Rzeź w Koniuchach

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

 

Pisząc ten  wpis , zmuszony jestem w większości wypadków  na cytowanie  innych wypowiedzi.
Przepraszam ale w moim wieku bycie podsłuchiwanym,
inwigilowanym, straszonym przez nadredaktora  nie pachnie zbyt ładnie.
m.z




Ten  esej, dedykuję:
Janowi Grossowi
Irenie Gros,
Ludziom nienawidzącym Polski i Polaków, na dodatek oszustów, pseudo literatów.
Tomaszowi Lisowi, dziennikarzowi, któremu brak obiektywizmu
Andrzejowi Celińskiemu, komuniście, ministrowi kultury w rządzie byłego sekretarza KC PZPR, Leszka Millera

W czasie II Wojny Światowej, Armia Krajowa, zbrojne ramię, Rządu na Uchodźstwie, ukrywało rodziców Tomasza Grossa, przed Gettem. Choć większość polskich Żydów uważało Getto za swoisty raj, w którym Żydzi mieli swoja administrację, banki pocztę,nawet tramwaje z napisem "Nur für Juden"


W dniu 29 stycznia 1944 roku międzynarodowa grupa partyzantów, działających na ziemiach okupowanych przez  Niemców, dokonała  mordu i spalenia całej wsi Koniuchy zamieszkałej przez ludność polską. Zamordowano, starców, kobiety, dzieci. Dokładnej liczby zamordowanej ludności nie można ustalić bez oficjalnego śledztwa, które winien prowadzić Instytut Pamięci Narodowej. Wiele źródeł podaje różne  liczby. Orientacyjnie od 38 do 300.
  Najmłodszym zamordowanym, było  dziecko, miało 2 lata. Kilkuset mieszkańców zostało rannych.
 
    Wieś Koniuchy, jest położona w Rejonie Solecznik na Litwie w Puszczy Rudnickiej..
Przed atakiem, wielonarodowej partyzantki działającej na okupowanych ziemiach przez Niemców, mieszkało 300 osób w około 60 domach. Zamożna wieś polska, była bardzo często atakowana przez różne oddziały partyzanckie, które zabierały ludności żywność dobytek.
Według śledztwa prowadzonego w bardzo wolnym tempie przez Instytut Pamięci Narodowej, ustalono, że napadu dokonały wielonarodościowie oddziały partyzanckie mające swoje bazy w Puszczy Rudnickiej.

     "Śmierć faszystom" i "Margirio", " Śmierć okupantowi". Oddział " Śmierć okupantowi" tworzyli w większością Żydzi. Ugrupowanie żydowskie liczyło około 50 partyzantów-bandytów. Dowódcami byli  Jacob Penner i Shmuel Kaplinsky.

 Według jednego z napastników, Chaima Lazara celem operacji była zagłada całej ludności łącznie z dziećmi jako przykład służący zastraszeniu reszty wiosek. Według ustaleń Kongresu Polonii Kanadyjskiej, będących podstawą wszczęcia śledztwa, liczba zabitych była większa (ok. 130).
Atak na Koniuchy i wymordowanie tutejszej ludności cywilnej był największą z szeregu podobnych akcji prowadzonych w 1943 i 1944 przez oddziały partyzantki żydowskiej i sowieckiej w Puszczy Rudnickiej i Nalibockiej (np. masakra ludności w miasteczku Naliboki

http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_25.html

Władza sowiecka ze zrozumiałych względów wolała ukryć tę sprawę. Zupełnie inaczej potraktowali mord w Koniuchach jego sprawcy mieszkający po wojnie w USA i Izraelu. Chaim Lazar w książce "Destruction and Resistance", wydanej w Nowym Jorku w 1985 r., pisał: "Sztab brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby dać przykład innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi. Między nimi było około 50 Żydów, którymi dowodził Jaakow Prenner. Mieli rozkaz, aby nie darować nikomu życia. Nawet bydło i nierogacizna miały być wybite. (...) Wieś okrążono z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most był w rękach partyzantów. Partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. (...) Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt".(...)
Zarząd Główny Kongresu Polonii Kanadyjskiej:
Kongres przywołał m.in. opublikowane relacje i wspomnienia sprawców zbrodni z wiosny 1944 r. na mieszkańcach wsi Koniuchy. Relacje o zbrodni znalazły się w książce Richa Cohena "Mściciele", wydanej w Nowym Jorku w 2000 r.: "Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i osiadłych w ziemi, nie pomalowanych domach. (...) Partyzanci Rosjanie, Litwini i Żydzi zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. Odezwał się ogień z wież strażniczych. Partyzanci odpowiedzieli ogniem. Chłopi uciekli do swych domów.

Partyzanci wrzucili granaty na dachy, a w domach wystrzeliły płomienie. Chłopi wybiegali drzwiami i biegli drogą. Partyzanci ich gonili, strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość chłopów biegło w stronę niemieckiego garnizonu, a więc przez cmentarz na skraju miasta. Komandir partyzantów przewidział to i dlatego nakazał kilku swoim ludziom schować się przy grobach. Gdy ci partyzanci otworzyli ogień, chłopi zawrócili i wpadli w ręce żołnierzy, którzy ścigali ich z drugiej strony. Setki chłopów zginęło złapanych w ogień krzyżowy?.

Pro i contra
Jerzy Robert Nowak
Zbrodnia w Koniuchach;

W sygnalizowanej już w poprzednim numerze Niedzieli wkładce do Naszego Dziennika z 27 stycznia pt. Niechciana rocznica ukazały się dokumenty, wspomnienia i relacje o zbrodni w Koniuchach. Jest to wstrząsająca historia wymordowania mieszkańców całej polskiej wsi Koniuchy, w tym wielu kobiet i dzieci, przez sowieckich partyzantów, głównie żydowskich, 29 stycznia 1944 r. (O sprawie tej przemilczanej masakry pisałem wcześniej w tomiku Kogo muszą przeprosić Żydzi, Warszawa 2002, krytykując powolność działalności IPN w kwestii tej zbrodni na Polakach). Na tym tle tym bardziej warto polecić wstrząsający opis masakry w Koniuchach zamieszczony w tekście Hanny Sokolskiej Niechciana zbrodnia. Autorka wymienia wśród zamordowanych przez sowieckich partyzantów ofiar m.in. 1,5-roczną Molisównę, 10-letnią Jadwigę Bobinównę, 8-letniego Zygmunta Bandalewicza. Mieszkańców wsi wymordowano za to, że sprzeciwiali się ciągłym rabunkom wsi przez partyzantów. Według rzecznik prasowej Kongresu Polonii Kanadyjskiej Okręg Toronto: „W mordzie wzięło udział nie tylko około 50 żydowskich partyzantów z Brygady Litewskiej, ale także wielu żydowskich członków Brygady Kowieńskiej oraz innych oddziałów”. H. Sokolska z oburzeniem stwierdza, że w całej sprawie: „Śledztwo toczy się opieszale i są niewielkie szanse na jego zakończenie w szybkim czasie. Nie podjęto próby odszukania i przesłuchania byłych sowieckich i żydowskich partyzantów, uczestników akcji w Koniuchach, zamieszkałych w Rosji, Izraelu i USA (...). Mimo tak licznych informacji, niepozostawiających żadnych wątpliwości co do sprawców i przyczyn popełnionej zbrodni, nie stała się ona przedmiotem zainteresowania mediów. Można w tym zakresie dokonać porównania z długotrwałą kampanią medialną, dotyczącą zbrodni w Jedwabnem (...). Koniuchy pozostają zaś jedną z wielu licznych zbrodni popełnionych w okresie II wojny światowej, które – z uwagi na kontekst narodowościowy – usiłuje się zakryć wstydliwym milczeniem”.
Sprawę masakry polskiej ludności we wsi Koniuchy szeroko omawia znany badacz czasów wojennych Leszek Żebrowski w tekście: Zbrodnia w Koniuchach. Nowe dowody (Nasza Polska z 3 lutego). Opisując historię okrutnej rzezi popełnionej na Polakach, Żebrowski podobnie jak Sokolska przeciwstawia powolność działań IPN w tej sprawie i brak nagłośnienia w mediach ogromnemu rozgłosowi medialnemu w Polsce i w świecie, jaki towarzyszył sprawie Jedwabnego. Pisze: „Koniuchy nie wzbudzają natomiast prawie żadnego zainteresowania mediów (...). Prezydent, czynniki rządowe i instytucje do tego powołane całkowicie zignorowały rocznicę tej tragedii”.
Obok tekstu Żebrowskiego znajdujemy bardzo interesującą, a dotąd nieznaną w Polsce relację z pamiętnika Ruzki Korczaka, uczestnika rzezi na Polakach. Wspominał on w tekście wydanym w 1977 r. w Tel Awiwie m.in.: „Żydowscy partyzanci opuścili miejsce zasadzki i poszli do boju. Po zaciętej potyczce opór mieszkańców wsi został złamany. Partyzanci palili dom za domem; od ich kul zginęło wielu chłopów, kobiet i dzieci. Tylko nieliczni uratowali się. Wieś została starta z oblicza ziemi (...). Historia wsi Koniuchy na długo poskromiła inne wsie w całym okręgu. Ta operacja karna, jak również sposób jej przeprowadzenia wywołały w obozie żydowskim głęboką konsternację i ostrą krytykę ze strony wielu bojowników (...). Wielu z uczestniczących w akcji bojowników żydowskich wróciło do bazy wstrząśniętych i przygnębionych”. Warto zacytować w tym kontekście za tekstem AKA: Mord w Koniuchach (Rzeczpospolita z 28 stycznia) przytoczony przez Chaima Lazara rozkaz: „Nie darować nikomu życia”. I nie darowano. H. Sokolska w cytowanym wcześniej tekście z Naszego Dziennika przytoczyła m.in. fragment wstrząsającej relacji uratowanej z rzezi Stanisławy Woronis na temat działań sprawców rzezi: „Nie było różnicy, kogo złapali, to wszystkich bili. Nawet kobietę jedną, uciekała tam w las ku cmentarzu, to nie strzelali, ale kamieniem zabili, kamieniem w głowę. Jak mamę zabili, to może z osiem kul po piersiach puścili”.

