w telewizorze

Wiadomo, monopol na pierwszeństwa ma przy takiej mokrej robocie TVN.

avatar użytkownika Maryla

5. @kazef

to jest ta "misja", na którą maja płacić komercyjnej tv Polacy w abonamencie.
Zdrojewski i Dworak szykują ustawę medialną.
Nie oglądam TVN.
Nie wiedziałam, że dali te kłamstwa w TVN. Uważają, ze sprawa przyschła, ludzie zapomnieli i mozna serwować wszystkie kłamliwe, antypolskie świństwa.

  • STACJA: TVN
  • DZIEŃ: Wtorek (2014-01-28)
  • GODZINA: 21.35
  • CZAS: 170
Tytuł: Opór
Kategoria: Film fabularny
Produkcja: USA 2008
Reżyseria: Edward Zwick
Opis: Rok 1941. Na terenach okupowanych przez
nazistów żydzi padają ofiarą masowych mordów. W okręgu Komisariatu
Rzeszy Białoruś, w Nowogródku, ginie niemal cała rodzina Bielskich. Przy
życiu zostają czterej bracia: Tewje, Aleksander "Zus", Asael i Aron.
Formują oni oddział partyzancki, który ma walczyć z hitlerowcami i
kolaborantami. Wkrótce grupa powiększa się o uciekinierów z okolicznych
wsi i miasteczek. Kryjówka w Puszczy Nalibockiej rozrasta się do osady
zwanej "Leśnym Jeruzalem". Niebawem między Tewjem i "Zusem" dochodzi do
konfliktu.

http://www.wirtualnemedia.pl/program-telewizyjny/tvn/opor/31981687



Oceń program

Aktualna ocena: 0



http://www.telemagazyn.pl/program-tv/1000015264787,opor,id,t.html

Pocieszające, że film nie wzbudził żadnego zainteresowania widzów, pod linkami ZERO ocen
TVN – 21:35, 28.01.2014

Ocena internautów:

(0 głosów) |

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

6. TVN

puścił agitkę filmową w rocznicę zbrodni w Koniuchach. Stare ubeckie praktyki.

avatar użytkownika Deżawi

7. 'Bez zainteresowania ze strony IPN'

IPN ma bez wątpienia olbrzymie zasługi w wyjaśnianiu naszej trudnej historii.

Jednak bardzo wymowna jest postawa IPN wobec pewnych (wcale nie wyjątkowych) zdarzeń.

Choćby przywołane już wcześniej Jedwabne i Kielce, ale także KL Warschau, a to dopiero wstęp wyliczania.

Zdaje się, że w ubiegłym roku, Jan Tomasz Gross wystąpił z prelekcją kojarzoną szerzej z IPN, już nie pamiętam dokładnie, czy jako współorganizatorem spotkań, czy udostępniającym pomieszczeń (co w sumie na jedno wychodzi).

Ostatnie wypowiedzi śp. Janusza Kurtyki również nie napawają optymizmem.

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Maryla

8. historia kryminalisty Bielskiego 11/20/2007

http://www.nbcnews.com/id/21904501/#.UulK3LTdiUl
Palm Beach na Florydzie - W Europie Wschodniej podczas II wojny światowej , młody Aron Bielski i jego trzej starsi bracia mieli ratować w walce zbrojnej Zydów w czasie Zagłady .

Bracia Bielscy zostali uznani za bohaterów , a ich wyczyny zostały opisane w książkach , powstał film dokumentalny i film Hollywood wychodzi w przyszłym roku .

Ale teraz jedyny żyjący Bielski brat jest nazywany jest inaczej -oszustem .

Teraz wiadomo , że Aron Bell został aresztowany za oszustwo na 93 -letniej kobiecie , katoliczce, która przeżyła Holocaust . Bell i jego żona Henryka lat 58 są oskarżeni o oszukiwanie staruszki i przejęcia kontroli nad więcej niż $ 250.000 w różnych rachunkach bankowych .

Według policji para następnie przekonała kobietę, że zabierają ją na wakacje do jej ojczystego kraju i zamiast tego umieścili ją w domu opieki aby nie wróciła do Palm Beach .

Za te zarzuty parze oszustów grozi do 90 lat więzienia .

----------------------------------------------------------

Prawda czasu, prawda ekranu


„Medal of Resistance”, czyli United States Holocaust Memorial Museum.
Order ten otrzymal w 1997 roku Abba Kovner, dowódca żydowskich oddziałów
w Puszczy Rudnickiej . Jest on uważany za jednego z największych
bohaterów żydowskiego ruchu oporu w Europie. A jego małzonka, Vitka
Kempner Kovner otrzymała w 2001 roku nagrodę specjalną „Certificate of
Honor” za bohaterstwo i waleczne czyny. Podczas uroczystej ceremonii w
Izraelu Vitka Kovner podkreśliła, że Żydzi walczący w Puszczy Rudnickiej
sami uważali się za partyzantów żydowskich, nie sowieckich:
„Jestem
dumna z tego, że dane mi było walczyć jako Żydówce, członkini
żydowskiego oddziału bojowego, pod rozkazami żydowskich dowódców, w
którym mówiło się i wydawało rozkazy w jidisz”
(„United States Holocaust Memorial Museum”, Newsletter, February/March 2001).

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

9. Jak TVN uczcił 70. rocznicę

Jak TVN uczcił 70. rocznicę mordu na Polakach przez partyzantów sowieckich i żydowskich, emitując film pełen historycznych przekłamań
http://niezlomni.com/?p=8211

oporFilm „Opór” wyemitowany został 28 stycznia na kanale TVN, czyli dzień przed 70. rocznicą zbrodni w Koniuchach

Więcej o zbrodni w Koniuchach przeczytasz TUTAJ

Od miesięcy robiono medialny szum wokół superprodukcji
Hollywoodu, czyli filmu “Opór” (“Defiance”) z Danielem Craigiem w roli
głównej.
Aktor ten jest znany przede wszystkim jako kolejne wcielenie “Agenta 007″, czyli fikcyjnego Jamesa Bonda, dokonującego na ekranach rzeczy niemożliwych i to z niezwykłą łatwością.

Był to
trafny wybór. Aktor w filmie “Opór” miał bowiem pokazać również rzeczy,
które tak naprawdę nie miały miejsca w rzeczywistości. Twórcom nie
przeszkadzało jednak informować widzów już w zwiastunach, że film jest
oparty na faktach
.

A więc – prawda czy nieprawda? Czy to, co zobaczymy na ekranach,
wydarzyło się w rzeczywistości, czy też jest to kolejna fikcja literacka
nastawiona na toporną propagandę i indoktrynację w ustalonym z góry
kierunku?

“Badacze” z “Wyborczej”

Rzecz komplikuje się jeszcze bardziej, bo oto “Gazeta
Wyborcza” oddelegowała dwóch swych redaktorów do zbadania i opisania
historii braci Bielskich.
Autorzy, Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski, zatytułowali książę tak: “Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich” (Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa 2009).

Czy z prawdą można polemizować? Jeśli rzecz została zbadana starannie
i jest odpowiednio udokumentowana, bez pomijania czegokolwiek, co rzuca
choćby cień na tok rozważań autorów, to oczywiście polemika nie ma
sensu. Wystarczą same pochwały. Ale jeśli tak nie jest? Jeśli
film, a w ślad za nim książka aż tak prawdziwa nie jest, to jak
najbardziej – nie tylko można, ale po prostu trzeba stawić opór czarnej,
jednostronnej propagandzie.