Najsłynniejszy zagraniczny badacz historii Polski, Walijczyk, prof. Norman Davies, pisał już 9 kwietnia 1987 roku na łamach "The New York Review of Books"

"Wśród kolaborantów, którzy przybyli, aby pomagać sowieckim siłom bezpieczeństwa w wywózce wielkiej liczby niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci na odległe zesłanie i przypuszczalnie śmierć, była nieproporcjonalnie wielka liczba Żydów.

Żydowski autor ze Stanów Zjednoczonych Harvey Sarner pisał w książce "General Anders and the Soldiers of the Second Polish Corps", Brunswick Press 1997, s. 4: "(...) nie pomogło stosunkom między Polakami a Żydami to, że niektórzy Żydzi witali najeźdźczą Armię Czerwoną. (...) Część Żydów współdziałała z Rosjanami przez rozpoznawanie polskich oficerów, których potem aresztowano.

 Aby zrozumieć jak poważnie takie akcje wpływały na stosunki polsko-żydowskie, musi się zdawać sprawę, że większość schwytanych polskich oficerów była później stracona przez Sowietów w Katyniu i innych miejscowościach".

 Znany intelektualista pochodzenia żydowskiego Aleksander Wat stwierdzał w słynnym "Moim wieku" (wyd. podziemne "Krąg", Warszawa 1983, cz. 2, s. 298), iż we Lwowie "sporo było donosicieli Żydów, niesłychanie dużo".
 Komendant Związku Walki Zbrojnej - gen. Stefan Rowecki-Grot, uskarżał się w meldunku z 21 listopada 1940 roku, że to "przede wszystkim Żydzi" dominują w donosach dla bolszewików przeciwko Polakom (cyt. za J. Węgierski: "Lwów pod okupacją sowiecką 1939-1941", Warszawa 1991, s. 218). Jeszcze ostrzejsze były słowa gen. Roweckiego-Grota w notatce wysłanej do Londynu 25 września 1941 roku:

"Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już szczególnie na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu (...) po wkroczeniu bolszewików rzucił się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad funkcjonariuszami Państwa Polskiego, działaczami polskimi, masowo wyłapując ich jako antysemitów i oddając na łup przybranych w czerwone kokardy mętów społecznych" (por. J.R. Nowak, Przemilczane..., s. 238).

 Współpracownik IPN dr Marek Wierzbicki pisał w książce "Polacy i Żydzi w zaborze sowieckim" (Warszawa 2001, s. 152): "Donosili miejscowi sympatycy nowej władzy rekrutujący się z ludności żydowskiej. Na pewno nie tylko oni, ale w gronie donosicieli stanowili grupę zdecydowanie największą". W swej książce "Przemilczane zbrodnie" piszę o licznych śmiertelnych ofiarach tych żydowskich donosów (por. J.R. Nowak, Przemilczane..., s. 73, 74, 76, 77 i in.). Wystarczy? Dlaczego kieresowski IPN nie ujawnia nazwisk autorów tych zbrodniczych czynów na Polakach?

Fotografie zbrodniarzy żydowskich

Tuwia Bielski, jeden z braci zbrodniarzy na Narodzie Polskim


Abba Kownar

Izrael Azjenman



Szalem Zorin


Banda, złożona głównie z Żydów, operująca w Nalibokach

Fotografie za Panem Leszkiem Żebrowskim "Nasza Witryna"
 


Uroczystości odsłonięcia i poświęcenia pamiątkowego krzyża w Koniuchach (2004) fot. Tygodnik Wileńszczyzny



 

W dniu 3 stycznia bieżącego roku w ramach telemostu ze Stanami Zjednoczonymi, Tomasz Lis, program TVP2 przeprowadził wywiad z Janem Grossem i jego byłą żoną Irena Gross, autorami kolejnego paszkwilu na Polskę.
Tym paszkwilem jest nowa książka:
"Złote żniwa" która wczoraj ukazała się w wydawnictwie "Arkana"

Podczas promocji książki "Złote żniwa" Jana Tomasza Grossa dyrektor "Znaku" przeprosiła osoby urażone tą publikacją.

Na tej samej Konferencji w Krakowie prezes wydawnictwa Henryk Woźniakowski chwalił książkę Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej Gross.

Henryk Woźniakowski, to syn Jacka Woźniakowskiego, W rządzie Tadeusza Mazowieckiego był zastępcą rzecznika prasowego rządu oraz dyrektorem generalnym w Urzędzie Rady Ministrów (1989–1990).Należał do założycieli  Unii Demokratycznej i Unii Wolności, rodzony brat Róży Marii Gräfin von Thun und Hohenstein.

W czasie telemostu mniej więcej przez godzinę państwo Gross na podstawie wirtualnej rzeczywistości, bo żadnych konkretów nie podano. W wypowiedzi państwa Gross było więcej niedomówień, wodolejstwa niż krzty historii.

Historii być nie mogło, może być fatomorgana, miraże, pisane na konkretne zamówienie. Takim zamówieniem są wszystkie trzy książki autorstwa Jana Grossa:
Strach
Sąsiedzi
Złote żniwa.

Złote bo ponoć Polacy już po wojnie, "mordercy Żydów" /takie określenie padło /, / Polska jest jedynym krajem z tej strefy w której mordowano Żydów, w którym to się dokonuje -Irena Gross /. kradli Żydom złoto, kosztowności, które zostały zakopane w Treblince.
W nowej Książce Jana Grosa zwanej esejem, nie podano żadnego faktu, by Polacy mordowali Żydów, lub okradali Żydów. Pokazana fotografia polskiej ludności z komunistyczną milicją na tle wykopanych kości  jeszcze o niczym nie świadczy. Do podobnego stwierdzenia doszła pani Gross w przypływie prawdy !
Państwo Gross nie podali konkretów , bo nie mieli żadnych dowodów by wskazać z imienia i nazwiska świadków, nawet tych pochodzących z plemienia Judejczyków.

Panie Janie Gross, ja jestem dumny, że byłem, jestem Słowianinem, Polakiem. Jestem dumny, że moi rodacy, koledzy  z Armii Krajowej uratowali pana rodzicom życie !  Tak, Tak Tak, panie Gross.