W 1994
r. Adam Michnik ogłosił na łamach swej gazety, że “zdolność do
konfrontowania się z ciemnymi epizodami własnego dziedzictwa jest dla
każdego narodu egzaminem z dojrzałości demokratycznej. Twierdzę, że
Polacy dojrzeli do demokracji, co znaczy, że mają prawo do pełnej prawdy
o własnej przeszłości”. Wtedy chodziło o osławioną sprawę Powstania
Warszawskiego i podparcie jakimś autorytetem tego, co na łamach
“Wyborczej” napisał jej ówczesny kierownik działu kulturalnego Michał
Cichy. Później wyszło na jaw, że autor paszkwilu na powstańców
warszawskich preparował dokumenty, fałszował cytaty i – choć sam
historyk z wykształcenia – wykonał pracę nie tyle historyczną, co
histeryczną. Następnie zniknął na wiele lat…

Nie była to jedyna taka dyskusja na łamach tejże gazety. Tak
samo było bowiem ze sprawą Jaffy Eliach i tym, co napisała o
Ejszyszkach, jak to oddziały AK gromiły Żydów w nowej, sowieckiej już
rzeczywistości.
W tym przypadku również dyskusja została
przerwana w miejscu najmniej wygodnym, gdy ukazały się rzeczowe
publikacje, podparte solidną faktografią i badaniami źródłowymi, które
gazetowe “ustalenia” obracały w perzynę.

Od redakcji:

Życie dopisało zakończenie:

W lutym 2009 r. Agora SA, wydawca książki „Odwet. Prawdziwa
historia braci Bielskich” Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego,
zdecydowała się wycofać to wydanie z dystrybucji. Planowane jest drugie
wydanie, jeżeli autorzy poprawią błędy wytknięte im przez recenzentów
książki. Do dziś takie się nie ukazało…

wycofana ze sprzedaży książka

wycofana ze sprzedaży książka

100 km od miejsca zbrodni…

Jeśli tak zasobna gazeta, którą stać przecież na
wynajęcie profesjonalistów, mających lepsze przygotowanie do badania
historii niż to, jakie nam zaprezentował jeden z autorów, traktuje
sprawę po macoszemu, powierzając ją osobom w ogóle do tego
nieprzygotowanym, to rezultaty muszą być takie, jakie są. A są bardzo
marne. Oto co według własnego mniemania ustalili dziennikarze “Gazety Wyborczej”:
“Pojechaliśmy na Białoruś, odnaleźliśmy ludzi, którzy pamiętają
Bielskich oraz sowieckie dokumenty, gdzie partyzanccy dowódcy opisują
mord w Nalibokach jako zwycięstwo w walce z ‘niemieckim garnizonem’. W
archiwach są nazwiska czterech dowódców akcji nagrodzonych za ten ‘bój’ –
to towarzysze Gulewicz, Muratow, Szaszkin i Surkiew. Paweł Gulewicz
wymieniony jest jako ten, który osobiście zabił czterech ‘faszystowskich
pachołków’.

Znaleźliśmy też ostatnich żyjących partyzantów Bielskiego: mieszkają
na Białorusi, w USA i w Anglii. Ich relacje zgadzają się z zawartością
sowieckich archiwów – w dniu pacyfikacji Naliboków (8 maja 1943 r.) –
oddział Tewjego Bielskiego stacjonował 100 kilometrów dalej.

- Byli wtedy w miejscowości Stara Huta – opowiada Tamara Wiarszycka,
historyk i dyrektor muzeum regionalnego w Nowogródku, gdzie znajduje się
największy zbiór dokumentów pozostałych po Bielskich. – Do Puszczy
Nalibockiej przeszli dopiero parę miesięcy później, o czym można
przeczytać w opublikowanych już dawno relacjach”
(http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,6124559,Prawdziwa_histori...).

Na oko wszystko wygląda wiarygodnie: pojechali, sprawdzili, zbadali,
rozmawiali i wszystko opisali najlepiej, jak tylko potrafili. Ale
z poznawczego punktu widzenia znacznie ważniejsze jest to, czego nie
sprawdzili, nie zbadali i nie opisali. Pominięte jest bowiem wszystko
to, co przeczyło z góry założonej tezie: że oddział Bielskich nie
uczestniczył w masakrze. Ważne jest zatem to, co mówi jakaś Tamara
Wiarszycka z Białorusi (czy znane są jej jakiekolwiek poważne publikacje
na ten temat, skoro autorzy mianują ją historykiem?). Ale nie jest
ważne to, co można znaleźć w dokumentach i relacjach, a co przeczy
jedynie słusznej wersji.

kadr z filmu

kadr z filmu

Niewątpliwie “historycy” z “Wyborczej” mają poważne problemy z
geografią. Choćby z publikacji Nechamy Tec wiemy, gdzie grupa
Bielskiego przebywała w kwietniu i maju 1943 roku. Były to m.in. lasy
jasionowskie, nieco na zachód od Wsieluba i rodzinnej wsi Bielskich –
Stankiewicz. To niespełna 50 km od Naliboków! A skądinąd wiemy, że na
osławione “operacje gospodarcze” uzbrojone grupy od Bielskiego
wyprawiały się w promieniu nawet 80-90 km od swych obozów, nie odległość
stała więc na przeszkodzie ich udziału w opisywanej pacyfikacji.

Do tego jeden ze znanych historyków młodszego
pokolenia natychmiast po artykule Głuchowskiego i Kowalskiego
autorytatywnie oświadczył w informacyjnym serwisie telewizyjnym, że
grupa Bielskiego w tym czasie stacjonowała “100 km od Naliboków”, więc
udziału w tym nie brała. A szacunek dla słowa i własnej reputacji to już
się nie liczy?

Mijają lata, śledztwo stoi w miejscu

Niepokojące jest również to, że prawdopodobnie i śledztwo
IPN, mimo początkowych ustaleń, zmierza w stronę wykluczenia partyzantów
żydowskich z udziału w masakrze. Świadczyć o tym może informacja
Polskiej Agencji Prasowej z 14 stycznia br.
:

Rzecznik IPN Andrzej Arseniuk
poinformował, że kilku świadków mordu dokonanego w 1943 r. przez
partyzantów sowieckich na polskich mieszkańcach wsi Naliboki zeznaje, iż
wśród atakujących byli partyzanci od Bielskiego, jednak zeznania te
‘nie są poparte dokumentami archiwalnymi’. (…) Pytany przez PAP, jaką
wiedzę na temat udziału Żydów z oddziału Bielskiego w zbrodni w
Nalibokach posiada IPN, Arseniuk wyjaśnił, że, ‘kilku świadków
lakonicznie zeznaje, że wśród atakujących byli partyzanci od Bielskiego;
świadkowie nie wskazują jednak, na jakich przesłankach opierają to
twierdzenie; ponadto zeznania te nie są poparte żadnymi innymi dowodami,
np. dokumentami archiwalnymi’. Arseniuk zaznaczył jednocześnie, że
część historyków również wskazuje na udział partyzantów z Oddziału
Bielskiego w ataku na Naliboki, jednak autorzy nie przywołują w swych
opracowaniach źródeł tych informacji.

Piotr Głuchowski

Piotr Głuchowski

Należy tu rozróżnić dwie rzeczy: naszą wiedzę o wydarzeniach (która
zawsze będzie niepełna, ale z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa można
je przecież zrekonstruować) od wymogów procesowych i stawiania zarzutów
konkretnym osobom. W końcu jak świadkowie mają pamiętać, po
kilkudziesięciu latach, twarze i dokładne nazwiska (oraz inne dane
personalne) sprawców? Ale ewentualne umorzenie sprawy przez IPN nie
będzie wcale oznaczać, że grupy “bojców” od Tewje Bielskiego nie były
obecne w Nalibokach.

Skąd się biorą kontrowersje

Jaki jest stan wiedzy o “obozie rodzinnym” braci Bielskich?
Bohater filmu i gazetowej “powieści dla ludzi” Tewje Bielski doczekał
się sporej literatury, także historycznej. Występuje również w wielu
materiałach uznawanych za źródła historyczne (niezależnie od
konieczności przeprowadzenia ich krytyki). Dwie rzeczy są niewątpliwie
prawdziwe: że Tewje Bielski istniał naprawdę oraz że trzymał żelazną
ręką (wraz ze swymi młodszymi braćmi i grupą najbardziej zaufanych osób)
“obóz rodzinny”, w którym uratowało się 1200 osób pochodzenia
żydowskiego. Rzecz nie wzbudzałaby prawdopodobnie żadnych kontrowersji
(nawet fantastyczne opisy walk z niemieckimi kolumnami pancernymi),
gdyby nie fakt, że od kilku lat toczy się (co prawda bardzo niemrawo)
śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej w sprawie pacyfikacji polskiego
kresowego miasteczka położonego na skraju Puszczy Nalibockiej. Wydarzenia,
jakie miały miejsce wczesnym rankiem 8 maja 1943 r., zapadły głęboko w
pamięć mieszkańców, a na skutek wielu publikacji z ostatnich lat sprawa
stała się w miarę głośna.

W tym
dniu Naliboki zostały bowiem brutalnie zaatakowane przez oddziały
partyzantki sowieckiej. Zginęło około 130 mieszkańców, w tym kobiety i
dzieci. To również nie wzbudzałoby tak wielkich emocji i z pewnością
“Gazeta Wyborcza” nie chciałaby poświęcać tak wiele sił, środków i
miejsca na swych łamach jednej z wielu wojennych zbrodni. Kontrowersje
pojawiają się dlatego, że wedle niektórych źródeł (w tym także
żydowskich), a także pamięci poszkodowanych, w pacyfikacji Naliboków
brali udział również partyzanci żydowscy, pełniący służbę w ramach
partyzantki sowieckiej. I zapewne tylko tym da się wytłumaczyć takie
medialne zaangażowanie wielkiego koncernu prasowego.

Wacław Nowicki – świadek niewygodny, więc niewiarygodny

Najbardziej przejmujący i pełny opis wydarzeń zawarty jest we wspomnieniach Wacława Nowickiego, bezpośredniego świadka zbrodni:

Godzina 5 rano, 8 maja 1943 roku.
Długa seria z kaemu rozpruła poniżej okien frontową ścianę naszego domu,
stojącą pod nią kanapę, przeleciała przez pokój i ugrzęzła w
przeciwległej ścianie zaledwie kilka centymetrów nad naszymi głowami.
(…) Mama dopadła okna.

- Wieś płonie! – krzyczy. (…) O godzinie 7.00 strzały i jęki ucichły.
Zewsząd wiało grozą śmierci i zniszczenia. Ocaleni od pogromu mogli
teraz zobaczyć tragedię swego miasteczka i dokonanego w nim ludobójstwa.
W niespełna 2 godziny zginęło 128 niewinnych ludzi. Większość z nich,
jak stwierdzili potem naoczni świadkowie, z rąk siepaczy Bielskiego i
‘Pobiedy’. Mordercy obojga płci wpadali do mieszkań i seriami z
automatów unicestwiali we śnie całe rodziny, a obrabowane w pośpiechu
(nawet z zegarków) domostwa palili i pijani od krwi, z okrzykiem ‘hura!’
szli dalej mordować. Wielu zbudzonych nagłą strzelaniną i jękiem
sąsiadów wylatywało na podwórko. Tych rozstrzeliwano z dziećmi pod
ścianami chat. Jedni i drudzy wraz z domostwem obracali się w popiół.
Daleko słychać było ryk bydła i rżenie zagrabianych koni. Podczas
dantejskiego pogrzebu trudno było zidentyfikować pozostałe czasem tylko
kończyny dzieci, rodziców, dziadków z rodów Karniewiczów, Łojków,
Chmarów i wielu innych

(W. Nowicki, Żywe echa, Warszawa 1993, s. 99-100).

Głuchowski i Kowalski w “Gazecie Wyborczej” całkowicie deprecjonują relację Wacława Nowickiego: “Odwiedziliśmy
i Nowickiego – mieszka w Warszawie. Przyjął nas w pokoju zasypanym
starymi egzemplarzami ‘Naszego Dziennika’. Przyznał, że nigdy nie
widział żadnego z Bielskich, nie ma też dowodów na ich udział w zbrodni,
a plotkę o winie Tewjego i braci przekazał mu, przy wódce, niejaki
‘Lowa z Nowogródka’, potwierdził zaś ‘Wania z Lubczy’. Wyniki śledztwa
IPN autor ‘Żywych ech’ nazwał ‘mydleniem oczu’. Film – wielkim
antypolskim skandalem”. Może się więc wydawać, że dochowali wszelkiej
staranności, dają się wypowiedzieć wszystkim stronom.

Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski z „Gazety Wyborczej”.

Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski z „Gazety Wyborczej”.

Nie napisali jednak, że przedstawili się panu Nowickiemu nie jako
dziennikarze “Wyborczej”, lecz jako “studenci historii” (a przynajmniej
jeden z nich nic wspólnego z historią nie ma), którzy jego adres rzekomo
otrzymali od nalibockiego proboszcza. Nie sprawdzili, ile pan Nowicki
ma lat, jak się z nim obecnie rozmawia. Wystarczy, że powtórzy zasłyszane pytanie (w którym zawarta jest sugerowana odpowiedź), aby już mieć zmanipulowaną relację.

Do tego w książce posłużyli się innym “świadectwem”, czyli
wypowiedzią osiemdziesięcioletniej Leonardy Juncewicz, która do dziś
mieszka w Nalibokach. Usłyszeli od niej to, co usłyszeć chcieli, a
mianowicie: “Myślę, że wielu ludzi, co Bielskich oskarżają, że się tą
książką [Wacława Nowickiego - przyp. L.Ż.] zasugerowali. A przecież… co
ten Nowicki mógł wiedzieć? On wtedy naście lat miał”.

Wacław Nowicki miał już wówczas 18 lat i był
zaprzysiężonym żołnierzem AK. Można to więc odwrócić: co “mogła
wiedzieć” pani Juncewicz, kilka lat młodsza od niego, o napastnikach?

“Wioska już nie istnieje” – relacja Sulii Wołożyńskiej-Rubin

Przejdźmy więc do tego, czego dziennikarze “Wyborczej” w
swych analizach przyjąć nie chcieli. Oto przed prawie 30 laty ukazała
się w Jerozolimie książka Sulii Wołożyńskiej-Rubin. Jej mąż Borys
Rubiżewski był żydowskim partyzantem w grupie Izraela Keslera,
podporządkowanej Tewje Bielskiemu. Sulia też była w tej grupie. Oto jak
ona wspomina mord w Nalibokach:

Nieopodal
[dworzeckiego] getta znajdowała się wioska. Żydzi musieli przez nią
przechodzić po drodze do lasu, a partyzanci [sowieccy] w drodze z lasu.
Ci wieśniacy ostrzegali biciem w dzwony i waleniem w miedziane garnki o
przemarszu takich osób, aby ostrzec pobliskie wioski. Chłopi wybiegali z
siekierami, sierpami – czymkolwiek, co może służyć do zabijania – i
rżnęli każdego, a potem rozdzielali między siebie cokolwiek ci
nieszczęśliwi mieli. Grupa Borysa [Rubiżewskiego] zdecydowała, aby
położyć raz na zawsze kres takiej działalności. Wysłali kilku ludzi do
tej wioski, a sami zaczaili się w zasadzce. Wkrótce rozległy się sygnały
alarmowe i uzbrojeni chłopi wybiegli, aby zabić ‘przeklętych Żydów’.
No, ale rozległy się salwy i skoszono ich ze wszystkich stron. Trzy dni
zajęło, aby zbić trumny [dla poległych chłopów] i ponad 130 osób
pochowano. Nigdy już więcej żaden Żyd czy partyzant nie zginął na tych
drogach”