Bibliografia

Cohen R., 2000 : The Avengers. Alfred A. Knopf, Nowy Jork.
Kowalski I., 1969: A Secret Press in Nazi Europe: The Story of a Jewish United Organization. Central Guide Publishers, Nowy Jork.
Lazar Ch., 1985: Destruction and Resistance. Shengold Publishers, Nowy Jork.
Piotr Gontarczyk;  Nikt nie wymknął się z okrążenia


 
 
 
 




 

Etykietowanie:

27 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Michale

złote zniwa Grossa i na świecie nie miałyby miejsca, gdyby nie wytrwała promocja funkcjonariuszy mediów - szczególnie tych z Czerskiej i Wiertniczej, jak również wydawnictwa ZNAK.

Dla przypomnienia, historia dochodzenia prawdy z filmem "Opór" i publikacji Gazety Wyborczej, która poszła na przemiał, a może nie poszła, tylko została rozprowadzona po bibliotekach?

"Opór" budżet filmu - podsumowanie
Film "Defiance" ("Opór"), zbrodnia w Nalibokach, bracia Bielscy - internetowy spis treści
Film "Defiance" - interwencja o prawdę historyczną


Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. 10/02/2009

Agora wycofuje książkę

 

Agora wycofuje książkę

Agora, wydawca książki "Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich", wycofuje ją z dystrybucji.

Agora, wydawca książki "Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich", wycofuje ją z dystrybucji.

Książka "Odwet" przedstawia historię żydowskiego oddziału
partyzanckiego, który działał podczas okupacji niemieckiej na
Nowogródczyźnie. Ta sama historia przedstawiona została w filmie "Opór" z
Danielem Craigiem w roli głównej, który niedawno wszedł na ekrany
polskich kin.

Powodem decyzji o wycofaniu przez Agorę "Odwetu" z dystrybucji są -
jak podała wydawana przez Agorę "Gazeta Wyborcza" - występujące w
książce braki i uchybienia.

Krytyczna recenzja książki ukazała się 31 stycznia także na łamach "Gazeta Wyborcza". Dr Dariusz Libionka,
adiunkt w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, i prof. Monika
Adamczyk-Garbowska kierująca Zakładem Kultury i Historii Żydów na UMCS w
Lublinie
zarzucili autorom "Odwetu" Piotrowi Głuchowskiego i Marcinowi Kowalskiego, że w swojej pracy otarli się o plagiat książki Nechamy Tec pt. "Defiance", nie wymieniając jej w dodatku w bibliografii.

"Już po kilkunastu stronach lektury zaczęło nam towarzyszyć przemożne
uczucie, że już gdzieś wcześniej o tym wszystkim czytaliśmy. Niby
inaczej, a jednak bardzo podobnie" - napisali w recenzji
Adamczyk-Garbowska i Libionka.


Ponadto właśnie wyszła drukiem po polsku praca Petera Duffy'ego "Bracia
Bielscy" (w Wydawnictwie Literackim). Duffy to epigon Nechamy Tec, który
sam nic nie badał, ale w skrajnie nieprawdziwych, czasem wprost
szokujących interpretacjach posunął się jeszcze dalej.

Po
druzgocących recenzjach i zarzutach popełnienia plagiatu książkę
dziennikarzy "Gazety Wyborczej": Piotra Głuchowskiego i Marcina
Kowalskiego, "Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich" Agora zmuszona
była wycofać na przemiał

Od afirmacji do kompromitacji



Dzięki dyskusji, jaka rozwija się na temat
skomplikowanych i mocno zakłamanych wydarzeń na Kresach
Północno-Wschodnich II RP w prasie, film Edwarda Zwicka "Opór" zszedł
(na szczęście) na drugi (a może nawet na jeszcze dalszy) plan. I
słusznie, bo poza warstwą (anty) historyczną krytycy dostrzegli, że nie
jest to wybitne dzieło. Ciężar dyskusji przesunął się natomiast na
publikacje prasowe dziennikarzy "Gazety Wyborczej": Piotra Głuchowskiego
i Marcina Kowalskiego, i na ich osławioną już książkę "Odwet. Prawdziwa
historia braci Bielskich" (Biblioteka "Gazety Wyborczej", Warszawa
2009).

Z kilku ważnych wypowiedzi warto zwrócić szczególną uwagę
na dwie. Pierwsza z nich to "Recenzja książki "Odwet. Prawdziwa
historia braci Bielskich'" pióra Dariusza Libionki i Moniki
Adamczyk-Garbowskiej (zob. "Gazeta Wyborcza" z 31 stycznia - 1 lutego
2009 r.). Druga zaś to odpowiedź Piotra Głuchowskiego "Nie pretendujemy
do miana historyków" ("GW" z 2 lutego 2009 r.). Całą sprawę na łamach
"Wyborczej" miał zakończyć bardzo krytyczny artykuł Libionki i
Adamczyk-Garbowskiej (6 lutego), zarzucający tak obfite korzystanie
przez Głuchowskiego i Kowalskiego z zapożyczeń z książki Nechamy Tec
(bez jakiegokolwiek zaznaczenia), że można to uznać za prawie plagiat.
Głuchowski w tym samym numerze "GW" buńczucznie zapowiedział, że
pominięcie odniesień do książki Tec, to tylko "błąd" i, co więcej, że "w
drugim wydaniu książki błędów nie będzie". Jednak już wiemy, że
pierwsze wydanie "Gazeta Wyborcza" przeznaczyła na przemiał, aby uniknąć
dalszej kompromitacji. Miało być nawet jakieś specjalne oświadczenie
redakcji, ale do publicznych przeprosin nie doszło. Jedyne, na co "GW"
się zdobyła, to lakoniczne stwierdzenie: "na tym kończymy spór wokół
książki".

Tylko bracia Bielscy czy "Bielscy"?

Na tym jednak sporów zakończyć nie można. Zamiatanie
problemu pod gazetowy dywan nic już nie da - to i owo należy bowiem
dokończyć. Ponieważ w publikacjach Libionki i Adamczyk-Garbowskiej oraz
Głuchowskiego mój artykuł dla "Naszego Dziennika": ""Opór". (Nie)
prawdziwa historia braci Bielskich" (z 23 stycznia br.) został zauważony
i poddany bardzo surowej krytyce, muszę się do tego ustosunkować.

Książkę "Odwet" recenzenci Libionka i Adamczyk-Garbowska
merytorycznie zmiażdżyli, wykazując bardzo liczne (nieoznaczone)
zapożyczenia z wcześniejszej książki Nechamy Tec "Defiance. The Bielski
Partisans" (New York - Oxford: Oxford University Press, 1993). Ze swej
strony mogę dodać, że nie tylko z niej, choć to akurat w tej chwili nie
jest najważniejsze. Dla mnie istotne jest coś innego - wprawdzie
Libionka i Adamczyk-Garbowska uporczywie trzymają się wersji, że sam
Bielski nie brał udziału w nalibockiej masakrze 8 maja 1943 r., to
jednak sprawę zostawiają otwartą. Na szczęście, albowiem Wacław Nowicki,
Zygmunt Boradyn i ja w swych artykułach nie twierdzimy, że chodzi
konkretnie o braci, lecz o ludzi z obozu Tewje Bielskiego. Warto więc to
spokojnie wyjaśnić i rozróżnić braci Bielskich jako osoby fizyczne oraz
"Bielskich", jako potoczną nazwę żydowskiego obozu w Puszczy
Nalibockiej. Tak ich nazywała na co dzień okoliczna ludność, bez
rozróżniania, która akurat grupa żydowska jest z konkretnego sowieckiego
"otriada" (tym bardziej że ulegały one stałym przekształceniom). Dla
ścisłości warto wspomnieć, że Głuchowski i Kowalski w swej książce to
zauważyli, pisząc: "okoliczni chłopi powiadają: Bielskije" (s. 86).
Szkoda, że recenzenci tego nie zechcieli zauważyć, wtedy nieporozumień
byłoby znacznie mniej. O udziale Żydów w sowieckich "otriadach"
recenzenci napisali: "Jaka ich część wzięła udział w akcji w Nalibokach?
Nie wiadomo. Czy mieli oni coś wspólnego z Bielskim? Niewiele albo
zgoła nic". Ta niepewność co do stanu faktycznego wynika także z ich
konkluzji: "Poza tym, czego zresztą dziennikarze 'Gazety Wyborczej'
dowiedli - sprawa ta niewiele (jeśli w ogóle) ma wspólnego z Bielskimi".