(S. Wolozhinski Rubin, Against the Tide: The Story of an Unknown Partisan, Jerusalem 1980, s. 126-127).

członkowie obozu Bielskiego

członkowie obozu Bielskiego

Możemy spokojnie pominąć drastyczne opisy, jak to mieszkańcy
wypadali z siekierami na przechodzących spokojnie Żydów, którzy przecież
dysponowali bronią palną. Ale te wspomnienia, choć nazwa Naliboki w
nich nie pada, jednoznacznie wskazują na opisywaną pacyfikację. Zgadza
się też liczba ofiar. Nigdzie w pobliżu nie było takiej zbrodni. Przez
prawie 30 lat nikt tych wspomnień nie zakwestionował.

Co więcej, mamy nowe informacje, że miał to być akt
żydowskiej zemsty na polskiej miejscowości. Z czasem Sulia Rubin
dopowiadała nowe, coraz bardziej drastyczne szczegóły, aby bardziej
ubarwić swą opowieść. Pojawiły się one w filmie dokumentalnym “The
Bielsky Brothers: The Unkown Partisans” (Soma Productions, 1993). Sulia wypowiada się w nim: “Wioska już nie istnieje. (…) Tego dnia pochowano 130 osób”.

W filmie tym (w którym wystąpił również jej mąż i inni uczestnicy
grupy Keslera, który pochodził z Naliboków i też miał brać udział w
masakrze) przyznano również, że grupy żydowskie dokonywały rabunków
okolicznej ludności: “Największym kłopotem było (…) wyżywienie
tylu ludzi. Grupy 10 do 12 partyzantów wymaszerowywały na odległość 80
do 90 kilometrów, aby rabować wioski i przynieść żywność dla
partyzantów”.

Sulia pochwaliła przedsiębiorczość swego przyszłego męża Borysa za to, że obdarował ją futrem, ubraniami i butami.

Wypowiedzi partyzantów żydowskich, jakie padły w tym filmie (w tym
samej Sulii), też nigdy nie były kwestionowane. Dlaczego więc miałyby
nie być prawdziwe? A według Głuchowskiego i Kowalskiego, nie są (o
filmie w ogóle nie wspominają). Dlaczego? Bo jakoby “z grubsza zgadza
się ilość zabitych, ale nie zgadza się co innego – opodal Nalibok nie
było w czasie wojny żadnego getta”. Ale słowo “opodal” jest bardzo
względne.

“Antysemici, którzy twierdzą, że zabijaliśmy Polaków, po prostu kłamią”

Mamy również ustne przekazy, które potwierdzają
udział ludzi Bielskiego. W 1996 r. “Gazeta Wyborcza” przytoczyła
wypowiedź Longina Kołosowskiego “Longinusa”, partyzanta AK:

Zaczęły się masowe rabunki wsi. I to
nie było raz czy dwa, ale jedni wychodzili, drudzy wchodzili. Miejscowi
zaczęli więc walczyć o chleb, organizowali polsko-białoruską samoobronę.
(…) W Nalibokach wyrżnęli 127 ludzi z samoobrony. Wszyscy mówili, że Naliboki zrobił Bielski

(J. Hugo-Bader, A rewolucja to przecież miała być przecież
przyjemność, “Gazeta Wyborcza”,“Magazyn Gazety”, 15 listopada 1996 r.).
Dlaczego mamy im nie wierzyć właśnie teraz, skoro wcześniej takie
przekazy były afirmowane?

Świadkowie – Polacy mieszkający w Nalibokach – nawet w ostatnich
latach bali się zeznawać. Maria Chilicka w liście do mnie z 3 marca 2004
r. napisała:

Faktem jest, że boją się zeznawać, bo
ci bandyci są przy władzy w Polsce. (…) Myśmy wszystko stracili, raz
spalili [nas] Sowieci z Żydami. Za trzy miesiące (…) spalili nas Niemcy.
(…) Dla mnie wojna się nie skończyła, do dziś nie mamy spokoju w
Polsce.

Czy można się dziwić wszechobecnemu strachowi w tamtym pokoleniu? Po tym, co przeżyło podczas okupacji?

Historyk Bogdan Musiał, badacz m.in. partyzantki sowieckiej na
Kresach, przytacza dokument – rozkaz dla Brygady im. Stalina (z 3
czerwca 1943 r.), który jednoznacznie potwierdza, że byli mieszkańcy
Naliboków byli wykorzystywani przez Sowietów w ataku na tę miejscowość:

Trzeba wskazać na fakt, że partyzant
oddziału Dzierżyńskiego Józef Szymanowicz, który jako mieszkaniec
Naliboków miał oddziałowi pokazać drogę w czasie marszu do tej
miejscowości, zabłądził i nie doprowadził jednej z grup partyzantów na
czas do miejsca wyjścia”.

Skoro w tym samym rozkazie są wymieniani liczni Żydzi, którzy zostali
wyróżnieni za swą postawę “w partyzantce”, to trudno zakładać, aby
Sowieci nie wykorzystywali znających teren i miejscowe układy byłych
mieszkańców tej miejscowości (zob. Bogdan Musiał, Sowjetische Partisanen
in Weißrußland: Innenansichten aus dem Gebiet Baranovi˘ci, 1941-1944.
Eine Dokumentation, Mün-chen: Oldenbourg, 2004, s. 190-191).

Autorzy skupili się jednak na wybiórczych relacjach tych
Żydów z grupy Bielskiego, którzy obecnie usilnie zaprzeczają swemu
udziałowi w masakrze.
Jeden z nich, Jakow Abramowicz, napisał: “Antysemici, którzy twierdzą, że zabijaliśmy Polaków, po prostu kłamią”. Jest to “argument” mocny i obecnie bardzo skuteczny.

Drugi – Jack-Idel Kagan, napisał mniej napastliwie, ale jednoznacznie: “Rozmawiałem po wojnie z wieloma byłymi partyzantami Bielskich i zapewnili mnie, że ich w Nalibokach nie było”.
Tenże sam Kagan kategorycznie wykluczył też udział Rubiżewskiego,
opierając się na geografii: “Powtarzam, że cały maj spędziliśmy w
okolicy wsi Stara Huta. To gdzie indziej”.

To jednak za mało, aby całkowicie wykluczyć udział partyzantów
narodowości żydowskiej w masakrze. Tym bardziej że 14-letni Kagan do
końca września 1943 r. przebywał w getcie w Nowogródku i na temat obozu
Bielskich tak naprawdę nie miał nic do powiedzenia!

I jeszcze jedno – Zvi Bielski (syn Zusa Bielskiego) stwierdził, że
“Bielscy sprzątnęliby wszystkich mieszkańców wioski, jeśliby musieli,
(…) ci ludzie byli okrutnymi zabójcami, kiedy musieli”. Czy naprawdę
musieli?

Z pewnością konieczne są dalsze badania i poszukiwania, choć nieubłagany upływ czasu bardzo szybko zaciera resztki śladów.

O wszystkim decydowali Sowieci, ale…

Mimo wszystko dyskusja na te tematy – choć
niepotrzebnie sprowadzona przez “Wyborczą” wyłącznie do zagadnienia:
Żydzi czy nie-Żydzi? – jest bardzo potrzebna. Nie można oskarżać Żydów o
zaplanowanie tej akcji czy kierowanie nią. O wszystkim, co istotne,
decydowali przecież Sowieci. Ale grupy żydowskie były ich znaczącą częścią, trudno więc zdjąć z nich odpowiedzialność za wspólne dokonania.

Partyzantka sowiecka, pokrywająca olbrzymie połacie
północno-wschodnich krańców RP, była wielokrotnie silniejsza od
partyzantki polskiej, która nie była w stanie w pełni chronić ludności
polskiej i polskiego stanu posiadania. Należy przy tym pamiętać, że
warunki okupacji i działalności partyzantki na tych ziemiach były
zupełnie inne niż w centralnej Polsce. Tu Niemcy panowali jedynie nad
strategicznymi drogami i liniami kolejowymi, ich garnizony stacjonowały
tylko w większych miejscowościach. Wokół zaś była “ziemia niczyja”,
wydana na łup wszelkich band rabunkowych i sowieckich “otriadów”. Były to dla nich Dzikie Pola, na których można było bezkarnie hasać: kraść, rabować, napadać, gwałcić, mordować.

Raporty Delegatury Rządu i Armii Krajowej z tych terenów nie
pozostawiają złudzeń co do istoty “sowieckiej partyzantki” oraz
działającej ściśle w jej ramach “partyzantki żydowskiej”. Jeden z nich
tak to ujmuje:

Akcja
band bolszewickich jest tak ściśle związana z działalnością band
rabunkowych i tyle ma wspólnych z nimi cech, że trudno jest nieraz (je)
rozróżnić. Specjalną kategorię, jak gdyby pośrednią, stanowią bandy
żydowskie, szczególnie znienawidzone przez ludność za swą bezwzględną i
pełną nienawiści postawę, przede wszystkim do wszystkiego, co jest
polskie.

Gdy dziś czytamy w zachodnich publikacjach o
“polskich obozach koncentracyjnych”, o “nazistowskiej AK”, o
współudziale Polaków w zagładzie Żydów, trudno oprzeć się przekonaniu,
że mamy do czynienia z jakąś ogromną ofensywą propagandową. Bardzo
często pojawiają się zarzuty (także w publikacjach dotyczących obozu
Bielskiego), że AK dokonywała na nich mordów. Tylko że są to insynuacje
bez pokrycia. Natomiast udział grup partyzantów żydowskich (w ramach
oddziałów sowieckich) w bezwzględnym zwalczaniu oddziałów AK jest
przecież bezsporny.

Partyzantka sowiecka była dla ludności polskiej tych ziem “drugą okupacją”, często groźniejszą i bardziej okrutną.
Niemieckie pacyfikacje, choć straszliwe w skutkach, dokonywane były co
jakiś czas w ramach akcji odwetowych lub zastraszających. Partyzanci
sowieccy i żydowscy mogli przychodzić noc w noc. Zabierali dosłownie
wszystko – nawet rzeczy, które w ogóle w ich leśnym życiu były
nieprzydatne, ale przecież miały jakąś wartość. Ich działalność
przeciwko Niemcom – w porównaniu do możliwości kadrowych i posiadanego
uzbrojenia – była doprawdy znikoma. Do tego dochodziły gwałty na
kobietach dokonywane z ogromnym okrucieństwem. Nie było przed tym obrony
– polska partyzantka była nieporównanie słabsza, gorzej uzbrojona,
mogła operować tylko silnymi oddziałami.

“Ludność chwyta za broń w swej obronie”

Głuchowski i Kowalski wiedzą o tym, ale tak naprawdę bagatelizują problem. W obozie Bielskiego wygląda to wręcz na sielankę:

„Sam Tewje nie zaprzeczał po wojnie, że sypiał z wieloma kobietami,
ale – przynajmniej w obozie – starał się unikać mężatek, obojętnie, czy
mąż był w lesie, czy w getcie”.

To, co robił on i jego “bojcy” poza obozem, w ich opowieści
właściwie nie istnieje. A przecież sprawa gwałtów na kobietach stała się
jednym z głównych problemów w rozmowach polsko-sowieckich w połowie
1943 roku, gdy Polacy chcieli jakoś unormować stosunki z Sowietami.
Apelowali o “(…) niewysyłanie Żydów na rekwizycje (ludność się skarży)
samorzutnie chwyta za broń w swej obronie, bo ci się znęcają, gwałcą
kobiety i małe dzieci (…) obrażają ludność, straszą późniejszą zemstą
Sowietów, nie mają miary w swej nieuzasadnionej złości i w rabunku”.

Czy
można to wszystko pominąć milczeniem, gdy bada się skomplikowane dzieje
Kresów w tamtych latach? Czy można w ogóle mówić o klasycznej
partyzantce w odniesieniu do grup żydowskich, które bardziej były
“grupami przetrwania” i nie prowadziły walki z okupantem niemieckim? Czy
można pomijać całkowitym milczeniem skomplikowane, nieformalne
porozumienia grup żydowskich z Niemcami w Puszczy Nalibockiej (wspomina o
nich choćby Sulia Rubin), a jednocześnie pisać o oddziałach AK por.
Adolfa Pilcha, ps. “Góra”, “Dolina”, jako faktycznych niemieckich
kolaborantach: “Polacy wespół z Niemcami konwojują transporty mąki idące
do Mińska. Gdy napadają ich Sowieci – bronią się ramię w ramię”.
Dlatego tak łatwo Głuchowskiemu i Kowalskiemu udało się napisać o
“polskim batalionie SS”, którego przecież nie było.

Należy życzyć autorom, aby w jakichkolwiek
badaniach, w tym także historycznych, wykazali więcej staranności i nie
pomijali niczego, co może być istotnym objaśnieniem. A przede wszystkim –
aby nie szli na tak skandaliczne “skróty”, które mają usprawiedliwić
skandaliczne błędy. Widzowie zaś, którzy na film “Opór” mimo
wszystko się wybiorą, powinni potraktować go z przymrużeniem oka jak
filmową bajkę, która z historią prawdziwą, która jest nauczycielką życia
– naprawdę nie ma nic wspólnego.

Leszek Żebrowski, artykuł ukazał się w „Naszym Dzienniku”


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

10. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,
Wieczna pamięć pomordowanym Polakom, przez żydowskie bandy





Rodacy Jana i Ireny Gross, rzeź Polaków w Koniuchach
http://blogmedia24.pl/node/44464

Rzeź w Koniuchach

http://blogmedia24.pl/node/55538

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

11. Mord w Drzewicy, czyli jak



Mord w Drzewicy, czyli jak żydowscy komuniści likwidowali „faszystowskie bandy”

Mord w Drzewicy, czyli jak żydowscy komuniści likwidowali „faszystowskie bandy”W
nocy z 22 na 23 stycznia 1943 r., składający się w większości z Żydów
oddział Gwardii Ludowej, dowodzony przez Izraela Ajzenmana ps. „Lew”,
dokonał mordu na mieszkańcach Drzewicy – działaczach i żołnierzach
podziemia narodowego. Zaskoczonych podczas snu zamordowano z zimną
krwią.



22 stycznia 1943 r. w godzinach wieczornych do małego miasteczka
Drzewica pod Opocznem wkroczył oddział Gwardii Ludowej z celem
„oczyszczenia terenu z faszystowskich band”. Na jego czele stał Izrael
Ajzenman ps. „Lew” - pospolity przestępca i działacz komunistyczny
żydowskiego pochodzenia.