Głuchowski zaś w podsumowaniu dyskusji skłamał po raz
kolejny, twierdząc: "Zanim ukazał się 'Odwet', w polskiej literaturze
popularnohistorycznej istniały dwie publikacje poświęcające więcej uwagi
partyzantom Bielskim. 'Żywe echa' Wacława Nowickiego i 'Niemen, rzeka
niezgody' Zygmunta Boradyna. Obaj autorzy przypisali Tewjemu Bielskiemu i
jego braciom masakrę w Nalibokach". Problem w tym, że obaj autorzy
napisali tylko o ludziach z oddziału Bielskiego, nie zaś konkretnie o
braciach!

Skoro mieszkańcy Naliboków zapamiętali swych sąsiadów,
uczestników pacyfikacji, to warto podać trochę nazwisk nalibockich
Żydów, którzy byli czynni w sowieckiej partyzantce w okolicznych lasach:
Borys Rubiżewski, Icek Rubiżewski, Izrael Kesler, Józef Szymanowicz,
Akiwa Szymonowicz, Michał Mechlis, Abraham Wajner, Avram Kibovicz, Chaim
Szlusberg, Pnina Szlusberg Szmidt...

Deprecjonowanie wspomnień Wacława Nowickiego

Dziennikarze "Wyborczej" w swej książce oraz w artykule w
"GW" (z 6 stycznia br.) usiłują ośmieszyć i zdeprecjonować wiedzę
najważniejszego świadka, jakim jest Wacław Nowicki. Czynią to we
właściwy sobie sposób: "Odwiedziliśmy i Nowickiego - mieszka w
Warszawie. Przyjął nas w pokoju zasypanym starymi egzemplarzami 'Naszego
Dziennika'. Przyznał, że nigdy nie widział żadnego z Bielskich, nie ma
też dowodów na ich udział w zbrodni, a plotkę o winie Tewjego i braci
przekazał mu, przy wódce, niejaki 'Lowa z Nowogródka', potwierdził zaś
'Wania z Lubczy'". Wacław Nowicki był wówczas w Nalibokach, widział
tragedię z bliska, potrafił przytoczyć imiona i nazwiska ofiar,
niektórych sprawców - nalibockich sąsiadów, co też dość dokładnie w swej
książce opisał.

Libionka i Adamczyk-Garbowska robią to wprawdzie znacznie
łagodniej, ale też odmawiają mu konkretnej wiedzy: "Trudno wprost
uwierzyć, by nastoletni w maju 1943 r. mieszkaniec Naliboków Wacław
Nowicki miał większe rozeznanie w sytuacji aniżeli sowieccy dowódcy".
Aby wzmocnić siłę swego argumentu, podpierają się sowieckimi
dokumentami, doszukując się "jednoznacznego wykluczenia uczestnictwa
Bielskiego w tej akcji przez znane historykom źródła sowieckie".
Tymczasem w sowieckich dokumentach takiego wykluczenia nie ma, po prostu
Bielscy nie są wymieniani w raportach po Nalibokach. A to nie jest
wykluczenie, tylko brak jednoznacznego potwierdzenia. Czy to nie jest
zupełnie inna sprawa?

Wacław Nowicki w maju 1943 r. miał już 18 lat, był
zaprzysiężonym żołnierzem Armii Krajowej. Swą książkę wydał w 1993 r.,
żyło wówczas jeszcze kilkadziesiąt osób z jego rodzinnej miejscowości.
Niektóre z nich znałem, nikt nie kwestionował udziału "Bielskich" (w
znaczeniu podanym wyżej, a nie dosłownie, tylko jako czterech braci) w
dokonanej zbrodni, tym bardziej że pamiętano twarze i imiona wielu
napastników jako dawnych kolegów (i koleżanki, ponieważ w napadzie brały
udział także kobiety).

Libionka i Adamczyk-Garbowska napisali o świadectwie
Nowickiego, że "o jego odrzuceniu, jeśli idzie o identyfikację sprawców,
decyduje przede wszystkim zasadnicza sprzeczność z materiałem
dokumentowo-aktowym". Szkoda jednak, że tego materiału, choćby
przykładowo, nie przytoczyli.

Świadectwo Sulii Rubin

Zarówno Libionka, Adamczyk-Garbowska, jak i Głuchowski z
Kowalskim mają problem ze świadectwem Sulii Wołożyńskiej-Rubin (S.
Wolozhinski Rubin, Against the Tide: The Story of an Unknown Partisan,
Jerusalem 1980). Co więc z nim robią? Po prostu ignorują, nie potrafiąc
się do tego odnieść inaczej. W książce Głuchowski i Kowalski napisali:
"We wspomnieniach Sulii z grubsza zgadza się ilość zabitych, ale nie
zgadza się co innego - opodal Nalibok nie było w czasie wojny żadnego
getta". Co to znaczy "z grubsza"? Nie wiemy przecież dokładnie, ile osób
zginęło w pacyfikacji Naliboków. Według różnych źródeł, było to od 128
do 132 osób. Zatem wyjątkowo dobrze zgadza się liczba (nie "ilość", jak
twierdzą autorzy "Wyborczej") ofiar. Sulia, jej późniejszy mąż Borys
(jak też jego brat Icek) byli w grupie Izraela Keslera, która od 1942 r.
wchodziła w skład obozu Bielskiego. Słowo "opodal" też jest bardzo
nieprecyzyjne - przecież rabunki, o których pisze wspomniana Sulia
Rubin, dokonywane były w promieniu prawie 100 km, zatem było tam
niejedno getto.

Ale jeśli to nie były Naliboki, to co? Przecież takie
pytanie należy postawić, a nie przejść obojętnie obok tego świadectwa,
bo rzekomo coś się nie zgadza. Jaka inna miejscowość spacyfikowana przez
ludzi Bielskiego w pobliżu wchodzi w grę? Dopóki nie znajdą się wyraźne
dowody, że jeszcze inna tak wielka pacyfikacja, w której ludzie
Bielskiego mogli wziąć udział, miała miejsce w tej okolicy, musimy
zakładać, że chodzi właśnie o Naliboki.

Dla Libionki i Adamczyk-Garbowskiej też jest to problem, po
którym prześlizgują się z wyjątkową łatwością: "Co prawda z fragmentu
wspomnień żony partyzanta Borysa Rubiżewskiego (Suli Wołżyńskiej-Rubin,
wydanych w 1980 r.), przedwojennego mieszkańca Naliboków, oskarżyciele
Bielskiego wnoszą, że mógł on brać udział w tej akcji. Jest to jednak
zapis niejasny (brak nazwy miejscowości, daty, nie zgadzają się różne
szczegóły). Nie można wykluczyć, że przed akcesem do oddziału Bielskiego
Rubiżewski służył w brygadzie Stalina, ale dowodów na razie nie ma".
Brak nazwy miejscowości i daty o niczym nie świadczy - przecież Sulia w
ogóle takich danych nie podaje. Ci autorzy mają więc ten sam problem -
czy są w stanie wskazać inną miejscowość, w innym czasie tak okrutnie
spacyfikowaną, z taką samą lub bardzo zbliżoną liczbą ofiar? Zaś unik:
"nie zgadzają się różne szczegóły", to już wyraźnie zła wola. Przecież
Sulia Rubin nie podaje żadnych innych szczegółów, co zatem się jeszcze
nie zgadza?

I rzecz, która nasuwa mi refleksję, że Libionka i
Adamczyk-Garbowska poruszają się w materii dla nich obcej. Świadczy o
tym ich dziwaczne przypuszczenie: "Nie można wykluczyć, że przed akcesem
do oddziału Bielskiego Rubiżewski służył w brygadzie Stalina, ale
dowodów na razie nie ma". Tu nic nie trzeba wykluczać. Rubiżewski był w
grupie Keslera, ta zaś przyłączyła się do Bielskich już w 1942 roku.
Świadczą o tym liczne relacje i wspomnienia żydowskie, więc to nie jest
spór o kilka dni czy tygodni. O ile Adamczyk-Garbowską mogę zrozumieć
(wszak jest specjalistką od "literatury angielskiej i jidysz"), o tyle
Libionka powinien lepiej sprawdzać to, co pisze. A to akurat można było
sprawdzić bardzo szybko i łatwo.