Z przygotowaną wcześniej listą nazwisk „faszystów” napastnicy wtargnęli
do fabryki zastawy stołowej Gerlach. Tam zmusili jej właściciela
Antoniego Kobylańskiego, działacza Stronnictwa Narodowego i żołnierza
NOW-AK, do otwarcia kasy, po czym zamordowali go.



Z rąk bandytów śmierć ponieśli również aptekarz i przedwojenny działacz
Akcji Katolickiej Stanisław Makomaski oraz żołnierze NSZ: Józef
Staszewski, Edward, bracia Stanisław i Józef Suskiewiczowie oraz Józef
Pierściński. Część ofiar zabito strzałami w tył głowy, pozostałych
zamordowano, rozbijając im głowy kolbami.



Kilkanaście innych osób, które znalazły się na liście do likwidacji,
zdołało uciec lub ukryć się. Po splądrowaniu sejfu i ograbieniu zwłok z
rzeczy osobistych grupa wycofała się z miasteczka.



Po nagłośnieniu zbrodni w niepodległościowej prasie podziemnej
zmieniono dowództwo oddziału, jak i jego nazwę, nadając mu imię Ludwika
Waryńskiego. W lipcu 1943 r. grupa została całkowicie rozbita przez
partyzantkę NSZ. Sam Ajzenman uszedł jednak z życiem.



W późniejszym okresie dowodził jeszcze kilkoma grupami GL/AL,
odpowiedzialnymi za co najmniej kilkadziesiąt zabójstw na żołnierzach
podziemia i mieszkańcach Kielecczyzny. Jesienią 1944 r. podjął
współpracę z sowiecką grupą desantową NKWD.



Po wojnie robił karierę w UB, gdzie dosłużył się stopnia porucznika. Za
działalność przestępczą, w której wykorzystywał swoje stanowisko,
został dyscyplinarnie zwolniony ze służby i skazany na więzienie.



Przedterminowo zwolniony, zmienił nazwisko na Julian Kaniewski.
Pracował w różnych miejscach, głównie w ochronie. Zmarł w 1965 r.



opr. Paweł Brojek

źródło: naszawitryna.pl

na zdjęciu: komunistyczny zbrodniarz żydowski Izrael Ajzenman / fot. morro-zbrodniarze.blogspot.com
http://prawy.pl/historia/4762-mord-w-drzewicy-czyli-jak-zydowscy-komunis...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

12. MOST STOŁPECKO - NALIBOCKI W

MOST STOŁPECKO - NALIBOCKI
W imieniu pozostałych przy życiu żołnierzy Zgrupowania Stołpecko - Nalibockiego Armii Krajowej, przy akceptacji wszystkich kombatantów środowiska "Grupy Kampinos" AK i szerokim wsparciu wielu innych osób i środowisk, w dniu 14 września 2009 roku pięcioosobowa grupa inicjatywna skierowała do Prezydenta Warszawy pisemną prośbę o uhonorowanie zasłużonego w latach 1943 - 1945 walkami o niepodległość państwa polskiego Zgrupowania Stołpecko - Nalibockiego AK, poprzez nadanie imienia Zgrupowania Stołpecko - Nalibockiego nowemu, budowanemu wówczas w Warszawie mostowi na rzece Wiśle, roboczo nazywanemu "Północnym", mającemu połączyć Warszawę lewobrzeżną z prawobrzeżną.

Zgrupowanie Stołpecko Nalibockie AK mając za sobą roczny staż bojowy było jedyną silną jednostką wojskową działającą w warunkach partyzanckich, która przedzierając się z Puszczy Nalibockiej za Niemnem, pokonała 500 kilometrowy szlak, by przed godziną "W" stanąć u bram Warszawy.

Wszyscy historycy są zgodni co do tego, że tylko na bazie Zgrupowania Stołpecko - Nalibockiego AK mogła powstać i przetrwać cały okres Powstania Warszawskiego niepodległa Rzeczypospolita Kampinoska, ze swoją armią pod nazwą "Grupa Kampinos", która gromiła niemieckie wojska w niemal codziennych walkach.

Nadanie położonemu w północnej części Warszawy mostowi łączącemu Młociny z Tarchominem imienia Zgrupowania Stołpecko - Nalibockiego AK w dowód pamięci brawurowego przejścia w Nowym Dworze żołnierza polskiego z lewego na prawy brzeg Wisły śpieszącego na pomoc Warszawie, będzie hołdem złożonym kresowym żołnierzom polskim, partyzantom i ułanom - wielkim patriotom spełniającym swój obowiązek, którzy złożyli olbrzymią daninę krwi dla Warszawy, do której wielu przybyło w swoim życiu po raz pierwszy i zarazem ostatni.

Przyjęcie przez władze Warszawy proponowanej nazwy Most Stołpecko - Nalibocki wpisywałoby się w istniejący już historyczny ciąg nazw, most ten bowiem prowadzi po prawej stronie Wisły do ulicy Grupy Kampinos AK i jednocześnie łączy lewobrzeżną Warszawę od strony północnej z drogą szybkiego ruchu - trasą Armii Krajowej.

http://www.ak-kresy.pl/most/index.php

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

13. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

W dniu 29 stycznia 1944 roku międzynarodowa grupa partyzantów, działających na ziemiach okupowanych przez Niemców, dokonała mordu i spalenia całej wsi Koniuchy zamieszkałej przez ludność polską. Zamordowano, starców, kobiety, dzieci. Dokładnej liczby zamordowanej ludności nie można ustalić bez oficjalnego śledztwa, które winien prowadzić Instytut Pamięci Narodowej. Wiele źródeł podaje różne liczby. Orientacyjnie od 38 do 300.
Najmłodszym zamordowanym, było dziecko, miało 2 lata. Kilkuset mieszkańców zostało rannych.

Wieś Koniuchy, jest położona w Rejonie Solecznik na Litwie w Puszczy Rudnickiej..
Przed atakiem, wielonarodowej partyzantki działającej na okupowanych ziemiach przez Niemców, mieszkało 300 osób w około 60 domach. Zamożna wieś polska, była bardzo często atakowana przez różne oddziały partyzanckie, które zabierały ludności żywność dobytek.
Według śledztwa prowadzonego w bardzo wolnym tempie przez Instytut Pamięci Narodowej, ustalono, że napadu dokonały wielonarodościowie oddziały partyzanckie mające swoje bazy w Puszczy Rudnickiej.

"Śmierć faszystom" i "Margirio", " Śmierć okupantowi". Oddział " Śmierć okupantowi" tworzyli w większością Żydzi. Ugrupowanie żydowskie liczyło około 50 partyzantów-bandytów. Dowódcami byli Jacob Penner i Shmuel Kaplinsky.

Według jednego z napastników, Chaima Lazara celem operacji była zagłada całej ludności łącznie z dziećmi jako przykład służący zastraszeniu reszty wiosek. Według ustaleń Kongresu Polonii Kanadyjskiej, będących podstawą wszczęcia śledztwa, liczba zabitych była większa (ok. 130).
Atak na Koniuchy i wymordowanie tutejszej ludności cywilnej był największą z szeregu podobnych akcji prowadzonych w 1943 i 1944 przez oddziały partyzantki żydowskiej i sowieckiej w Puszczy Rudnickiej i Nalibockiej (np. masakra ludności w miasteczku Naliboki

http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_25.html

Władza sowiecka ze zrozumiałych względów wolała ukryć tę sprawę. Zupełnie inaczej potraktowali mord w Koniuchach jego sprawcy mieszkający po wojnie w USA i Izraelu. Chaim Lazar w książce "Destruction and Resistance", wydanej w Nowym Jorku w 1985 r., pisał: "Sztab brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby dać przykład innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi. Między nimi było około 50 Żydów, którymi dowodził Jaakow Prenner. Mieli rozkaz, aby nie darować nikomu życia. Nawet bydło i nierogacizna miały być wybite. (...) Wieś okrążono z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most był w rękach partyzantów. Partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. (...) Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt".(...)
Zarząd Główny Kongresu Polonii Kanadyjskiej:
Kongres przywołał m.in. opublikowane relacje i wspomnienia sprawców zbrodni z wiosny 1944 r. na mieszkańcach wsi Koniuchy. Relacje o zbrodni znalazły się w książce Richa Cohena "Mściciele", wydanej w Nowym Jorku w 2000 r.: "Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i osiadłych w ziemi, nie pomalowanych domach. (...) Partyzanci Rosjanie, Litwini i Żydzi zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. Odezwał się ogień z wież strażniczych. Partyzanci odpowiedzieli ogniem. Chłopi uciekli do swych domów.