Kto zabił Izraela Keslera?

Ale to wszystko nic wobec nonszalancji i hucpy w wydaniu
Głuchowskiego. W odpowiedzi Libionce i Adamczyk-Garbowskiej ("GW" z 2
lutego br.) napisał: "Otóż Keslera zabił Asael Bielski (brat), a nie
Tewje, i piszemy to wyraźnie na s. 225". To ma być zarzut wobec
recenzentów (Libionki i Adamczyk-Garbowskiej), choć wydaje się on bez
sensu, ponieważ oni napisali tylko o "uproszczeniu motywów", sprawcy nie
kwestionując. A szkoda, dysponujemy bowiem bardziej - jak się wydaje -
wiarygodnymi przekazami odnośnie do tego faktu niż te, do których
odwołuje się Głuchowski. Przede wszystkim są one "starej daty", czyli
pochodzą z bardzo odległego okresu, co w tym przypadku tylko zwiększa
ich wiarygodność. Przekaz pierwszy to relacja Józefa Marchwińskiego.
Jego żona Estera była w obozie Bielskich, a on sam przez jakiś czas
pełnił nawet funkcję zastępcy Tewjego. Marchwiński napisał o nim w swych
wspomnieniach: "W końcu 1943 r., a może już na początku 1944 r.
zamordował niejakiego Kieslera [Keslera - przyp. L.Ż.] (rodem z
Naliboków) za to tylko, że ośmielił się głośniej wyrażać swoje
niezadowolenie z postępowania Bielskiego i jego braci". Przekaz drugi to
relacja Estery Gorodejskiej, która wchodziła w skład grupy Keslera, a
tym samym - "obozu rodzinnego" Bielskiego. Ważne jest to, że relacja
złożona została w 1945 r., a więc zaledwie rok po tych wydarzeniach: "W
1943 Bielski otoczył się członkami sztabu jak Gordon, Halbin, Ptasznik
itp. Całe to otoczenie bardzo źle wpływało na Bielskiego. Całymi dniami
członkowie sztabu grali w karty i nigdy nie byli trzeźwi. Sztab świetnie
się żywił, w tym czasie, kiedy wszyscy dostawali wodnistą zupę. Wśród
obozu było wielkie niezadowolenie, ale dyscyplina była tak wielka, że
nikt nie śmiał o niczym wspomnieć. Kesler pojechał do Sokołowa (obok
Bubowa upoważniony przedstawiciel najcenstwa [dowództwa - L.Ż.]) prosić o
pozwolenie zorganizowania samodzielnego oddziału. Gdy o tym dowiedział
się sztab, pijani weszli do ziemianki Keslera i aresztowali go. Było to w
marcu 1944 r. Na drugi dzień wyprowadzili Keslera z karceru i Bielski
sam wystrzelił w niego 3 razy. Był on pijany. Do martwego Keslera
przemówił: Milczysz, ty swołocz... Czego teraz nie odzywasz się. I do
martwego ciała wystrzelił jeszcze dwa razy. Sztab kazał Żydom pogrzebać
Keslera. Żydzi usypali mu kurhanek. Sztab kazał kurhanek zmieść, a jego
mogiłę zrównać z ziemią. Mówili, że Kesler jechał do Sokołowa z
doniesieniem na Bielskiego, niektórzy mówili, że chciał tylko pozwolenie
na organizację oddziału".

Razem czy każdy na własną rękę?

O tym, jak dziennikarze "GW" nie potrafią weryfikować
informacji, świadczy też opis innego wydarzenia. Oto w ich książce Tewje
Bielski podczas niemieckiej obławy w lipcu-sierpniu 1943 r.
przeprowadza cały obóz, liczący wówczas około 700 osób, na wyspę
położoną w niedostępnych puszczańskich bagnach, gdzie wszyscy
bezpiecznie mogą przeczekać bez żadnych strat w ludziach. Ale wspomniana
wyżej Estera Gorodejska zapamiętała to całkiem inaczej, a swą relację,
co ma w tym przypadku ogromne znaczenie, składała po zaledwie dwóch
latach od tej przeprawy: "Podczas obławy Niemców oddział Bielskiego
strasznie cierpiał. Ludzie głodowali, nie było wyjścia z położenia.
Bielski powiedział, by każdy ratował się na własną rękę, aby szedł,
dokąd chce. Kesler, Żyd z Nalibok (miasteczko w puszczy), dobrze znał
okolicę, skupił dookoła siebie 50 Żydów, zaprowadził ich niedaleko
spalonych przez Niemców osad. (Po obławie Niemcy z wielu wiosek wywieźli
ludność, a chaty spalili. Gospodarstwo, jak drób, czasem i bydło,
ogrody, zostało). Kesler zbierał z ogrodów jarzyny, wybierał miód, łapał
drób i swojej grupie dostarczał jedzenia w bród. Nasza grupa przyszła
do Keslera. Wkrótce Bielski przeprowadził rodziny znajdujące się w jego
oddziale, a niedługo przyszedł sam ze swoim oddziałem. Bielski znów stał
się koma[n]direm całego oddziału, a Keslera zamianował komandirem 80
ludzi (rezerwy)".

Komu więc w tym przypadku można zaufać: Bielskiemu i
Nechamie Tec, która chyba wierzyła we wszystko, co powiedział? Czy
jednak Gorodejskiej, która przecież nie miała żadnego interesu, aby
takie epizody przedstawiać niezgodnie z prawdą? Czy rzeczywiście Bielski
przeprowadził wszystkich Żydów przez bagna, jak Mojżesz, czy też
wszystkich rozpędził, aby ratowali się na własną rękę, a sam tylko z
wybraną grupą dotarł na miejsce? Jeśli nie można tego dziś do końca
zweryfikować, to przynajmniej należy opisać różne wersje.

Szkoda było tego trudu...

Głuchowski uważa, że książka, jaką napisał z kolegą z "GW",
to "trud", na który poświęcili aż pół roku. Ale nawet gołym okiem widać,
że tego trudu za dużo sobie nie zadali. Jakże bowiem można
bezkrytycznie opierać się na "rewelacjach" niejakiej Tamary Wiarszyckiej
z Białorusi, której pozycja ("naukowa"?) ma wynikać z tego, że jest to
"elegancka dama". A co to ma do jej znajomości źródeł?

Jej rzekome ustalenia odnośnie do Żyda Janka Rudnickiego (z
którego dowolnie zrobiła Polaka) wystarczająco ośmieszyli Libionka i
Adamczyk-Garbowska. Tandem Głuchowski - Kowalski sklecili z tego love
story, ślub z udziałem... rabina i księdza itp. Recenzenci pytają zatem:
"Tylko nie jest potem jasne, dlaczego Janek (...) po wojnie i wyjeździe
do Izraela zostaje prezesem banku". Wynika z tego, że dziennikarze "GW"
od razu powinni zrozumieć, że on po prostu nie mógł być nie-Żydem,
skoro został bankierem w Izraelu. Jednak nie zrozumieli.

I niewiele z tego wszystkiego rozumieją, brnąc zapamiętale w
opary absurdu: "Jesteśmy dziennikarzami. Tworzymy teksty, spisując
opowieści ludzi i to, co zawierają dokumenty lub książki. Dodajemy do
tego swą skromną, dziennikarską wiedzę, nieco literackiej fantazji i -
być może - trochę talentu; tworząc coś, co powinno się dobrze czytać i
zarazem nie odbiegać od prawdy". Prawdy jednak rozpaczliwie brakuje,
zostaje zatem fantazja i nieumiejętność posługiwania się źródłami, ba,
całkowite ich ignorowanie. Prawdę zastępuje więc "literacka fantazja".

Dlatego relacja Wacława Nowickiego jest niedobra. Można ją
deprecjonować, autora ośmieszać i pomijać to, co w niej jest najbardziej
istotne. Ale relacja Jacka-Idela Kagana jest dobra, bo do przyjętej z
góry tezy pasuje. Kagan pisze tak: "Żadnego z braci Bielskich w
Nalibokach w dniu partyzanckiego ataku nie było. (...) Powtarzam, że
cały maj spędziliśmy w okolicy wsi Stara Huta". Ale to nie o samych
braci toczy się spór, lecz o udział ludzi z ich grupy w zbrodni
nalibockiej. A to nie to samo. Ponadto - co może wiedzieć Kagan (i jak
może twierdzić: "spędziliśmy"), skoro jeszcze kilka następnych miesięcy
przebywał w niemieckim obozie pracy w Nowogródku, a nie w obozie
Bielskiego?

Drugi relant Głuchowskiego i Kowalskiego, niejaki Yaakow
Abramowicz, ma do powiedzenia tylko tyle: "Antysemici, którzy twierdzą,
że zabijaliśmy Polaków, po prostu kłamią". Ale temu nie przeczą nawet
dziennikarze "Wyborczej", więc przytaczając takie "rewelacje", dodatkowo
się ośmieszają.

Nie jest też prawdą, że autorzy "Wyborczej" dotarli do
"nieznanych wcześniej świadectw", takich jak stalinowskie akta
Eugeniusza Klimowicza. Badaczom są one znane od kilkunastu lat, znają je
śledczy IPN, były przywoływane w publicystyce dotyczącej pacyfikacji.
To, co jest najbardziej żenujące, to bezkrytyczne korzystanie z nich
przez dziennikarzy, bez prób ich najmniejszej weryfikacji. Czyżby
zeznania składane w okresie stalinowskim były zawsze tak wiarygodne?
Dziennikarze "GW" wielokrotnie posuwają się bardzo daleko, analizując
nawet myśli Klimowicza. Czyżby byli jasnowidzami? Ale ich dzieło
całkowicie temu przeczy!

Co ustalił IPN, a co "orły" z "Wyborczej"

Dotykamy tu kolejnej delikatnej sprawy. Głuchowski oznajmia
Libionce z poczuciem wyższości: "Nie będziemy porównywać naszej pracy
nad książką do trudu śledczych IPN, bo to chyba niemiłe dla obu stron".
Uważa więc, że on (wraz z kolegą) dokonał rzeczy ogromnej, w
przeciwieństwie do IPN. Zajrzyjmy zatem do tego, co ma ta instytucja do
powiedzenia. Już 1 marca 2002 r. ukazał się następujący komunikat ze
śledztwa: "Począwszy od 1942 r., na Naliboki zaczęły napadać bandy
ukrywające się w okolicznych lasach. Działalność tych band miała
charakter wyłącznie rabunkowy. W celu obrony miejscowej ludności w
Nalibokach powstał, składający się z Polaków, oddział 'samoobrony'.
Wiosną 1943 r. dowódcy partyzantów radzieckich, stacjonujących w Puszczy
Nalibockiej, zapragnęli podporządkować sobie 'samoobronę' z Naliboków.
Polacy nie wyrazili na to zgody. Doszło jednak do spotkania, w trakcie
którego zawarto porozumienie, na mocy którego partyzanci sowieccy i
członkowie polskiej 'samoobrony' nie mieli napadać wzajemnie na siebie.
Miasteczko Naliboki i pobliskie osady miały stanowić domenę Polaków z
'samoobrony'. Pomimo tego w nocy z 8 na 9 maja 1943 r. partyzanci z
kilku Oddziałów Brygady Stalina zaatakowali Naliboki. Zatrzymywali
głównie mężczyzn i po wyprowadzeniu ich z domów rozstrzeliwali. Łącznie
zginęło 120-129 osób. Plądrowano wszystkie domy, zabierając z nich
żywność i wartościowe przedmioty. Spalono część domów oraz m.in.
miejscowy kościół i tartak.

Do chwili obecnej, w toku śledztwa, przesłuchano 24
świadków, w większości osób, w chwili zbrodni, zamieszkałych w
Nalibokach lub pobliskich wioskach. Złożyli oni obszerne zeznania co do
przebiegu wydarzeń będących przedmiotem postępowania. Część świadków
wskazuje na konkretne nazwiska atakujących, zeznając, iż wśród nich
znajdowali się również byli mieszkańcy Naliboków narodowości żydowskiej.
Świadkowie podają również nazwiska rosyjskich partyzantów.
Przeprowadzono oględziny akt sprawy przeciwko dowódcy samoobrony w
Nalibokach, przeprowadzonej w 1951 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w
Warszawie. W toku postępowania uzyskano kserokopię szyfrogramu Brygady
Stalina z dnia 11 maja 1943 roku do Ponamarienki i Kalinina. Szyfrogram
ten zawiera meldunek o przeprowadzeniu ataku na Naliboki" (zob. http://www.ipn.gov.pl/portal.php?serwis=pl&dzial=198&id
=3395&search=562). Czyli prawie siedem lat temu z komunikatów IPN
można było wyczytać więcej niż z ośmieszonej książki Głuchowskiego i
Kowalskiego i artykułów tego pierwszego w "GW". Faktycznie, wszelkie
porównania mogą być zatem niemiłe, ale wyłącznie dla dziennikarzy "GW".

"Wiadome koła wiadomej nacji"

Przyznaję, że czytając takie wyssane z palca rewelacje,
jakie można znaleźć w książce Głuchowskiego i Kowalskiego, a także w
artykułach tego pierwszego, trudno ochłonąć ze zdumienia. Ileż trzeba
zadać sobie trudu, aby przejść drogą męki umysłowej autorów, sprawdzić
dokumenty i relacje w celu wykazania, że po prostu podjęli się tematu,
który ich przerósł, do którego nie mają kwalifikacji, przede wszystkim
moralnych. Nie można przecież korzystać garściami z dorobku innych,
wcale się do tego nie odwołując, wybierając tylko to, co im akurat
pasuje. Mam już jednak doświadczenie - kilkanaście lat temu redaktor
"GW" Michał Cichy wystarczająco mnie wyczulił, aby nie ufać w ciemno tej
gazecie.

Odpowiadając Libionce i Adamczyk-Garbowskiej, Głuchowski
specjalnie zajął się też moją osobą. W swoim artykule w "Naszym
Dzienniku" (z 23 stycznia) zauważyłem pewną prawidłowość, gdy "GW"
przecinała dyskusje po swych kontrowersyjnych publikacjach, jak choćby o
rzekomym mordowaniu Żydów (z powodów rasowych) w Powstaniu Warszawskim
czy w Ejszyszkach. Głuchowski usiłuje to wykpić: "może nas śmiało
nazywać pseudobadaczami, którzy na zlecenie wiadomych kół wiadomej nacji
przystąpili do pracy nad książką z gotową tezą"... I tak dalej. A więc,
przyjrzyjmy się temu po kolei. Nazwałem ich wówczas "badaczami", ale to
określenie okazało się grubo na wyrost. Faktycznie, są tylko
pseudobadaczami. Napisałem: "oto 'Gazeta Wyborcza' oddelegowała dwóch
swych redaktorów do zbadania i opisania historii braci Bielskich". Czy
tak nie było? Dla Głuchowskiego jego rodzima gazeta to zaraz "wiadome
koła". No, można i tak. O żadnej nacji nie było zaś mowy. Skoro jednak
redaktor "Wyborczej" uważa, że jego pracodawcy to "wiadoma nacja" -
muszę to przyjąć ze zrozumieniem. W końcu to on tam pracuje, więc
przynajmniej to wie lepiej ode mnie...

Czytać ze zrozumieniem jednak nie potrafi. Tak o mnie
napisał: "Jeszcze w 'Naszym Dzienniku' z 31 maja 2008 r. głosił bowiem,
że między zbrodnią nalibocką a Bielskimi stoi znak równości, i
zapowiadał rychłe potwierdzenie tego przez IPN. W ostatnim swym artykule
z 'NDz' Żebrowski nie jest już tak kategoryczny, zaczyna wręcz IPN
krytykować". Ale ja przecież nic takiego tam nie głosiłem!