Partyzanci wrzucili granaty na dachy, a w domach wystrzeliły płomienie. Chłopi wybiegali drzwiami i biegli drogą. Partyzanci ich gonili, strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość chłopów biegło w stronę niemieckiego garnizonu, a więc przez cmentarz na skraju miasta. Komandir partyzantów przewidział to i dlatego nakazał kilku swoim ludziom schować się przy grobach. Gdy ci partyzanci otworzyli ogień, chłopi zawrócili i wpadli w ręce żołnierzy, którzy ścigali ich z drugiej strony. Setki chłopów zginęło złapanych w ogień krzyżowy?.

Pro i contra
Jerzy Robert Nowak
Zbrodnia w Koniuchach;

W sygnalizowanej już w poprzednim numerze Niedzieli wkładce do Naszego Dziennika z 27 stycznia pt. Niechciana rocznica ukazały się dokumenty, wspomnienia i relacje o zbrodni w Koniuchach. Jest to wstrząsająca historia wymordowania mieszkańców całej polskiej wsi Koniuchy, w tym wielu kobiet i dzieci, przez sowieckich partyzantów, głównie żydowskich, 29 stycznia 1944 r. (O sprawie tej przemilczanej masakry pisałem wcześniej w tomiku Kogo muszą przeprosić Żydzi, Warszawa 2002, krytykując powolność działalności IPN w kwestii tej zbrodni na Polakach). Na tym tle tym bardziej warto polecić wstrząsający opis masakry w Koniuchach zamieszczony w tekście Hanny Sokolskiej Niechciana zbrodnia. Autorka wymienia wśród zamordowanych przez sowieckich partyzantów ofiar m.in. 1,5-roczną Molisównę, 10-letnią Jadwigę Bobinównę, 8-letniego Zygmunta Bandalewicza. Mieszkańców wsi wymordowano za to, że sprzeciwiali się ciągłym rabunkom wsi przez partyzantów. Według rzecznik prasowej Kongresu Polonii Kanadyjskiej Okręg Toronto: „W mordzie wzięło udział nie tylko około 50 żydowskich partyzantów z Brygady Litewskiej, ale także wielu żydowskich członków Brygady Kowieńskiej oraz innych oddziałów”. H. Sokolska z oburzeniem stwierdza, że w całej sprawie: „Śledztwo toczy się opieszale i są niewielkie szanse na jego zakończenie w szybkim czasie. Nie podjęto próby odszukania i przesłuchania byłych sowieckich i żydowskich partyzantów, uczestników akcji w Koniuchach, zamieszkałych w Rosji, Izraelu i USA (...). Mimo tak licznych informacji, niepozostawiających żadnych wątpliwości co do sprawców i przyczyn popełnionej zbrodni, nie stała się ona przedmiotem zainteresowania mediów. Można w tym zakresie dokonać porównania z długotrwałą kampanią medialną, dotyczącą zbrodni w Jedwabnem (...). Koniuchy pozostają zaś jedną z wielu licznych zbrodni popełnionych w okresie II wojny światowej, które – z uwagi na kontekst narodowościowy – usiłuje się zakryć wstydliwym milczeniem”.
Sprawę masakry polskiej ludności we wsi Koniuchy szeroko omawia znany badacz czasów wojennych Leszek Żebrowski w tekście: Zbrodnia w Koniuchach. Nowe dowody (Nasza Polska z 3 lutego). Opisując historię okrutnej rzezi popełnionej na Polakach, Żebrowski podobnie jak Sokolska przeciwstawia powolność działań IPN w tej sprawie i brak nagłośnienia w mediach ogromnemu rozgłosowi medialnemu w Polsce i w świecie, jaki towarzyszył sprawie Jedwabnego. Pisze: „Koniuchy nie wzbudzają natomiast prawie żadnego zainteresowania mediów (...). Prezydent, czynniki rządowe i instytucje do tego powołane całkowicie zignorowały rocznicę tej tragedii”.
Obok tekstu Żebrowskiego znajdujemy bardzo interesującą, a dotąd nieznaną w Polsce relację z pamiętnika Ruzki Korczaka, uczestnika rzezi na Polakach. Wspominał on w tekście wydanym w 1977 r. w Tel Awiwie m.in.: „Żydowscy partyzanci opuścili miejsce zasadzki i poszli do boju. Po zaciętej potyczce opór mieszkańców wsi został złamany. Partyzanci palili dom za domem; od ich kul zginęło wielu chłopów, kobiet i dzieci. Tylko nieliczni uratowali się. Wieś została starta z oblicza ziemi (...). Historia wsi Koniuchy na długo poskromiła inne wsie w całym okręgu. Ta operacja karna, jak również sposób jej przeprowadzenia wywołały w obozie żydowskim głęboką konsternację i ostrą krytykę ze strony wielu bojowników (...). Wielu z uczestniczących w akcji bojowników żydowskich wróciło do bazy wstrząśniętych i przygnębionych”. Warto zacytować w tym kontekście za tekstem AKA: Mord w Koniuchach (Rzeczpospolita z 28 stycznia) przytoczony przez Chaima Lazara rozkaz: „Nie darować nikomu życia”. I nie darowano. H. Sokolska w cytowanym wcześniej tekście z Naszego Dziennika przytoczyła m.in. fragment wstrząsającej relacji uratowanej z rzezi Stanisławy Woronis na temat działań sprawców rzezi: „Nie było różnicy, kogo złapali, to wszystkich bili. Nawet kobietę jedną, uciekała tam w las ku cmentarzu, to nie strzelali, ale kamieniem zabili, kamieniem w głowę. Jak mamę zabili, to może z osiem kul po piersiach puścili”.

Najsłynniejszy zagraniczny badacz historii Polski, Walijczyk, prof. Norman Davies, pisał już 9 kwietnia 1987 roku na łamach "The New York Review of Books"

"Wśród kolaborantów, którzy przybyli, aby pomagać sowieckim siłom bezpieczeństwa w wywózce wielkiej liczby niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci na odległe zesłanie i przypuszczalnie śmierć, była nieproporcjonalnie wielka liczba Żydów.

Żydowski autor ze Stanów Zjednoczonych Harvey Sarner pisał w książce "General Anders and the Soldiers of the Second Polish Corps", Brunswick Press 1997, s. 4: "(...) nie pomogło stosunkom między Polakami a Żydami to, że niektórzy Żydzi witali najeźdźczą Armię Czerwoną. (...) Część Żydów współdziałała z Rosjanami przez rozpoznawanie polskich oficerów, których potem aresztowano.

Aby zrozumieć jak poważnie takie akcje wpływały na stosunki polsko-żydowskie, musi się zdawać sprawę, że większość schwytanych polskich oficerów była później stracona przez Sowietów w Katyniu i innych miejscowościach".

Znany intelektualista pochodzenia żydowskiego Aleksander Wat stwierdzał w słynnym "Moim wieku" (wyd. podziemne "Krąg", Warszawa 1983, cz. 2, s. 298), iż we Lwowie "sporo było donosicieli Żydów, niesłychanie dużo".
Komendant Związku Walki Zbrojnej - gen. Stefan Rowecki-Grot, uskarżał się w meldunku z 21 listopada 1940 roku, że to "przede wszystkim Żydzi" dominują w donosach dla bolszewików przeciwko Polakom (cyt. za J. Węgierski: "Lwów pod okupacją sowiecką 1939-1941", Warszawa 1991, s. 218). Jeszcze ostrzejsze były słowa gen. Roweckiego-Grota w notatce wysłanej do Londynu 25 września 1941 roku:

"Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już szczególnie na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu (...) po wkroczeniu bolszewików rzucił się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad funkcjonariuszami Państwa Polskiego, działaczami polskimi, masowo wyłapując ich jako antysemitów i oddając na łup przybranych w czerwone kokardy mętów społecznych" (por. J.R. Nowak, Przemilczane..., s. 238).

Współpracownik IPN dr Marek Wierzbicki pisał w książce "Polacy i Żydzi w zaborze sowieckim" (Warszawa 2001, s. 152): "Donosili miejscowi sympatycy nowej władzy rekrutujący się z ludności żydowskiej. Na pewno nie tylko oni, ale w gronie donosicieli stanowili grupę zdecydowanie największą". W swej książce "Przemilczane zbrodnie" piszę o licznych śmiertelnych ofiarach tych żydowskich donosów (por. J.R. Nowak, Przemilczane..., s. 73, 74, 76, 77 i in.). Wystarczy? Dlaczego kieresowski IPN nie ujawnia nazwisk autorów tych zbrodniczych czynów na Polakach?

Fotografie zbrodniarzy żydowskich


Tuwia Bielski, jeden z braci zbrodniarzy na Narodzie Polskim


Abba Kownar

Izrael Azjenman

Szalem Zorin


Uroczystości odsłonięcia i poświęcenia pamiątkowego krzyża w Koniuchach (2004) fot. Tygodnik Wileńszczyzny





Wieczna cześć Ich Pamięci





Wyrazy szacunku

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

14. Zapomniane zbrodnie w

Zapomniane zbrodnie w Nalibokach i Koniuchach



fot. wikipedia.org

„Oni byli mordowani nie dlatego, że byli
antykomunistami, ale dlatego że byli Polakami, a jest to bardzo duża
różnica” – mówił o zapomnianych zbrodniach w Nalibokach i Koniuchach
Leszek Żebrowski. W rozmowie z portalem Radia Maryja historyk tłumaczył,
że w wymordowanie ludności polskiej zaangażowana była nie tylko tzw.
partyzantka sowiecka, ale i żydowska.

Red. Leszek Żebrowski
podkreślił, że w Nalibokach i Koniuchach doszło do zbrodni, które można –
według ogólnie uznanych kryteriów – uznać za ludobójstwo.

W ocenie historyka można użyć tego
określenia w sytuacji, gdy dochodzi do masowych zabójstw ludzi ze
względów narodowościowych, religijnych czy rasowych.

W
przypadku, o którym mówimy – zarówno w Nalibokach jak i Koniuchach – ta
zbrodnia była popełniona z takich przyczyn. Ofiarami padli Polacy, a
napastnikami, zbrodniarzami byli ludzie, którzy mordowali właściwie
tylko z tego powodu, bo trudno doszukać się tam czegoś innego. Oni byli
nazywani reakcjonistami, białymi Polakami, ale rzecz sprowadza się do
tego, że byli to polscy dawni obywatele II Rzeczypospolitej
– tłumaczył Leszek Żebrowski.

Jak mówił, tereny, na których doszło do
zbrodni, znajdowały się pod okupacją sowiecką, a działająca tam tzw.
partyzantka sowiecka miała nakaz traktowania tych ziem jako własnych.

Wszelkie działania prowadzone przez
okupantów miały na celu wymordowanie jak najwięcej ludności polskiej,
nie ludności cywilnej, nie ludności jako takiej, ale polskiej – to
kolejny argument przytoczony przez Leszka Żebrowskiego świadczący o tym,
że w Nalibokach i Koniuchach doszło do ludobójstwa.

Te
zbrodnie nie były znane przez wiele lat albo znane w niewielkim
zakresie, bo pamięć o nich kultywowano lokalnie – tam, gdzie te zbrodnie
były popełnione, gdzie ludzie z tamtych stron byli rozwiezieni,
rozpędzeni po całym świecie. (…) W tamtych środowiskach, w tamtych
rodzinach była ta pamięć. Zaczęło to wychodzić na jaw, gdy zaczęliśmy
badać, szukać dokumentów
– zauważył publicysta.

Historyk wskazał na nieocenioną rolę
Kongresu Polonii Kanadyjskiej, który przez lata zastępował państwo
polskie, podejmując próbę zbadania tego, co wydarzyło się w Nalibokach
czy Koniuchach.

Zebrane materiały – jak tłumaczył Leszek
Żebrowski – zostały przekazane do Instytutu Pamięci Narodowej.
Zbrodnie, do jakich doszło, zostały – według publicysty – doskonale
udokumentowane różnego rodzaju relacjami uczestników.

W tej
chwili od kilkunastu lat jest to rzekomo cały czas badane. Jak mieliśmy
sprawę Jedwabnego, to w ciągu roku rozpoczęto i zamknięto śledztwo,
przyklepano, wydano mnóstwo publikacji, gdzie jest więcej wątpliwości
niż rzeczy rzeczywiście zbadanych i nazwanych po imieniu. W tym
przypadku od kilkunastu lat, co roku ukazuje się lakoniczny komunikat,
że trwają czynności. Ustalono, że zbrodnia miała miejsce i jest to
właściwie wszystko, nie robi się nic
– zaznaczył historyk.

Jak dodał, żaden z tzw. partyzantów –
którzy brali udział w zbrodni, a po wojnie w różnego rodzaju relacjach
czy publikacjach chwalili się tym, co zrobili – nie został przesłuchany.

To jest
coś niepojętego i niezrozumiałego, że państwo polskie nie chce tej
zbrodni badać. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę kontekst, czyli kto kogo
mordował, dochodzimy do styku relacji polsko-żydowskich. Ten oficjalny i
światowy obraz ma być taki, że Żydzi byli wyłącznie ofiarami, a Polacy
byli sprawcami. To nic dziwnego w sytuacji, gdy ten obraz musiałby być
całkowicie zamącony
– podkreślił Leszek Żebrowski.

Zauważył, że w zbrodnie w znacznym
stopniu zaangażowani byli ludzie żydowskiego pochodzenia, działający w
strukturach tzw. partyzantki sowieckiej.

Oni po
wojnie – w swoich relacjach, wspomnieniach, dokumentach – chwalili się,
że mieli całkowitą autonomię, że mogli mieć obrzędy religijne, że
rozmawiali w swoim języku, mieli swoje rozkazodawstwo. Chwalili się
zbrodnią popełnioną na Polakach z przyczyn narodowościowych. (…) Polacy
byli mordowani nie dlatego, że byli antykomunistami, ale dlatego że byli
Polakami, a jest to bardzo duża różnica
– zaznaczył publicysta.

Więcej informacji na temat zbrodni
popełnionych w Nalibokach i Koniuchach znaleźć można w książce Leszka
Żebrowskiego zatytułowanej „Mity przeciwko Polsce druga odsłona”. [WIĘCEJ]

RIRM

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

15. wieczne odpoczywanie

racz Im dać ,Panie

gość z drogi