Kompromitacja

Już następnego dnia po zakończeniu dyskusji przez redakcję
"GW" prasę obiegły szokujące wiadomości. Niesprzedane jeszcze
egzemplarze "Odwetu" mają zostać wycofane z księgarni i iść na przemiał.
Na skutek wewnętrznych sporów w "GW" jej dziennikarze: Głuchowski i
Kowalski, którzy ośmieszyli i skompromitowali redakcję, pracy jednakże
nie stracą. Przypuszczam, że inny pracodawca nie byłby dla nich aż tak
łaskawy. Za karę mają jednak zostać usunięci z wewnętrznego "Rankingu
wybitnych dziennikarzy", co wiąże się zapewne z obniżeniem stawek. Można
w takim razie zapytać: jeśli to była czołówka wybitnych dziennikarzy
"GW", to jak pracuje reszta?

Film został wystarczająco skompromitowany, ponieważ poza
ogromnymi przekłamaniami historycznymi nie spełnił również oczekiwań
artystycznych. Całkowicie skompromitowana została książka wydana przez
"Gazetę Wyborczą". Niezwykle rzadko się zdarza, aby wydawca podjął tak
drastyczne kroki w celu usunięcia własnej książki już na początku jej
dystrybucji. A jednak. Oświadczenie Agory SA z 9 lutego br. potwierdza,
że książka jest wycofywana, a przyczyną są wyłącznie "braki i
uchybienia". Braki i uchybienia można znaleźć praktycznie w każdej
publikacji, ale nie każda jest kompilacją rzeczy już znanych. Oby nie
było tak jak z notorycznym poprawianiem socjalizmu, z powodu "błędów i
wypaczeń" - ci sami ludzie robili "odnowę" i nadal było po staremu. W
tym przypadku ci sami autorzy mają wyrychtować... "II wydanie".

***

Pozostaje coś jeszcze. Otóż Libionka i Adamczyk-Garbowska
uważają książkę Nechamy Tec "Defiance" za bardzo wartościowe dzieło:
"Miejmy nadzieję, że książka Nechamy Tec ukaże się w języku polskim
(...)". Głuchowski idzie jeszcze dalej: "nie ma się czego wstydzić, bo
prof. Tec to wiarygodne i bezcenne źródło". Problem w tym, że Tec nie
jest historykiem, tylko socjologiem, a jej opisy politycznych stosunków
na Kresach chwilami nie odbiegają od skompromitowanych stalinowskich
interpretacji. Ponadto właśnie wyszła drukiem po polsku praca Petera
Duffy'ego "Bracia Bielscy" (w Wydawnictwie Literackim). Duffy to epigon
Nechamy Tec, który sam nic nie badał, ale w skrajnie nieprawdziwych,
czasem wprost szokujących interpretacjach posunął się jeszcze dalej.
Jednak to już problem do odrębnej analizy.

Leszek Żebrowski

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20090216&id=my11.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

3. Szanowny Panie Michale

Witam.
Jakże jestem Panu wdzięczna za kolejny Wpis, przedstawiający dowody zbrodni dokonanych na Polakach.
Jakże trudno także o tym wszystkim czytać... Ale trzeba... Tak, jak potrzeba o tym przypominać... i prostować zakłamywaną, odwracaną Historię...
Jak trudno pogodzić się też z tym, że żyjemy w czasach, gdy te zbrodnie, dokonane na Nas są ukrywane, ślady po nich zacierane...
Dzisiaj, zbrodnie dokonane przez OBCYCH, Nam Polakom się przypisuje...
A Gross...słowa tego oszczercy,  kolejny raz  się drukuje i publikuje...
Czy to nie jest też zbrodnią przeciwko Narodowi Polskiemu?
Kiedy TO zostanie sprawiedliwie osądzone...?
Kiedy nadejdzie temu kres....?
Oczywiście nie zadaję tych pytań Panu...
***
Z Wyrazami Szacunku
Serdecznie Pozdrawiam.

avatar użytkownika Jacek Mruk

4. Szanowny Panie Michale

Najlepszą obroną jest atak , żydzi to opanowali
Dlatego na Polskę z jadem ciągle napadali
Czynią to nawet w naszym Ojczystym Kraju
Co się dziwić, skoro jesteśmy na rozstaju
W Warszawie siedzą elity opluwaczy siejących dezinformacje
Tylko że oni przejęli władzę , my frustrację
W swoim Kraju jesteśmy traktowani jak śmiecie
Kto chce nas z życia swobodnie zmiecie
Wielu odeszło w mordach jak na wojnie
Tylko po to by bandytom było spokojnie
Czas oczyszczenia musi nadejść to jest pewne
Dlatego te bestie plują i ich pokrewne
Nam trzeba głosić Prawdę po całym Świecie
By żaden zbrodniarz nie robił roboty kreciej
Pokazać kto jest oprawcą ,a kto ofiarą
Dlaczego dla ofiar pomówienia są dodatkową karą
Pozdrawiam

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

5. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Jedenaście lat terroru stalinowskiego 1944-56, a później komunizmu w wydaniu bolszewickim sprawiło to, że Polska Inteligencja zniknęła z mapy Polski. Żydokomuna ją wymordowała
Przez 50 lat komuniści z nadania moskwy stworzyli z Polski Привислинский край.
Dzić kiedy na Michnika powie się Żyd, poleci do sądu i wygra, bo w sądzie siedzą pociotki Michnika.

Niemka sędzina uniewinniła morderce Kiszczaka a wsadziła do więzienia Adama Słomkę, bohatera "Solidarności", którego matkę zamordowali UB-cy Kiszczaka.
Ten, który dziś administruje z Polski chce zrobić land.
Szanowna Pani Marylo, musimy pamiętac, że Stalinowi pomagali Amerykanie i Anglicy. Pomagają i dziś

Przykre ale prawdziwe.

Ukłony moje najniższe

Ostatnio zmieniony przez Michał St. de Z... o pt., 03/02/2012 - 20:40.

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

6. Pani Intix,

Szanowna Pani Joanno,

Jest mi coraz trudniej pisać, bo materiały źródłowe, na których muszę się opierać znikają. Znikają fotografie zbrodniarzy.
Miałem materiał o zbrodniarzach żydowskiego rodowodu Bielskch, znikł..

Bardzo mi miło.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

7. czyszczą,czyszczą Panie Michale sama tez TO obseruję...

liczą na to,ze co raz mniej ludzi wie,pamięta,,,,
tak
mieszadło mieszajace wciąż , zamazuje Pamięć o Zbrodniach....
Boże,marzę o dniu,kiedy KTOŚ zrobi z tym wszystkim porządek,marzę i modlę się o TO,
dlaPolski,dla NAS
W tekście padło pytanie,dlaczego oni nas tak nienawidzą....własnie,dlaczego ?
serdecznie Pana pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

8. Do Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Abyśmy odsunęli od koryta zdrajców, musi być nas większość.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

9. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Piękne słowa, piękne rymy.

Dziękuję

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika UPARTY

10. Po co oni to robią?

Od dawna zastanawiam się nad tym, kto i jaki ma interes w tym, by zbrodnie przeciwko Żydom przypisać Polakom.
Myślę, że Oni gdzieś to już powiedzieli, ale trzeba tą wypowiedź znaleźć. Chodzi mi o wypowiedź taką jak wypowiedź Michnika, który powiedział iz nie może się zgodzić na uznanie agenturalności Wałęsy, bo wtedy okazało by się , ze okrągły stół to porozumienie między agentami rosyjskimi i polskimi ubekami.
My to wiemy, ale nie mówimy o tym tak dosadnie jak on.
Dlaczego Michnikowi tak zależy na ukryciu stron pozrozumienia okrągłego stołu- bo wtedy okazało by się,że obecny spór polityczny Pisem i Antypisem jest sporem o charakterze narodowym. Boją się więc hasła "Kto nie z Pisem ten nie Polak".
Oprócz tego, że ukrywają rzeczywisty przebieg i cel obrad okrągłego stołu, to jeszcze od dwudziestu lat starają się zdeprecjonować pojęcie polskości, by ludziom ja obrzydzić, by przytoczone hasło było możliwie mało nośne.
Co do okrągłego stołu to jakby jest wszystko wiadome.

Natomiast co do kwestii zagłady Żydów i charakteru narodu żydowskiego jeszcze nie.
Ja sam ma kilka "tropów" ale nie wiem czy dobrych.
Początkiem jednego z nich jest synteza dwóch książek. Pierwsza z nich to książka H. Arendt "Eichmann w Jerozolimie". Pada tam niezwykle istotne stwierdzenie, że tylko świetna organizacja Judenratów pozwalał na unicestwienie Żydów tak szybko i tak małymi siłami. Powiedział on jeszcze dodatkowo, że Niemcy nie mogłyby skierować do eksterminacji Żydów większych sił niż to uczyniły. Zgodnie ze swoim charakterem zapewne nie podjęli by akcji, której nie dali by rady sprawnie przeprowadzić. Oznaczało by to, że druga wojna światowa uczy, że warunkiem koniecznym do eksterminacji narodu była jego samoorganizacja organizacja wewnętrzna, która nie sprzeciwiała się temu planowi!
Z kolei Czerwiakow pisze dlaczego elity żydowskie poparły tworzenie Judenratów. Po pierwsze uznały za słuszna tezę św. Tomasza, że porządek, czyli istnienie władzy jest zawsze lepsze od anarchii, czyli braku władzy. Doszli oni też do drugiego wniosku, że mówiąc słowami K. Wyszyńskiego "każdy terror z czasem bieleje", więc jeśli udało by się przyspieszyć ten proces wykazując pełne podporządkowanie najeźdźcy i starając się być dla niego użytecznymi, to w ten sposób można było by ochronić znaczną część "substancji narodowej".
I rzeczywiście w Łodzi ocalało najwięcej Żydów - ok. 20 000 co przyznał w TV sam S. Waiss i nawet podzielił się taka refleksją, ze Rumkowski ocalił tych ludzi, ale po wojnie, nawet gdyby przeżył to został by stracony za kolaborację.

Dlaczego? Bo w świetle wynurzeń Eichmanna był on winien śmierci pozostałych!
Wynikałoby z tego, że tylko ortodoksyjne podejście do ochrony każdego człowieka - takie zgodne z Dekalogiem chroni cała zbiorowość przed represjami!

Po drugie kwestia "dobrej władzy". Otóz przykład Żydów wskazuje, ze wbrew twierdzeniom św. Tomasza i św. Bonawentury wcale nie każda władza jest dobra, lepsza od anarchii!. Jeśli tak to co ze św. Pawłem mówiącym ,że wszelka władza jest dobra?
Ano trzeba byłoby się w niego wczytać i zauważyć, że definiuje on pojęcie władzy jako instytucji nagradzającej za dobre uczynki a karzącej za złe! Jeśli jest odwrotnie to nie mamy do czynienia z władzą w rozumieniu ewangelicznym! Mamy wtedy do czynienia z człowiekiem , z którym mamy wieść spór!
Jakie są tego konsekwencje polityczne dla obecnego świata i obecnych elit - olbrzymie.

Tak wielkie, że przy nich te prę groszy, które kilku kombinatorów chce zarobić to żadne pieniądze.

Co trzeba zrobić, aby te wnioski ukryć. Oderwać Niemców i Eichmanna od holokaustu!
Co my powinniśmy zrobić- po pierwsze pokazać, że jest manipulacja i to robimy ale jeszcze, by dopełnić obrazu musimy pokazać nikczemny motyw tej manipulacji i wskazać zysk i beneficjenta z jej przeprowadzenia.

uparty

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

11. Pan Uparty,

Szanowny Panie,

Cygan zawinił, kowala powiesili.
Świat ludzi bogatych zawsze szuka kozła ofiarnego. My Polacy , po wymordowaniu większości polskiej inteligencji w czasie II Wojny Światowej i panowania żydokomuny, staliśmy się parobkami Niemców i Żydów.

Pozdrawiam

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

12. Panie Michale,kiedyś było nas 10 milionów

ale wtedy byliśmy zorganizowani w zakładach pracy,dzisiaj ...
dzisiaj mamy rosnące bezrobocie i firmy Kolegów rosołopodobnych,więc jest jak jest
i dlatego z duma patrzę na rosnący BUNT,bunt do ktorego tym RAZem nie podepną się żadne
TuskoPOdobne,Boni,Geremko i michnikoPOdobne,nie mówiąc o cieciach,czy walcównych z "kółka rózancowego"
sztukmistrz ,tez nie ma szans na wodza "rewolucji"
serdecznie pozdrawiam i pamiętajmy ze
jesli Bóg z nami,to kto ...przeciw...? tylko WRÓG

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

13. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Tak było nas 10 milionów i 20 milionów komunistów, Żydów, którzy przy okrągłym stole "Solidarność" okradli.

Dziś nadal miliony wierzą mnichnikowi i ferajnie z Czerskiej.

Do dziś wspominają czerwona poetkę, całującą po nogach Stalina.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

14. Panie Michale,wspominaja,bo zabraknie im towarzyszki wisi

my nie płaczemy po niej,nam nie będzie jej brakowało,ba musimy trzymać ręke na pulsie,by za kilka "DNI"niwe okazało sie,ze to wielka patriotka i bohaterka...
i mimo,ze mamy piekne polskie porzekadła,typu o zmarłych się zle nie mówi,to ja na pewno Milczeć,nie bedę,
i jestem pewna,że PAN też,nie
serdecznie pozdrawiam :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

15. re tych,ktorzy nas sprzedawali

to Mazowiecki,zwany grubą kreską,to adam z raną na czole,to Geremek
nienawidzący NAS,los jednak pokarał go srodze za tą nienawiść...śmierć na drodze,ale nie ta chlubna,lecz
taka jak i jego życie...
wielu ich było...
gdy my braliśmy się do "roboty"oni robili biznesy życia a WSI spokojna,WSI wesołą
podpierała ich ze wszystkich stron....
Opcja zerowa ,to jest to,czego Młodzi muszą się nauczyć...zadnych tzw "zasłuzonych "
typu geremkoPOdobnych
serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

16. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Będzie brakowało jednego więcej żywego człowieka.
My będziemy ją potępiać za wszelkie zło jakie wyrządziło Narodowi Polskiemu, Polskiemu Kościołowi, Ludziom tego Kościoła, którzy takim jak ona nieśli pomoc, by przetrwała wojnę.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

17. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Ja nie mam twardych dokumentów, że Mazowiecki współpracował z NKWD. Mam dowody , że zwalczał Kościół . Ludzi Kościoła, Hierarchów.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

18. Panie Michale,nie potrzebne dowody,wystarczy

to zrobił,odcinając Grubą Kreską zbrodnicze działania...nie ma we mnie chęci zemsty,ale jest
wielki żal,że nie udało się zrobić lustracji i nie po to,by poszli do więzienia,ale by nigdy nie mieli prawa
do obejmowania rządowych stanowisk...tylko tyle,i aż tyle...
Dzisiaj nie mieliby prawa zasiadać w rządzie,jak TW Boni i wielu,mu POdobnych...
serdecznie pozdrawiam...

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

19. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Wszyscy widzieliśmy sędzinę Ewę Jethon, która uniewinniła zbrodniarza Kiszczaka a wsadziła do więzienia, opozycjonistę,Słomkę, któremu matkę zamordowała UB Kiszczaka.

Ukłony najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

20. niestety,na naszych oczach dzieją się "cuda"w sądach

to już trzecie pokolenie,kpi z nas
serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

21. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Jak nie usuniemy rządów Tuska, to sądy będa z nas zawsze kpiły.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Tymczasowy

22. W gruncie rzeczy

to Kongres Polonii Kanadyjskiej, a dokladniej Okreg Toronto wydobyl te sprawe. I jeszcze jedna takze.

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

23. Pan Tymczasowy,

Szanowny Panie,

Bardzo dziękuję.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

24. Panie Michale,pierwsze,to

Lustracja,bo sądy są jeszcze z czasów Buzka i przekrętów Wielkiej Transformacji
serd pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

25. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Cały układ III RP, jest powiązany ze słuzbami specjalnymi Rosji i NRD.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

26. Panie Michale,my to wiemy

i trochę jeszcze myślących podobnie
serd pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

27. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Musimy połączyć wszystkie siły by odsunąć od koryta zdrajców.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz